Zamaskowałem się świetnie. Wszędzie szukają mnie ludzie w białych kitlach. Niestety, jeden z nich prawdopodobnie zobaczył błysk światła odbitego w lunetce. Wycelowałem snajperkę Dragunowa jak zwykle, tuż pod mostkiem, w korpus, aby nie patrzeć na twarz. Idą po mnie. Uspokajam oddech i naciskam spust. Nic. Znów spudłowałem. Przeładowuję błyskawicznie i powtarzam strzał. Bez efektu. Już mnie mają...
- Frank, chodź zobacz, Andrew znów się bawi w snajpera!
- Ha, ha, widzę, nawet gębę wysmarował pastą do zębów!
- Co mu dajemy tym razem, haloperydol, czy elektrowstrząsy?
- Może zapytamy lekarza?
- Po cholerę, on zawsze albo to, albo to.
- To haloperydol, mniej roboty.
- OK, wstrzykuję.
Tylko nie ten lek, pomyślałem i momentalnie zapadłem się w sobie...
***********************************
- Czemu zabił Pan z zimną krwią jedenastu niewinnych ludzi? - znów człowiek w białym fartuchu, tym razem jednak to biegły sądowy, psychiatra.
- Niewinnych? Nie ja ich wybierałem, tylko Bóg, dawał znaki!
- Jakie znaki?
- Zawsze w tłumie wypatrywałem osoby otoczonej czarną aurą, z trzema cyframi - 666 - wypalonymi na czole.
- I nie miał Pan litości nawet dla tej ciężarnej kobiety?
- Wręcz przeciwnie, panie doktorze, ojcem dziecka był Lucyfer, a ona urodziłaby antychrysta. Z tej eliminacji przeciwnika jestem dumny!
- Przeciwnika?
- Eliminując złych, chronię naszych chłopców, ba, całe amerykańskie społeczeństwo. W przeciwnym razie nasza demokracja, wartości, które nam wpajano od dzieciństwa ległyby w gruzach! I co wtedy?
- Więc jest Pan obrońcą ludzkości?
- Aż tak daleko nie sięgam... Zabijam jednego złego, zanim skrzywdzi dziesięciu dobrych.
- Traktuje Pan to zabijanie jako kolejną misję?
- To nie zabijanie, tylko eliminacja. Czy diabła można zabić?
- Tak więc czy owa "eliminacja" to kolejna misja?
- Zdecydowanie tak. Najważniejsza w moim życiu... Szkoda tylko, że mi ją tak brutalnie przerwano!
****************************************
Wychowałem się w Teksasie.W zapomnianym przez Boga i ludzi miasteczku, gdzie jedyna rozrywką były cotygodniowe polowania na jelenie. Działało to na mnie jak narkotyk. Nigdy nie mogłem doczekać się piątkowego wieczoru. Reszta dni była nieważna. Gdy pierwszy raz dostałem do ręki archaiczny, wysłużony karabinek Dragunowa, z prymitywną lunetką, zdumiałem wszystkich. Na polowaniu oddałem tylko jeden strzał. Zabiłem jelenia, dziurawiąc mu czaszkę dokładnie między oczami.
Czas płynął, ja wciąż byłem najlepszy. Nawet zakładałem się, w które oko trafić zwierzę, bo to, że trafię, było oczywiste dla każdego.
Gdy tylko skończyłem osiemnaście lat, zaciągnąłem się do marines. Szybko dostrzeżono mój talent i natychmiast przydzielono do pododdziału strzelców wyborowych. Niestety, nie mogłem posługiwać się Dragunowem, amunicja NATO nie pasowała... Jednak szybko przywykłem do nowego karabinu, wybrałem snajperkę MC Millan Tac - ceniłem tę broń za superdokładność i skuteczny zasięg.
Przełożeni nie mogli zrozumieć, że nigdy nie chcę korzystać z komputera balistycznego i pomocy obserwatora, ale na szczęście zrobili dla mnie wyjątek. Obserwator tylko mi przeszkadzał, a komputer miałem w głowie.
Zawsze strzelałem instynktownie, nie musiałem przeliczać wpływu grawitacji, prędkości wylotowej, kierunku wiatru na tor lotu pocisku. To wszystko dawała mi przyroda, obserwacja ruchu liści, chmur, nieba, słońca. Wszystkie dane pochodzące od matki natury błyskawicznie przeliczał mózg, ja po prostu celowałem i strzelałem.
***********************************************
Pierwsza misja - Irak. Nic wielkiego. Z ważniejszych zdarzeń pamiętam tylko sytuację, gdy strzegłem naszych, osaczonych w budynku starej szkoły. Rebelianci zasypywali ich pociskami z granatników. Uratowałem kolegów eliminując trzydziestu dwóch Irakijczyków. Nawet medal za to dostałem.
Potem przerzucono mnie do Afganistanu. Tam z kolei zabiłem Taliba przemycającego broń górską ścieżką. Strzał oddałem z odległości ponad dwóch tysięcy czterystu metrów, co, podobno, jest do tej pory niepobitym światowym rekordem.
Mimo to postanowiłem odejść z armii. Zabijanie nie było tego przyczyną, przecież w ten sposób ratowałem kolegów, ale wciąż brakowało mi prawdziwego wyzwania...
Przełożeni zareagowali natychmiast. Przeniesiono mnie do tajnej jednostki Navy Seals.
Po kilku miesiącach szkolenia wreszcie dostałem zadanie. Miałem zabić prezydenta jakiegoś afrykańskiego państewka, który bardzo szkodził interesom amerykańskich koncernów, wydobywającym tam diamenty i złoto. Z tego, co usłyszałem, chciał znacjonalizować całą gospodarkę.
Zrzucono mnie nocą, oczywiście samego w odległości około dziesięciu kilometrów od posiadłości satrapy. Po kilku godzinach zająłem swoje stanowisko, które wybrałem, studiując wcześniej zdjęcia okolicy pochodzące z satelitów szpiegowskich.
Doskonale zamaskowany, śledziłem poczynania ochrony, godziny wjazdu i wyjazdu prezydenta z posiadłości. Proste - myślałem. Regularnie o dziesiątej rano pojawiał się na schodach rezydencji w towarzystwie czterech ochroniarzy i wyjeżdżał limuzyną w asyście trzech terenówek, pełnych uzbrojonych w AK-47 żołnierzy. Wracał o różnych porach, wieczorem, akurat wtedy, gdy słońce zachodziło i oślepiało mnie. Dlatego postanowiłem wyeliminować cel rankiem.
Wybrałem karabin M 82 A3 - potężną broń na półcalowe pociski, które po trafieniu w ciało, dosłownie rozrywało je na strzępy. Chciałem mieć pewność, że nie zawalę...
Wreszcie nadszedł ten moment. Ale coś się zmieniło. W mojej głowie. Zamiast celować w korpus, aby jednym strzałem zabić, strzeliłem najpierw w lewą rękę prezydenta, potem w prawą. Chwilę stał, bez rąk, które urwało mu aż do przedramienia, jakby zdziwiony. Wycelowałem w korpus. Za późno. Ochroniarze błyskawicznie przykryli go swoimi ciałami. A ja wywaliłem cały magazynek w tę bezwładną masę. Widziałem tylko unoszące się wokół plątaniny ciał chmury krwi. Musiałem się natychmiast ewakuować, dostrzegli mnie, tuż obok świszczały już pociski.
*******************************
Po powrocie okazało się, że prezydent przeżył. Niezdolny do sprawowania urzędu, ale przeżył.
Wojskowi psychiatrzy uznali mnie za niezdolnego do czynnej służby i zostałem wydalony z armii.
******************************
W cywilu nie mogłem się odnaleźć. Patrzyłem co rano na te masy ludzi spieszących się gdzieś, bez wyraźnego celu... Rzygać mi się chciało.
Zainteresowałem się parapsychologią i okultyzmem. Po pewnym czasie spośród masy ludzkiej zacząłem dostrzegać istoty otoczone ciemną aurą z trzema wypalonymi szóstkami na czołach. Głos Boga mówił mi:
- "To twoja ostatnia misja, najważniejsza. Musisz ich wyeliminować, są zagrożeniem piekielnym dla całego rodzaju ludzkiego!
Tym razem wykonywałem misję najstaranniej, jak potrafiłem. Zdobyłem mój ulubiony karabinek Dragunowa. Śledziłem cele, poznawałem ich zwyczaje. Pedantycznie dobierałem stanowiska do strzału i zamaskowany wykonywałem misję, którą zlecił mi Bóg. Niestety, zdołałem zlikwidować tylko jedenaście wcieleń diabła. Wpadłem podczas rutynowej kontroli policji. Zajrzeli do bagażnika i znależli mój ukochany karabinek Dragunowa.
*******************************
Rozprawa była tylko jedna i utajniona, choć o nieuchwytnym snajperze było głośno w całym kraju. To służby chciały jak najszybciej zatuszować całą sprawę.
Uznano mnie za niepoczytalnego i umieszczono dożywotnio w zamkniętym zakładzie dla obłąkanych.
***********************************
- Hej, ty, snajper, wstawaj, obiad czeka.
Dwóch osiłków w zszarzałych fartuchach wzięło mnie pod pachy i posadziło przy klejącym się od brudu stoliku. Zaczęli wciskać mi jakąś papkę do ust, na przemian z pigułkami. Było mi wszystko jedno. Nic nie czułem. Tylko po głowie wciąż tłukła się jedna myśl - "jeden strzał, jeden trup". Tego mi nigdy nie odbiorą.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt