Rozdział 22
Zdjąłem torbę z górnej półki i położyłem na kolanach, niespokojnie przebierając po niej palcami, jakby miało to przyspieszyć koniec podróży.
Za oknem leniwie przesuwały się znajome krajobrazy miasta, a stukot kół po szynach podpowiadał, że z każdą minutą jestem bliżej celu. Niecierpliwie oczekiwałem chwili, gdy będę mógł powiedzieć Krystynie o zdaniu egzaminu oraz przyjęciu do szkoły nie z powodu ojcowskiej protekcji, ale w wyniku naszej wspólnej pracy.
Pisk hamulców, krótka chwila przeciskania się do drzwi, wysiadłem z wagonu na peron pełen ludzi, który wchłonął mnie, dając poczucie spełnienia, wolności i radości z otwartej przestrzeni po udręce długiej podróży.
Biegłem prosto do Krystyny, by świętować nasz sukces. W istocie, była to jej zasługa, że miałem takie wiadomości. Przy każdym postawionym przez komisję pytaniu widziałem ją... to nie ja mówiłem, lecz ona. Odpowiadałem bardziej niż wyczerpująco.
Na twarzach egzaminatorów malowało się zdumienie, a ja pławiłem się w rozkoszy satysfakcji i dumy, że potrafię, umiem, zadziwiam...
Nie mogłem się doczekać, by móc to opowiedzieć.
Wbiegłem na ganek, niecierpliwie naciskając dzwonek. Nareszcie... drzwi otwarły się i stanęła w nich, jakby oczekując na mój powrót. Chwyciłem ją za ręce, krzycząc:
— Krysiu, zdałem!
— Zdałeś, bo masz wiedzę — powiedziała ze spokojem. — Wejdź do środka i opowiadaj od początku. Napijesz się czegoś?
— Tak. Jestem suchy jak wiór. Całą drogę biegłem — odparłem podekscytowanym głosem.
Podała mi zimny kompot i wskazując miejsce naprzeciw siebie, stwierdziła czule:
— Usiądź... jesteś cały spocony.
— To nic. Pędziłem, aby ci zdać relację — powiedziałem jednym tchem, próbując ułożyć wszystko w logiczną całość.
Popatrzyła na mnie z nieukrywaną dumą, po chwili rzekła:
— Masz prawo do satysfakcji. Ciężko pracowałeś, ja tylko pomagałam. Musisz ufać i wierzyć w siebie, bo jesteś mądrym i inteligentnym człowiekiem. Najważniejsze, że posiadasz marzenia i tylko od ciebie zależy, czy je zrealizujesz. Zawsze znajdziesz na drodze tych, którzy pomogą. Ja byłam maleńkim ogniwem w odkrywaniu twoich możliwości. Niestety, z tego, co widzę, nie bardzo możesz liczyć na rodziców. Mówię to, dlatego, żebyś nie miał złudzeń... — Na chwilę zapadła cisza. Spojrzała mi w oczy i poprosiła: — Opowiedz, jak zostałeś przyjęty przez ojca?
Poczułem skrępowanie — zmiany były ogromne, ojciec mieszkał z kobietą, która miała dwóch synów, jeden młodszy ode mnie o rok, a drugi jakieś trzy lata. Westchnąłem ciężko i wybąkałem:
— Wiesz... mam problem, żeby to wyrazić... Nie rozumiem wielu rzeczy i gdy o tym myślę, doznaję uczucia niewytłumaczalnego bólu i złości.
Podeszła i przytuliła mnie ciepłym matczynym gestem, mówiąc cicho:
— Dlatego pytam... widzę i czuję, że przywiozłeś nie tylko radosne wieści. Chcę ci pomóc.
Chociaż było mi cudownie w jej objęciach, poczułem lekkie skrępowanie. Delikatnie wyzwoliłem się, wracając do rozmowy. Zacząłem niezgrabnie:
— Wiesz, Krysiu... próbuję zrozumieć ojca, ale pomimo wszystko to, co widziałem, spowodowało, że czuję do niego żal i obcość. Po przyjeździe zakomunikował, że nie mieszka już u dziadków. Naprawdę ucieszyłem się... Pomyślałem nawet przez moment — nie będę potrzebował internatu. Jednak mina mi zrzedła, gdy powiedział, że żyje kątem u pani Bożenki. Przełknąłem wiadomość; przecież rozumiem... musi sobie ułożyć życie. Poszliśmy do niej. Nie było to nawet najgorsze, ma fajnych synów, z którymi całkiem sympatycznie spędziłem czas, ale jedna rzecz doprowadzała mnie do szału... Mój ojciec... rozumiesz, mój ojciec, jest dla tych chłopców lepszym ojcem niż dla mnie. Co prawda nazywają go wujkiem, jednak są ze sobą tak zżyci, że nie potrafiłem pomiędzy nimi znaleźć miejsca dla siebie. Próbowałem tłumaczyć na różne sposoby tę sytuację, jednak ból doskwiera i teraz czuję się jeszcze gorzej niż wówczas, gdy dziadkowie mnie spławili.
Zapadła krótka cisza. Krystyna siedziała zamyślona... Po chwili powiedziała:
— Rozumiem twój żal, ale pomyśl — co można zrobić w takiej sytuacji? Musi ułożyć sobie życie.
— Wiem… wiem, ale nie potrafię zrozumieć. Był taki moment, że pragnąłem tym szczeniakom łaszącym się do ojca poderżnąć gardła. Zdaję sobie sprawę, że to, co mówię, jest wstrętne, ale naprawdę takie myśli mnie nawiedzały. Daję słowo... próbowałem wytłumaczyć tych chłopców; Przecież nie są winni, że ich ojciec zginął w wypadku, a oni znaleźli w moim starym jego zastępcę, ale to właśnie doprowadza mnie do wściekłości. A nich to szlag trafi! Dlaczego z tym wszystkim mam się męczyć? Przecież niczego złego nie zrobiłem. Teraz, gdy wrócę do domu, spodziewam się następnej przeprawy; muszę mamie kłamać, że stary nadal mieszka u dziadków.
— Dlaczego? — zapytała zdziwiona. — Przecież są po rozwodzie.
— Tak... ale matce coś odbiło i chce, aby ojciec do niej wrócił. Twierdzi, że dla niej rozwód nie istnieje... Za każdym razem, gdy jadę do niego, narzuca mi misję namówienia go do powrotu. Dopóki w jej życiu się układało, tryumfowała, ale gdy facet ją zostawił, jest wściekła. Płacze, wygraża całemu światu i twierdzi, że stary ją wykiwał, zostawiając z bachorami na głowie. Naprawdę nie pojmuję… — Spuściłem głowę w zakłopotaniu.
Po krótkiej chwili milczenia oświadczyła:
— Są wakacje... Nie zamierzam siedzieć w domu.
— A co, wyjeżdżasz do rodziców? — zapytałem, wdzięczny za zmianę tematu.
— Nie... w każdym razie nie teraz. Biorę plecak, namiot i ruszam stopem w Polskę.
Podniosłem głowę i spytałem z zaniepokojeniem: — Tak sama?
— Nie raz byłam na stopie. A w drodze zawsze spotyka się świetnych ludzi. Tylko z początku trochę głupio, ale później naprawdę jest w fajnie. A przy tym wiele przygód... — Raptownie zwróciła się w moją stronę. — A ty? Jakie masz plany?
— Nie wiem... nie miałem czasu myśleć o tym — odparłem obojętnie. — Dostałem trochę pieniędzy od starego, ale po tym, co przeżyłem, opuściły mnie chęci i chyba... Zresztą jeszcze zobaczę.
Poczułem ucisk w krtani, łzy nabiegły do oczu... Krystyna spojrzała uważnie, delikatnie uniosła dłonią moją głowę i cicho powiedziała:
— Nie rób takiej smutnej miny, przecież uczyniliśmy wszystko, a teraz musimy już... — przerwała wyraźnie wzruszona. Po chwili ciszy dodała: — Zapewne też coś sobie zorganizujesz.
Nie podzielałem jej zdania, nie chciałem wakacji bez niej. Czułem się jak opuszczone dziecko, oczy miałem pełne łez i nie wiedziałem, co robić. Odwróciłem głowę, połknąłem napływające łzy, ale to nie pomogło, czytała w mojej twarzy jak w otwartej książce. Nie wytrzymując napięcia, podniosłem się i zdławionym głosem wykrztusiłem:
— Przepraszam, muszę już iść.
Podeszła, przytuliła mnie czule, mówiąc:
— No i co mam teraz z tobą zrobić? Przecież nie zabiorę cię ze sobą.
— Dlaczego nie... — odparłem przytłumionym ze wzruszenia głosem.
Odsunęła się gwałtownie jakby to, co powiedziałem, przeraziło ją.
— Co ty gadasz? Przecież nie mogę wędrować po kraju ze swoim uczniem. Gdyby to wyszło... — Zamilkła na chwilę, coś rozważając. — Siadaj, musimy porozmawiać.
Podniosłem oczy, dyskretna myśl przemknęła mi przez głowę, zamarłem w oczekiwaniu. Krystyna podjęła:
— To prawda, nie muszę się bać, że wyrzucą mnie ze szkoły... i są to moje ostatnie nauczycielskie wakacje. Na opinii mi nie zależy. Jestem już aktorką. Mogłabym wziąć cię na tę eskapadę. Jednak wędrować po drogach jest dla nas zbyt ryzykowne.
— Dlaczego? — zaoponowałem. — Nie przysporzę ci żadnych kłopotów.
— Nie wiesz, co mówisz — przerwała gwałtownie. — Pozwól się zastanowić. — Chwilę siedzieliśmy w ciszy, po czym powiedziała zdecydowanym głosem: — Dobrze... pojedziemy w pewne miejsce nad jeziorem. Zobaczysz — oznajmiła radośnie — będzie wspaniale.
Zawirowało mi w głowie; stało się coś, czego nie oczekiwałem. Umierałem ze strachu, by nie zmieniła decyzji. Ja i ona razem... nie do pomyślenia — cieszyłem się w duchu.
Dalej snuła plany: — Mam jeden zapasowy namiot i materac, a więc nie będzie kłopotu ze spaniem. Gdyby ktoś był wścibski i chciał wiedzieć, kim jesteś, z powodzeniem mogę przedstawiać cię jako brata, niewiele odbiegasz od niego wyglądem. No a twoja mama? Co jej powiesz? — zapytała z niepokojem.
— Że jadę z kolegami i tyle — odparłem nonszalancko.
— Sama nie wiem... Myślę, że to głupi pomysł.
— Dlaczego głupi — zaoponowałem. — Naprawdę nikt się nie domyśli... nikomu nic nie powiem, daję słowo.
Zamyślona spoglądała w okno, rozważając ten szalony plan wspólnych wakacji. Obserwowałem ją z niepokojem, obawiając się, że może zrezygnować i zmienić decyzję. Czas upływał niemiłosiernie wolno, a ona nic nie mówiła. W końcu spojrzała tak, jakby dostrzegła mnie po raz pierwszy. Nasze oczy spotkały się, patrzyliśmy długo i przeciągle, pragnąc przezwyciężyć siebie nawzajem, związani wzrokiem w jakimś dziwnym boju. Spuściła głowę, przerywając nieme zmagania. Cicho, jak ktoś, kto przegrał długą walkę, oznajmiła:
— Pojutrze bądź gotowy do drogi. Zaraz napiszę, co masz ze sobą zabrać.
Wstała bez entuzjazmu, wyrwała kartkę z zeszytu i zaczęła pisać punkt po punkcie, co powinienem spakować do plecaka. Od czasu do czasu mruczała pod nosem:
— Zupełna idiotka... Co robisz, durna babo?
Słysząc te utyskiwania, usiadłem obok, pocieszając ją niezgrabnie:
— Krysiu, naprawdę nie zrobię żadnego kłopotu. Będę posłuszny, nawet bardziej niż rodzony brat.
Spojrzała na mnie szorstko.
— Nie przeszkadzaj!
Skuliłem się pod jej spojrzeniem. Była obca, daleka, nie potrafiłem wytłumaczyć sobie tej nagłej zmiany, ale udawałem, że wszystko jest w porządku. Podała mi kartkę, informując sucho:
— Mam nadzieję, że utrzymasz język za zębami.
— Ty mi nie ufasz — żachnąłem się.
— Ja nawet sobie nie ufam — odpowiedziała tajemniczo. — No, już dobrze. Wracaj do domu. Pojutrze o dziesiątej rano bądź na stacji autobusowej.
Skrępowany jej oschłością zrobiłem krok w stronę drzwi, pragnąc jak najszybciej uciec. Schwyciła mnie za rękaw:
— Zaczekaj! Zupełnie zapomniałam... weź namiot i materac. — Podała pakunki i otworzyła drzwi, mówiąc obojętnie:
— Do zobaczenia pojutrze.
Wszystko poleciało tak szybko, że nawet nie miałem czasu rozważyć, co naprawdę się wydarzyło. Uświadomiłem sobie tylko jedno, że będę z nią bardzo blisko, bliżej niż kiedykolwiek dotąd. Oczywiście, będzie traktowała mnie jak brata; to znaczy jak? Tak, jak to robią moje siostry? Zresztą, czy warto zawracać sobie tym głowę, kiedy przede mną otwiera się droga w szeroki świat i bliskość mojej Krystyny? Ależ to będą wakacje! — zachwycałem się, rozmyślając o tym, co miało nastąpić.
Wbiegłem do domu z entuzjazmem, dzieląc się szczęściem ze zdanych egzaminów, zarazem zręcznie wplatając wiadomość o wakacyjnych planach.
O dziwo, mama z niespotykaną beztroską wyraziła zgodę. Nawet stwierdziła dumnie:
— Należą ci się dobre wakacje. Wypoczywaj tak, jak sobie życzysz. Naprawdę to był dla ciebie pracowity rok. Mam pełne zaufanie, że będziesz rozsądny. A więc zgadzam się. Nawet dodam ci trochę pieniędzy do tych, które dostałeś od ojca.
Wszystko przebiegło tak pomyślnie, że aż trudno było uwierzyć w prawdziwość tych zdarzeń.
Starannie spakowałem plecak, ściśle przestrzegając instrukcji danych mi przez Krystynę. Chwilami przepływała przeze mnie fala strachu na myśl, co będzie, gdy zostaniemy razem, tylko ja i ona... Chłopięca wyobraźnia poddawała niewiarygodne wizje i możliwości, które jak fajerwerki rozpryskiwały się na firmamencie niedojrzałych pragnień.
CDN.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt