Czternaście prac Aleksandry - kalam
Proza » Obyczajowe » Czternaście prac Aleksandry
A A A

Punktualnie o szóstej do życia przywołały ją kościelne dzwony radośnie obwieszczając wszystkim wiernym i niewiernym nowy dzień. Przypominały, że trzeba oddać bogu co boskie nic nie wspominając o cesarzu. Przewróciła się na drugi bok i zakryła głowę poduszką. Możliwość wyspania się w środku tygodnia została brutalnie zabrana. Miała jeszcze zaplanowane trzy godziny snu. Dzisiaj miał przyjechać ojciec i zabrać ją na długi weekend. Czekała na niego tak mocno jak stęsknione dziecko może najbardziej. Potrzebowała go w swoim świecie. Jego ciepła, rozmów i przytulenia. Nie mogła już zasnąć. Turlała się po łóżku szukając możliwości znalezienia snu z którego ją tak gwałtownie wybudzono. Wydawało jej się, że nie śpi. Do momentu, gdy wybrzmiał dźwięk wiadomości. Po omacku podniosła telefon. Przeraźliwie jasne światło ekranu uderzyło w źrenice. Czytając wiadomość oczy rozwierały się coraz bardziej. Gdyby przyszła wczoraj przed zaśnięciem, to nie miała złudzeń, że noc byłaby bezsenna.

- Jak zwykle zawalił.

Życie nie było o poranku różowe jak świt. Szurając nogami po podłodze poszła przekazać mamie wiadomość od ojca.

- Nie śpisz?

- Czemu taka zdziwiona?

- Bo ostatnio ciągle śpisz.

- A ty dlaczego nie śpisz? Jedziesz dopiero o dziesiątej.

- Cześć ciociu.

- Cześć. Postaw swoją walizkę w pokoju. Muszę przenieść torbę Eleonory.

- Nie jadę.

- Nie rób scen. Pojedziesz.

- Ale ciociu ja chcę pojechać.

- To gdzie problem.

- Tata napisał, że dzisiaj nie przyjedzie. Będzie w sobotę. Praca.

- A my nie mamy swoich planów? Jak zwykle samolubny gnój.

- Ja wyjeżdżam. Rób co chcesz. Ojciec ma się tobą zająć.

- Przestań. Przecież nie zostawisz jej samej.

- A co mam ją tam ze sobą zabrać?

- Będzie tam pasować.

- To nie jest zabawne.

- To co zrobisz?

- Możesz się nią zająć?

- Ja? Ja mam plany.

- Ja też. Nie znajdę nikogo innego do opieki. Nie w święto.

- Musisz jechać. Jedyny termin na jutro. W sumie to miałam się kundlem opiekować, to zajmę się nią też.

- Tom, nie uciekaj. Uspokój się braciszku.

- Dziękuję siostro.

- Dzisiaj mnie nie zbawi, a jutro i tak pójdzie do szkoły.

- Ale miałam mieć wolne.

- Ja też. I co z tego. Teraz muszę się zająć tobą. Więc nie narzekaj.

- Kiedy wracasz?

- Twoja mama wróci w poniedziałek.

- Jak mnie wypuszczą.

- A idziesz do więzienia?

- Prawie.

Zasłoniła dłońmi twarz. Po czym odsunęła gwałtownie ręce by pokazać sztuczny uśmiech.

- Nie zostawisz mnie?

- Nie wiem co będzie.

Poczuła się, jakby przed chwilą wydał ktoś na nią wyrok śmierci. Nie wiedziała, czy mama mówi poważnie, czy tylko żartuje. Miny sióstr mówiły, że to nie są żarty.

- Nie idziesz do więzienia?

- Nie. Nie. Muszę pobyć chwilę sama.

- To znaczy musisz odpocząć ode mnie?

- Od ciebie, życia, wszystkiego?

- To przeze mnie ciągle śpisz?

- Czy możesz zająć się sobą? Nie widzisz, że mamie jest ciężko?

- Ale...

- Ale co? Idź do pokoju i połóż się spać.

- A...

- Nie słyszałaś co mówiłam?

Pchnęła siostrzenicę w kierunku pokoju. Poczekała aż wejdzie i zamknęła za nią drzwi. Krzątały się po domu pakując torbę. Zamknęły zamek. Otworzyły drzwi. Słyszała jak wychodzą ciągnąc bagaż za sobą. Nawet się nie pożegnała. Została parę długich chwil sama, gdy siostra odwiozła mamę na pociąg. Usiadła na łóżku po turecku. Kiwała się do przodu i do tyłu, aby uciec od atakujących ją myśli.

Ciocia wróciła rozpromieniona z koszem pełnym kwiatów. Otworzyła drzwi jej pokoju i postawiła go na środku jej małego pokoju. To było niespodziewane. Równie niespodziewane jak polecenie, które jej wydała.

- Załóż sukienkę komunijną. Idziemy na procesję.

Z ciocią się nie dyskutuje. Przyjmuje się polecenia i je wykonuje.

- Natychmiast! - podkreśliła jednoznacznie swoją prośbę.

Zwłaszcza, gdy nie ma w pobliżu mamy.

- Jesteś szybka jak nowenna do matki boskiej.

Aleks skuliła się w sobie i karnie podreptała do przedpokoju. Otworzyła szafę i wyciągnęła białą sukienkę zapakowaną w przezroczysty worek z pralni. Rozłożyła ją na kanapie i powoli odpakowała folię. Minęło już trochę czasu gdy założyła ją pierwszy i jak na razie ostatni raz. Miała jeszcze rok później ponowić przyrzecze nianie, ale nie dotarła na uroczystość, gdyż rozchorowała się parę dni wcześniej. Wtedy była szczęśliwa, że nie musi jej znów zakładać. I tak prezentów już nie dawali, więc gra była o nic. Wyglądała w niej jak beza z kleksem keczupu. Tak przynajmniej określili jej wygląd koledzy. Miało to sens, gdyż odkupiona od jakiejś kuzynki o parę numerów za duża sukienka przygniatała swą wielkością drobną dziewczynkę.

Przymierzyła do siebie białą koronkową suknię składająca się z czterech warstw: wierzchniej, tiulowej siatki, aksamitnej oraz białej podszewki. Z powodzeniem nadawała się na komunię, albo jako suknia ślubna dla drobnej kobiety. Góra sukienki była zdobiona haftem o mieniącej się nici oraz perłowymi koralikami, dzięki czemu wygląda wyjątkowo bogato. Chociaż na tle kreacji innych dzieci dość biednie.

Miała nadzieję, że wyrosła z niej tak jak i z innych ubrań tego roku. Ściągnęła górę piżamy. Rozpięła zamek i wsunęła sukienkę przez głowę. Po latach dojrzewania w szafie nabrała idealnego rozmiaru.

- Możesz mnie zapiąć?

- No wprost cudownie. Nie kręć się.

- Ona gryzie i śmierdzi.

- To środek na mole. Zaraz popefrumuję.

Parę kropel ciężkich perfum zabiło duszącym zapachem inny duszący zapach zmuszając Al do kichania.

- Zasłaniaj buzie jak kichasz. Osmarkasz sukienkę.

Al poszła do przedpokoju przyjrzeć się swojemu odbiciu w lustrze. Obejrzała siebie z przodu, potem z boku i okręciła się parę razy pozwalając by suknia zawirowała. Nie bez zdziwienia stwierdziła, że wygląda dobrze.

- Załóż buty. Przecież w kapciach nie pójdziesz.

Popatrzyła się na swoje stopy. Rzeczywiście różowe kapcie króliczki nie bardzo pasowały do sukni.

- I ściągnij piżamę.

Punkt dla cioci. Czerwona spodnie wyraźnie się odcinały od białych koronek.

Zerknęła do kuchni, gdzie ciocia przygotowywała wianek i kosz z kwiatami.

- A to dla kogo?

- Idziemy do kościoła, wyspowiadać się i na procesję - wyklarowała plany. Potem pójdziemy na jarmark odpustowy. Nasza parafia ma imieniny.

Jest okazja będzie impreza. Ucieszyła się na myśl, że bezkarnie będzie mogła spałaszować watę cukrową, pańską skórkę i inne słodkości jakie tam tylko znajdzie. Może ciocia pozwoli pojeździć na karuzeli. To byłaby zabawa!

W mieszkaniu zrobiło się ciemno. Zapaliły światła i przygotowywały się dalej do wyjścia. Zanosiło się na burzę. Chmury przewalały się po niebie jeszcze niezdecydowane kiedy mają się wypłakać. Groźnie pomrukiwały niezadowolone z czekania. Błysnęło, zagrzmiało, a na ziemię spadł deszcz.

- Gotowa?

- Tak. Jeszcze tylko buty.

Otworzyła szafę i przeraziła się. Miała czarne lakierki, których nie mogła znaleźć. Przeszukała wszystkie półki. Przecież nie pójdzie w półbutach albo w trampkach. Zdesperowana wzięła białe tenisówki w czerwoną kratkę. Założyła je i przejrzała się w lustrze.

- Eeee to wyglądał fajowo! Fiuu - gwizdnęła zadowolona z efektu.

- Rany boskie, ty widzisz i nie grzmisz. Ściągaj to!

Przez mieszkanie przetoczył się grzmot krążącej wokół burzy.

- Ale nie mam innych butów!

- A te?

Wyciągnęła czarne lakierki i podała z rozmachem siostrzenicy. Mogła przysiąc, że ich tam wcześniej nie było. Jak to jest, że przedmioty znikają, gdy są potrzebne i pojawiają się, gdy już się o nich zapomina. Przetarła buty szmatką. Usiadła na stołku i próbowała je założyć. Rozsznurowała je do końca, lecz ciągle nie udało jej się włożyć pięty.

- Masz.

Ciocia wręczyła jej łyżkę do butów. Wsunęła ją za piętę i z mozołem wcisnęła trzewiki.

- Za małe.

- Ściągnij skarpetkę, będą pasowały - odkrzyknęła z kuchni ciocia.

Tak też nie pasowały. Chodź było trochę luźniej. Wstała odłożyć łyżkę i zasyczała z bólu.

- Są za małe.

Kobieta przyczłapała ciężko z kuchni.

- Jak są za małe. Pokaż.

Uklękła przy niej podpierając się ręką. Nacisnęła z całej siły na palucha.

- Auuu - krzyknęła z bólu.

- Są dobre - zawyrokowała. Rozchodzą się.

Wróciła do kuchni i zebrała swoje rzeczy. Przystroiła głowę dziewczynki wiankiem zrobionym z białych stokrotek. Wcisnęła w jej ręce koszyk z płatkami kwiatów. Stała przez chwilę i surowym wzrokiem oceniała Al. Wyciągnęła telefon i zrobiła jej zdjęcie.

- Cudownie - pochwaliła swoje dzieło. Idziemy.

Zeszła powoli po schodach czując każdy stawiany krok. Nie ważne, że bolało. Każdy nosi swój krzyż. Ważne, że wyglądała przecudownie.

Wsiadła do auta pozytywnie zaskoczona. Odpicowane jak stróż w Boże Ciało. Krople deszczu ślizgały się na powłoce wosku. Z wnętrza zniknęły puste opakowania po fast foodach i wszechobecne żelki.

Ruszyły powoli omijając kałuże. Dojechały na parking pod kościołem parkując chyba na ostatnim wolnym miejscu.

- Nie zapomnij koszyka.

- Wiem.

- Możesz szybciej? Nie mamy całego dnia!

Dołączyli do dziesiątek ludzi ubranych w odświętne ubrania spóźnionych jak one.

Przez następne kilkaset metrów dziewczynka czuła każde stąpnięcie. Próbowała zwolnić, ale tłum śpieszący do kościoła miał swoje własne tempo zwalniając tylko, gdy trzeba było minąć wypełnione brudną deszczówką kałuże otoczone żółtymi osadami. Stopy bolały niemiłosiernie. Potknęła się i padła. Mocna ręka cioci podniosła ją w dalszą drogę nie dając jej chwili wytchnienia, a groźna mina mówiła wszystko.

Nowoczesny kościół był wypełniony po brzegi. Musiały zostać na zewnątrz. Prawie nic nie słyszała co się dzieje w środku. Posłusznie naśladowała osoby stojące z boku. Klęcz. Stój. Klęcz. Przeżegnaj się. Przekaż znak pokoju. Gdy modlili się schylała głowę by nikt nie widział, że nie potrafi wyrecytować "Ojcze Nasz". Raz złapała nienawistny wzrok cioci, gdy wszyscy śpiewali. Znała tylko urywki tej pieśni, więc, gdy nie pamiętała tekstu otwierała bezgłośnie usta niczym ryba. Wydawało się jej przez chwilę, że parę metrów dalej widziała swoją matkę. Nie mogło być to prawdą. Przecież wyjechała pociągiem rano. Gdzieś. Wypatrywała jeszcze raz jej twarzy, lecz jej nie znalazła. Nawet jeśli by tam była, to nie byłaby w stanie przedrzeć się do niej przez zwarty mur ludzi. W tłumie spotkała się wzrokiem z wysokim chłopakiem. Obróciła pośpiesznie głowę i dalej rybim głosem śpiewała psalmy.

Na koniec mszy ciotka pociągnęła ją za ramię torując swoim wielkim ciałem przejście do konfesjonału. Idąc pod prąd taranowała wychodzących ludzi. Przy ołtarzu ustawiły się w długiej kolejce. Wszyscy na raz chcieli wyrzucić swoje małe i większe grzechy. Ciocia miała widocznie znajomości wśród grzeszników, gdyż witała się prawie ze wszystkimi. Ostatnią osobą w kolejce okazała się być jej dobra znajoma. Zamieniły parę słów przywitania.

- Sama?

- Nie z nią.

- He?

- Siostrzenicą.

- A gdzie siostra?

- Poczekaj tutaj - powiedziała wskazując Aleksandrze miejsce parę metrów dalej. Zawołam cię.

Pchnięcie nadało jej właściwy kierunek. Usiadła na ławce i podwinęła nogi, aby dać odpocząć stopom. Ból pulsował niemiłosiernie. Ściągnęła buta i pomasowała lewą stopę. Na pięcie pojawił się wielki czerwony bąbel. Zasyczała, gdy nacisnęła na swój odcisk.

- Boli?

Młody chłopak patrzył na nią z góry z zatroskaną miną.

- Tak.

Uśmiech jaki jej posłał był bardzo przyjemny.

- Ja też mam ten problem. Mamy za małe buty, a powinni nam dawać za duże, byśmy mogli w nich rosnąć - powiedział nieco filozoficznie.

- Myślałam, że to tylko problem kobiet.

- Jest chyba równouprawnienie? Nie?

Te słowa nie pasowały do tego miejsca.

Wyciągnął portfel i z przegródki wyjął mały opatrunek. Klęknął i założył jej plaster na odciski jakby robił to całe życie. Przeciągnął dłonią po stopie.

- Lepiej?

- Dziękuję. Tak. Jak masz na imię?

- No chodźże już - przerwała rozmowę ciotka wskazując, że zbliża się ich kolej. Ile razy mam cię wołać?!

Pochyliła się mocując się z butem.

- Nie masz nic do roboty?

Chłopiec odszedł nieśpiesznie.

- No chodź!

Spojrzała jeszcze za swoim wybawcą. Ich oczy się spotkały.

- Szy-mon - wyszeptał bezgłośnie.

Nie zdążyła odpowiedzieć.

- Idź pierwsza. No śmiało! Przecież nie ugryzie.

Przesunęła czerwoną kotarę i weszła do ciemnego wnętrza wypełnionego zapachem potu i kadzideł.

- W imię Ojca i Syna i Dycha Świętego. Amen

- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus - odpowiedział jej głos zza kratki.

Odpowiedziała nie wiedząc skąd przyszły jej słowa do głowy.

- Na wieki wieków. Amen.

Nastąpiła niezręczna cisza. Nie wiedziała co ma dalej mówić. Zaczęła tak, jak sądziła, że będzie dobrze.

- Moja mam się mną nie zajmuje - wyszeptała.

- Nie tak wygląda spowiedź - skorygował ją szybko. Masz powiedzieć: obraziłam pana boga następującymi grzechami...

- Ja nikogo nie obraziłam - odpowiedziała. Nie obrażam ludzi.

Zirytowany ksiądz przysunął twarz do kratki zobaczyć z kim ma do czynienia. Po drugiej stronie siedział czerwony aniołek w białej szacie.

- Bóg nie jest człowiekiem...

- Myślałam, że był.

- Jezu Chryste. Czy ty nie masz w sercu boga?

- Nie wiem.

- To po co tu przyszłaś?

- Bo ciocia kazała.

- Nie przyszłaś tutaj z wolnej woli?

- A mamy wolną wolę proszę pana? - zapytała grzecznie.

- Mów mi ojcze!

- Mam tylko jednego tatę. Nie znam pana, więc jak mogę do pana mówić ojcze?

- Ty grzeszysz córko w świątyni bożej.

- Przecież nic nie robię.

- Wyjdź stąd. Wyjdź - krzyknął poirytowany. Dla ciebie tylko piekło zostaje.

- Piekło to ja mam w domu! - wybuchła.

- I dobrze. Nie odpuszczam ci grzechów.

Z impetem zamknął okiennicę zasłaniając kratkę.

Wyszła z konfesjonału.

- Słyszałam - powiedziała z wyrzutem ciocia.

- A nie mówiłam prawdy?

- Nie chodzi tu o prawdę a wyznawanie grzechów!

- Przecież nic złego nie zrobiłam.

- Głupia jesteś i tyle!

Pchnęła ją na ławkę i podbiegła do księdza wychodzącego z konfesjonału przeprosić za siostrzenicę. Stanęli z boku i ustalali coś mocno gestykulując. Kolejka okazała swoje wzburzenie głośniejszymi komentarzami i wytykaniem Al palcami.

Ciotka nie żałowała siły odpychając siostrzenicę. Uderzyła się o kolanem podłokietnik rozsypując płatki na ziemię. Przyklęknęła i syknęła z bólu. Wstała powoli trzymając się za urażone miejsce. Usiadła w ławce i rozmasowywała stłuczenie. Łzy same pojawiły się na twarzy. Poczuła gładkość jedwabiu na swoich policzkach.

- Nie płacz dziecko. Wiem, to smutne święto.

Starsza pani z troską pochyliła się nad dzieckiem delikatnie ocierając chustką jej twarz.

- Nie dlatego płaczę psze pani.

- Nie smuć się, będzie dobrze - życzliwie odpowiedziała nie dochodząc przyczyn jej płaczu.

Podała jej jednorazową chusteczkę. Uśmiechnęła się na pożegnanie i odeszła przytulając swojego aniołka w białej szacie. Odprowadziła ją wzrokiem. Chciał, by ktoś ją teraz przytulił.

- Ksiądz zrozumiał, że jesteś małą poganką - powiedziała ciocia odwracając twarz dziewczynki w swoim kierunku wielką dłonią. Powiedział, że przyjmie cię na naukę. Chodź. Idziemy na procesję.

Wstała powoli z ławki ostrożnie stawiając stopy na ziemi. Bolały ją niemiłosiernie. Miała wrażenie, że buty stały się wilgotne. Podniosła koszyk i udała się za ciocią.

Ludzie na zewnątrz dołączali jeden za drugim do długiego na kilometr pochodu. Na przedzie procesji mężczyźni nieśli posąg ustrojony kwiatami i wstążkami.

- Chodź tamtędy. Musimy iść na czoło. Masz rzucać kwiatki. Tylko pojedynczo. Nie wszystkie na raz!

Złapała ją za rękę i przyśpieszyła kroku prawie biegnąc. Dziewczynka z bólem na twarzy biegła za swoją spoconą ciocią. Zbiegły ze schodów wybiegając parę metrów przed procesją. Nie zwalniały tempa by dotrzeć do grupki dzieci na przedzie. Aleks poczuła ogromny ból w stopach, który ściął ją z nóg. Upadła na ziemię.

- Chodź - szarpnęła siostrzenicę. Pośpiesz się. Nie bądź taką marudą.

Dla pewności pokazała jej w jaki sposób sypie się płatki kwiatów i zniknęła w tłumie.

Szła wolniej lecz z chęcią usiadłaby gdziekolwiek. Chociaż na parę minut. Miała wrażenie, że w butach chlupocze jej woda.

Nie była jedyną nieszczęśliwą osobą w tym rozmodlonym tłumie. Koło niej szła parą chyba czteroletnich bliźniaczek, które zanosiły się płaczem. Maszerowały pustymi koszykami trzymając się za ręce jakby pocieszały się nawzajem. Przestraszone rozglądały się na boki szukając rodziców. Al nie bez trudu przyśpieszyła kroku i zbliżyła się do nich.

- Co jest?

- My chcemy do mamy...

- Nie płaczcie!

- Do mamy...

- A gdzie jest?

- Tam - wskazały w głąb procesji ponad głowami setek ludzi.

Pogrzebała w koszyku i wyciągnęła chusteczkę, którą dostała w kościele od starszej pani. Pochyliła się nad nimi i wytarła im łzy.

- Nie płaczcie. Zaopiekuję się wami, a potem znajdziemy mamę.

- Ale my chcemy do mamy!

- Wiecie co? Mam jeszcze kwiaty. Porzucamy razem?

- Noooo!!!

Przesypała kwiaty do koszyków malców i włożyła swój kosz na ramię. Złapała za ręce maluchy dodając im tym otuchy.

Uspokojone znalazły przyjemność w obsypywaniu drogi delikatnymi kwiatami. Gdy skupiła się na czymś ważniejszym, buty przestały jej tak doskwierać.

Stopy przypomniały o sobie kilkaset metrów dalej. Potknęła się wchodząc w jakąś dziurę zakrytą wodą. Upadła na kolana nie mogąc złapać równowagi trzymając dzieci za ręce. Puściła je by zamortyzować upadek spadając wprost wielką kałużę. Na dłoniach pojawiły się krople krwi ze świeżych ran.

Bliźniaki pomogły jej wstać. Ludzie obchodzili w około. Biel złamała się czernią błota, brązem wody i czerwonej krwi wypływającej ze zdartych kolan. Złączyła dłonie maluchów i wskazała na przód pochodu.

- Idźcie. Zaraz do was dojdę.

Stanęła z boku uciekając z trasy procesji. Z tłumu wypłynęła Dżesika. Złapała ją z rękę i zawlekła na chodnik.

- Jak ty się dzisiaj zachowujesz. No patrz jak wyglądasz! Nawet na chwilę nie można cię zostawić samą. Do samochodu.

Ciotka rzucała jej nienawistne spojrzenia torując sobie drogę prąd procesji. Droga powrotna była znacznie dłuższa niż chciałaby tego Al.

Rzuciła klucze na stół w kuchni ściągając w powietrzu swoje szpilki. Tom wyszedł na chwilę z pokoju by z podkulonym ogonem uciec pod łóżko.

- Rozbierz się!

- Pomożesz? Nie mogę odpiąć.

W złości ciotka złapała za suwak i pociągnęła z całej siły rozdzierając materiał.

- I po co się ruszałaś?

- Nie ruszałam się!

- Teraz ta suknia na nic.

Złapała za materiał i zerwała z dziewczynki suknię pozostawiając ją prawie nagą na środku pokoju. Biała skóra kontrastowała z brudnymi kolanami pokrytymi błotem i zaschniętą krwią.

- Czekaj. Przyniosę wodę utlenioną. Ściągnij te zabłocone buty. No kto to będzie sprzątać?

Postawiła dziecko pod ścianą każąc rozłożyć uniesione ręce i zaczęła przemywać rany na rękach i kolanach. Bolało jakby była przybijana do krzyża. Ciotka nerwowo przecierała rany ponownie je otwierając. Stała z krwawiącymi kolanami i dłońmi niczym zdjęta z krzyża. Czerwone stróżki spływały nieśpiesznie. Popatrzyła na swoje stopy. Potem na kolana. Obróciła dłonie. Zrobiło się jej słabo. Próbowała utrzymać pion lecz traciła powoli świadomość. Ciotka przez chwilę przytrzymywała ją pod ścianą przemywając jej kolana, ale bezwładne ciało zsunęło się bezwładnie. Kobieta uniosła ciało nastolatki i przeniosła je do łóżka. Usiadła ciężko na krześle przy biurku patrząc w przerażeniu na bladą twarz Aleksandry. Pierś unosiła się w płytkim oddechu.

- Słuchaj. Jest sprawa.

- Aleksandra? Znów chora?

- Zemdlała.

- Tak po prostu?

- Tak.

Przez telefon ustalili, że nie potrzeba jej wieźć do szpitala. Znał Al i wiedział, że jest chorowita. Bazując na opisie podanym przez Dżesikę szybko wydał diagnozę mówiąc, że to zwykłe przemęczenie i buzujące hormony u nastolatki, a może to jakaś infekcja. U nastolatków utrata przytomności nie jest powodem do strachu mówił. Tym bardziej, że dziewczynka już się ocknęła.

Przyjechał godzinę później ciągle w odświętnym garniturze. Osłuchał, opukał, zajrzał w gardło i zmierzył temperaturę.

Zdziwił się świeżymi ranami na ciele, gdy Al wstała udając się do toalety. Ciocia szybko wytłumaczyła, że jak siostrzenica przewracała się tracąc przytomność, to upadła na asfalt i niefortunnie poobijała. Nie było podstaw, aby jej nie wierzyć. Dzieci są takie chorowite w tych czasach. Opatrzył rany. Przepisał recepty na Lymphomyosot N i zapisał zalecenia odnośnie jego stosowania.

Na uspokojenie powiedział, że za trzy dni będzie jak nowa. A jutro lepiej niech zostanie w domu.

Pożegnali się wylewnie żartując jeszcze w przedpokoju.

- Śpij - wydała polecenie śpiącemu już dziecku.

 

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
kalam · dnia 01.03.2015 18:12 · Czytań: 579 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 7
Inne artykuły tego autora:
  • Brak
Komentarze
Heisenberg dnia 01.03.2015 18:46
Dobrze, że zdecydowałeś się jednak wrzucić fragment swojej twórczości. To część tej powieści? Uwzględniając twoją prośbę z forum, pozwolę sobie na wytknięcie paru błędów. Tylko się nie przestrasz i nie uciekaj z krzykiem ;)


W pierwszym dialogu araba z rzędem temu, kto się nie pogubi, co która postać mówi: ciocia, mama, córka...
Powiedzmy szczerze, dialogi to coś, nad czym musisz sporo popracować.

Cytat:
Punk­tu­al­nie o szó­stej do życia przy­wo­ła­ły ją ko­ściel­ne dzwo­ny(,) ra­do­śnie ob­wiesz­cza­jąc wszyst­kim wier­nym i nie­wier­nym nowy dzień. Przy­po­mi­na­ły, że trze­ba oddać bogu(,) co bo­skie(,) nic nie wspo­mi­na­jąc o ce­sa­rzu.

I tak w całym tekscie. Obraziłeś się na interpunkcję?
Dodatkowo, w zacytowanym, nie pasuje mi "nie wspominając o cesarzu". Można odczytać tak, że "dzwony nie wspominały o cesarzu" albo że "trzeba oddać Bogu, co boskie, i nie wspominać o cesarzu". Także napisałbym to w troszeczkę inny sposób. Zwracaj uwagę na takie szczegóły.

Cytat:
To gdzie pro­blem.(?)

Cytat:
- Od cie­bie, życia, wszyst­kie­go?(.)

Zwracaj uwagę, jakie znaki stawiasz na końcu zdania.

Cytat:
Miało to sens, gdyż od­ku­pio­na od ja­kiejś ku­zyn­ki o parę nu­me­rów za duża su­kien­ka przy­gnia­ta­ła swą wiel­ko­ścią drob­ną dziew­czyn­kę.

Po co "swą wielkością"?
Ogólnie, mam wrażenie, lubisz używać zbędnych słów. Tak samo np.:
Cytat:
pod­kre­śli­ła jed­no­znacz­nie swoją proś­bę.

Jeśli coś podkreślamy, to z reguły raczej jednoznacznie.

Masa niedopracowań kontrastuje z dobrym słownictwem i miejscami ciekawym językiem. Warto by było popracować nad tekstem, bo może okazać się okazać, że całość jest dobrym zamysłem, tylko źle wykonanym.

Proponuję też spróbować się w krótszych formach.

Pozdro
Figiel dnia 01.03.2015 22:28
Witaj kalam:)
Myślę, że z Twojego pisania coś będzie. Na razie trudno nie przyznać racji Heisenbergowi, ale spokojnie, nie od razu... no, wiesz. Duży plus za postać małej - Al jest naturalna, rezolutna i trochę niepokorna. Budzi sympatię.
Ze spraw technicznych - nie wiem, kto i co mówi w dialogach, więcej - nie wiem, skąd wzięły się postaci. Zobacz:
Cytat:
Szu­ra­jąc no­ga­mi po pod­ło­dze po­szła prze­ka­zać mamie wia­do­mość od ojca.
- Nie śpisz?
- Czemu taka zdzi­wio­na?
- Bo ostat­nio cią­gle śpisz.
- A ty dla­cze­go nie śpisz? Je­dziesz do­pie­ro o dzie­sią­tej.
- Cześć cio­ciu.
- Cześć. Po­staw swoją wa­liz­kę w po­ko­ju. Muszę prze­nieść torbę Ele­ono­ry.

Skąd nagle ciocia?

A gdyby zapisać to inaczej? Na przykład tak:
Szu­ra­jąc no­ga­mi po pod­ło­dze po­szła prze­ka­zać mamie wia­do­mość od ojca. Uchyliła cicho drzwi sąsiedniego pokoju i zobaczyła ją siedzącą na łóżku.
- Nie śpisz? - zapytała niepewnie.
- Czemu taka zdzi­wio­na?
- Bo ostat­nio cią­gle śpisz.
- A ty dla­cze­go nie śpisz? Je­dziesz do­pie­ro o dzie­sią­tej.
- Ale właśnie... - Urwała, bo do pokoju weszła ciotka. - Cześć cio­ciu - mruknęła.
- Cześć. Po­staw swoją wa­liz­kę w po­ko­ju. Muszę prze­nieść torbę Ele­ono­ry.

Myślę, że jest czytelniej. Warto przejrzeć tekst pod kątem takich właśnie porządkujących uściśleń.
Zwróć uwagę na powtórzenia w zdaniach, one tworzą "masło maślane":

Cytat:
Ciot­ka przez chwi­lę przy­trzy­my­wa­ła ją pod ścia­ną prze­my­wa­jąc jej ko­la­na, ale bez­wład­ne ciało zsu­nę­ło się bez­wład­nie


i na jasność zdań:

Cytat:
Cio­cia szyb­ko wy­tłu­ma­czy­ła, że jak sio­strze­ni­ca prze­wra­ca­ła się tra­cąc przy­tom­ność, to upa­dła na as­falt i nie­for­tun­nie po­obi­ja­ła.


Strasznie to skomplikowane, a rzecz jest prosta: ciotka tłumaczyła, że siostrzenica straciła przytomność i upadła na asfalt. Poobijanie się jest w takim przypadku w sposób oczywisty domyślne, że chyba szkoda na nie literek:)

Moim zdaniem ta opowieść ma sens, widać zalążek niezłej kreacji postaci, ale przed Tobą sporo pracy warsztatowej. Powodzenia:)

Pozdrawiam :)
Nalka31 dnia 01.03.2015 23:01
Heisenberg zwrócił uwagę na interpunkcję, która u Ciebie niestety kuleje. Niestety oprócz interpunkcji jest sporo niedociągnięć w stylistyce. Kilka z nich jest poniżej, a to dopiero fragment tekstu.

Cytat:
Cze­ka­ła na niego tak mocno jak stę­sk­nio­ne dziec­ko może naj­bar­dziej.


Tak długo na niego czekała, jak tylko bardzo stęsknione dziecko potrafi. - Tak brzmi poprawniej. Nie czeka się mocno i nie może najbardziej. To są błędne sformułowania.

Cytat:
Tur­la­ła się po łóżku szu­ka­jąc moż­li­wo­ści zna­le­zie­nia snu


Turlała się po łóżku czekając aż przyjdzie sen. - Tak jest bardziej poprawnie. Szukając możliwości znalezienia - to brzmi jak masło maślane.

Cytat:
Otwo­rzy­ła drzwi jej po­ko­ju i po­sta­wi­ła go na środ­ku jej ma­łe­go po­ko­ju. To było nie­spo­dzie­wa­ne. Rów­nie nie­spo­dzie­wa­ne jak po­le­ce­nie, które jej wy­da­ła.


Jedno jej pokoju do usunięcia, jedno niespodziewane do wymiany.

Cytat:
Z cio­cią się nie dys­ku­tu­je. Przyj­mu­je się po­le­ce­nia i je wy­ko­nu­je.


Rymy i to bardzo bliskie, do zamiany

Cytat:
przy­rze­cze nia­nie


Przyrzeczenie

Cytat:
I tak pre­zen­tów już nie da­wa­li, więc gra była o nic.


I tak prezentów już nie dawali, więc nie grała o nic.

Cytat:
Mo­żesz mnie za­piąć


Prosi Aleks czy sukienka?

Możesz mi zapiąć sukienkę ciociu? - tak jest poprawniej i logiczniej.

Cytat:
po­pe­fru­mu­ję


Poperfumuję

Tak czy tak tekst nie jest zły. Wymaga jednak dużo dopracowania.

Pozdrawiam. :)
Miladora dnia 02.03.2015 15:28
Podpiszę się pod poprzednimi komentującymi, dodając także od siebie kilka uwag. :)

Cytat:
trze­ba oddać bogu co bo­skie

- Bogu - bo skoro biją kościelne dzwony, to wiadomo, jaki bóg, a tego piszemy wielką literą.
Cytat:
Moż­li­wość wy­spa­nia się w środ­ku ty­go­dnia zo­sta­ła bru­tal­nie za­bra­na.

Zwracaj uwagę na przypadkowe rymy - w prozie to dysonanse.
Cytat:
- Cześć(,) cio­ciu.

Słowa w wołaczu oddzielamy przecinkami.
A przy okazji - "kreseczki" w kwestiach dialogowych (i nie tylko) wymień na dywizy, czyli dłuższe niż łączniki. Tu podaję taki dywiz ( – ). Skopiuj go i porównaj.
Cytat:
Uspo­kój się(,) bra­cisz­ku.
- Dzię­ku­ję(,) sio­stro.

Cytat:
i za­mknę­ła za nią drzwi. Krzą­ta­ły się po domu pa­ku­jąc torbę. Za­mknę­ły zamek.

Zwracaj uwagę na powtórzenia.
Cytat:
- Je­steś szyb­ka jak no­wen­na do matki bo­skiej.

- Matki Boskiej -
Cytat:
- No chodź­że już - prze­rwa­ła roz­mo­wę ciot­ka wska­zu­jąc, że zbli­ża się ich kolej.(–) Ile razy mam cię wołać?!

Cytat:
- W imię Ojca i Syna i Dycha Świę­te­go. Amen

Dycha Świętego?! :|
Kropka po "Amen".
Cytat:
- Moja mam się mną nie zaj­mu­je - wy­szep­ta­ła.

- mama - sprawdzaj tekst pod kątem literówek.
Cytat:
Czer­wo­ne stróż­ki spły­wa­ły nie­śpiesz­nie.

Ortograf - strużki - od strugi.

Jeżeli piszesz książkę, to musisz poduczyć się jeszcze wielu rzeczy. Także tego, jak dopracowywać tekst na bieżąco, i na co zwracać uwagę. Bo inaczej nie poradzisz sobie z nadmiarem błędów, a korektor zedrze z Ciebie finansową skórę.
Przede wszystkim - nie zapisuj w taki sposób dialogów, bo wprowadzają mętlik w narrację.
Czytelnik musi wiedzieć, kto i co mówi.
Poducz się zasad interpunkcji i pisania dialogów. Jeżeli nie jesteś pewny jakiegoś słowa, to sprawdzaj w słowniku.
Może być ciekawie, ale sporo jeszcze pracy przed Tobą.

Powodzenia :)
kalam dnia 02.03.2015 21:43
Dziękuję bardzo za wszystkie uwagi. :yes:

Zdecydowałem się ujawnić jedną ze scen.
Macie rację, że warto popracować nad dialogami.
Moim stylem jest pracować od ogółu do szczegółu. Potem dopieszczać i dopieszczać.
Jednak praca z coraz to większym tekstem rodzi swoje problemy i bez pracy korektora się nie obejdzie (poszukiwany).

Przepraszam za literówki i błędy ortograficzne. Zrzucę na ywriter (dziękuję autorowi za świetne narzędzie i proszę o instalacja słownika).
A tak poważnie, to poprawię się.

Cytat:
Cze­ka­ła na niego tak mocno jak stę­sk­nio­ne dziec­ko może naj­bar­dziej.

Cytat:
Tak długo na niego czekała, jak tylko bardzo stęsknione dziecko potrafi. - Tak brzmi poprawniej. Nie czeka się mocno i nie może najbardziej. To są błędne sformułowania.

Czasami używam zdań jakby wypowiedzianych przez dwunastolatkę. Zamysłem jest, by wraz z dojrzewaniem dziewczynki zmieniał się: sposób wypowiedzi, ubiór, kreska, czy upodobania. Także narracja.

Pozdrawiam
Miladora dnia 02.03.2015 22:30
kalam napisał/a:
Jednak praca z coraz to większym tekstem rodzi swoje problemy i bez pracy korektora się nie obejdzie (poszukiwany).

Jeżeli zamierzasz próbować to wydać po ukończeniu, to faktycznie dobrze byłoby przeprowadzić redakcję i korektę książki, by przedstawić ją w jak najlepszej formie.
Jeżeli będę miała na tyle czasu, to kto wie... Mam już na koncie sporo takich robótek. Nie mówiąc o własnych.

kalam napisał/a:
Czasami używam zdań jakby wypowiedzianych przez dwunastolatkę. Zamysłem jest, by wraz z dojrzewaniem dziewczynki zmieniał się: sposób wypowiedzi, ubiór, kreska, czy upodobania. Także narracja.

Właśnie - narracja. Opisujesz przeżycia dziewczynki, ale nie z jej punktu widzenia, w narracji pierwszoosobowej, lecz jako narrator, a więc mimo wszystko jest to różnica.

Miłego :)
Nalka31 dnia 02.03.2015 23:06
kalam napisał/a:
Czasami używam zdań jakby wypowiedzianych przez dwunastolatkę. Zamysłem jest, by wraz z dojrzewaniem dziewczynki zmieniał się: sposób wypowiedzi, ubiór, kreska, czy upodobania. Także narracja.


Tyle, że część tej wypowiedzi odpowiada sześciolatce, która jeszcze nie potrafi mówić gramatycznie. Chociażby właśnie takie:

Cytat:
Mo­żesz mnie za­piąć?


Poza tym w narracji też jest potrzebna konsekwencja. Skoro jest:

Cytat:
prze­ka­zać mamie wia­do­mość od ojca


Skoro jest mama, to jest i tata, a nie ojciec. Tym bardziej, że czeka na niego z utęsknieniem. Żadne dziecko, jeśli tęskni lub łączy je silna więź z tatą nie powie o nim ojciec. Zatem zarówno narracja, jak i dialogi też muszą być we właściwy sposób dopasowany do sytuacji. To że matka lub ciotka mówią o mężczyźnie ojciec, nie znaczy, że tak ma o nim mówić dziecko dwunastoletnie mocno związane z nim emocjonalnie. Owszem sposób wypowiedzi powinien się zmieniać wraz z dorastaniem, ale dobrze byłoby choć troszkę poczytać o języku dzieci zanim zaczniesz stylizować, to co mówią.

Owocnej pracy życzę. Pozdrawiam.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty