O niebieskich opowieść bardzo krótka…
Właściwie, to nie rozumiałem dlaczego mój tato pił. Ludzie mówili, że to bardzo dobry człowiek, że dusza gość, a przecież nam z bratem było tak ciężko. Tak bardzo ciężko. No i Mama. Coraz bardziej bezradna i zagubiona. Nie mogliśmy tego wytrzymać. Patrzeć jak z dnia na dzień nasz ukochany przecież Ojciec, staczał się coraz niżej. Do pracy szedł trzeźwy. Albo prawie trzeźwy. Bo musiał. Bo taką miał pracę. No, ale nie w domu. Mama coraz częściej płakała, ponieważ nie wiadomo kiedy, zawalił jej się cały świat. Z pięknego młodzieńca, w którym była tak bardzo zakochana, pozostał zaledwie cień i wyłaniała się coraz bardziej odrażająca maszkara.
A ona chciała być wciąż tak samo kochana, całowana, wielbiona. Nie wystarczaliśmy jej z bratem. Gdyby miała choć taką maleńką córeczkę. Z niebieskimi kokardkami, różowymi policzkami i blond, a choćby i nawet brązowymi włosami, to może czesałaby i plotła by jej te warkoczyki, albo szyła kolorowe sukieneczki i białe fartuszki do szkoły. Albo chodziłaby z nią na spacery i na zakupy. Bo przecież nie z nami. Gdyż my uciekaliśmy z bratem z domu do chłopaków na podwórko, kiedy się tylko dało i gdzie się dało; a potem dalej i dalej. Penetrowaliśmy z coraz większym zapałem i zapamiętaniem inne dzielnice i rewiry. Dobrze, że nasze miasto, to Trójmiasto. Mieliśmy więc o wiele więcej możliwości, by uciec tym dalej i z a p o m n i e ć. Potem przyszedł czas na rock and roll i cały ten kolorowy muzyczny świat. Głośnymi więc dźwiękami broniliśmy się przed domowym piekłem i coraz bardziej spodlonym wizerunkiem naszego ojca. Przed awanturami i zrozumiałymi już atakami histerii Mamy.
Pamiętaliśmy przecież, jak zaledwie kilka lat wstecz, Tato brał nas na ręce, rzucał na wzburzone fale, by nauczyć pływać, wędrował z nami po morenowych wzgórzach, skąd obserwowaliśmy całą Zatokę Gdańską. Opowiadał, kim będziemy gdy dorośniemy. Kreślił przed nami cudowne i wspaniałe życie. Chodziliśmy z nim też na konie do Sopotu, gdzie już wtedy poczuliśmy przedsmak wolności. I z tej oto właśnie perspektywy budowaliśmy naszą fantastyczną przyszłość. Z cudownie zielonych grzbietów nadmorskich wzgórz i grzbietów bałtyckich fal rozpryskujących się o brzeg, oraz grzbietów dorodnych klaczy, bądź ogierów. Śniliśmy wraz z ojcem oraz spokojną i ciepłą nad wyraz matką, cudowny sen. Nie mogło przecież być inaczej.
A potem? A potem było już tylko coraz smętniej, coraz gorzej. Brat spakował swoje winylowe płyty i jakimś cudem uciekł do Austrii. I nie wrócił już nigdy. Mama zaczęła strasznie chorować. Aż w końcu rozstali się z ojcem. Nie było rachunku win, ani krzywd. Wiedzieli, że tak będzie dla nas najlepiej. Tak przynajmniej im się zdawało… I od tej pory nie widywaliśmy się już z Nim. Tak jakoś wyszło. Widać, za wszelką cenę pragnęliśmy w pamięci pozostawić ten wcześniejszy wizerunek taty. Kochanego, Dobrego, Opiekuńczego Ojca.
Spotkałem go dopiero po iluś latach. Wyzwolił się z nałogu, ale był taki jakiś nieporadny, niepewny siebie, za wszelką cenę chciał zająć czymkolwiek swoje ręce, by się skryć w tym zajęciu, operowaniu nimi. Pozostała mu jednak ta zmiętoszona, zniszczona, bo nadmiernie pobrużdżona i poszarzała twarz. Nie wiedział też co zrobić z oczami, jak się ma zachować, co ma powiedzieć po tak długiej nieobecności w naszym życiu. Ktoś jednak przecież musiał przerwać to nabrzmiałe milczenie.
- Jak mama? – zapytał w końcu - Jak się teraz czuje? To prawda, że…
- Tak, to prawda. Nie widzi już prawie zupełnie i nie powinno cię to chyba dziwić, ale najpewniej nie chciała widzieć przyszłości. Takiej zwłaszcza, jaką nam zaserwowałeś. Wybacz, ale nigdy nie mogłem zrozumieć: DLACZEGO? Powiedz, to przez nas, tak? Przecież Mama…
- Tak, mama była dla mnie za dobra... To najlepszy człowiek jakiego kiedykolwiek spotkałem na swojej drodze.
- Więc dlaczego ? Powiedz to wreszcie! – musiałem to wykrzyczeć teraz, a nuż to jedyna okazja, bo gdzieś się znowu rozpłynie w niebycie. W jemu tylko znanej obecności bez nas i bez mamy… Poza tym, nie bałem się go już, byłem w końcu prawie dorosły i znacznie przewyższałem go wzrostem i sprawnością.
- Jeśli myślisz, że istnieje jakiekolwiek usprawiedliwienie, to się mylisz – odpowiedział bardzo spokojnie ważąc słowa, jakby się bał, że wykrzyczę się i ucieknę czym prędzej, że przerośnie mnie ta nieoczekiwana konfrontacja.
- Ale oczywiście, mam takie, jak każdy rasowy alkoholik – kontynuował nader spokojnie. - Pielęgnuję je w sobie od dawna. Dla siebie, bym nie skarlał i nie upodlił się do końca i dla was na wypadek takiego spotkania jak teraz. I jeśli ci to pomoże…
- Może chociaż Mamie. Miała żal, że zupełnie się od nas odwróciłeś, zamknąłeś we własnym świecie, nim zacząłeś jeszcze pić. Rozpłynąłeś się tak jakby we mgle i nigdy nie wytłumaczyłeś jej, co się naprawdę stało. To ją ostatecznie dobiło.
- Pamiętasz synu, mój wspaniały niebieski mundur? Kochałem ten mundur. Kochałem moją pracę. Marzyłem o niej od dziecka. I gdy tylko skończyłem właściwą szkołę, byłem dumny, że oto będę dbał o porządek, żeby nikt nikomu nie zrobił krzywdy, i żeby w tym kraju zniszczonym tak dotkliwie przez wojnę zapanował wreszcie ład i porządek. I że będę oto wykonywał właściwe zadania, mówiąc patetycznie, będę nareszcie wypełniał swoją wymarzoną misję.
- Nie rozumiem… Mama też kochała ciebie za te twoje ideały i twój oficerski mundur, my także byliśmy dumni…
- Tylko, że nie było was tam. Pod Stocznią, na Śląsku. Dostaliśmy rozkaz… Od Kogo? Od tych co nakradli, spustoszyli ten kraj i mieliśmy strzelać do swoich, do rodaków? Do tych, co z takim mozołem przez lata odbudowywali swoją ojczyznę? Mój wymarzony, niebieski mundur skalany czerwoną, robotniczą krwią, jak w tej rewolucyjnej pieśni, którą kazano nam śpiewać wcześniej na szkolnych akademiach. Nie tak to sobie wyobrażałem i nie jeden z nas, Synu, nie tak… Ale wtedy nie było czasu na myślenie. Wszystko działo się tak błyskawicznie... Histeria jaka opanowała naród, była wówczas nie do ogarnięcia. Pogubiliśmy się wówczas wszyscy. Zresztą, na własnej skórze odczuwasz teraz ty i twoje pokolenie efekty tego zbiorowego obłąkania...W nasze jednak umysły, ludzi z drugiej strony barykady, to szaleństwo wgryzło się szczególnie, przynajmniej w mój...
Cóż mogłem powiedzieć.? Przez lata łaknąłem jakiegokolwiek usprawiedliwienia. Pamiętam jedno. Mój Ojciec nie kłamał nigdy. Mama zawsze to podkreślała, pomimo że…
… i otrzymałem je właśnie takie, nie inne. Czy było mi lżej, i czy Tacie zrobiło się od tego lżej? Następnej okazji już nie miałem, by go o to zapytać. Odszedł od nas po raz drugi na zawsze i o wiele za wcześnie…
Kazałem pochować go w niebieskim mundurze i z etiudą rewolucyjną, ale Szopena. Dla niego nie ma to najprawdopodobniej już najmniejszego znaczenia, ale dla mnie...
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt