Habent sua fata…
– A oni znowu świętują – powiedział ponuro pan Hikari, wyjrzawszy przez świetlik.
– A niech świętują. Co nas to obchodzi – zauważyła pani Bekko.
Reszta zgromadzonych w milczeniu wpatrywała się w lśniącą taflę, po której przebiegały drobne oczka światła.
– A mają przynajmniej jakiś dobry powód? – spytał pan Tancho z przekąsem.
– Z nimi to nigdy nie wiadomo – orzekł kuzyn Doitsu. – Ale coś im się chyba urodziło, skoro poobwieszali drzewa. No i podobno zaprosili gości…
– A dlaczego nie nas? – wtrąciła pani Matsuba. – Skoro są tacy dumni, że się z nimi przyjaźnimy, tym bardziej powinni okazać to przynajmniej jakimś drobnym poczęstunkiem.
– Może jeszcze okażą – wysunął przypuszczenie pan Shiro Utsui, ale bez zbytniego przekonania w głosie.
W tym momencie rozległ się tak głośny trzask, że pan Hariwake omal nie stracił równowagi.
– Ki diabeł? – wymruczał, zadzierając głowę.
– Żaden diabeł. To ci… no, ci odświętnicy – stwierdził pan Taisho i nadstawił uszu. – Jakby się kłócili…
Reszta poszła w jego ślady i przez chwilę panowało milczenie.
– Ale chyba nie muszą przy tym rozbijać nam szyb. – Pan Kabuto skrzywił się z dezaprobatą. – Mają przecież własne…
– Pst! – przerwała mu pani Kin Showa. – Rozumiecie, co mówią? – spytała niespokojnie.
– Że czegoś im zabrakło, bo coś zdechło… zaraz, a może uciekło… nie, to czas ucieka, a zdechł azorek i wszystko w lesie… I że nie będą świecić… Cholera, nie mogą mówić po ludzku? – zdenerwował się pan Asagai, który miał najlepszy słuch ze wszystkich, chociaż z jego pojmowaniem świata nie było chyba najlepiej.
– To u nich typowe. – Kuzyn Doitsu z filozoficznym spokojem wzruszył ramionami, po czym rozglądnął się za jakimś jedzeniem, zupełnie zapominając, że dawno go już nie ma.
– Dlaczego nie ma? – spytał z wyrzutem, patrząc na panią Kanoko, która spuściwszy wzrok w zakłopotaniu, mruknęła: – Spóźniają się dzisiaj…
– No pewnie. Myślą tylko o sobie – wtrącił ironicznie pan Koromo. – Zresztą jak zwykle.
– To co robimy? – zagadnął pan Hikari i rozejrzał się dookoła. – Może ktoś poszedłby jednak sprawdzić?
Tymczasem na górze nadal trwała kłótnia, co potwierdził kuzyn Doitsu, gdy wrócił po niedługim czasie, przynosząc kilka listków sałaty.
– Tak mało? – zirytował się pan Yamabuki.
– Nie było więcej. – Doitsu potrząsnął głową. – Może gdybyśmy wszyscy poszli…
– Mamy się wpraszać?! – z niedowierzaniem zapytała pani Sanke, ale nie zdążyła nic więcej powiedzieć, gdyż przerwał jej pan Kindai: – A o co się tak kłócą?
Doitsu przymknął na chwilę oczy, próbując przypomnieć sobie słowa odświętników. – No, ktoś tam mówił, że cel coś uświęca, a inny, że niedługo zabraknie środków, a jeszcze inny, że diabli nadali, ale nie wiem, co nadali, bo nie czekałem.
– Dziwne – skwitował pan Utsurimono, po czym podskoczył, wołając: – Patrzcie! Jest!
– Faktycznie. Jednak nie zapomnieli – ucieszyła się pani Ochiba i wszyscy jak jeden mąż ruszyli pospiesznie w stronę okienka.
– Trudny wybór – stwierdził pan domu, patrząc na wypływające koi. – Ale nie mamy wyjścia. Któregoś musimy poświęcić…
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt