Zbyteczna obecność pawilonów - OWSIANKO
Proza » Obyczajowe » Zbyteczna obecność pawilonów
A A A

Były trzy. Ukryte wśród drzew, przeważnie sosen, przeszkadzały mi w marszrucie, niepokoiły natłokiem przykrych wrażeń. Przechodziłem tamtędy co dnia, skracałem sobie drogę do pracy, niewdzięcznej, niosącej zero satysfakcji. Szedłem wzdłuż krwistego muru, ceglaną wyrwą między ermitażami, a właściwie schowkami na zagmatwane cierpienia. Myliłem krok, zdezorientowane nogi niosły mnie po ścieżkach, tłukły się, nerwowo obijały jedna o drugą, dygotały, miałem w nich mrowienie, osobliwe napięcia, ale co tam! starałem się być ponad te odczucia, usiłowałem nie frasować dołującymi widokami, zachowywać, jak gdyby nigdy nic się nie stało, obojętnie, ignorując fakt, że pada, zacina, siecze ukośnymi igłami, a ja wytrwale brnę pod oszalały, wiejący zewsząd wiatr.

Choć tak Bogiem a prawdą stało się; wydarzyło więcej, niż mogłem znieść. Bo kiedy mijałem owe pawilony i przelotnie, z dyskretną ciekawością spoglądałem na snujących się, tamtejszych ludzi, wydawało mi się, a przynamniej odnosiłem wrażenie, że umieszczono ich tu wbrew woli, przymusowo; uzależnieni od tak wielu zmysłowych czynników, bali się istnieć poza ogrodzeniem, żyć po swojemu, postępować nietuzinkowo dla pozostałych, dla siebie zaś w sposób najzupełniej normalny. Bali się mieć własne zdania, wyrażać nieuzgodnione poglądy, utrzymywać cokolwiek odrębnego od egzystencjalnych prawideł dopuszczalnych na zewnątrz. Toteż gdy odwzajemniali mój wzrok, patrzyli na mnie spode łba, kosym, nieufnym okiem, zadając mi nieme pytania: ktoś ty, skąd i z czym do nas przychodzisz?

Trzymali się razem, gdyż tylko we własnym sosie potrafili zachowywać się naturalnie: opieczętowani urzędowym współczuciem skazującym ich na ciągłą pogoń za „niedostępnym”, zmuszeni byli przejawiać inteligencję dostosowaną do sytuacji, w której przyszło im tkwić; by się "jakoś urządzić" w swojej odmienności, by przestawać w zgodzie ze swoimi pielęgniarzami, nauczyli się udawać, wyolbrzymiać, przesadzać własne martyrologie, manifestować, że są chorzy bardziej niż inni; wyjątkowi w każdym calu, jedyni w swoim rodzaju.

Lecz ich niepowtarzalność była złudzeniem, ekranem, ochroną przed atakiem promieni zewnętrznego życia; na próżno męczyli się własną wzniosłością. Mimo to potrzebowali natychmiastowej wiary, że nie cierpią bez celu: nie chcieli wejść w kolejne uzależnienia, doznawać fatalnych wkroczeń z deszczu pod rynnę, popadać w ucieczki przed kuratelową przestrzenią ludzi, którzy wiedzieli lepiej od nich, co im jest potrzebne do szczęścia.

Otaczało ich moralizatorstwo, byli pod presją zmasowanego humanitaryzmu, brali udział w wyścigu zbawiennych rad, rad często wykluczających się, nierzadko słusznych na niby, a klęska takiej zdroworozsądkowej pomocy, (szczególnie ostro występująca u ludzi ambitnych), wpędzała ich w depresję; niemożliwość pokonania owych fizjologicznych barier stawała się wówczas silnym bodźcem do wykorzystania nie podejrzewanych kiedyś, a teraz ożywionych przez strach - szans i możliwości, które, w nowych warunkach, miały decydować o ich dalszym sposobie spędzania życia.

Jednak nowoprzyjęte ekscentryczne kryteria i stosowane nienormalne normy, nie miały związku z poprzednią rzeczywistością: wiedzieli przecież, że indywidualizm, to zastrzeżona dla reszty maniera bycia sobą. Dla reszty, a więc dla pozbawionych szaleństwa, dla tych, którym ani przez myśl nie przebiegnie, że wobec różnorodności istnienia należy zachować pokorę, umiar i dystans; dla reszty byli cudakami, więc by nie być odrzuconymi lub społecznie pominiętymi odmieńcami, musieli objawiać wstrzemięźliwą, niekonfliktową, proporcjonalnie ustępliwą rezerwę, ponieważ wiadomo: neurotyczne przejawy i wielorakość form bytowania, tak jak ich wewnętrzne tajemnice, nigdy nie będą do końca rozpoznane.

*

Pierwszy, największy, bo liczący dwieście załóżkowanych piżam, mieścił nieuleczalnych, którym ani konwencjonalnie pomóc, ani energoterapeutycznie zaszkodzić już się nie mogło, otrzymali więc skierowanie-do-życia-tu, dostawali glejt umożliwiający im dołączenie do ludzi obłożnie chorych, dokument uprawniający do profilaktycznego przebywania na oddziale dla upierdliwych.

Jeśli gdzie indziej przydarzały się nieoczekiwane ulgi, odprężenia, poluzowania cierpień i starano się zachować pozory opieki, to tu, w miejscu wzbronionej nadziei, nie krępowano się, nie leczono, nie pielęgnowano ich. Wychodzono z założenia, że po co umarłym bulion i pozostawiano ich samopas. Traktowani więc z demonstracyjnym dystansem, nie mieli innych praw poza prawem do rozkładu. Kończyli w nim swój bieg i doczekiwali biologicznego przeznaczenia: żałobnych wieńców i pogrzebowych sloganów.

Trafić tam oznaczało, że nadciąga finał. Znalezienia się w nim bano się więcej, niż kostnicy, bo dogorywało się w nim szybko, a jego pomieszczenia były zachwaszczone figurami bezskutecznie domagającymi się troskliwości, starcami o nieostrej płci, ludźmi, którzy tkwili w egzotycznym świecie przeszłych lat. Lecz nazwanie tego oddziału – umieralnią, było nadużyciem, uproszczeniem kogoś, kto podobne miejsca znał wyłącznie ze słyszenia: komando, zakład w zakładzie, pomieszczenie do prowadzenia reedukacyjnych warsztatów, obojętnie, jakim epitetem zostałby obdarzony, faktem jest, że nie stosowano w nim żadnych znanych i sprawdzonych metod naprawy urządzeń zwanych ludźmi. Były to zazwyczaj metody piorunujące, radykalne, techniki oparte na pedagogicznych fantazjach, procedury destrukcyjne, przynoszące ten skutek, że ludzie nim poddawani, zapadali w jeszcze większe odrętwienie, w stupor gwarantujący personelowi szampański brak alarmów, sygnalizacyjnych lampek i dzwonków zanieczyszczających spokój panujący w pielęgniarskiej stróżówce.

Z drugiego, tuż pod lasem, wypływały nieokreślone pomruki skrzeczących z uciechy, pełnoletnich wariatów o twarzach dzieci; niesymetryczne i roztrzęsione kadłuby krasnali z gigantycznymi głowami lalek.

Przechodząc obok, zastanawiałem się, czym jest ciągłe tworzenie psychiatrycznych klasztorów i jaką wartość dla świata przedstawiają. Dla świata normalnej części społeczeństwa zajętego niepowstrzymanym rozwojem, mnożeniem i udoskonalaniem technik zbrodni, a nie sposobami skracania ludzkich udręk. Dotarło wtedy do mnie, że to, co zwykło się powszechnie uważać za jawne szaleństwo, niestereotypowość, odmienność psychiki, jest tylko odwróceniem perspektyw, bo to nie ludzie zwariowali, ale życie stworzyło ich takimi; przedłużył ludzką egzystencję nie zmieniając jej jakości. Więc poruszani odrębnymi emocjami, byli głusi na perswazję jakichkolwiek argumentów. Bo nie wszyscy tu zgromadzeni znajdowali się po właściwej stronie barykady: jeszcze nie wymyślono specjalnej przegródki dla szlachetnych.

Mylny jest pogląd, że każdy zdrowy, to drań, a choroba namaszcza subtelnością. Schorzały instrument poznania buduje rzekomo prawidłowy, lecz w istocie paranoidalny zestaw tłumaczeń, które niczego nie tłumaczą. Natomiast egoistyczny brak wyobraźni, przewidywania i niezakłamanej chęci na zastanowienie, pomaga ludziom zdrowym w spontanicznym chodzeniu po ziemi: nie widzą czyhających na nich przeszkód. Omijają je automatycznie: nie zdając sobie sprawy z ich istnienia i jeśli nawet bujają w niebieskich obłokach, to w każdej dowolnej chwili mogą się od nich oderwać, wejść na chodnik i być tam, gdzie chcą.

A o chorych można powiedzieć, że takie "bujanie w obłokach" jest ich naturalnym środowiskiem, gdyż nie mają innego. Z konieczności zatem pozostają w zawieszeniu między wyobraźnią, a realizmem, faktem, a konfabulacją. Dla nich nie istnieje zwyczajny chodnik. Istnieje za to koszmarny zbiór czyhających pułapek, zagrożeń i ewentualnych upadków; zamiast kroczenia po chodniku i omijania przeszkód, mają swój arkadyjski świat nieograniczonej fantazji.

Podczas gdy fizyczne cele są dla nich nieosiągalne, to czynności duchowe zastępują im funkcję ruchu; w niektórych ludziach ograniczenia fizyczne uaktywniają psychiczne możliwości. Jednakże nie każde chrome ciało gwarantuje duchowy rozkwit. Przeciwnie: pod napastliwym naporem zachodzących wydarzeń, broniący się przed ich opresyjnymi skutkami, walczący z nimi człowiek, nie może ich przemóc i ulega im stając się pełnym zawiści i goryczy manekinem. Choć cechy te są widoczne od razu (chaotyczne gesty, skandowana mowa, niezborne drżenia rąk lub skokowe ruchy zwyrodniałego ciała), stara się zaprzeczyć, że w nim są. W głębi ducha jednak wie, że za wszelką cenę pragnąc uchodzić za zdrowego, jest śmieszny, bo wszystkie jego usiłowania są to tylko maski, chwyty, nieudolne próby utrzymania się na powierzchni, gdyż szlachetne lub gorzkie obrazy życia, jakimi dysponował dotychczas, już nie istnieją naprawdę.

W trzecim, stojącym na uboczu, w oddaleniu od głównych traktów, kameralnym i niemal przytulnym prosektorium, panował wszechobecny, zawiesisty mrok. W posępnej asyście posługaczy milcząco popychających rozklekotany wózek, wehikułem zakłócającym fioletową ciszę nocy, wjeżdżało się prosto w lodówkowe objęcia, w zachęcająco otwarte ramiona gromnicowych pomieszczeń i lądowało u celu, w Izbie Radosnej Niepamięci, we wnętrzu tak chętnie, skwapliwie i często przyjmującym gości, że gdy któregoś roku zdarzyła się posucha na umarlaków i zapanował niespotykany zastój w interesie, grabarze zwłok zaczęli rozglądać się za intratniejszym zajęciem.

Lecz na ogół obywało się bez zakłóceń; metodycznie, wiosną lub jesienią, w czas intensywnych amplitud ciśnienia, zwiększano zaplanowane obroty. Mogłem wtedy zaobserwować, jak do wnętrz pensjonariuszy wchodzi majestatyczna cisza, przenika je i zostawia na ich twarzach nieustannie nabożny, niewyraźny grymas zakłopotania, jak powoli, niby welon z poświaty ciemniejącej jasności, wycieka, niknie, zamiera i przekształca w gigantyczną falę lęku, w pobladłą strugę cienia.

Śmierć, o której nie mówiło się tu na głos, która jednak była ich wiernym cieniem, należała do krainy przemilczeń, do strefy tabu. Łudzili się, że jest związana z innymi, spotka innych, że są nieśmiertelni, że mają licencję na wieczność, trwałość i niezmienność, a to, co nazywa się przechodzeniem do niebytu, ich nie dotyczy. Ból, strach, lęk, świdrująca świadomość odchodzenia, oddalania się od innych a także od swojej niepoczytalności, poczynały zataczać coraz ciaśniejsze, coraz bliższe kręgi, zbliżać się i krążyć nad nimi jak sępy. Zobaczyłem wtedy jak ich problemy, dotykane przeczuciem, zmieniają się w obsesję: „i nas to czeka!”

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
OWSIANKO · dnia 20.02.2015 13:07 · Czytań: 2052 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 1
Komentarze
Miroslaw Sliwa dnia 21.02.2015 10:30 Ocena: Świetne!
Właściwie, panie Marku, cały ten nasz świat staje się psychiatrykiem, w którym przebywają chorzy na oderwanie-od-rzeczywistości.
To, że młodym wydaje się iż będą żyć wiecznie jest czymś naturalnym, ale dzisiaj nawet starzy wierzą w moc nieustającego liftingu.
Inżynierowie dusz z tym całym popapranym hedonizmem, którym ocieka wszystko, gdzie by się nie obrócić, sprawili, że większość z nas naprawdę wierzy w to, że mamy prawo do niekończącego się szczęścia. Ciekawe tylko jaki prawodawca ustanowił to prawo i w jaki to niby sposób wprowadzić je w życie?
Praktyka pokazuje, że prawie wszystkie nieszczęścia i cierpienia jakimi przeżarte są ludzkie losy spowodowane zostały wprowadzaniem reguł tego błogostanu na siłę.
Jestem pesymistą. Nie obudzimy się tak długo, jaki długo światem nie wstrząśnie jakiś straszny kataklizm, a potem przez chwilę będziemy żyli dobrze, a jeszcze później wróci ten sam syf, który przeżywamy dzisiaj.
Do końca gatunku jesteśmy skazani na tę sinusoidę.
A że myślący ludzie nie potrafią się z tym pogodzić? Taki ich pech.
Tekst ze wszech miar mądry.
Pozdrawiam serdecznie.

Mirek
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty