9.
Lampa wcelowana była we mnie i świeciła mi prosto w oczy, tak, że nie widziałem, kto siedzi po drugiej stronie pokoju. Nie wiedziałem, kto zadaje pytania. A pytania były zadawane. Tak, jestem pewny.
Cała sytuacja przypominała scenę jaką można było zobaczyć w starym filmie kryminalnym. Związany koleś siedzi przy stole, na którym stoi zapalona lampa i wali mu halogenami prosto w oczy, gdy tymczasem Głos siedzący po drugiej stronie stołu zadaje pytania.
- Zacznijmy jeszcze raz. Nie zabiłeś nikogo i pochodzisz z XXI wieku, tak?
Przewróciłem oczami i milczałem.
- TAK?! - ryknął Głos.
- Tak.
- Myślisz, że jestem skończonym idiotą?!
- Tak myślę. - szepnąłem.
Głos wstał. Przeszedł się kilka razy po ciasnym pomieszczeniu. Stanął i mocno zaciągnął się papierosem. Lewą dłonią wyjął z ust papierosa, a prawą włożył do kieszeni i obrócił się w moją stronę.
- Zabrać go. - rozkazał.
Dwóch stojących dotychczas pod ścianą drabów chwyciło mnie pod ręce i powlekło w kierunku drzwi.
- Czekajcie. - powiedział Głos, a potem zwrócił się do mnie. - Jeśli myślisz, że jesteś twardy i cwany, to wiedz, że cię złamiemy. Nie tacy byli.
Tym razem wcale tak nie myślałem.
10.
Drzwi się zamknęły. Klucz zgrzytnął w zamku. Nie było odwrotu.
Wrzucono mnie do wspólnej celi. Coś jak Wieża Błaznów w Narrenturmie. Niektórzy byli przykuci do ścian grubymi łańcuchami. Inni siedzieli w klatkach. Podłoga była brudna, jakby nie było tu toalety. I pewnie nie było.
Mnie tam po prostu wrzucili. Nie przykuwali ani nic. Było to dość dziwne, zważywszy na to, że byłem podejrzany o brutalne morderstwo. Ale nie skarżyłem się.
Postanowiłem zintegrować się z współwięźniem. Był to wychudzony, rudy mężczyzna około trzydziestki z odrobiną łysiny na czubku głowy, potarganymi spodniami i gęstą, niegoloną od wielu dni brodą.
- Siemasz. Jestem Jasiek, ale wołają na mnie "KiwiKid".
- Siemasz. Jestem Nathaniel, ale wszyscy wołają na mnie "Hej Ty!"
- Aha. - uśmiechnąłem się. - Za co tu siedzisz?
- Jak byłem mały opiekowałem się młodszym bratem. Musiałem mu umyć zęby, lecz nie znalazłem szczoteczki. Więc zrobiłem to świdrem.
Świder - pomyślałem - dziewiętnastowieczna wiertarka.
- A ty? - zapytał
- Tamci faceci twierdzą, że uciąłem głowę, pewnemu golibrodzie.
- Ale tego nie zrobiłeś?
- Skąd wiedziałeś?
- Każdy tak mówi.
- Ale to prawda!
- Tak. To też często mówią.
Milczeliśmy, bo nie widzieliśmy sensu w kontynuowaniu tej godnej pożałowania sprzeczki.
- Stosują tu tortury? - zapytałem.
- Tak. - odpowiedział "Hej Ty!". - Mają żywe narzędzia tortur.
- Żywe? - zdziwiłem się.
- Skoro jesteś oskarżony o morderstwo, to pewnie niedługo przekonasz się o tym na własnej skórze. Jak po kogoś przychodzą, to zawsze mówią "Czas na spacer", by nas zmylić, ale i tak każdy wie o co chodzi.
Nie zdążyłem odpowiedzieć.
Otwarto drzwi i wbiegło kilku mężczyzn.
- Hej Ty! - zakrzyknął jeden - Czas na spacer!
"Hej Ty!" powoli i z ociąganiem się podniósł. Oddychał ciężko, spazmatycznie i prawie płakał. W jego oczach zobaczyłem strach, jakiego jeszcze nigdy nie widziałem.
- Tym razem nie chodzi o ciebie Nat - powiedział prawie miło facet z czerwoną chustką na ustach.
Nat z niedowierzaniem patrzył jak facet podchodzi do mnie.
- Tym razem chodzi o niego.
- O mnie? - zapytałem, lecz wiedziałem jaka będzie odpowiedź.
11.
Powleczono mnie do pomieszczenia, gdzie zostałem wcześniej przesłuchiwany. Posadzono mnie na krześle i znowu związano.
- Czekaj tu. - powiedzieli, jakbym miał inne wyjście.
Czekałem.
...
Czekałem.
...
W końcu drzwi się otworzyły i na chwilę pokój zalała fala światła, która szybko została jednak rozproszona. W drzwiach stanęła ogromna, fioletowa postać. Ledwo mieściła się w drzwiach. Miała jakieś trzy metry i była mniej-więcej trójkątna.
Nie miała nóg, ani stóp. W ogóle nic nie miała. Ani głowy ani szyi ani nic. Tylko ręce zwisające luźno wzdłuż ogromnych boków. Wielgaśny ciemno-fioletowy nos sterczał z czubka tej lodowej góry. Zimne oczy patrzyły na mnie, ale mnie nie widziały. Zwalista postać oddychała ciężko. Jej usta były rozciągnięte w uśmiechu przypominającego ogórka. Ten uśmiech nie był wcale wesoły - był zły. Kiedy postać sunęła w moją stronę, podłoga za nią stała się taflą lodu. Zrobiło się zimno, tak, że, przy każdym oddechu, z moich ust buchała para.
Wybuchnąłem śmiechem.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
AnonimowyGrzybiarz · dnia 23.10.2008 01:08 · Czytań: 677 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Inne artykuły tego autora: