To, co pozostało... - fabianzak2
Proza » Fantastyka / Science Fiction » To, co pozostało...
A A A
Od autora: Tym razem na poważnie i bez zbędnych wymówek. Choć jak zawsze nie idealnie.

To było w porze, gdy kwitną drzewa,

Zielenią się łąki i liście, i krzewy,

I kiedy rankiem w łacinie swojej Ptaki

śpiewają słodko i spokojnie,

Gdy wszystko żywe tchnie radością...

Chretien de Troyes

   

Rozdział pierwszy

w którym niewiele wiadomo i nic się nie wyjaśnia. Czytelnik otrzymuje w zamian szczyptę informacji o wzajemnych uprzejmościach oraz o tym, co pozostało. W proporcjach jeden do jednego. Zrobi się nawet ckliwie, lecz wyłącznie przez przypadek.  

 

Rzeka pod mostem wzburzyła się po niedawnej ulewie, walczące z żywiołem pstrągi błyszczały srebrzyście w promieniach tego, co pozostało z zachodu słońca. Rheinnalt wstrzymał konia. Drugi wierzchowiec, karosz jadący tuż za nim na powrozie, posłusznie stanął strzemię w strzemię. Przywiązany do siodła młodzieniec w białym płaszczu z czarnym krzyżem nie raczył się nawet odezwać. Z wysokości kulbaki okazywał Rheinnaltowi pogardę i wyniosłość zupełnie nie pasującą do kogoś, kogo trzymano w niewoli od bez mała miesiąca.

Po drugiej stronie mostu pojawiło się czterech jeźdźców, do tej pory wyczekujących w zaroślach. Trzech z nich również nosiło białe, krzyżackie płaszcze, czwarty musiał być zakładnikiem, gdyż z trudem utrzymywał się w siodle i gdyby nie pomoc flankujących go zakonników dawno by już upadł.

Rheinnalt wyjechał jeźdźcom na spotkanie – jak kazał obyczaj – na środek mostu, gdzie miał dokonać wymiany. Młody zakonnik podążał w krok za nim, z każdym kolejnym metrem bardziej napuszony.  

– Nieroztropnie wysyłać jednego człowieka – przemówił ten z Krzyżaków, który wysforował się na czoło grupy. Pozostała dwójka wraz z półprzytomnym zakładnikiem trzymała się za jego plecami.

– Rheinnalt de Blois, rycerz w służbie Zakonu Przenajświętszej Marii – przedstawił się, niedbale skłaniając głowę. – Wybacz, lecz nie dosłyszałem twoich słów, panie, inaczej gotowym pomyśleć, iż szlachetni Krzyżacy planowali oszukać moich przełożonych.

Zakonnik zacisnął wargi, zmełł w ustach przekleństwo. Na dany przez niego sygnał krzyżaccy rycerze ściągnęli z siodła czwartego jeźdźca. Rheinnalta wiedział, iż będzie to elfia kobieta, lecz dopiero z bliska rozpoznał w niej krew Avalonu. Oprócz szpiczastych uszu niewiastę zdradzały ciemne włosy i ogromne, bazaltowe oczy – jak u wszystkich z czarownego ludu. Na jej widok Rheinnalt z niesmakiem stwierdził, że gdyby faktycznie miał kiedykolwiek powstać „obraz nędzy i rozpaczy”, po tym co zrobili jej zakonnicy elfka mogłaby służyć za pierwowzór. Spod długich, zmierzwionych włosów opadających na policzki wyglądały krwiaki i liczne sińce rozsiane po całej twarzy. Resztę obrażeń kryła, choć niezbyt dokładnie, postrzępiona, batystowa chemise.

Krzyżacy, wlekąc elfkę za ramiona, rzucili ją pod kopyta wierzchowca Rheinnalta, zupełnie nie siląc się przy tym na delikatność. De Blois obrzucił rycerzy paskudnym spojrzeniem.

– Ledwo żyje – stwierdził niezaprzeczalny fakt.

– Żyje – rzucił oschle jeden z tych, którzy przyciągnęli do niego dziewczynę. – Jak było w umowie.

Rheinnalt wychylił się z siodła żeby odwiązać młodego zakonnika i pozwolić mu dołączyć do swoich konfratrów. Gdy skończył, wziął krótki zamach i trzasnął młodzieńca prosto w nos, druzgocząc go w co najmniej dwóch miejscach, po czym ucapił Krzyżaka za bark i z mocą zrzucił z kulbaki.

– Co to ma znaczyć. – Pełniący do tej pory rolę oratora zakonnik wsparł dłoń na rękojeści miecza, kraśniejąc i blednąc na przemian.

– Żyje – odparł spokojnie de Blois. – Jak było w umowie. Oszczędzaj broń na polską szlachtę, Francja nie ma was za wrogów. Przynajmniej na razie. Zabierz swojego paniczyka, bo z każdą chwilą wzmaga we mnie chęć, by obciąć mu uszy.

Zakonnik zachowując roztropność wydał kilka krótkich rozkazów, tym razem po niemiecku, sam zaś zatoczył koniem i odjechał w kierunku tego, co pozostało z zachodu słońca, nie czekając aż jego podkomendni pozbierają z ziemi młodego rycerza i posadzą go na tym samym wierzchowcu, na którym dostarczyli elfią zakładniczkę.

Rheinnalt również nie czekał. Wtaszczył ledwo przytomną dziewczynę na siodło karosza i skrupulatnie przytroczył do końskiego grzbietu. Należało się śpieszyć jeśli chciał znaleźć miejsce na obóz przed zmrokiem. Słońca pozostało już tak niewiele…

******* 

Miejsce na obóz Rheinnalt znalazł jeszcze przed zmrokiem. Zatrzymali się na świeżej porębie, na obrzeżach lasu. Okoliczni drwale mimo późnej pory wciąż pracowali w najlepsze, wokół dało się słyszeć stukoty siekier, trzask powalanych drzew i szelest listowia, a także wpisane w proces produkcyjny klątwy pod adresem tego, kto produkcję zlecił.

Rheinnalt przywiązał konie do drzewa, zabrał się za rozpalanie ogniska z chrustu walającego się po całej porębie. Elfka, podobnie jak podczas podróży, nadal spała przytulona do końskiego grzbietu, oprócz słabego oddechu nie dając większych oznak życia. Choć w fatalnym stanie, dziewczyna była wcale urodziwa. Teraz, ostrożnie zdejmując ją z kulbaki i układając na zwierzęcych skórach, Rheinnalt miał okazję podziwiać ją całą aż po biodra: podbródek i łabędzią szyję, jej piersi i boki, jej ramiona i dłonie. Ślady zniewolenia nie szpeciły jej wcale. Może nawet dodawały swoistego uroku damy w potrzebie, niewiasty wymagającej troskliwej opieki szlachetnego rycerza.

Rheinnalt nie był ani trochę szlachetny, a do opieki nadawał się jak słoń do teatru. Znał się za to na medycynie i po trosze na czarach.    

Próbując przypomnieć sobie kilka przydatnych zaklęć, wydobył z juków pęk ziół wybierając z nich podbiał i czarny lulek. Z pierwszego starannie przygotował odwar do ciepłych okładów. Namoczywszy w rzeczonym lniane szmatki obłożył nimi posiniaczone miejsca na twarzy, odsłoniętych ramionach i nogach. Liści lulka potrzebował natomiast przy najgorzej wyglądających ranach – tych skrytych pod materiałem chemise. Nieskromnie zadarł dziewczynie sukienkę powyżej piersi spodziewając się znaleźć pod nią złamane żebra i obitą wątrobę. Nie pomylił się. Elfka wzdychała przez sen gdy przykładał jej wilgotne liście do skóry, co nie pomagało Rheinnaltowi w skupieniu uwagi na samym tylko medycznym aspekcie tej czynności. Mimo wszystko zachował powściągliwość. Kiedy skończył odmówił krótką modlitwę, wplatając w pobożne życzenia arabskie zaklęcia. Nie mogąc zrobić nic więcej nakrył dziewczynę grubym futrem i położył się obok niej, próbując zasnąć.  

Poranek, jak to często bywa w pieśniach, przyniósł odpowiedzi. I właśnie pieśń obudziła Rheinnalta niemal o brzasku. Śpiewała kobieta. Jej głos, choć słaby, był czysty i melodyjny, wwiercał się w zmysły charakterystyczną, rzewną nutą miłosnej ballady.

Jak w oceanie wspomnień łza

Zaklęta w bursztynu krysztale

Zanika w toni miłość twa

Mych łez nie pamiętasz już wcale

Gdy Rheinnalt uniósł się na przedramionach z niemałym zdziwieniem skonstatował, iż pieśń wydobywa się z ust jego towarzyszki. Elfka siedziała skulona przy wygaszonym ognisku. Okryta futrem grzebała patykiem w popiele, jak gdyby szukając tam kolejnych słów.

– Jednak żyjesz – powiedział, wstając. Wyglądało, że jego kuracja okazała się diablo skuteczna. W grę musiał też wchodzić nietypowy elfi metabolizm.

Dziewczyna odwróciła ku niemu posiniaczoną twarz i odpowiedziała skąpym uśmiechem.

– Powinieneś być przystojniejszy – rzekła. Jej głos wciąż wibrował słodką, śpiewną nutą. – Rycerze ratujący damy z opresji to wzory cnót i urody. Jak cię zwą, rycerzu?

– Rheinnalt de Blois.

– De Blois – skrzywiła usta – znaczy Francuz. Spodziewałam się raczej polskiego szlachcica. Co robisz tak daleko od domu?

– Jestem pokornym sługą – ukłonił się dwornie – i podróżuję tam, gdzie mi nakażą. Świetnie władasz łaciną, pani.     

– Elfy mówią wszystkim językami waszej rasy – uśmiechnęła się. Znacznie cieplej i piękniej niż wcześniej. – Komu służysz, rycerzu z Blois?  

– Zakonowi twej przybranej matki, Przenajświętszej Marii z Magdali – odparł, uważnie obserwując jej reakcję. Nie wszystkie elfy były dumne z ich niegdysiejszego udziału w bitwie o Rzym i późniejszej, wieloletniej Świętej Wojnie. Dziewczyna nie zdradzała swoich poglądów, nadal grzebała patykiem w popiele, nucąc pod nosem spokojną melodię.

– To nasza wspólna matka – rzekła tęskno – lecz gdy jej zakon wyciąga do kogoś pomocną dłoń, zwykle ten ktoś jest im potrzebny. Czegóż mogą chcieć od prostej śpiewaczki?

– Spłaty długu, jak słusznie zauważyłaś – powiedział de Blois, siadając obok niej.

Elfka przez moment przyglądała mu się uważnie spod długich rzęs. Rheinnalt zrewanżował się równie uważnym spojrzeniem, ciesząc zmysły niesamowitą głębią bazaltowych oczu swej towarzyszki.

– A jeśli odmówię? – odezwała się wreszcie, nieładnie mrużąc powieki.

– Elfy są podobno honorowe i nie zwykły zapominać udzielonych im uprzejmości.

– Podobno też na Cethsamhain grupowo gzimy się pod gołym niebem. Nawet gdyby to była prawda nie znaczy to, że wystarczy uratować mi życie, by liczyć na uprzejmości z mojej strony, podobnie jak nie wystarczy rozpalić ogniska, by wzmóc we mnie chuć.

Rheinnalt nie wytrzymał i parsknął śmiechem.

– Ile ognisk mam rozpalić, a ile razy cię uratować, byś zmieniła zdanie?

– Może siedem – westchnęła – a może siedemdziesiąt siedem. Ratuj ile chcesz, byle choć raz ab imo pectore, bezinteresownie.

– Innym razem, Coletto – odparł de Blois. Elfka nawet nie drgnęła na dźwięk swego imienia.

– Sporo o mnie wiesz. – Dziewczyna szczelniej opatuliła się futrem. – Czym sobie zasłużyłam na takie zainteresowanie? Bo raczej nie śpiewem.

– Tym, za co cię pochwycono.

– Pomyłką? – Spojrzała w dal, ponad horyzont. – Błędem w ocenie czasu i miejsca, gdzie akurat powinnam być?

– Zakon nie popełnia błędów. – Rheinnalt oparł dłoń na ramieniu dziewczyny. – Ani nasz, ani ich.  

– Nasz, pokorny rycerzu z Blois? – zapytała, nie zwracając uwagi na jego gest. – Wspólna matka nie czyni nas rodziną. Nazbyt się różnimy. Walczyliśmy za Chrystusa, lecz nigdy za was.

– Więc walczcie dalej. O nic więcej nie proszę. Kilka mil stąd ktoś morduje jego dzieci.

– To nie prośba – elfka zmrużyła powieki jeszcze bardziej nieładnie niż poprzednio – jeśli odmówię, zabijesz mnie. Czy nie takie masz rozkazy?     

Rheinnalt wstał. Zza poły kubraka wyciągnął zwitek papieru zalakowany złotą pieczęcią zakonu.

– Weź. I nie zmuszaj mnie bym je wykonał.

– Uratowałeś mi życie – głos Coletty zadrżał od smutku – potrafisz je teraz odebrać? Jesteś kimś więcej, niż tylko pokornym sługą, Rheinnalcie. Inaczej nie miałbyś wątpliwości.

Ego sum, qui sum.

– Bądź, Rheinnalcie z Blois – powiedziała, patrząc mu w oczy. Bazalt błyszczał w świetle tego, co pozostało. Nadziei.  – Bądź i pozwól być innym.

– Nie mogę.

– Pomogę ci. – Elfka z trudem stanęła na nogi, zachwiała się. Rheinnalt zareagował impulsywnie, otoczył ją ramieniem, ściśle, pewnie. I czule. Przez kilka chwil było im dobrze. Mimo wszystko. Bo oboje udawali.

– Spłacę dług, rycerzu. Tobie, nie im. Tak chyba musi być. Tylko to nam pozostało…

 

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
fabianzak2 · dnia 06.03.2015 16:45 · Czytań: 413 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Komentarze
Dirk dnia 06.03.2015 17:51
Świetna rzecz! Jest tu wszystko, by zaciekawić czytelnika, który zostaje wrzucony w sam środek historii. Połączenie historii i fantastyki to moje klimaty, a w tekście, oprócz interesującego pomysłu, znaleźć można jeszcze dobrze zarysowanego bohatera (wygląda mi na twardziela o gołębim sercu) i bardzo sprawne operowanie językiem. Z niecierpliwością oczekuję na dalszy ciąg historii.

Nie mnie to oceniać, ale tekst kwalifikuje się na górną półkę :)

Znalazło się kilka baboli. Łatwo je jednak naprawić.
Cytat:
Gdy skoń­czył(,) wziął krót­ki za­mach

Brakuje przecinka.
Cytat:
Za­bierz swo­je­go pa­ni­czy­ka, bo z każdą chwi­lą wzma­ga się we mnie chęć, by ob­ciąć mu uszy.

Wytłuszczone słowo jest zbędne.
Cytat:
a także wpi­sa­ne w pro­ces pro­duk­cyj­ny klą­twy pod ad­re­sem tego, kto pro­duk­cję zle­cił.

Tutaj stylistycznie nic nie zgrzyta, ale (i jest to wyłącznie przejaw mojego czepialstwa) nie pasuje mi tu ten proces produkcyjny i produkcja. Kojarzą się z przemysłem, a skoro fabuła rozgrywa się w quasi-średniowieczu, trochę gryzie się to z resztą tekstu. Ale mogę być po prostu przewrażliwiony :)
Cytat:
Teraz, ostroż­nie zdej­mu­jąc ją z kul­ba­ki i ukła­da­jąc na zwie­rzę­cych skó­rach, Rhe­in­nalt miał oka­zję po­dzi­wiać ją całą aż po bio­dra: pod­bró­dek i ła­bę­dzią szyję, jej pier­si i boki, jej ra­mio­na i dło­nie.

Niepotrzebne.
Cytat:
Pró­bu­jąc przy­po­mnieć sobie kilka przy­dat­nych za­klęć(,) wy­do­był z juków pęk ziół

Brakuje przecinka.
Cytat:
De Blois – skrzy­wi­ła usta – zna­czy fran­cuz

Powinno być z dużej litery.
Cytat:
Błę­dem w oce­nia czasu i miej­sca, gdzie aku­rat po­win­nam być?

Literówka.
Cytat:
Ani nasz, ani ich. – Nasz, po­kor­ny ry­ce­rzu z Blois?


Czekam na więcej!

Pozdrawiam.
fabianzak2 dnia 06.03.2015 18:22
Dzięki za opinię ;)
Tekst gdzie jest, każdy widzi. I niech tak pozostanie :) Błędy przyjmuję z pokorą i z pokorą poprawię :) Choć, jak zawsze, dorzucę swoje trzy grosze :)

Cytat:
a także wpi­sa­ne w pro­ces pro­duk­cyj­ny klą­twy pod ad­re­sem tego, kto pro­duk­cję zle­cił.

Tutaj zagrałem ze starym powiedzonkiem "pier...ę produkcję i tego, co produkcja jego" Przynajmniej u mnie w okolicy się tak mówi, stąd ten tekst. A z fabułą się nie gryzie, bo zdarzyło się w moim świecie coś, co świat poruszyło i popchnęło zarazem :)

Cytat:
po­dzi­wiać ją całą aż po bio­dra: pod­bró­dek i ła­bę­dzią szyję, jej pier­si i boki, jej ra­mio­na i dło­nie.

Tu pograłem z tekstem Chretiena de Troyes, w angielskim tłumaczeniu wciąż występuje "her", więc ja również w taki sposób to wystylizowałem. Ot, niewinna zabawa z poematem :)

Cytat:
Ani nasz, ani ich. – Nasz, po­kor­ny ry­ce­rzu z Blois?

Hołduję zasadzie, że takie błędy popełniać trzeba. To nadaje trochę realizmu. Gdy prowadzimy dialog w rzeczywistości, nie zastanawiamy się, czy dopuścimy się powtórzenia. Wiem, że literatura rządzi się swoimi prawami, ale póki mogę popełniam tego typu błędy :)

W oryginalnej wersji były przypisy, które wyjaśniały pewne sprawy, ale postanowiłem ich tutejszym czytelnikom oszczędzić. Co trzeba, wytłumaczę :)

Jeszcze raz dzięki za ocenę i poprawienie błędów. Miło mi, że się podobało. Za tydzień druga część :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty