Zabytkowe meble kiedyś były moją pasją. Kiedyś... Świat się zmienił, zmieniłem się i ja. Stałem się perfidnym cynikiem, antyki teraz, to dla mnie tylko rzeczy, na których można nieźle zarobić. Dlatego często latam do Paryża lub Londynu w poszukiwaniu prawdziwych "perełek" na zlecenie polskich, zamożnych klientów. Z reguły przygłupów.
Z polecenia osoby, z którą stale współpracuję, trafiła do mnie klientka - żona znanego polityka. Przedstawiła mi się jako Emmanuelle, choć nie wyglądała na subtelną Francuzkę, mówiła po polsku, bez żadnego obcego akcentu. Przypominała wręcz gruboskórną chłopkę, która przypadkiem awansowała do klasy, w jej rozumieniu, "wyższej".
I to imię, czy pseudonim, sam nie wiem. Może była wielbicielką starych filmów erotycznych? Nie z takimi dziwactwami bogaczy się spotykałem, dla mnie mogła być Hermenegildą, Kunegundą, czy inną taką, wszystko jedno.
Emmanuelle miała tylko jedno życzenie - potrzebowała efektownej, jak najdroższej sofy do salonu, który, jak powiedziała, chciała urządzić "na bogato". Podkreśliła też, że drewniane elementy mebla, mają być pozłacane.
Wahałem się długo, zanim przyjąłem to zlecenie, ale cóż, kasa jest kasa... Od razu pomyślałem o Jean-Paulu, który w dzielnicy łacińskiej Paryża prowadził od lat antykwariat ze starociami. Pamiętałem, że miał przepiękną sofę, oryginał Ludwika XVI, w idealnym stanie, z drewnem pokrytym płatkami szczerego złota, tapicerowaną efektowną tkaniną gobelinową z epoki. Nie była wprawdzie na sprzedaż, ale cóż, kasa jest kasa, warto spróbować.
Następnego dnia byłem już w Paryżu.
- Witam - powiedziałem stanąwszy w progu antykwariatu.
- Cześć - odrzekł wyraźnie zaskoczony Jean-Paul - czego tym razem poszukujesz?
- Tego - wskazałem na sofę.
- Przecież wiesz, że nie jest na sprzedaż.
- Mam prawie nieograniczony budżet.
Pomyślał, podrapał się za uchem i odrzekł:
- Wiesz, jestem już stary. Ta sofa wiele dla mnie znaczy. Był to pierwszy zakup do mojego antykwariatu... Sprzedam ci ją, ale pod jednym warunkiem. Dopilnujesz, żeby trafiła w dobre ręce, gdzie właściciele będą o nią dbali...
- Oczywiście - odpowiedziałem bez namysłu.
Natychmiast zrobiłem kilka fotek, które przesłałem klientce. Była zachwycona. Ja też, zwłaszcza że udało mi się zbić cenę do dwunastu tysięcy euro... Następnego dnia byłem już z sofą w Polsce.
Po kilku dniach zawiozłem mebel do klientki. Gdy zobaczyła sofę, dosłownie szczęka jej opadła z wrażenia. Byłem zadowolony. Właśnie takiej reakcji się spodziewałem. Ale... Niespodziewanie wydarła się na mnie:
- Co mi pan, do cholery, przywiózł. Jakiegoś starego grata? Miało być drewno w kolorze złota, a tu farba łuszczy się, tu sinieje. Za dwadzieścia pięć tysięcy euro! Zgłupiał pan? Proszę to natychmiast zabierać i doprowadzić do takiego stanu, aby złoto na drewnie lśniło!
Na nic zdały się moje tłumaczenia, że to nie farba, ale płatki szczerego złota, a patyna czasu, która pokryła złocenia świadczy o oryginalności mebla i dodaje mu uroku. Poza tym, aby powtórnie nałożyć złoto, trzeba zdjąć gobelin - po takowej operacji będzie się nadawał tylko do kosza, chyba,że jakimś cudem uda się go uratować, w co wątpię.
- Nic mnie to nie obchodzi! Albo doprowadzi pan sofę do stanu, że będzie błyszczała, albo oddaje pan zaliczkę i zabiera mebel.
Nie wiedziałem co zrobić. Zgodziłem się na poprawkę.
Myślałem jak ograniczyć moje koszty do minimum. Odnowienie drewna przez konserwatora to niebagatelna suma. Oprócz tego tapicerka - też kosztuje.
W końcu wpadłem na genialny w swej prostocie pomysł. Okleję taśmą papierową dokładnie tapicerkę, parę puszek złotej farby w spray`u, trzy godziny roboty i pozamiatane. Idiotka Emmanuelle będzie miała to co chciała.
Pogwizdywałem z radością podczas malowania sofy. Gdy skończyłem, sofa błyszczała, aż raziło w oczy. Wyglądała jak gówno w złotym papierku. Cóż, klientka ma, czego chciała, a ja zaoszczędziłem masę forsy i o to chodzi!
Jak tylko farba wyschła, zabrałem mebel czym prędzej do klientki. Gdy pomocnicy wnieśli ją do salonu, Emmanuelle aż promieniała z radości.
- O to mi chodziło, teraz dopiero jest piękna!
- Tak - odrzekłem z przekąsem.
Rozejrzałem się po wnętrzu. Zaczęła meblować salon. Aż przykro było patrzeć. Ręcznie rzeźbiona sofa w otoczeniu włoskich podróbek, malowanych proszkowo na złoto. Czułem, że zbiera mi się na wymioty. Czym prędzej zainkasowałem resztę pieniędzy, wręczyłem certyfikat autentyczności, sam nie wiem po co i wybiegłem z tej jaskini bezguścia.
Wróciłem do mieszkania i od razu poczułem, że dziś muszę się napić. Zalać w trupa. Resztki wrażliwości na piękno chyba jeszcze tliły się gdzieś głęboko w mej sponiewieranej duszy.
Po kilku dniach zadzwonił Jean-Pierre.
- I jak sofa, podoba się nowemu właścicielowi?
- Tak, oczywiście. Najwyraźniej zabrzmiało to niezbyt przekonująco, bo poprosił o przesłanie kilku zdjęć sofy i salonu, aby przekonać się, jak wygląda w otoczeniu pozostałych mebli.
Chcąc nie chcąc, wysłałem asystenta do klientki, aby pozwoliła pstryknąć kilka zdjęć, które jakoby miałem umieścić w swoim katalogu. Gdy wrócił, zdjęcia przesłałem do specjalisty - miał je podretuszować w taki sposób, żeby sofa nie błyszczała aż tak bardzo. Efekt był mierny. I jeszcze te ohydne włoskie podróby wokół...
Zwlekałem tydzień, zanim przesłałem zdjęcia Jean-Paulowi. Nie odzywał się przez kilka miesięcy. W końcu zdobyłem się na odwagę i zadzwoniłem do niego...
Dowiedziałem się, że jak tylko otrzymał maila ze zdjęciami ode mnie, zmarł na atak serca. Żona znalazła go z głową opartą na klawiaturze laptopa, a na ekranie widniało zdjęcie błyszczącej sofy.
Ale cóż, kasa jest kasa...
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt