Towarzystwo zmyślonych przyjaciół - Quentin
Proza » Obyczajowe » Towarzystwo zmyślonych przyjaciół
A A A
Od autora: Podobno przedmioty też mają duszę.
Klasyfikacja wiekowa: +18

Dziś odwiedziła mnie matka. Biedaczka ostatnio posiwiała delikatnie i nic dziwnego. Sam bym osiwiał, gdyby mojemu synowi odpierdoliło w dekiel. Ale nie jest do końca tak jak mówią lekarze i cała reszta, bo wcale mi nie odpierdoliło, no może odrobinę. Każdy, kto teraz na mnie patrzy, widzi nieruchomą figurę z szeroko rozstawionymi rękami. Swoją drogą to ciekawe, że część dostrzega od razu czubka, co jest całkiem logiczne, ale są i tacy, co myślą, że jestem ukrzyżowanym Jezusem. Chrystus zstąpił na ziemię i nawiedził mnie. Dobre sobie. I kto tu jest rąbnięty…?
Powiem wam prawdę. Ani to robota sił nadprzyrodzonych, ani choroby. Oto mój hołd oddany przyjacielowi. Ostatni raz chcę uczcić pamięć o nim, bo wiele nas łączyło i wieleśmy przeszli. Może i nikt nie zrozumie, ale chrzanić wszystkich i nikogo. Liczy się tylko to, co wiemy my dwaj.
Matka myśli, że wszystko przez stres. Podobno jestem kurewsko wrażliwy, a na takich zawsze coś spada znienacka. Tym gorzej, jeśli jesteś szesnastolatkiem z ambicjami. To znaczy nie kojarzę, żebym miał jakieś ambicje, ale matka tak mówi. Teraz rozmawia z lekarzem. Na początku myślała, że skoro siedzę nieruchomo jak tuman i nawet na nią nie spojrzę, pewnie też nic nie słyszę, ale doktorek uświadomił, że jest w błędzie. Kontaktuję, ale nie odpowiadam.
Długo już gadają. Matka zapewne bombarduje lekarza pytaniami, bądź podrzuca mu jakieś autorskie pomysły. Martwi się, ale nic nie rozumie. Przyjdzie mi posiedzieć tu jeszcze trochę, aż wydobrzeję. Wyjdę, kiedy będę mógł sam jeść, chodzić i trzymać ręce wzdłuż tułowia. Mam nadzieję, że mój stary druh − pan Klocek − patrzy teraz z góry. Jak się masz, przyjacielu?

− Oto pan Klocek − przedstawiłem kumplom nowego członka mojego zespołu. Tamci popatrzyli na niego, ale widzieli tylko ścięty pniak z wystającymi gałęziami, które przypominały ręce. Na końcu jednej rosły kiedyś nawet mniejsze gałązki jak palce u dłoni. Od razu pomyślałem, że to urodzony bramkarz.
− Co to ma być? − zapytał Brylewski, po czym trącił kijem pana Klocka.
− Moja drużyna potrzebuje bramkarza − wyjaśniłem. − Mały i ja nie nadążamy za wami. Macie przewagę, więc musimy wzmocnić obronę.
Faktycznie Brylewski i Toczek górowali nad nami. Byli co prawda moimi rówieśnikami, więc nie ustępowałem im w niczym, ale Mały miał niespełna dziesięć lat. Jakby się chłopina nie starał, był na straconej pozycji. Nie pamiętam, żebyśmy wygrali choć jeden mecz.
W hokeja graliśmy na podwórku. Przed moim domem. Nie był to hokej na lodzie ani nawet na trawie. Biegaliśmy po prostu po zasranym, piaszczystym podwórku z kijami, a krążek zastąpiliśmy piłką tenisową. I tak było super.
Chłopaki długo nie potrafili zaakceptować obecności pana Klocka w naszej bramce, ale byłem pewien, że to dobry ruch.
Pierwszy mecz jak zwykle przerżnęliśmy. Okazało się, że Klocek był całkiem przydatny przy strzałach z dystansu, ale w akcjach jeden na jeden nic nie mógł poradzić. Mimo wszystko nie traciłem nadziei na lepsze czasy naszego zespołu.
Nazajutrz przyszła pora na rewanż. Wraz z Małym i Klockiem postanowiliśmy ostro harować na boisku od samego początku. Systematycznie utrudnialiśmy rozgrywanie naszym rywalom, którzy najwyraźniej nie byli tego dnia najlepiej dysponowani. Wiedziałem, że obaj nie wylewali za kołnierz. Cóż, mieliśmy w końcu po szesnaście lat. Wszyscy prócz Małego i Klocka.
No więc tyraliśmy we trzech jak zawodowcy i nagle okazało się, że trzecia tercja dobiega końca, a wynik dalej pozostaje bezbramkowy. Pachniało sensacją, a jedyne, co wystarczyło zrobić, to utrzymać obecny stan.
Podskórnie czułem jednak, że mamy farta, dlatego też zagrałem agresywnie do przodu. Jakieś pięć metrów przed bramką przeciwnika zostałem faulowany. Jako że niezbyt dobrze orientowaliśmy się w zasadach hokeja, faule egzekwowaliśmy poprzez rzuty wolne jak w piłce nożnej.
Zbliżał się koniec meczu. Brylewski i Toczek zamurowali bramkę, a Mały krążył przy nich, szukając dogodnej pozycji do ataku.
− Chwila − powiedziałem tuż przed wykonaniem wolnego. Pobiegłem w stronę naszej bramki, żeby zabrać pana Klocka. Gdy nadbiegałem z kolegą pod pachą, chłopaki drwili głośno. Nie zwracałem jednak uwagi. Postawiłem swojego bramkarza kilka metrów przed nimi i pomyślałem, że teraz albo nigdy.
Wróciłem do miejsca, gdzie zostawiłem piłkę. Jeszcze raz spojrzałem na wszystkich, po czym grzmotnąłem na bramkę w nadziei, że piłka przejdzie obrońcom między nogami. Uderzyłem jednak na tyle słabo, że Brylewski przechwycił strzał.
Toczek wybiegł jak sprinter z bloku startowego, ale Brylewski wcale nie miał ochoty podawać. Ruszył natomiast przed siebie, by zdobyć upragnionego gola, ale wówczas wydarzyło się coś dziwnego.
Brylewski był tak pochłonięty kontratakiem, że nie dostrzegł pana Klocka, który zapętlił mu się między nogami, przez co atakujący upadł. Mały tylko na to czekał. Natychmiast dopadł do bezpańskiej piłki i wbił ją do bramki chłopaków. Nie potrafię opisać euforii, jaka mnie ogarnęła. Wraz z Małym biegaliśmy po podwórku, krzycząc radośnie „gol!”. W przypływie szaleństwa porwałem nawet ze sobą pana Klocka. To nie było zwykłe zwycięstwo. To cud.
Od tamtej pory chłopaki jakoś dziwnie na mnie patrzyli. Jakbym wyrządził im krzywdę. Trochę ich rozumiałem, w końcu nikt nie lubi przegrywać, ale ja przynajmniej potrafiłem zachować klasę.
Rozegraliśmy jeszcze parę spotkań w niezmiennym składzie. Czasem moja ekipa była górą, innym razem ich. Pan Klocek nie grywał już w polu, jako że nie chciałem go wykorzystywać. Chłopaki bardzo często kopali go albo trącali kijami, co uważałem za wyraz zazdrości i skurwysyństwa. Wolałem, żeby stał na bramce, choć i tam nie było bezpiecznie.
Zdarzyło się swego czasu, że Lucek − kundel Gajewskiego, mojego sąsiada z naprzeciwka − oszczał pana Klocka, gdy ten czujnie wypatrywał nadlatujących piłek. Całe szczęście, że go nie pogryzł.
Hokej przestał mnie bawić po jednej kłótni z cholernym Brylewskim, który nie potrafił znosić porażek jak mężczyzna. Od początku zaobserwowałem u niego wyraźną niechęć do Klocka.
− A wsadźcie se w dupę tego Klocka − wściekł się raz Brylewski, po czym cisnął moim bramkarzem prosto w krzaki. Wkurzało go, że coraz częściej miał problem z trafieniem w bramkę. Nawet Toczek kpił z jego niefrasobliwości.
− Dlaczego to zrobiłeś? − zapytałem. Próbowałem być spokojny. Nigdy nie tolerowałem kłótni między przyjaciółmi.
− Drażni mnie ten jebany pniak − odparł Brylewski. − Powinniśmy grać uczciwie.
− Daj spokój, to tylko zabawa − zabrał głos Toczek.
− A ty milcz, ćwoku! − Nerwus znowu eksplodował. − Stoisz na bramce jak chuj w gaciach. Nawet kawał drewna jest lepszy. Do luftu taka gra. Idę do domu.
Zostaliśmy we trzech, co oznaczało koniec meczu. Poszedłem szukać Klocka. Bogu dzięki nie obił się szczególnie. Gdzieniegdzie odleciała mu kora, ale nic poza tym. No, może posmutniał trochę, ale kto by nie posmutniał, gdyby wyrzucono go w krzaki. Obaj doszliśmy do wniosku, że Brylewski wygra konkurs na największego fiuta.

Nigdy nie miałem wielu znajomych. Tych, z którymi utrzymywałem bezpośredni kontakt, było ledwie kilkoro. Jakoś nie zabiegał o niczyje względy. Toczka i Brylewskiego znałem od podstawówki. Przeżyliśmy razem całkiem sporo jak na szesnastolatków. Mówiliśmy sobie o wszystkim, a już na pewno o sprawach bardzo osobistych.
Z naszej trójki to Brylewski najszybciej uprawiał seks. Pamiętam jak dziś, gdy przybiegł na boisko mocno podekscytowany. Pokazał nam rozcapierzoną dłoń i rzekł:
− Zgadnijcie który palec był w cipce?
Podobno stuknął chudą Renatę. Chodzili ze sobą od paru miesięcy, o czym wiedzieli wszyscy w szkole. Nie miałem powodów, by wątpić. Brylewski był przebojowy, wysportowany i zadziorny. To nic, że uczył się jak ostatni tłuk. Wśród swoich był kimś.
Toczek z kolei lubił naukę, a w szczególności matematykę. Dyktanda pisał jak flejtuch, ale trygonometrię łapał w mig. Stale coś wygrywał na olimpiadach matematycznych, a raz nawet przytulił komputer. Nie był co prawda duszą towarzystwa jak Brylewski, ale większość i tak go lubiła głównie za kulturę osobistą i charakter.
Jeśli w naszej paczce był dobry, zły i brzydki, ja byłem tym ostatnim. Wcale nie chodzi o to, że jestem nad wyraz szpetny z twarzy albo posturą przypominam krogulczego kumpla Quasimodo, to raczej zasługa mojego sposobu bycia. Najczęściej trzymam się na uboczu w kącie albo zwyczajnie z tyłu. Nie lubię gdy na mnie patrzą, obgadują, chwalą, ganią. Nie lubię niczego, co zwraca uwagę otoczenia. Im bardziej jesteś wyrazisty, tym baczniej tamci obserwują, a potem mówią. A mówią wiele, najczęściej nieprawdę. Dla większości pozostaję nijaki i dobrze.

− On nas w ogóle słyszy? − zapytał Brylewski Toczka. Potem pomachał mi dłonią przed oczami, jakby chciał sprawdzić czy nie straciłem też wzroku.
− Przestań, idioto − zwrócił mu uwagę Toczek. − Lekarz powiedział, że widzi i słyszy jak dawniej. Co u ciebie, Wiktor?
Milczałem.
− Po cholerę trzyma ręce w powietrzu? − dopytywał Brylewski po cichu. − Może chce odlecieć…
− Odlecieć?
− Oglądałem kiedyś taki film. Gość ześwirował i myślał, że jest ptakiem.
− Jak masz chrzanić takie bzdury, lepiej nic nie mów.
Nie wina Brylewskiego, że jest trochę głupkowaty. Nie mam do niego żalu. Wrócę do was chłopaki, ale jeszcze nie teraz. Cześć.

Zakochałem się w dziewczynie z klasy. Ma na imię Alicja i wiem, że to najwspanialsza osoba pod słońcem. Tylko panu Klockowi powiedziałem, że mam zamiar zaprosić ją na bal gimnazjalny. Pokazałem mu zdjęcie i jest zachwycony jak ja.
Od ostatniego meczu hokejowego Klocek mieszka w moim pokoju. Zabrałem go do siebie, żeby wydobrzał po tym, jak grzmotnął w krzaki. Poza tym wolałem, żeby nie siedział samotnie w naszej szopie. Nie był szczególnie wymagający. Zażyczył sobie jedynie starą gazetę, na której mógłby siedzieć i spać. Zaproponowałem, że możemy spać razem, ale odmówił. Wcześniej upewniliśmy się obaj, że żaden nie jest pedałem.
Klocek uważa, iż nie powinienem zwlekać z zaproszeniem Alicji. Pewnie ma rację, ale z drugiej strony nie chcę rozczarowania, w końcu dokoła non stop krążą mniej lub bardziej atrakcyjni adoratorzy. Dlaczego miałaby wybrać akurat mnie…?
Nie wiem, na ile mój przyjaciel zna kobiety, ale twierdzi, że większość woli wrażliwych, uczuciowych i spokojnych chłopaków. Nie mam zdania, jako że w życiu nie miałem sympatii, nie wspominając o tym, że mój palec ani razu nie penetrował cipki. Może i nie jest to ważne, ale przecież warto posiadać jakieś doświadczenie. Tym bardziej, że nie chciałbym zawieść Ali już na pierwszej randce.
Najlepiej jeśli uda nam się zostać sam na sam. Wtedy podejdę i po prostu zapytam czy idzie z kimś na imprezę. Ostatnio podsłuchałem, jak mówiła koleżankom, że jak do tej pory nikt nie odważył się złożyć jej propozycji, ale oboje wiemy, że to wyłącznie kwestia czasu. Klocek ma rację, że trzeba działać szybko.
Nazajutrz uważnie obserwowałem Alę na przerwach. Przez cały dzień ledwie raz została sama. Nic dziwnego wszak była ładna, popularna, zbierała całkiem niezłe oceny. Któż nie chciałby mieć takiej koleżanki? Musiałem uzbroić się w cierpliwość.
Dopiero w środę na półtora miesiąca przed balem przełamałem lęk i poszedłem za radą Klocka. Stanąłem mocno zestresowany naprzeciw samotnej Alicji.
− Cześć, Alu − powiedziałem na przywitanie. Miałem pietra jak jasna cholera. Zawsze wtedy mam odrobinę wyższy głos jak chórzystka. Muszę pilnować, żeby za bardzo nie piszczeć.
− Hej − odpowiedziała z uśmiechem, co jeszcze bardziej mnie onieśmieliło.
− Cześć − powtórzyłem bez sensu jak debil. Potem trochę dukania, łapania powietrza, aż w końcu zapytałem: − Czy idziesz z kimś na bal?
− Jestem umówiona z Alanem.
Niech to szlag. Alan jebany Werner − symbol mojego upokorzenia i ostatecznego upadku. Psi syn miał wszystko, czego trzeba rozwydrzonemu nastolatkowi; obrzydliwie bogaci starzy, swoboda w szkole i luz, o jakim mogłem pomarzyć, a na deser miał Alicję. Pozostało mi tylko patrzeć i zazdrościć.
− W porządku − odparłem na koniec, po czym dodałem „cześć” na pożegnanie i odszedłem w pośpiechu, jakbym zaraz miał dostać sraczki. Ależ to musiało żałośnie wyglądać.
Później obserwowałem Alę z ukrycia. Widziałem, jak opowiada coś koleżankom, a te śmieją się do rozpuku. Do końca dnia wszyscy wiedzieli o mojej porażce. Z utęsknieniem czekałem na ostatni dzwonek.
Wpadłem do domu roztrzęsiony. Natychmiast zamelinowałem się w pokoju. Klocek stał przy łóżku, gdzie go zostawiłem. Nawet nie zapytał. Od razu wiedział.

Moją matkę męczy to, że nie pójdę na bal. Cierpi bardziej niż ja. Sytuacja jest tym gorsza, że niewiadomo czy skończę gimnazjum w tym roku i czy w ogóle je kiedykolwiek skończę.
− Co mają oznaczać te ręce? − matka pyta lekarza.
− Tego nie wie nikt prócz Wiktora − rzecze tamten.
− Może myśli, że jest ukrzyżowany…
− Może. Nie trudno doszukiwać się u chorych ideologii. Wszystko to jednak tylko objaw choroby.
Ech ci cholerni lekarze. Dla nich życie jest zawsze prostsze.

Rozmawiałem z Klockiem otwarcie. Wyznałem, że chcę umrzeć, na co on stwierdził, że to niepotrzebne i lekkomyślne. Wtedy dopiero zaczęliby o mnie mówić, a poza tym matka chyba dostałaby pierdolca. Wystarczy, że wyjdę z domu bez czapki, a ona już podejrzewa, że dostanę AIDS albo zapalenia opon mózgowych. Nie wyobrażam sobie, żeby zniosła informację o mojej śmierci.
Według Klocka powinienem wyznaczyć sobie jakiś konkretny cel w życiu. No tak, tylko co? Klocek jednak nie chce doprecyzować. Czasem mówi bardzo niejasno, gdyż właśnie tak wygląda mądrość życiowa. Nie jak gotowe stwierdzenie, które wystarczy głośno odczytać. To raczej dla pseudomądrych. Mądrość w weekend.
Myślę, że mój przyjaciel jest filozofem albo był nim kiedyś. Po śmierci odrodził się na nowo pod postacią pnia drzewa. Wyobrażam go sobie jako średniej wielkości drzewo rosnące z innymi, kwitnące raz w roku i raz na rok gubiące liście. O przyszłości nie chce jednak mówić. Musi sprawiać mu to przykrość. Gdzieś w ziemi tkwią pewnie korzenie, z których wyrósł. To jego ziemia, matka i dom zarazem. Pewnego dnia ktoś go zwyczajnie ściął i powiózł z dala od bliskich.
Spędzam w swoim pokoju dużo czasu. Obaj spędzamy. Kiedy któryś ma ochotę, po prostu zaczyna dowolny temat. Najczęściej jednak milczymy. Znamy się na tyle dobrze, że nie potrzeba gadać na okrągło.
Matka narzeka, że nie wychodzę z kumplami. Jest przewrażliwiona do tego stopnia, że kazała ojcu poważnie ze mną porozmawiać. Sam z siebie staruszek nigdy nie przyszedłby zapytać czy wszystko w porządku. Najbardziej interesowało go czy nie jestem przypadkiem pedałem. To nawet czasem zabawne. Największy szok moich rodziców to syn homoseksualista chory na AIDS.
Dużo myślę o przyszłości. Nie chodzi wcale o wybór ogólniaka, bo to niuans. Interesuje mnie to, co wydarzy się później. Jakim będę człowiekiem? Dlaczego, gdy pytają nas, kim jesteśmy, większość opowiada o swoim zawodzie? Jakby tylko praca określała tożsamość. Co ciekawe masa ludzi, których znam, gardzi swoją robotą. Kim wobec tego są? Wiecznie wkurwionymi nieszczęśnikami bez perspektyw na lepsze jutro…?
Śniłem tej nocy o Alicji. Wcześniej także odwiedzała mnie nocą. Raz nawet obudziłem się przyklejony do prześcieradła. Ostro napaskudziłem. Tej nocy nie było jednak świntuszenia. W moim śnie siedzieliśmy nad brzegiem rzeki i rozmawialiśmy. Był z nami także Klocek. Ala od razu go polubiła i po tym wiedziałem, że śnię. W rzeczywistości nikt nie zakumplowałby się z kawałkiem drewna. Do tego trzeba czegoś więcej niż uczucia i tolerancja. Najważniejsza jest wyobraźnia pobudzana przez samotność.

Z Klockiem spędzałem każdą wolną chwilę. Chętnie zabrałbym go nawet do szkoły, ale za nic w świecie nie zmieści się w torbie. Obaj kombinowaliśmy nad różnymi rozwiązaniami. Skurczybyk był gotów pozwolić obciąć sobie ręce, to znaczy gałęzie, które podobno i tak nie są potrzebne. Nie miałem serca. Wiem, że nie sprawiłbym mu bólu, ale jakoś głupio pozbawiać przyjaciela kończyn.
− Z kim rozmawiasz nocami? − matka ciągle o to pyta.
Już nie wiem, co mam odpowiadać. Lista wymówek ma swój koniec, a matka nie należy do głupich. Ciągle się martwi. Najpierw przeżywała moją podstawówkę, potem gimnazjum, a za parę miesięcy liceum. To studnia zmartwień bez dna. Po szkole będą studia, potem praca, rodzina i cholera wie co jeszcze. Wciąż próbuje układać mi życie, przez co nie mam odrobiny swobody. Ojcu taki stan rzeczy odpowiada, bo ma po pracy nieustające wakacje. Matka wszystko zrobi za nas obu. Nie wiem, jak daje radę.
Ostatnio znalazła mi nawet partnerkę na bal końcowy. Miałem towarzyszyć Monice. Znam ją od dawna i nawet lubię, ale żeby pójść razem na zabawę? Gadatliwe, grube, głośnie i energiczne laski nie są w moim typie. Cycki ma tak wielkie, że pewno stanik mojej babki byłby zbyt ciasny. Przeraża mnie także fakt, że wspólne wieczory kończą się zwykle amorami. Tak przynajmniej twierdzi Brylewski, a już on dobrze wie, kiedy jest okazja, żeby wetknąć pannie palec pod spódnice.
Odkąd spamiętam, odczuwam lęk przed dużymi cyckami. Nie jestem ciotą, o czym pewnie wspominałem setki razy, ale od buforów stronię. Wielkie cyce utożsamiam z niebezpieczeństwem i symbolem wyższości kobiet nad mężczyznami. To chyba jakiś kompleks freudowski.

Znam Klocka na wylot. Wiem, co myśli o danej sprawie i co powie. Wyprzedzam jego słowa o kilka sekund. Myślę jak on, rozumiem, co mówi, przewiduję każdy ruch. Obaj wiemy o sobie nawzajem dużo.
Są tacy, którzy nazywają mnie czubkiem albo zboczeńcem. Przecież człowiek nie może rozmawiać z kawałkiem drewna. Czyżby…? A jednak robię te dziwne rzeczy i rozumiem ich sens. No właśnie, rozumiem. Tym różnię się od etatowego czubka; mam świadomość dziwactw, jakie mnie ogarniają.
Klocek jest zmyślony, ale nie do końca. Powstał, gdyż brak mi kogoś. Postać mojego przyjaciela uosabia moje własne pragnienia. Tęsknię za prawdziwym oddaniem. Nie ufam już ludziom, bo ci zbyt wiele razy rozczarowywali.
Tamtego dnia przeczuwałem, że coś się wydarzy. W przededniu balu doznałem lekkiego skurczu żołądka. Byłem zestresowany jak zawsze tuż przed jakimś gównianym wydarzeniem, na które wcale nie miałem ochoty. Do tego matka biegała po całym domu z moim garniturem. Przenosiła łacha z kąta w kąt, żeby nie spadł, żeby nie oblazł sierścią. Miałem dość, dlatego po powrocie ze szkoły poszedłem od razu do siebie. Od progu dostrzegłem, że przy łóżku nie ma Klocka. Przeszukałem pokój. Nie znalazłem go.
Zszedłem na dół do pokoju gościnnego, żeby spytać matkę, ale ta zaczęła chrzanić jak katarynka o balu, garniturze i Monice. Dopiero na koniec oświadczyła, że kazała ojcu wywalić z mojego pokoju wszystkie śmieci.
Przez okno wychodzące na podwórze dostrzegłem dym. Czym prędzej wybiegłem na zewnątrz, żeby zobaczyć jak ojciec wrzuca do ogniska ostatnią szuflę śmieci. Oniemiałem widząc buchający płomień. Po chwili, zupełnie nieświadomie wymamrotałem do ojca:
− Ty skurwysynu.
Nie usłyszał. Tak pochłaniało go wybieranie popiołu, że nawet mnie nie zauważył.
Siedziałem odrętwiały w kuchni, gdy matka nakazała mi przymierzyć marynarkę. Nie drgnąłem, ale jej w niczym to nie przeszkadzało. Narzuciła mi marynarkę na plecy, wygładziła zagniecenia i patrzyła jak sroka w gnat.
− Przejdź się, Wiktor − powiedziała. − Chcę zobaczyć jak leży. Trochę jesteś za chudy, ale nie ma tragedii. Mam tylko nadzieję, że krawat będzie pasował do sukienki Moniki. No dalej, wstań.
Nie potrafiłem. Na myśl o balu żołądek ścisnęło mi jeszcze mocniej niż poprzednio. Poczułem trzęsienie ziemi. Bardzo długie i intensywne. Jakiś czas później zrozumiałem, że to ja drżę.
− Nie wydurniaj się, Wiktor − skarciła mnie matka.
Chciała dodać coś jeszcze, ale zamilkła, gdy spadłem z krzesła. Leżąc na kafelkach uderzałem raz po raz głową w podłogę.

Starzy i lekarze myśleli, że mam padaczkę. Też chyba poszedłbym tym tropem.
Na naszym oddziale jest gość, który ze trzysta razy na dobę wydaje dźwięk jak osioł. Nie znam jego historii, ale chyba rozumiem, co czuje. Jest też facet, co całą dobę patrzy w narożnik pokoju. Myślę, że zaprzyjaźnił się z pewnym pająkiem, ale jak wiadomo czysty dom nie jest miejscem dla pająków. Widziałem też dziewczynę głaszczącą średniej wielkości psa. Czasem pies wydaje się mniejszy, ale może akurat leżeć. Mógłbym ich wszystkich zapytać o cokolwiek, ale to bez sensu. Tylko my, przyjaciele, wiemy, jak silna więź nas łączy.

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Quentin · dnia 15.02.2015 16:16 · Czytań: 2505 · Średnia ocena: 4,85 · Komentarzy: 26
Komentarze
Heisenberg dnia 15.02.2015 16:16 Ocena: Świetne!
Staram się nie wystawiać ocen, teraz jednak uczynię wyjątek. W niektórych miejscach, moim zdaniem, odrobinę przegadane, ale rekompensuje to świetny styl. Ciekawa, lekko groteskowa fabuła, zakończenie też mega. Całość zrobiła na mnie wrażenie :)

Pozdro
mike17 dnia 15.02.2015 18:03 Ocena: Świetne!
Quentin, brachu, dałeś tekst co się zowie, po raz kolejny upewniając mnie, że każdy twój tekścior jest dla mnie wydarzeniem, i tak też było dziś, tu, kiedy wszedłem w pokręcony świat bohatera, odmalowany bez dopowiedzeń i nachalności, jakie przy tak wdzięcznym temacie, jak choroba psychiczna, mogą być przypadłości autora - Ty rafy "konkretu" zgrabnie ominąłeś, przemycając cały psychotyczny wymiar myślenia narratora, jakby rzeczywiście była to tylko opowieść o przyjaźni, meczach, laskach, szkole, jednak uważam, że kawałek wart jest kilku czytań.

Czemu?

Bo nic nie dajesz na łopacie, i nie od razu czytacz złapie, że nasz hero tkwi w szpitalu psychiatrycznym, i jest dotknięty schizofrenią katatoniczną.
Ileż zdjęć tych biedaków widziałem w życiu...

Stary, o języku Ci nie wspomnę, bo to maestria: piszesz jasno, czytelnie, komunikatywnie, bez zbędnych "ornamentów", chwytając sens z zdaniach mających przekazać tylko to, co dla akcji istotne - nie ma więc waty słownej, ani "wolnego strumienia świadomości".
Jest spójna narracja, i bardzo amerrykański styl, który mnie, uprawiającemu męską prozę, bardzo leży i bardzo go cenię.

Poza tym opowieść, choć o gościu, który było nieco "inny" poprowadzona jest językiem chorego psychicznie, czyli tak, jak oni rozumują, nie mając świadomości choroby, nie posiadając wglądu w swój stan umysłu - są do bólu "logiczni", mówią niby zbornie, niby to się "trzyma kupy", ale między wierszami wyczuwa się zaburzenia myślenia, i to oddałeś po mistrzowsku, słuchacz wyczuje, że coś z tokiem rozumowania i kojarzenia jest nie tak...
Ale katatonia to już skutek rozstania z przyjacielem, czyż nie?

Polecam Ci "Gdzieśkolwiek jest, jeśliś jest" (1988), genialny film Zanussiego o kobiecie, która po upadku z konia, popada w katatoniczną odmianę schizofrenii, majstersztyk.

To sum up,

Kolejny klawy kawałek :)
Taki "po mojemu" - wiesz, co mam na myśli.
Masz markę, i wchodząc w nowe twoje opko wiem, że się nie zawiodę, bo trzymasz blat.
Jak teraz, jak dziś :)

Well done, my friend :)
palenieszkodzi dnia 15.02.2015 18:23 Ocena: Świetne!
I ja pragnę napisać parę miłych słów pod Twoim tekstem, Quentinie.
O tym, że chwyta za serce, że wywołuje we mnie uczucie, jakiego nawet nie umiem nazwać.
Tak, jakbym już znała Twój tekst z jakiegoś własnego snu.
Deja vu?

Kiedy się traci przyjaciela z drewna, człowiek nie potrafi się otrząsnąć. Myśli o nim każdej nieprzespanej nocy, każdego kolejnego dnia, który trzeba przeżyć samotnie. Razem z nim odeszły przecież wszystkie wspólne rozmowy, marzenia, snute we dwójkę, najskrytsze zwierzenia, wypowiedziane szeptem. Następuje niepowetowana strata, której nie można przeboleć. Chce się krzyczeć i płakać. I jeszcze..

Pisałabym dłużej, ale muszę kończyć, bo mnie pielęgniarka woła. Teraz po osiemnastej mamy lekarstwa i jakbym nie wzięła, pani oddziałowa byłaby wściekła. Nieraz potrafi zamknąć w salce koło dyżurki nawet na całą noc. Umykam, ale wiedz, że napisałeś coś rewelacyjnego, Quentinie,
o czym zapewnia palcia:)


P.S. Mam nadzieję, że ta żartobliwa konwencja nie umniejsza mojego podziwu dla Autora :-)
al-szamanka dnia 15.02.2015 18:35 Ocena: Świetne!
Hej, Quentin, nie będę się rozwodzić ani domniemywać jaka to choroba.
Mam z nimi tyle do czynienia, że nazwa przestała być ważna, liczy się tylko, co można z nią zrobić, aby mikroświatek, w którym funkcjonuję pozostawał w jako takiej równowadze.

W tym przypadku ważne jest dla mnie jak ten tekst napisałeś, jak został on podany.
I od razu odpowiadam.
Wiarygodnie:)
Akcję poprowadziłeś od samego początku sprawnie, bardzo zajmująco, tak, że nie sposób zmusić się do najmniejszej przerwy w czytaniu.
Przy czym Twój bohater jest wyjątkowo sympatyczny. Czytelnik od razu staje przy nim, w jego świecie, rozumie go, a wszystko co poza traktuje jako zło konieczne.
Cytat:
Tylko my, przy­ja­cie­le, wiemy, jak silna więź nas łączy.

Chyba też jestem przyjacielem, takim doszywanym co prawda, ale wiem, w czym rzecz, chociaż czasami zmuszona jestem innych przyjaciół usuwać. Ostatni raz w czasie okołoświątecznym, gdy w dwugodzinnym posiedzeniu(z dokładką) usunęłam Niewidocznych spod skóry jednego Klienta. Właściwie mi nie przeszkadzali, jemu początkowo też niezbyt, ale z czasem stali się coraz bardziej złośliwi i w końcu nie pozwolili spać przez trzy noce, drapiąc go od wewnątrz.

Widzisz, nie tylko pień, chociaż ten odgrywał w życiu Twojego bohatera bardziej znaczącą rolę.
Super tekst.

Pozdrawiam :)
henrykinho dnia 15.02.2015 18:41
Rewelacja. Przeczytałem i w gruncie rzeczy chętnie miałbym do czynienia z czymś większym objętościowo - czymś, co byłoby napisanie w tym stylu, umiejscowione w "tym" świecie. Początkowo - myślałem, że to jakieś "Ed, Edd i Eddy", bo tam też pałętał się średnio rozgarnięty chłopaczek z kawałkiem drewna, jednak Ty skręciłeś w lekki dramat, małą podróż po umyśle młodego, zahukanego gościa. Też super!
Pytanie poza konkursem - jak dużo czasu poświęcasz poprawianiu tekstów? Tj. piję do tego konkretnego, bo "gładkość" niesamowita, jakbyś jednym ciągiem wystukał i nic nie zmieniał "po" wyprodukowaniu ;p

pozdrawiam
Quentin dnia 15.02.2015 18:45
Witajcie :-)

Heisenberg, rozumiem doskonale twój ocenowstręt. Sam mam podobnie, wychodząc z założenia, że sztuka to nie przedmiot szkolny albo zawody sportowe. Pewnie że tak. A że przegadany momentami to nawet się domyślam, bo u mnie to norma. W życiu prywatnym mówię niewiele, ale moi bohaterowie lubią pogwarzyć jak nikt :-)

Mike, kłaniam się nisko przed twoim komentarzem. Bardzo to miłe. Myślę, że upodobania mamy podobne. Zwłaszcza co do amerykańskiej nuty brzmiącej to tu, to tam. Ja staram się jednak zrobić Hollywood w Polsce tak dla żartu i trochę z przyzwyczajenia ;)
Psychologia to cholernie głęboki temat. Wspaniała dziedzina nauki. Prawie metafizyczna, a może całkowicie. W tym wypadku czekam z zaciekawieniem na komentarz szamanki, choć i twoje zdanie ma ogromne znaczenie, w końcu któż jak nie ty "grzebiesz" w zakamarkach umysłu swoich bohaterów z wyczuciem i precyzją.

Palcia, jestem naprawdę zaskoczony. Myślałem, że nie dotrę do ciebie zwłaszcza po tekście "To nie są pola...", ale okazuje się, że można. Bardzo jestem wdzięczny. A co do konwencji, jaką wybrałaś, wiedz, że jest ok i też mam nadzieję, że nie umniejsza podziwu ;)

Dziękuję wam bardzo serdecznie. Cieszę się, bo miałem trochę cykora wstawiając ów tekst. Trudno to wytłumaczyć, ale czasem czuję, że niektóre z opowiadań nie są moje, albo są mniej moje niż pozostałe. Trudno to wyjaśnić :-)
Jeszcze raz kłaniam się i pozdrawiam
Quen

Edytuję, gdyż zrobił się spory ruch pod tekstem :-)

Doczekałem się, SZAMANKO.
Super, bardzo liczyłem na twoje oko specjalisty i jakąś ciekawą opowieść w zamian. Miałbym wiele pytań co do twojej profesji, a ty miałabyś jeszcze więcej odpowiedzi, ale póki co nie będę zawracał ci głowy :-)

HENRY, Zaintrygowałeś mnie z tym "Ed, Edd i Eddy". W sumie nigdy tego nie oglądałem, ale wydaje się być całkiem głupkowate, więc chyba spodobałoby mi się :-) Serio.
Co do korekty tekstu, to niestety nie należę do tytanów pracy. Kiedyś polonistka w gimnazjum powiedziała o mnie coś, co zapamiętałem na długo i utożsamiam się z komentarzem mimo woli. Powiedziała, że jestem zdolny, ale cholernie leniwy. Leniwy do tego stopnia, że jedna osoba musi ciągnąć mnie za uszy, a druga musi pchać :-)
Tekst wygładzam tylko raz, bo na więcej nie mam cierpliwości. Staram się tworzyć od razu gotowy produkt. Miło, że tak uważasz, przy czym poczekajmy na opinię np Miladory, o ile zajrzy.

Jesteście super i bardzo wam dziękuję wszystkim.
Miłego

Quen
akacjowa agnes dnia 15.02.2015 20:02 Ocena: Świetne!
Jestem porażona. Niezwykłe. Poruszające. Realne do bólu. Kojarzy mi się nieco z "Poza światem". Tam bohater stworzył sobie przyjaciela z piłki. Co samotność może uczynić z człowiekiem?
Naprawdę tekst z lotem koszącym :)

Dwa momenty mnie technicznie zaintrygowały:
Cytat:
Jakoś nie za­bie­gał o ni­czy­je wzglę­dy.
- czy nie powinno być "zabiegałem", bo to chyba bohater mówi o sobie.
Cytat:
O przy­szło­ści nie chce jed­nak mówić.
- a tu, czy nie po przeszłość Klocka chodzi?

Pozdrawiam i kłaniam się z podziwem
Aga
Quentin dnia 15.02.2015 20:37
Witaj, Agnes
Miło cię widzieć. Jakże spostrzegawcza jesteś, a ja jakże gapowaty ;) Najwyraźniej omsknęły mi się palce na klawiaturze. Czasem trudno zauważyć nawet tak oczywiste rzeczy. W psychologii na pewno znajdziemy na to wytłumaczenie ;)

"Cast away" bardzo dobry film to prawda. Tam chodziło trochę o coś innego, ale motyw samotności odegrał zasadnicze znaczenie. Nie da się ukryć.
Mike polecał "Gdzieśkolwiek jest, jeśliś jest", ty odnajdujesz motywy z "Cast away", fajnie. Lubię, kiedy jedno na drugie wpływa. Historia to historia, a ja nie będę ukrywał, że lubię filmowe opowieści jako prozę.

Wielkie dzięki za wizytę i miły komentarz.
Pozdrowienia
Quen
Dobra Cobra dnia 15.02.2015 23:18 Ocena: Świetne!
Bardzo dobry tekst prezentujesz!


Quentinie,

Dorastanie zostawia w nas ślad na całe życie. Dziękuję Ci za te opowieść niejako o korzeniach. Jest ikoniczną!


Z wielkim szacunkiem,

Dobra Cobra
Miladora dnia 16.02.2015 00:18
Przyznam, że mnie też przypomniał się Cast away, chociaż to faktycznie zupełnie inna sytuacja. W filmie bohater powołał do życia przyjaciela z powodu samotności i żeby nie zwariować, tu pan Klocek stworzony został w wyniku braku zaufania do kogokolwiek. To logiczne – jeżeli nie można nikomu wierzyć, tylko sobie, to trzeba z siebie wyodrębnić drugą osobę i upostaciować ją czymś, co będzie najzupełniej bezpieczne. Czymś, co nie zdradzi, nie zrani, nie porzuci. I czemu można zawsze wszystko powiedzieć. Nie dziwię się, że po stracie Klocka bohater zastygł z uniesionymi w bok rękami imitującymi gałęzie przyjaciela. Tylko tak mógł go zachować.

Quentin napisał:
Tekst wygładzam tylko raz, bo na więcej nie mam cierpliwości.

Coś mi się wydaje, Quen, że trafi Ci się także ten drugi raz. ;)
No bo jak mogłabym nie zajrzeć pod opowiadanie o takim tytule. No i Twoje.
Ale nie stresuj się.

Cytat:
Bie­dacz­ka ostat­nio po­si­wia­ła de­li­kat­nie

To "delikatnie" nie pasuje do siwienia. Biedaczka ostatnio nieco posiwiała...
Cytat:
Ale nie jest do końca tak(,) jak mówią le­ka­rze i cała

Cytat:
no(,) może odro­bi­nę.

Cytat:
co jest cał­kiem lo­gicz­ne, ale są i tacy, co myślą,

- którzy myślą -
Cytat:
Oto mój hołd od­da­ny przy­ja­cie­lo­wi. Ostat­ni raz chcę uczcić pa­mięć o nim, bo wiele

Lepsze byłoby - To mój hołd...
- uczcić jego pamięć -
Cytat:
To zna­czy(,) nie ko­ja­rzę, żebym miał ja­kieś am­bi­cje,

Cytat:
bom­bar­du­je le­ka­rza py­ta­nia­mi, bądź pod­rzu­ca mu

Przed "bądź" nie stawiamy przecinka.
Cytat:
gra­li­śmy na po­dwór­ku. Przed moim domem. Nie był to hokej na lo­dzie ani nawet na tra­wie. Bie­ga­li­śmy po pro­stu (z kijami) po za­sra­nym, piasz­czy­stym po­dwór­ku z ki­ja­mi,

Mnie się nasunęło - po zasranym piaszczystym klepisku - bez przecinka.
A "kije" dałabym wcześniej.
Cytat:
po­sta­no­wi­li­śmy ostro ha­ro­wać na bo­isku od sa­me­go po­cząt­ku.

- od samego początku ostro harować...
Cytat:
przed bram­ką prze­ciw­ni­ka zo­sta­łem fau­lo­wa­ny.

- sfaulowany -
Cytat:
nad­bie­ga­łem z ko­le­gą pod pachą, chło­pa­ki drwi­li gło­śno. Nie zwra­ca­łem

Wpada na siebie. A potem zaraz masz "pomyślałem".
Cytat:
parę spo­tkań w nie­zmien­nym skła­dzie.

Nie lepiej - w niezmienionym?
Cytat:
Nawet To­czek kpił z jego nie­fra­so­bli­wo­ści.

Ta niefrasobliwość nie pasuje do wściekłego Brylowskiego. Zamień na bardziej odpowiednie słowo.
Cytat:
Jakoś nie za­bie­gał(em) o ni­czy­je wzglę­dy.

Cytat:
Z na­szej trój­ki to Bry­lew­ski naj­szyb­ciej upra­wiał seks.

W pierwszej chwili pomyślałam, że był z niego taki speedy gonzales. ;)
Ale to nie o to przecież chodzi. Najwcześniej zaczął uprawiać seks.
Cytat:
Nie był co praw­da duszą to­wa­rzy­stwa jak Bry­lew­ski, ale więk­szość i tak go lu­bi­ła głów­nie za kul­tu­rę oso­bi­stą i cha­rak­ter.
Jeśli w na­szej pacz­ce był dobry, zły i brzyd­ki, ja byłem tym ostat­nim.

Cytat:
Nie lubię(,) gdy na mnie pa­trzą,

Cytat:
Dla więk­szo­ści po­zo­sta­ję ni­ja­ki(,) i do­brze.

Cytat:
jakby chciał spraw­dzić(,) czy nie stra­ci­łem też wzro­ku.

Cytat:
Wrócę do was(,) chło­pa­ki,

Cytat:
Wcze­śniej upew­ni­li­śmy się obaj, że żaden (z nas) nie jest pe­da­łem.

Cytat:
Naj­le­piej(,) jeśli uda nam się zo­stać sam na sam.

Cytat:
i po pro­stu za­py­tam(,) czy idzie z kimś

Cytat:
pod­słu­cha­łem, jak mó­wi­ła ko­le­żan­kom, że jak do tej pory

- gdy mówiła -
Cytat:
Nic dziw­ne­go(,) wszak była ładna,

Cytat:
Do­pie­ro w środę(,) na pół­to­ra mie­sią­ca przed balem(,) prze­ła­ma­łem lęk

Cytat:
Mia­łem pie­tra jak jasna cho­le­ra. Za­wsze wtedy mam odro­bi­nę wyż­szy głos jak chó­rzyst­ka.

- (,) niczym chórzystka -
Cytat:
miał wszystko, czego trze­ba roz­wy­drzo­ne­mu na­sto­lat­ko­wi; obrzy­dli­wie bo­ga­ci sta­rzy, swo­bo­da w szko­le i luz, o jakim mo­głem po­ma­rzyć, a na deser miał Ali­cję.

- obrzydliwie bogatych rodziców, swobodę w szkole i luz (...)
- posiadał wszystko -
Cytat:
Póź­niej ob­ser­wo­wa­łem Alę z ukry­cia. Wi­dzia­łem, jak opo­wia­da coś ko­le­żan­kom, a te śmie­ją się do roz­pu­ku. Do końca dnia wszy­scy wie­dzie­li o mojej po­raż­ce. Z utę­sk­nie­niem cze­ka­łem na ostat­ni dzwo­nek.
Wpa­dłem do domu roz­trzę­sio­ny. Na­tych­miast za­me­li­no­wa­łem się w po­ko­ju.

Cytat:
że niewia­do­mo(,) czy skoń­czę gim­na­zjum w tym roku(,) i czy w ogóle je kie­dy­kol­wiek skoń­czę.

- nie wiadomo -
Cytat:
Nie trud­no do­szu­ki­wać się u cho­rych ide­olo­gii.

- nietrudno -
Cytat:
Ech(,) ci cho­ler­ni le­ka­rze.

Cytat:
chyba do­sta­ła­by pier­dol­ca. Wy­star­czy, że wyjdę z domu bez czap­ki, a ona już po­dej­rze­wa, że do­sta­nę AIDS

- że złapię AIDS...
Cytat:
od­ro­dził się na nowo pod po­sta­cią pnia drze­wa. Wy­obra­żam go sobie jako śred­niej wiel­ko­ści drze­wo

- pnia. -
Cytat:
Znamy się na tyle do­brze, że nie po­trze­ba gadać

- że nie potrzebujemy -
Cytat:
nie przy­szedł­by za­py­tać(,) czy wszyst­ko

Cytat:
in­te­re­so­wa­ło go(,) czy nie je­stem przy­pad­kiem

Cytat:
Naj­więk­szy szok moich ro­dzi­ców to syn ho­mo­sek­su­ali­sta chory na AIDS.

- Największym szokiem dla moich rodziców byłby itd.
Cytat:
Co cie­ka­we(,) masa ludzi, któ­rych znam,

Cytat:
Do tego trze­ba cze­goś wię­cej niż uczu­cia i to­le­ran­cja.

- i tolerancji -
Cytat:
Już nie wiem, co mam od­po­wia­dać. Lista wy­mó­wek ma swój ko­niec,

- mam - zbędne.
Cytat:
potem gim­na­zjum, a za parę mie­się­cy (będzie) li­ceum.

- będzie - w niedopowiedzeniu "przeżywać".
Cytat:
ro­dzi­na i cho­le­ra wie(,) co jesz­cze.

Cytat:
Matka wszyst­ko zrobi za nas obu.

- robi -
Cytat:
a już on do­brze wie, kiedy jest oka­zja, żeby we­tknąć pan­nie palec pod spód­ni­ce.

- a on już dobrze wie -
- spódnicę -
Cytat:
bo ci zbyt wiele razy (mnie) roz­cza­ro­wy­wa­li.

Cytat:
Byłem ze­stre­so­wa­ny(,) jak za­wsze tuż przed ja­kimś

Cytat:
żeby zo­ba­czyć(,) jak oj­ciec wrzu­ca do ogni­ska ostat­nią szu­flę śmie­ci. Onie­mia­łem(,) wi­dząc bu­cha­ją­cy pło­mień. Po chwi­li, zu­peł­nie nie­świa­do­mie(,) wy­mam­ro­ta­łem do ojca:

Cytat:
Leżąc na ka­fel­kach(,) ude­rza­łem


Chyba nie muszę Ci mówić, że to naprawdę dobre opowiadanie. :)
Zgadzam się, że bardzo wiarygodne pod względem psychologicznym.
I równie dobre, jeżeli chodzi o stylistykę.
A poprawki? Ot, taka kosmetyka.

Miłego :)
Figiel dnia 16.02.2015 17:03 Ocena: Świetne!
Doskonały tekst, Quentinie, ale do Twojego wysokiego poziomu przywykłam, więc pozostaje mi tylko powtórzyć to, co mówię zawsze.
Widzę tu ogromną samotność bohatera, przejmującą, bo samotność niezależnie od stanu umysłu zawsze jest uczuciem ograniczającym, powodującym ból, smutek i ogromne pragnienie zrozumienia.
Zastanawiam się, ile razy patrząc na pacjentów psychiatrycznych znamienici lekarze zastanawiają się, jak bardzo ich podopieczni są samotni, niezależnie od tego, ile osób ich odwiedza i jak czule się nimi opiekują.
Za wydobycie tego aspektu daję najwyższą notę, a zresztą, jaką inną miałabym dać?
Pozdrawiam :)
Usunięty dnia 16.02.2015 18:38 Ocena: Bardzo dobre
Cytat:
ale try­go­no­me­trię łapał w mig.

pozazdrościć.

Tytuł skojarzył mi się z pewną bajką. "Dom dla zmyślonych przyjaciół pani Foster"... nawet fajna bajka. http://pl.wikipedia.org/wiki/Dom_dla_zmy%C5%9Blonych_przyjaci%C3%B3%C5%82_pani_Foster
Jako, że nie czytam i nie komentuje prozy musisz mi wybaczyć chaotyczność w wypowiedzi i zero konkretów. Wielka samotność bije z tekstu, ale nie będę się nad tym pochylać, myślę, że niezależnie id tego kim jesteśmy każdy ma swoją małą lub większą samotność. Znalazłam u ciebie bardzo mądre zdania... poczekaj, niech znajdę... znalazłam:
Cytat:
Jakby tylko praca okre­śla­ła toż­sa­mość. Co cie­ka­we masa ludzi, któ­rych znam, gar­dzi swoją ro­bo­tą. Kim wobec tego są? Wiecz­nie wkur­wio­ny­mi nie­szczę­śni­ka­mi bez per­spek­tyw na lep­sze jutro…?

to zabieram i odchodzę... pomyśleć.
Pozdrawiam, dark_kid.
Quentin dnia 16.02.2015 22:05
Witajcie,

DoCo, dziękuję za szacunek. I w twoją stronę ukłon za wszystko, co robisz :) Dorastanie zostawia ślad na całe życie, bo wbrew pozorom to dość ważny proces w życiu człowieka. Niektórzy dorastają nawet do dorastania. Albo i nie. Ale to już inny temat ;)

Mila, masz wprawne oko ;) Chociaż trzeba przyznać, że u mnie pewnie nie trzeba się za bardzo wysilać. I nawet byki się trafiły, psia mać. A za to nie wiadomo i nietrudno zaraz strzelę se w łeb. Już dawno miałem zrobić sobie listę słów, które mnie drażnią i teraz to na pewno ją zrobię. na nie wiadomo wysypałem się już chyba tyle razy, że szkoda gadać. Reszta korekt także się przyda. Bardzo dziękuję za poświęcony na to czas. Dozgonna wdzięczność dla ciężkiej pracy.

Figiel, miło cię widzieć :) O samotności można by pisać, śpiewać, można ją malować, tańczyć itd. Temat rzeka i pewnie można by też powiedzieć "a dajcie już sobie spokój z tym eksploatowaniem samotności!", ale trudno dać :) Któż z nas tego nie zna. Niestety. To swego rodzaju paradoks, że wokoło pełno ludzi, a i tak prawie wszyscy samotni.

dark, są konkrety, ot choćby w cytowanym fragmencie. Trudno o lepsze. A wiesz, że chyba tytuł wspomnianej bajki miał na mnie jakiś wpływ? Tekst napisałem już jakiś czas temu, a że pamięć mam straszną, nie dojdę, co mną powodowało w wyborze pierwszej strony, ale może tak być. Brawa za czujność :-)

Dziękuję wszystkim bardzo serdecznie. Miło czytać komentarze pozytywne przy tekście, który wywoływał pewne obawy, jak już zdążyłem wspomnieć :)
Jesteście wielcy

Pozdrawiam
Quen
zajacanka dnia 17.02.2015 01:45 Ocena: Świetne!
Q, przyjacielu! Zaczytałam się. Bardzo dobry tekst. Gratuluję!
euterpe dnia 19.02.2015 00:24 Ocena: Świetne!
Świetny tekst, Quentinie.
Główny bohater mocno zwichrowany, nic się dobrze nie trzyma pod kopułą, ale dzięki temu jakże interesujący. Pniak jako przyjaciel, główny bramkarz, psycholog, filozof. Czyżby przedmioty miały duszę? A jakże, właśnie tak jest i tylko wprawne oko, wrażliwiec jest w stanie ją z nich wydobywać. Jestem pewna, że on właśnie do nich należy, jednak, co tu kryć, żyjemy w świecie wariatów. Tylko mądry wariat wie jak ułomności kamuflować, dzięki temu nie trafia do ośrodka bez klamek.
Pozdrawiam serdecznie,
Ewa
Miroslaw Sliwa dnia 19.02.2015 00:26 Ocena: Świetne!
Quentin, wysmażyłeś tak kapitalny tekst, że właściwie nie ma co analizować. Wszystko, co trzeba jest na miejscu.

Temat wcale do łatwych nie należy. Podoba mi się takie ujęcie wprost losów Twojego bohatera. Nie ma w Twoim opowiadaniu żadnych nadmiarów ani niedomiarów, a najważniejsze, że nie ma w nim egzaltacji, której pasjami nienawidzę, a która każdy podobny (chodzi o psychotematykę) tekst czyni plastikowym.

Twój bohater jest wiarygodny, a opowiadanie jest tak dobrze napisane, że czyta się je jednym tchem.

Pozdrawiam serdecznie. :)

Mirek
Krystyna Habrat dnia 19.02.2015 11:05
Zapamiętałam, że dobrze piszesz. Uzbroiłam się więc w cierpliwość na widok rozmiarów tekstu. Przymknęłam oko na nazbyt "soczyste" wyrażenia, bo tu akurat mogą być. No i, doceniam sugestywność opowieści, wywołującej w czytelnikach odpowiednie skojarzenia medyczne oraz pożądany odbiór niesamowitości związanych z chorobą psychiczną. Według mnie można by pewne dłużyzny przetrzebić, co wyostrzyłoby atmosferę. A wracając do początku, to piszesz bardzo dobrze.
Druus dnia 19.02.2015 16:39
Wszedłem. Przeczytałem.

Wyjdę w pełni usatysfakcjonowany.

Co tu więcej pisać? Po prostu zgłaszam obecność.

Jeśli komentarz jest niergulaminowy, to najwyżej zostanie usunięty.

Pozdrawiam
Quentin dnia 19.02.2015 22:13
Witajcie :)

Anno, miło cię widzieć jak zawsze :) I miło czytać twój komentarz. Bardzo mnie cieszy, że się zaczytałaś. O niczym więcej marzyć nie mogę.

Ewo, Jak słusznie zauważyłaś przedmioty mają duszę i nic w tym dziwnego. Nawet teraz na wyciągnięcie ręki mam kilka "klamotów", z którymi mógłbym się zaprzyjaźnić, jeśli już tego nie zrobiłem. A z tym rzeczonym wariactwem lepiej się nie zastanawiać. W "Ptaśku" Whartona jest taka smutna konkluzja, którą można ograniczyć do kilku słów. Zbudowaliśmy sobie klatkę. Masz wprawne oko jak wielu uważnych twórców.

Krystyno, Cieszy mnie twoja opinia. Bardzo. Zgadzam się, że można uświadczyć u mnie trochę dłużyzn. Czasem ciężko mi się rozstać z jakimś konkretnie zdaniem, akapitem ;) Ale to właśnie prawdziwa twórczość; sztuka kompromisów między tym, co chcę, a tym, co powinno być.

Panowie

Mirosławie, Z egzaltacją mamy chyba podobnie. Szkoda życia na demonizowanie pewnych spraw, gdyż nawet samo życie nie jest tego warte. Cieszę się, że zajrzałeś. Do zobaczenia następnym razem pod twoim tekstem. Na pewno zajrzę. Nie w ramach rewanżu, ale z ciekawości :)

Druus, myślę, że rozumiem, co masz do przekazania. Trochę się w końcu znamy ;) , tak więc twój komentarz uznaję za regulaminowy pod każdym względem :)

Dziękuję bardzo serdecznie za wizytę. Doceniam czas, który poświęciliście. Do zobaczenia.

Pozdrawiam
Quen
rokmey dnia 04.02.2016 08:59 Ocena: Bardzo dobre
Witaj :)
Tekst wciągnął mnie już po pierwszych zdaniach. Brawo! Nie mogłam się oderwać do momentu, aż zdałam sobie sprawę, że przeczytałam ostanie zdanie. Gratuluję i życzę kolejnych sukcesów. ;)
Quentin dnia 06.02.2016 01:51
Cześć, rokmey

Przede wszystkim dziękuję za odświeżenie tekstu, o którym troszkę już zapomniałem ;)
Miło wiedzieć, że tekst dostarczył rozrywki i wzbogacił twój cenny czas. Po to piszę i za to ci również dziękuję :)

Pozdrawiam i wzajemnie życzę sukcesów ( choć nie lubię tego słowa, bo kojarzy mi się jakoś tak biznesowo ;) ) Dlatego może życzę powodzenia :)

Do zobaczenia i pozdrawiam
Quen
purpur dnia 11.02.2016 17:24
No jakiś dzisiaj dzień bez wyrazu, jakoś jestem okrutnie marudny i do tego zapomniałem kanapek, a pani, która je produkuje oczywiście dziś nie przyszła...

No jak widzisz nie za różowy ten dzień. Tak - wymagane jest takie "matczyne" pokiwanie głową; dostrzeżenie stanu, którego nie da się poprawić... no ale wystarczy jak go ktoś zrozumie. No albo chociaż pokiwa znacząco głową.

No i na sam koniec, kiedy to już niemalże, miałem kurtkę na plecach trafiłem na powyższy tekst.

No kurcze - Q!

Jeśli by do powyższego dodać palemkę zwycięzcy albo znaczący uścisk dłoni, to miałbym gotowy komentarz i do tego w trzech słowach!

Pomijam oryginalność pomysłu, sposób jego poprowadzenia... bo nie ma co po próżnicy strzępić języka ( wycierać klawisze? )... Strasznie za to urzekła mnie atmosfera tego tekstu, strasznie polubiłem Twojego bohatera, no i jego przyjaciela... Nie ma patosu, nie ma narzucania się, ot, kilka wątków - mała plecionka z fragmentów życia, a czy czytelnik sobie je weźmie, czy zechce je przytrzymać dłużej w dłoni - jego sprawa.

Przemiło spędziłem czas!
Ponownie...

Teraz już wiem, że jak naczytam się opowieści i jak już namarudzę na nie... i jak już zacznę się obawiać, że to może jednak coś ze mną nie tak, to zawsze wpadnę do Ciebie.

Tutaj po trzech zdaniach przestaję szukać błędów i zastanawiać się na logiką treści, tylko po prostu czytam!

Cytat:
Od razu pomyślałem, że to urodzony bramkarz.
- masz "miłe" poczucie humoru, aż szkoda, że tak rzadko odważasz się z niego korzystać!

Cytat:
niespełna dziesięć lat. Jakby się chłopina nie starał,
- przecież to dzieciaczek, jaka chłopina :p

Cytat:
Ma na imię Alicja i wiem
- ekchem... to już chyba druga Alicja, czyżby.. :p Oj, takie tam drapnięcie, co by nie było za różowo i mogło by się wydawać że potrafię być miły:)

Cytat:
Alan jebany Werner
- a za to masz w nos! To jest moje powiedzonko, tylko go jeszcze nigdy nie użyłem :p A teraz będę się powstrzymywał!


Dzięki!
Bernierdh dnia 11.02.2016 20:49
Wspaniały tekst. Dawno nie czytałem nic, co tak pięknie by do mnie trafiło i poruszyło odpowiednią strunę. I do tego tak świetnie napisane. Naprawdę doskonały kawałek. Brawo.
Cholera, chciałbym rozpisać się bardziej, nagryzmolić cokolwiek prócz słodzenia, ale nie potrafię. Żałuję, że przeczytałem to opowiadanie dopiero teraz, choć pewnie rok temu doceniłbym rewelacyjny warsztat i świetną fabułę, ale nie odczułbym tego tekstu tak mocno, jak teraz. Takie życie, chyba dorosłem.
Skojarzyło mi się z filmem "Miłość Larsa" - polecam, jeśli nie widziałeś.
www.filmweb.pl/film/Miłość+Larsa-2007-337532
Zalozenie fabuły jest podobne, ale historia bardziej optymistyczna :)
Pozdrawiam cię serdecznie.
Quentin dnia 12.02.2016 11:33
Welcome :)

purpur, sprawiłeś, że ja będę miał bardzo udany dzień natomiast ;) Chociaż różnie może być w pracy, ale co ma być, to będzie.
Cieszę się, że trafia do ciebie ta historia. Pamiętam, że kiedy ją pisałem, miałem trochę obaw. Że może zbyt infantylna, że zupełnie nieprawdopodobna, że zrobi się z tego jakieś fantasy albo SF. Ale uznałem, że chcę opowiedzieć tę historie i co ma być, to będzie ;)
Do Alicji mam faktycznie sentyment. Znaczy bardziej do imienia niż konkretnej osoby, choć i tu pewnie potrafiłbym kogoś wskazać :)
Serdecznie cię zapraszam za każdym razem. I ja zajrzę w twoje progi. Nie w ramach rewanżu, a dlatego, że warto, o czym ostatnio się przekonałem. Dzięki wielkie.

Bernierdh, O ile kojarzę tekst pisałem jeszcze zanim obejrzałem "Miłość Larsa". Ale film już jakiś czas temu widziałem, ba, nawet kupiłem w pakiecie z "Drive" :) Rzeczywiście ciepła opowieść i bardzo przyjemna ( mówię o filmie).
Jeśli moja historia poruszyła odpowiednią strunę, to nic więcej nie musisz mówić/pisać. Nic więcej nie trzeba :) Bardzo dziękuję.

Jeszcze raz, chłopaki, wielkie dzięki za wizytę i poświęcony czas.
Miłego dnia wam życzę.

Pozdrawiam
Quentin
Niczyja dnia 07.04.2016 22:34 Ocena: Świetne!
Witaj Quentin,

Urzekąjący świeżością tekst!
Poruszył mnie i pozostawił coś w sercu na dłużej...
Po tekście się wspaniale płynie i choć zawiera wulgaryzmy i przekleństwa, których nie lubię, tutaj one nie przeszkadzają.

Pięknie ukazałeś uczucia tego chłopaka, który z pozoru, dla innych jest "chory", a tak naprawdę, to ci inni mogliby uczyć się od niego normalności, wrażliwości, po prostu bycia człowiekiem, dobrym człowiekiem. Ale taki jest nasz świat... Zawsze wygrywa zło, silna pięść i obłuda, aha, i kasa.

Dawno Ciebie nie czytałam, bardzo dawno. Cieszę się, że tym tekstem przypomniałeś mi o sobie i swoich możliwościach.
Pięknie piszesz, mądrze i jak prawdziwy pisarz, z dużą dozą wrażliwości...

Przyjaźń z Klockiem - choć wydaje się absurdalna, dla mnie jest w pełni zrozumiała. Urocza nieśmiałość wobec dziewczyny. Empatia dla innych.

Bardzo spodobał mi się cytat:
Cytat:
W rzeczywistości nikt nie zakumplowałby się z kawałkiem drewna. Do tego trzeba czegoś więcej niż uczucia i tolerancja. Najważniejsza jest wyobraźnia pobudzana przez samotność.


Gratuluję pisarzu z pierwszej półki!

Pozdrawiam,
Niczyja
Quentin dnia 02.05.2016 22:33
Welcome, Niczyja

Przede wszystkim bardzo dziękuję za odświeżenie "Towarzystwa...".
Z reguły nie lubię tekstów, które już napisałem. Tak jakby mam ich dość, ale do tego mam pewną słabość. W sumie nie sądzę, bym czegokolwiek spektakularnego w nim dokonał, ale lubię go.
Czytać taki komentarz to naprawdę wielka przyjemność. Miło wiedzieć, że tworzysz coś wartościowego dla innych. Dla twórcy to najmilszy komplement. Cieszę się, że historia rozbudziła w tobie pozytywne emocje :)
Zachęcam oczywiście do innych opowieści i do zobaczenia u Ciebie :)

Pozdrawiam serdecznie
Quen
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Dzon
01/05/2024 21:18
Ok. Sprawdzę z czytaniem na głos, ale dopiero jak nie będzie… »
Dzon
01/05/2024 21:16
Dzięki. Prawdę mówiąc ten tekst jest tak stary, że o nim… »
Janusz Rosek
01/05/2024 16:09
Dziękuję za komentarz. Mieszkam, żyję i pracuję w Krakowie,… »
Zdzislaw
01/05/2024 13:50
Dzon, no i w porządku ;) U mnie, przy czytaniu na głos,… »
Kazjuno
01/05/2024 12:25
Jako słaby znawca poezji ucieszyłem się, że proza. Hmmm!… »
SzalonaJulka
01/05/2024 00:14
Bardzo dziękuję za zatrzymanie się :) Dzon, ooo, trafiłeś… »
Dzon
30/04/2024 22:22
Bardzo mi się spodobało. Płynie dynamicznie. Jestem fanem… »
Dzon
30/04/2024 22:08
Widać,że tekst jest bardzo osobisty. Takie osobiste… »
Dzon
30/04/2024 21:53
;-) Uśmiechnąłem się. Jest koncept. Może trochę do… »
valeria
30/04/2024 16:55
Nie bardzo rozumiem:) »
valeria
30/04/2024 16:54
Fajne »
valeria
30/04/2024 16:53
No ja przepadam:) »
valeria
30/04/2024 16:52
Ja znowuż wychwalam Warszawę:) »
valeria
30/04/2024 16:50
Jest pięknie, dzisiaj bardzo gorąco, cudna pogoda. Wiersz… »
Kazjuno
28/04/2024 16:30
Mnie też miło Pięknooka, że zauważyłaś. »
ShoutBox
  • Dzon
  • 30/04/2024 22:29
  • Nieczęsto tu bywam, ale przyłączam się do inicjatywy.
  • Kazjuno
  • 30/04/2024 09:33
  • Tak Mike, przykre, ale masz rację.
  • mike17
  • 28/04/2024 20:32
  • Mało nas zostało, komentujących. Masz rację, Kaziu. Ale co począć skoro ludzie nie mają woli uczestniczenia?
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty