Jeden strzał, jeden trup - seth
Proza » Obyczajowe » Jeden strzał, jeden trup
A A A

     Zamaskowałem się świetnie. Wszędzie szukają mnie ludzie w białych kitlach. Niestety, jeden z nich prawdopodobnie zobaczył błysk światła odbitego w lunetce. Wycelowałem snajperkę Dragunowa jak zwykle, tuż pod mostkiem, w korpus, aby nie patrzeć na twarz. Idą po mnie. Uspokajam oddech i naciskam spust. Nic. Znów spudłowałem. Przeładowuję błyskawicznie i powtarzam strzał. Bez efektu. Już mnie mają...

- Frank, chodź zobacz, Andrew znów się bawi w snajpera!

- Ha, ha, widzę, nawet gębę wysmarował pastą do zębów!

- Co mu dajemy tym razem, haloperydol, czy elektrowstrząsy?

- Może zapytamy lekarza?

- Po cholerę, on zawsze albo to, albo to.

- To haloperydol, mniej roboty.

- OK, wstrzykuję.

     Tylko nie ten lek, pomyślałem i momentalnie zapadłem się w sobie...

 

 

                                                              ***********************************

   

 

- Czemu zabił Pan z zimną krwią jedenastu niewinnych ludzi? - znów człowiek w białym fartuchu, tym razem jednak to biegły sądowy, psychiatra.

- Niewinnych? Nie ja ich wybierałem, tylko Bóg, dawał znaki!

- Jakie znaki?

- Zawsze w tłumie wypatrywałem osoby otoczonej czarną aurą, z trzema cyframi - 666 - wypalonymi na czole.

- I nie miał Pan litości nawet dla tej ciężarnej kobiety?

- Wręcz przeciwnie, panie doktorze, ojcem dziecka był Lucyfer, a ona urodziłaby antychrysta. Z tej eliminacji przeciwnika jestem dumny!

- Przeciwnika?

- Eliminując złych, chronię naszych chłopców, ba, całe amerykańskie społeczeństwo. W przeciwnym razie nasza demokracja, wartości, które nam wpajano od dzieciństwa ległyby w gruzach! I co wtedy?

- Więc jest Pan obrońcą ludzkości?

- Aż tak daleko nie sięgam... Zabijam jednego złego, zanim skrzywdzi dziesięciu dobrych.

- Traktuje Pan to zabijanie jako kolejną misję?

- To nie zabijanie, tylko eliminacja. Czy diabła można zabić?

- Tak więc czy owa "eliminacja" to kolejna misja?

- Zdecydowanie tak. Najważniejsza w moim życiu... Szkoda tylko, że mi ją tak brutalnie przerwano!

 

 

                                                ****************************************

 

     Wychowałem się w Teksasie.W zapomnianym przez Boga i ludzi miasteczku, gdzie jedyna rozrywką były cotygodniowe polowania na jelenie.  Działało to na mnie jak narkotyk. Nigdy nie mogłem doczekać się piątkowego wieczoru. Reszta dni była nieważna. Gdy pierwszy raz dostałem do ręki archaiczny, wysłużony karabinek Dragunowa, z prymitywną lunetką, zdumiałem wszystkich. Na polowaniu oddałem tylko jeden strzał. Zabiłem jelenia, dziurawiąc mu czaszkę dokładnie między oczami.

     Czas płynął, ja wciąż byłem najlepszy. Nawet zakładałem się, w które oko trafić zwierzę, bo to, że trafię, było oczywiste dla każdego.

     Gdy tylko skończyłem osiemnaście lat, zaciągnąłem się do marines. Szybko dostrzeżono mój talent i natychmiast przydzielono do pododdziału strzelców wyborowych. Niestety, nie mogłem posługiwać się Dragunowem, amunicja NATO nie pasowała... Jednak szybko przywykłem do nowego karabinu, wybrałem snajperkę  MC Millan Tac - ceniłem tę broń za superdokładność i skuteczny zasięg.

     Przełożeni nie mogli zrozumieć, że nigdy nie chcę korzystać z komputera balistycznego i pomocy obserwatora, ale na szczęście zrobili dla mnie wyjątek. Obserwator tylko mi przeszkadzał, a komputer miałem w głowie.

     Zawsze strzelałem instynktownie, nie musiałem przeliczać wpływu grawitacji, prędkości wylotowej, kierunku wiatru na tor lotu pocisku. To wszystko dawała mi przyroda, obserwacja ruchu liści, chmur, nieba, słońca. Wszystkie dane pochodzące od matki natury błyskawicznie przeliczał mózg, ja po prostu celowałem i strzelałem.

 

 

                                                  ***********************************************

 

 

     Pierwsza misja -  Irak. Nic wielkiego. Z ważniejszych zdarzeń pamiętam tylko sytuację, gdy strzegłem naszych, osaczonych w budynku starej szkoły. Rebelianci zasypywali ich pociskami z granatników. Uratowałem kolegów eliminując trzydziestu dwóch Irakijczyków. Nawet medal za to dostałem.

     Potem przerzucono mnie do Afganistanu. Tam z kolei zabiłem Taliba przemycającego broń górską ścieżką. Strzał oddałem z odległości ponad dwóch tysięcy czterystu metrów, co, podobno, jest do tej pory niepobitym światowym rekordem.

     Mimo to postanowiłem odejść z armii. Zabijanie nie było tego przyczyną, przecież w ten sposób ratowałem kolegów, ale wciąż brakowało mi prawdziwego wyzwania...

     Przełożeni zareagowali natychmiast. Przeniesiono mnie do tajnej jednostki Navy Seals.

     Po kilku miesiącach szkolenia wreszcie dostałem zadanie. Miałem zabić prezydenta jakiegoś afrykańskiego państewka, który bardzo szkodził interesom amerykańskich koncernów, wydobywającym tam diamenty i złoto. Z tego, co usłyszałem, chciał znacjonalizować całą gospodarkę.

    Zrzucono mnie nocą, oczywiście samego w odległości około dziesięciu kilometrów od posiadłości satrapy. Po kilku godzinach zająłem swoje stanowisko, które wybrałem, studiując wcześniej zdjęcia okolicy pochodzące z satelitów szpiegowskich.

     Doskonale zamaskowany, śledziłem poczynania ochrony, godziny wjazdu i wyjazdu prezydenta z posiadłości. Proste - myślałem. Regularnie o dziesiątej rano pojawiał się na schodach rezydencji w towarzystwie czterech ochroniarzy i wyjeżdżał limuzyną w asyście trzech terenówek, pełnych uzbrojonych w AK-47 żołnierzy. Wracał o różnych porach, wieczorem, akurat wtedy, gdy słońce zachodziło i oślepiało mnie. Dlatego postanowiłem wyeliminować cel rankiem.

     Wybrałem karabin M 82 A3 - potężną broń na półcalowe pociski, które po trafieniu w ciało, dosłownie rozrywało je na strzępy. Chciałem mieć pewność, że nie zawalę...

     Wreszcie nadszedł ten moment. Ale coś się zmieniło. W mojej głowie. Zamiast celować w korpus, aby jednym strzałem zabić, strzeliłem najpierw w lewą rękę prezydenta, potem w prawą. Chwilę stał, bez rąk, które urwało mu aż do przedramienia, jakby zdziwiony. Wycelowałem w korpus. Za późno. Ochroniarze błyskawicznie przykryli go swoimi ciałami. A ja wywaliłem cały magazynek w tę bezwładną masę. Widziałem tylko unoszące się wokół plątaniny ciał chmury krwi. Musiałem się natychmiast ewakuować, dostrzegli mnie, tuż obok świszczały już pociski.

 

 

                                                        *******************************

 

 

     Po powrocie okazało się, że prezydent przeżył. Niezdolny do sprawowania urzędu, ale przeżył.

     Wojskowi psychiatrzy uznali mnie za niezdolnego do czynnej służby i zostałem wydalony z armii.

 

 

                                                            ******************************

 

 

      W cywilu nie mogłem się odnaleźć. Patrzyłem co rano na te masy ludzi spieszących się gdzieś, bez wyraźnego celu... Rzygać mi się chciało.

    Zainteresowałem się parapsychologią i okultyzmem. Po pewnym czasie spośród masy ludzkiej zacząłem dostrzegać istoty otoczone ciemną aurą z trzema wypalonymi szóstkami na czołach. Głos Boga mówił mi:

- "To twoja ostatnia misja, najważniejsza. Musisz ich wyeliminować, są zagrożeniem piekielnym dla całego rodzaju ludzkiego!

     Tym razem wykonywałem misję najstaranniej, jak potrafiłem. Zdobyłem mój ulubiony karabinek Dragunowa. Śledziłem cele, poznawałem ich zwyczaje. Pedantycznie dobierałem stanowiska do strzału i zamaskowany wykonywałem misję, którą zlecił mi Bóg. Niestety, zdołałem zlikwidować tylko jedenaście wcieleń diabła. Wpadłem podczas rutynowej kontroli policji. Zajrzeli do bagażnika i znależli mój ukochany karabinek Dragunowa.

 

 

                                                           *******************************

 

 

 

      Rozprawa była tylko jedna i utajniona, choć o nieuchwytnym snajperze było głośno w całym kraju. To służby chciały jak najszybciej zatuszować całą sprawę.

     Uznano mnie za niepoczytalnego i umieszczono dożywotnio w zamkniętym zakładzie dla obłąkanych.

 

 

                                                           ***********************************

 

 

- Hej, ty, snajper, wstawaj, obiad czeka.

     Dwóch osiłków w zszarzałych fartuchach wzięło mnie pod pachy i posadziło przy klejącym się od brudu stoliku. Zaczęli wciskać mi jakąś papkę do ust, na przemian z pigułkami. Było mi wszystko jedno. Nic nie czułem. Tylko po głowie wciąż tłukła się jedna myśl - "jeden strzał, jeden trup". Tego mi nigdy nie odbiorą.

 

 

     

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
seth · dnia 11.12.2014 11:48 · Czytań: 1363 · Średnia ocena: 4,33 · Komentarzy: 15
Komentarze
euterpe dnia 11.12.2014 15:19 Ocena: Świetne!
Seth, kolejne opowiadanie i kolejny strzał w dziesiątkę. Już wspominałam o Twoich świetnych pomysłach i się tego trzymam. Poza tym podoba mi się Twoja dbałość o szczegóły, zaznajomiłeś się z podawanymi lekami, modelami karabinków, amunicji i modelem psychologicznym. Nakreśliłeś też moment przełomowy, wiele wnoszący do sprawy. Jestem pod wrażeniem.
Pozdrawiam ciepło,
Ewa
Heisenberg dnia 11.12.2014 23:36
Tak, zadbanie o szczegóły, to zdecydowanie mocna strona opowiadania. Pokazuje to, że tekst jest dopracowany, ale nie tylko o to chodzi. Bohater jest narratorem, wiec te szczegóły dotyczące broni, świetnie pokazują, że jest prawdziwym pasjonatem. Ogólnie postać ukazana w dobry sposób, pomyślana, z głęboko zarysowaną osobowością; nie jakiś tam "papierowy" bohater.

Nie wiem, czy to dobra interpretacja (może nadinterpretacja?), ale dla mnie opowiadanie może mieć wiele znaczeń. Z jednej strony wersja dosłowna, czyli Andrew był snajperem, który oszalał i trafił do psychiatryka. Ale z drugiej strony, początkowo bohater wyobraża sobie, że strzela do ludzi, podczas gdy w rzeczywistości tylko "bawi się w snajpera". Może więc cała historia "snajpera - szaleńca" jest tylko wyobrażeniem, a bohater to zwykły pacjent zakładu psychiatrycznego, któremu wydaje się, że jest byłym żołnierzem i seryjnym mordercą.
Można by wykombinować jeszcze kilka alternatywnych wersji. To kolejna zaleta - tekst, choć niby dosłowny, pozostawia miejsce na domysły czytelnika.

Napisane sprawnie; wprawdzie nie czuć zbytnio osobistego stylu Autora, ale czytało się dobrze. Gdzieniegdzie coś mi zgrzytało w budowie zdań, lecz teraz nie mogę tego wyłapać.

Pozdro
seth dnia 12.12.2014 05:31
Serdeczne dzięki, Ewo za komentarz. Pomysły...biorą się z obserwacji rzeczywistości, a może znam taką osobę?...
Pozdrawiam cieplutko
seth

Heisenbergu, dziękuję za poświęcony czas, pierwotnie tekst był o wiele bardziej obszerny, ale radykalnie "okroiłem" go pozostawiając tylko to co według mnie było najważniejsze. Zależało mi, jak celnie zauważyłeś, na wieloznaczności utworu. Może dlatego opowiadanie utraciło na płynności i dlatego nie "czuć osobistego stylu Autora" - nawet nie wiedziałem, iż taki posiadam....:)
Dzięki i pozdrawiam
seth
LukaszPeee dnia 12.12.2014 10:29 Ocena: Bardzo dobre
Dobry pomysł z wykorzystaniem seryjnego mordercy i psychiatryka. To nieznane obszary rzeczywistości. Zawsze można zadawać pytania, dlaczego i po co? Poza tym, seryjnych snajperów tak wielu nie było, choć pewne "ale" mam. Brakuje momentu z młodości, dzieciństwa, tzw. iskry zapalnej, która zmienia człowieka, a którą najczęściej otoczenie nie zauważa jako groźnej w skutkach. Może ten strzał do jelenia, ale bardziej o sytuację rodzinno-uczuciową, by chodziło. To ważne przy historiach seryjnych morderców. Jednak, gdyby odczytywać opowiadanie w konwencji onirycznej, to wystarcza to, co jest - niegroźny pacjent psychiatryka, któremu wydaje się, że jest snajperem...
Pozdrawiam
Łukasz
sergiusz45 dnia 12.12.2014 11:28
seth

Użyłeś znanego powszechnie, do znudzenia, stereotypu z amerykąńskich filmów, o takiej dokładnie tematyce (z jeleniem i domem wariatów włącznie).
Nie miałbym Ci tego za złe, gdybyś go użył do wyprowadzenia ciekawego wniosku (puenty). Niestety niczego takiego tu nie widzę, gdyż "wszystko", w tej sprawie, pokazali już amerykańscy filmowcy. A ściganie się z nimi nie ma żadnego sensu. Zatem po co to napisałeś? Dla wprawki? Żeby ostrzyć pióro? No to Ci się udało. Ale nic poza tym!!!
Ponadto - zabieg pisarski polegający na wzbogacaniu treści nieistotnymi z punktu widzenia całości szczegółąmi technicznymi, musi być do czegoś potrzebny. U Ciebie niczemu nie służy i razi manierą, infantylną manierą Autora. Tyle.
seth dnia 12.12.2014 14:58
Witam, Łukaszu. Ten tekst miał być jedną wielką przenośnią, na temat tego, co ze zwykłego, w jakiś sposób utalentowanego, człowieka może zrobić nie tylko wojsko, ale każda zhierarchizowana, totalitarna instytucja, jak choćby nawet korporacja. Wysysają Cię do cna, a gdy już nie nadążasz, nagle, któregoś poniedziałku, znajdujesz swe rzeczy na biureczku starannie zapakowane w kartonowe pudełeczko, a na Twoje miejsce czeka już kolejny głodny młody szczurek. A Ty z wypranym mózgiem nie możesz odnaleźć się w rzeczywistości...
Wspomnij też eksperyment Caldiniego...
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za poświęcony czas - seth

sergiuszu45, pomyśl z łaski swojej, zanim coś chlapniesz.
"Wzbogacanie treści nieistotnymi z punktu widzenia całości szczegółami technicznymi", nie jest infantylne, jak piszesz, lecz bardzo ważne. Najpierw Andrew posługiwał się archaiczną snajperką Diagunowa, podczas ostatniej wojskowej misji używał karabinu M82 A3 - istnej armaty, rozrywającej ciało na strzępy. Obrazuje to przemianę wewnętrzną bohatera, nie liczy się finezja, talent, tylko skutek, tak go wytresowano. Im więcej krwi, tym lepiej. Ludziom nigdy nie patrzy w twarz, zabijanie nazywa "eliminacją celów".
W sumie teraz żałuję, że na tło dla opisania tej mrocznej strony natury ludzkiej wybrałem akurat wojsko, bo naprawdę przykro jest później czytać idiotyczne komentarze fanów "Łowców Jeleni" i innych "amerykańskich filmów o podobnej tematyce". Tyle.
sergiusz45 dnia 12.12.2014 15:27
seth

To, że nie rozumiesz mojego komentarza, nie jest moją winą. Zrobiłem co mogłem. Reszta to Twój problem. Zatem - pisz jak potrafisz, czyli nie dla mnie. Grafomania nie boli. Śmieszy.
seth dnia 12.12.2014 16:12
sergiusz45


Wiem. I naprawdę nie pamiętam, kiedy ktoś by mnie tak bardzo rozśmieszył, jak Ty.
LukaszPeee dnia 13.12.2014 10:56 Ocena: Bardzo dobre
seth
Cytat:
Ten tekst miał być jedną wielką przenośnią, na temat tego, co ze zwykłego, w jakiś sposób utalentowanego, człowieka może zrobić nie tylko wojsko, ale każda zhierarchizowana, totalitarna instytucja, jak choćby nawet korporacja.

System korporacyjny jest dość stary. Jeśli chodzi o instytucje zhierarchizowane: kościół, partie polityczne, urzędy. Chcę tylko powiedzieć, że korporacje skądś czerpały wzorce. Seryjni mordercy też często byli zdolnymi ludźmi, których nikt na czas nie odkrył, przez co postanowili inaczej ujawnić światu swe talenty. Zgadzam się z twoją interpretacją, bo jest fragment, który można odczytywać w sposób, który proponujesz.
Pozdrowienia
Łukasz
viktoria12 dnia 18.12.2014 09:33 Ocena: Bardzo dobre
Witaj Seth :)
Moim zdaniem: dobrze napisałeś to opowiadanie o snajperze.
Wprawdzie początkowo budził mój sprzeciw ostatni akapit, a szczególnie słowa:
,,Dwóch osiłków w zszarzałych fartuchach wzięło mnie pod pachy i posadziło przy klejącym się od brudu stoliku... " - przeca to niemożliwe, pomyślałam sobie, nie w polskich warunkach...
Ale, ale: to inne realia, inny kraj. I dobrze. Pozostaje czytelnikowi płaszczyzna domysłów: prawda to, czy zmyślona historia, fikcyjny bohater.
Wydaje mi się, że pierwowzór gdzieś tam jednak żyje albo żył.
Szkoda chłopaka: nieprzeciętnie zdolny, kariera, kariera, kasa, kasa, kasa... i psychiatryk na końcu:
za wszystkie trupy:
Jeden trup, jeden strzał...
Jemu wszystko jedno, najlepszy, nagrodzony... naj...;
ale niech sobie nie schlebia za bardzo - najlepsi z najlepszych mają tak: ,, dwa i jeden..."
I kończą, chociaż niekoniecznie, w psychiatryku.
Więc lepiej nie likwidować celów, mieć mniej kasy, święty spokój. I zdrowie. To ostatnie jest najważniejsze.
Bdb
a.bombola dnia 23.12.2014 19:11
Drogi Autorze,
nie będę taki miły jak moi przedmówcy. Bo owszem, z przyjemnością wczytuję się w poezjowanie, w prozę poetycką pełną środków artystycznego wyrazu, lecz jakoś nie umiem znieść powierzchowności. Tego, że ktoś gdzieś usłyszał, że w którymś kościele dzwony biją, ale nie wie, w którym.
Toteż wyjaśniam:
1. SWD (czyli snajpierskaja wintowka Dogumarowa) nigdy nie była i nie będzie bronią myśliwską. Choćby dlatego, że jeleniowi strzelonemu między oczy urwałoby łeb razem z płucami.
2. Ta broń, specjalistyczna i cholernie zabójcza, nawet i w Jusasa raczej jest niedostępna w sklepach z bronią.
3. Polowanie na jelenie zaczerpnięte z kultowego filmu „Polowanie na jelenie”
4. Tytuł zaczerpnięty ze znakomitego filmu pt.. „Snajper”. Z kwestii Toma Berengera.
5. Rekordowa odległość strzału to też bajka. Udokumentowany rekord wynosi 2645 m. (Afganistan) . Drugi z kolei to ok. 2450 m. Następne (dłuuugo, długo nic) to ok. 2000 m. Na pewno nie z SWD, który ma zasięg skutecznego rażenia do 1300 m.
6. Na współczesnym polu walki snajper zawsze działa z obserwatorem rejestrującym wszelkie uwarunkowania pogodowe. Snajper ma przy luniecie pokrętła nastawiane – wedle sugestii obserwatora – na siłę i kierunek wiatru.
7. Człowiek z problem psychicznym jest natychmiast odsyłany na tyły, by samemu sobie, tym bardziej kolegom z oddziału krzywdy nie zrobił
8. Odstrzelenie 32 wrogów to już kuriozum, przy którym zajadów dostaję)) Owszem, w czasie I wojny był przypadek, że amerykański snajper odstrzelił ok. 50 silnie okopanych i doskonale uzbrojonych Niemców. Strzelał przez trzy dni, aż się poddali.
9. Snajper raz pociąga za spust, potem szybko się przemieszcza. Bo wie, że sam staje się celem nr 1 dla strzelców przeciwnej strony.

Drogi Autorze,
fajnie potrafisz składać słowa. Tak trzymać! Ale rusz tyłek sprzed telewizora i gierek komputerowych, idź na spacer. Na blokowisku, tym bardziej w parku, jeszcze bardziej gdzieś w plenerze, może na uczelni, może w jakimś zakładzie, znajdziesz mnóstwo tematów. Realnych, rzeczywistych. Dalekich od gierek komputerowych i produkcji z Hollywood, gdzie Chuk Norris osobistycznie ze cztery razy rozwala cały Wietnam)
Trzeba się przejść. Patrzeć oczami duszy. Wyjrzeć wyobraźnią poza obraz widziany. Tam osadzić akcję. Lub choćby to, co w duszy zagra. Ubrać to w słowa.
Wiem, a przynanamniej tak mi się wydaje, że jesteś w stanie to uczynić.
Twój wybór, czy zechcesz.
Połamania pióra życzę
Andrzej
seth dnia 02.01.2015 23:51
viktorio12 - serdeczne dzięki za komentarz, oczywiście zgadzam się, zdrowie najważniejsze, ale... Najlepiej przy okazji mieć furę kasy i święty spokój. Ale to marzenie ściętej głowy, przynajmniej w moim przypadku :) .
Pozdrawiam - seth


Drogi a.bambola - dziekuję za komentarz, w kwestiach merytorycznych:
1. SWD - masz rację, nigdy nie było i nie będzie bronią myśliwską, ale szukałem czegoś archaicznego dla mojego bohatera, jedyne co znalazłem to właśnie ruski SWD, który zaczął być produkowany w 1960
2. Legalnie tego w USA nie kupisz, tak samo jak UZI, a ile tego wśród ichniejszych gangsterów...
3. Chodziło Ci chyba Łowcę Jeleni, chyba że inaczej jakoś przetłumaczyłeś oryginalny tytuł "The Deer Hunter"
4. Nie uwierzysz, ale z całej serii "Snajpera" próbowałem oglądać któraś z części, gdy Berenger został wysłany z jakimś murzynem w misję chyba w byłej Jugosławii. Filmu nie dokończyłem oglądać, bo...Ok. Nie dyskutujmy o gustach. A tytuł to motto wszystkich amerykańskich snajperów, zaczerpnąłem z jakiegoś filmu dokumentalnego.
5.Tutaj ani Ty, Andrzeju, ani ja nie mieliśmy racji. Obecny rekord to 2815m, ustanowiony w listopadzie 2012. Afganistan, prowincja Helmad, broń M82A1 Barret. Strzelało dwóch Australijskich snajperów, potwierdzone trafienie, problem w tym, który z nich trafił. Poza tym mój bohater nie strzelał z SWD, lecz użył snajperki Mc Millan Tac.
6. Wiem, że bez obserwatora ani rusz. Nagiąłem prawdę, aby podkreślić geniusz bohatera.
7. Problem psychiczny "mojego" snajpera ujawnił się dopiero podczas ostatniej misji. Wcześniej po prostu chciał odejść z armii. Pragnął nowego wyzwania, więc je dostał...
8. To nie kuriozum, Andrzeju, w Falludży, niejaki Ethan Place, snajper armii USA uzyskał 32 potwierdzone trafienia, za co dostał Srebrną Gwiazdę za "męstwo w obliczu wroga. Posługiwał się M 42 A3.
9. To oczywista oczywistość :). Tak samo jak snajper woli zginąć, niż dostać się w łapy wroga...

Dziękuję za komplementy. Fanem gierek i TV nie jestem. Ani broni, zabijania, technicznych szczegółów uzbrojenia i.t.p.. Wszystko to wywlokłem z netu, aby dodać opowiadanku autentyczności, poza tym kusiło mnie, żeby napisać coś innego niż dotychczas. Zerknij na me wcześniejsze wypociny, może bardziej Ci się spodobają:)

Ale takiej fali komentarzy się nie spodziewałem. Może napiszę coś o dramacie japońskich marynarzy, wysłanych w samobójczą misję na superpancerniku Yamato, uzbrojonym w działa o kalibrze...Stop, bo naprawdę wyjdę na jakiegoś infantylnego fana gierek czy TV, ha,ha.
Pozdrawiam serdecznie, dzięki za komentarz - seth
a.bombola dnia 04.01.2015 13:47
Seth,
zacznę od końca: jedynymi na polu walki, którzy wolą nie pójść do niewoli, to ludzie z obsługi miotaczy płomieni. Snajperzy, choć mnóstwo dotkliwych dla wroga szkód czynią, są szanowani. Choćby za profesjonalizm i odwagę.
Rekordowy strzał? Trzeba było zerknąć choćby w to, co Wikipedia podaje (cyt.):
Zasięg skuteczny 1800 – 2000 m
O kilometr dalej kulki o kalibrze 12,7 mm można w czapkę łapać :)
Chyba, że ktoś strzeli stromotorowo. Takich geniuszy nie ma. Mogą się tylko zdarzyć przypadki.
W juesmańskie doniesienia z Iraku czy Afganu za diabła nie wierzę. Dla mnie, nie tylko dla mnie (znam sporo ludzi, którzy tam byli i doświadczyli, w tym jedni z najlepszych na świecie spece z GROM), to wyłącznie juesmańska propaganda. Z tych naładowanych amfą mięśniaków mająca zrobić narodowych herosów.
Tak samo jak i z gostka, który w jednym boju ponoć odstrzelił 32 cele. Albo miał czapkę - niewidkę, albo strzelał do nieuzbrojonych cywili. Każdy bowiem snajper staje się celem nr 1 dla przeciwnika. W warunkach walki ulicznej, gdy strony przeciwne dzieli kilkadziesiąt metrów, nawet kiepsko wyszkolony żołnierz zdejmie taki cel jednym pociągnięciem za spust.

A jeśli chodzi o szczegóły techniczne i przywoływanie ich w prozie... Cóż, nawet klasycy gatunku, więc McLean, Ludlum czy Fosyth, nie wchodzili w takie rzeczy. Tworzyli swoje książki w oparciu o doświadczenie i wiedzę nabytą w bibliotekach i archiwach. Skupiając się na rozwoju fabuły i akcji. Co wciągające dla czytelnika.

Yamato? Ciekaw jestem, jak pociągniesz temat. Pozostając z nadzieją, że próbując wejść w psyche fanatyków gotowych na śmierć w imię cesarza i Nipponu sięgniesz głębiej. Do źródeł.
Dostrzegając choćby to, że fanatycznie szli na rzeź przekonani, że śmierć w walce skazanej na totalną porażkę to dla nich honor i zaszczyt. Przez co woleli popełnić samobójstwo, by nie dostać się do niewoli.
Lecz cóż, próbuj...
seth dnia 04.01.2015 20:03
a.bombola - chylę czoła przed Twą wiedzą. Niewątpliwie znasz się na tym lepiej niż ja. Dlatego z pokorą przyjmuję wszystkie Twe uwagi. :). W amerykańską propagandę też nie wierzę.
Z Yamato to był żart. Trzeba by było doświadczyć tego na własnej skórze, aby porwać się na taki temat lub choćby znać kogoś, kto zna dramat okrętu z autopsji. Grzebanie w źródłach, to ogrom pracy, a i tak bez pomocy praktyka wyszłyby przekłamania.
I rzeczywiście, pisanie o temacie, który tylko liznąłem, czerpiąc wiedzę z kilku "juesmańskich"(spodobało mi się to określenie) filmów dokumentalnych i wchodzenie w szczegóły techniczne tym bardziej, jest trochę jak błądzenie ślepca we mgle.
Dzięki za komentarz
Pozdrawiam serdecznie - seth
a.bombola dnia 06.01.2015 12:35
Seth,,
to się przyznam :) Mnóstwo lat temu wpadłem na pomysł, by na kanwie wybuchu w Rotundzie, gdzie zginęło wówczas 49 osób, osadzić jeśli nie powieść, to choć duże opowiadanie o sensacyjnym posmaczku. I nawet zacząłem pisać.
Zresztą nie miałem nic lepszego do roboty. Bo co robić w czasach, gdy w TV tylko dwa programy, o necie jeszcze nikt nie słyszał, od czytania oczy już bolą, zaś jesienna pogoda taka, że nawet nosa nie chce się z chałupy wystawić? Że nawet z kumplami nie chce się pójść pójść gdzieś na piwo czy wódeczkę jakąś? :smilewinkgrin:
Więc pisałem. By wreszcie zrozumieć, iż dla uzyskania wiarygodności, do czego konieczne oparcie się na niektórych szczegółach (znajomość wnętrza budynku i jego konstrukcji, choć elementarna wiedza o pracy w banku itp.), powinienem mnóstwo czasu spędzić w czytelniach i archiwach. Że musiałbym dotrzeć do ludzi, którzy naocznie widzieli ogrom tej tragedii. Tak tych, którym szczęśliwie udało się ujść z życiem, jak i tych, którzy uczestniczyli w akcji ratowniczej.
Po tygodniu uznałem, że to mnie przerasta. Nie tylko z braku czasu na ślęczenie w czytelniach czy - tym bardziej - szperanie w archiwach. Nie znając przedmiotu od środka zapewne bym spłodził jakiegoś tylko gniota. Więc odpuściłem.
Na szczęście pogoda się poprawiła, a jeden z kolegów odkrył na Ochocie wielce sympatyczny pub B) Zaś ja odkryłem, że w lokalu, do którego mam dosłownie o rzut beretem, jest taka mała, kameralna salka, w której mieściło się kilkanaście osób. Gdzie zawsze można sobie pogadać nie tylko o literaturze. A gdy się ktoś znudził gadaniem, to mógł pójść na główną salę, gdzie kilka razy w tygodniu był dancing :)

Wiedza moja (zapewniam: wciąż fragmentaryczna) stąd, że przez wiele lat nosiłem mundur. Lecz na tym poletku tematu nie szukam. Pewnie też i dlatego, że przez moje łapy przeleciało sporo różnych gniotów tłumaczonych z angielskiego.
Nie wiem, czy to wina autorów, czy tylko tłumaczy. W każdym razie szkoda było czasu i pieniędzy wydawanych na książki, których nie da się czytać. Krótkotrwale lecz lecz bardzo intensywnie reklamowane jako absolutne hity wydawnicze.
Hity kasowe - to może i tak. Lecz cóż, m.in. po to jest reklama, by byle co sprzedać jak najlepiej i doskonale zarobić na rozbudzonej w ludziach ciekawości.

Wolę poruszać się w tematach, które lepiej "czuję". Jednakże wiedząc, że nawet najlepsze rzeczy (nie o swoich myślę), o ile autor nie znajdzie doskonałego promotora (czytaj: tzw. "popychacza";) dysponującego możliwością zrobienia wokół danej pozycji medialnego nagłośnienia, przyniosą zysk tylko w postaci satysfakcji.

Trzymam kciuki za Twoją wytrwałość :yes:
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty