Galareta
Ruszyłem ręką, ale ciężki glut zablokował mi jakikolwiek dalszy ruch. Próbowałem przesunąć prawą nogę – daremnie. Cholerna galareta ciągnęła mi się wzdłuż stóp, ud i między gaciami. Cały byłem oblepiony czymś oślizgłym i śmierdzącym. Czułem mieszaninę rosołu, ryby a nawet selera. Ohyda!
Chwyciłem ręką dziwny okrągły przedmiot – był brązowy i miękki oraz oblepiała go ta sama kleista substancja co i mnie. Za to pachniał bardzo przyjemnie, przypominając mi dawne serniki mamusi. Koło niego - drugi, też podobny do piłki, równie okrągły, tylko zielony i mięsisty. Próbowałem przekręcić się na brzuch, ale kleista masa trzymała mnie w swych szponach. Kątem oka zauważyłem dziwny migdałowaty obiekt szarawego koloru, też zanurzony w glucie.
- Co jest do cholery?
Nagle poczułem zawrót głowy i całe moje ciało, umieszczone w czymś na kształt kosmicznego statku uniosło się w górę i znowu w dół. Galareta zafalowała groźnie swym monstrualnym cielskiem. Usłyszałem dźwięk jakby stawianego talerza…
To chyba efekt poniedziałkowej popijawy z Marianem. Wczoraj wieczorem wpadliśmy na godzinkę do osiedlowego pubu „Trzy Rybki” i trochę sobie popiliśmy przedświątecznie. Marian piwo, za to ja musiałem dodać ze trzy pięćdziesiątki na nurka.
Nurek jest wtedy, jak sobie dolejesz do piwa pięćdziesiątkę. Ano.
Wydaje mi się jak przez mgłę, że potem odprowadziłem Mariana na autobus a sam grzecznie skierowałem się do własnego domu. Jeszcze pamiętam, że kupiłem po drodze karpia i trzy piwa a dalej to już niewiele. A właściwie to niewiele pamiętałem już od momentu wejścia do „Trzech Rybek”
Wigilię zawsze spędzam z mamusią, odkąd Beata uciekła ode mnie z Wojtusiem i Milenką. Głupia pinda, nie pozwala mi widzieć się z dzieciakami nawet w święta, za to gdy tylko spóźnię się z kasą choćby jeden dzień, dzwoni do mojej matki i wrzeszczy do słuchawki jaki ze mnie cham i prostak.
Ożeniłem się z idiotką.
To stwierdzenie dodało mi sił i z podwójną energią zacząłem wykręcać szyję w glucie. Wszędzie ciągnęła się szarawa i mglista pulpa, gdzieniegdzie upstrzona brązowymi lub zielonymi kulami wielkości piłki do gry w nogę.
Gdzie ja jestem? – myślałem gorączkowo. To jakaś galaktyka! Może wpadliśmy z Marianem w pętlę czasu albo inny trójkąt gdzie wszystko znika? Widziałem kiedyś na jutjubie jak zniknęła cała eskadra samolotów na stosunkowo niewielkim obszarze oceanu a co dopiero ja i chudy Marian?
Nagle Marian stanął mi przed oczami jak żywy. Marianku, bracie jedyny – załkałem – Gdzie jesteś, kiedy ja ciebie teraz tak potrzebuję? Gdzie jesteś, ratuj mnie biednego, kolegę twego!
Zaszlochałem i łzy nagłym strumieniem popłynęły mi po policzkach i brodzie wprost do glutu, który w ty miejscu jakby się lekko roztopił. Zamrugałem oczami ze zdziwienia i radości – w glucie zrobiła się maleńka wyrwa a jego konsystencja zmieniła się. Po prostu maź była mniej gęsta i szarawa. Napiąłem się mocno i ciepła strużka moczu poleciała mi wzdłuż nogawki. Natychmiast glut w nogach odpuścił i po chwili poruszyłem kończynami pierwszy raz od dłuższego momentu. Co za szczęście!
Byłem uratowany!
Odwróciłem głowę nieco w tył i bacznie zacząłem sprawdzać okolicę. Nagle w pewnej odległości ode mnie rozpoznałem niewielki tobołek z plasterkiem marchwi na głowie. Marian! Jak bozię kocham, toć to był Marian we własnej osobie.
Zacząłem krzyczeć i machać nogami, kiedy postać obróciła się lekko w moim kierunku i poczciwa gęba Mariana wyjrzała zza marchwiowego plastra. Uśmiechnął się szeroko a chyba też już długo płakał, bo glut wokół niego był przejrzysty i cienki. Machaliśmy do siebie czym który mógł i krzyczeliśmy ile wlezie, płacząc przy tym jak bobry. Tak się darłem ze szczęścia, że kawałek glutu wpadł mi do ust i natychmiast się rozpuścił.
Jego smak był dziwnie znajomy i przypominał mi coś z dzieciństwa, czego jednak w tej chwili nie mogłem sobie uzmysłowić. Natychmiast na migi przekazałem wiadomość Marianowi i po paru minutach łapczywego połykania między nami wytworzyła się przestrzeń na tyle rzadka, że mogliśmy się przybliżyć do siebie i objąć ramionami.
Przytuliliśmy się jak dwaj kochankowie, płacząc i śmiejąc się z radości. W tym jednak momencie jakaś ogromna siła podniosła nas wraz z glutem w górę, po czym nasz statek kosmiczny ponownie wylądował na twardym podłożu. Galareta zatrzęsła się ze zdwojoną energią i cudem wykonany tunel ponownie zalała oślizgła substancja, pozostawiając nas unieruchomionych w przyjacielskich objęciach.
I nagle usłyszałem wyraźnie gdzieś jakby zza grubej ściany cichą, kojąca melodię, którą pamiętałem jeszcze ze świąt w domu rodzinnym. Delikatne dźwięki muskały uszy przyjemnymi tonami. - Chyba kolęda? Tak, słyszeliśmy prawdziwą kolędę!
A więc wigilia – pomyślałem wzruszony i już chciałem pocałować Marianka w usta, gdy w tym momencie zobaczyłem jakieś metalowe ostrza przypominające widły, zbliżające się niebezpiecznie do miejsca, w którym leżałem wraz z nim zakleszczony przez galaretowatego potwora.
Rozpaczliwym obrotem ciała uniknąłem dźgnięcia metalowego smoka, lecz w tym momencie monstrualne rybie oko zbliżyło się do mnie na odległość centymetra, bacznie przyglądając się mojej przerażonej ze strachu twarzy i wykrzywionym ustom Mariana a wielki rybi pysk rozwarł się nad naszymi głowami jak wrota Sezamu.
Zapadła bezgraniczna ciemność.
Kraków 1.01.2015
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt