Ten tramwaj, który czmychnął mi właśnie spod nosa, to ostatni był. Taksówką? Obliczam, że to i to minus dwa piwa, które taksówkarzowi w mordę zamiast sobie, nie dadzą efektu. Na nogach idę. W górę, bo to w centrum, i z nogi na nogę, nie na kołach, kurwa, tramwaj w dupę, o! Tak mówię, bo zły, pod nosem tłumię to wszystko, bo patrzą z przystanku, widzą te moje wte i wewte, bo tu czas jest ważny. Wracam jednak, wsiadam, i pytam czy za dyszkę tam i tam, da radę? Da. Więc na kołach.
Tu cześć, tam cześć, kiwam głową, rękę podaję, i ten którego nie znam, zamiast rękę jak chłopu takie oto grabki mi podaję, haczyk z paliczek złożony, robię podobnie i tak łączą się te nasze wajchy. Przez myśl przechodzi, że tak już na zawsze zostaniemy, ale on puszcza pierwszy. Siadam. Ten od wajchy pyta co piję. Coś mocniejszego, mówię.
To miasto przypomina mi – i tu właściwie mógłbym odpuścić. Łapię się na tym, że już w zarodku próbuję unikać patosu, dumny się robię, ale nie potrafiąc się zahamować dokańczam – szpital. Mało tego, wypowiadam to na głos. Rozglądam się, by nie przyciągać oczu, by nie wciągać ich ust, tego co z nich wyleci, uszami, ale jeden z nich mówi: szpital. Ze znakiem zapytania na końcu, ale ten pytajnik nie do mnie, do tych wokół mnie. Kątem oka widzę kiwnięcie ramion, po drugiej stronie uśmiech. Później większość oczu spada na mnie. I leży. Robię łyka, odkładam, a ich wzrok dalej na mnie. Muszę dokończyć; w myślach powtarzam. Czerwony się robię, gotuje się we mnie, bo zawsze palnąć muszę, wyskoczyć z niepotrzebnym, i później to niepotrzebne tak uformować, by chociaż jakieś było. Grobowo bardzo, mówię, jak na stypie, spójrzcie, jest sobota wieczór, a w knajpie tylko my, pusto, dziewczyny nawet z kim tańczyć nie mają. A co z nami? Pomyśleli. Ten od wajchy przełknął ślinę i powiedział: a od czego nas mają?
Mój ośrodek decyzyjny chwieje się pomiędzy mówić – nie mówić.
Wtedy, kiedy nie muszę, jebnę jak młotkiem. A kiedy wypadałoby zamiauczeć, milknę. Nie, że na przekór, przez te słowa tak, bo one zawsze bardziej swoje niż moje. I trawię te kłębki przeżartych rozważań, kiedy ten od wajchy woła mnie. Choć na słówko, mówi. I to słówko do ucha przez żołądek idzie, bo nim je przyswoiłem, niedobrze mi się zrobiło. To wstanie od stołu, odejście, ten teatrzyk i ta ciekawość ich co to za słowo. Łapie mnie za bark, przybliża usta do ucha i szepczę. Nie - odpowiadam, i wracam na miejsce. Tenodwajchy prosi na słówko kolejnego, i wychodzą razem do łazienki.
Jedna z dziewczyn zdobywa się na żart: ohoho, ciekawe to słówko. Ludziom z ust na stół spada uśmiech, pewien inteligent dodaję: insynuujesz, że Andrzeja i Mirasa coś łączy? Na stole już nie tylko uśmiech, a ich parskanie, wszyscy rżą. Prócz mnie. W takich chwilach marzę o przyjęciu dodatkowego chromosomu. I właśnie to napawa mnie dumą, bo to, że się nie śmieję, nie znaczy, że nie chcę, a to zaś znaczy, że bucem nazwać mnie nie mogą. Ta chęć przybliżenia się do grupy obala czyjąś tam teorie o rzekomym introwertycznym wnętrzu, które by do mnie należeć miało. Ale oni tego nie wiedzą, nie widzą, i przez to, że ten uśmiech mój na stół nie opadł, krechy między sobą a mną kreślą. Co myślą? Myślą, bo nie wiedzą, że te żarty nieśmieszne były.
I oddalam się od nich mimo, że nie chcę. Bucem się staję. Oni dalej żartują, a ja już w sobie zamknięty. I nic już nie dochodzi, pojedyncze litery wyłapuję, ale nic z nich skleić nie potrafię. Dopełniam się tylko płynem, i myślę o ostatnim papierosie w kuchni, o tym, że dopiero tam wszystko ucichnie.
Tak też się stało, kilka godzin później ja w kuchni, wrzątek przede mną i ta myśl, żeby wskoczyć do tej szklanki i zmyć z siebie to gówno, całą powierzchnie zeskrobać do kości.
Powietrze ucichło, nie ma już słów latających nade mną, nie ma oczu leżących na mnie, a w środku dalej koncert. Grają mi te wnętrzności, ręce wędrują tam gdzie nie chcą, zamiast na klamkę od pokoju, to do paczki po kolejnego. Zmuszam się do wejścia do łóżka, i ta myśl, że tu, w nim, do rana, jakbym rękawicą w twarz dostał.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt