Tadzio Mizantrop to uroczy starszy pan. Chodzi przygarbiony, ale dzielnie podpiera się laską. No i wygląda jak każdy inny mężczyzna w jego wieku. Powoli sunie, noga za nogą, przez warszawskie ulice skąpane w gorącym, wiosennym słońcu.
– Cholera!
Właśnie zobaczył, że apteka z najtańszymi lekami w mieście jest zamknięta.
– Ja wam dam, wy parszywe, farmaceutyczne, mafijne koncerny...
Po wiązance złych życzeń pod adresem apteki, zadecydował od razu udać się do lekarza i poczekać trzy godziny na korytarzu. Kupił w kiosku gazetę "Wybiórczą" i ruszył na przystanek, wspominając poranną podróż po numerek do specjalisty.
*
Jak co tydzień wybrał się sam do przychodni. Zszedł na peron metra. Miał wysiąść na stacji Plac Wilsona i udać stamtąd w stronę przychodni, a potem zająć swoje miejsce w kolejce pełnej ludzi złych, zgorzkniałych bądź szukających kłótni. Jednak pociąg nie nadjeżdżał.
– Kuźwa.
Ktoś wpadł pod rozpędzony wagon.
– Ja ci dam, ty psi synu tamować cały ruch. Rzucaj się w nocy! Czemu te dzieciaki są takie złośliwe i zabijają tak, żeby wszyscy ich widzieli? Zobaczysz, ja też ci się, rzucę jak będziesz jechał do pracy ty...
– Proszę pana.
– Czego?!
Barbara Biuściasta z niesmakiem patrzyła na staruszka.
– Bardzo głośno pan krzyczy.
– Ja krzyczę? Ty smarkulo, cycki schowaj, a nie świecisz nimi na wierzchu, jak krowa!
– Obleśny staruch – odpowiedziała, zrobiła się czerwona i odsunęła. Zakryła dekolt połą płaszcza. Nieświadomie Tadzio uratował kobietę przed serią męskich molestujących spojrzeń. Brawo, Tadziu, dobry uczynek!
– Cholera.
O! Nadjechał pociąg. Staruszek żwawo wskoczył do środka. Jako, że nie było żadnych wolnych miejsc, zwrócił się do siedzącego przy wyjściu pulchnego Jasia Pasitłuszcza.
– Co? Mama źle gotuje? Więcej opychania u Donalda, to niedługo będziesz zajmował dwa miejsca. Ustąp starszemu człowiekowi. Dobrze ci zrobi, jak trochę postoisz.
Jasio wstał cichutko łkając. Matka chłopca zmierzyła Tadzia piorunującym spojrzeniem.
– Co się patrzysz, kobieto? Chcesz, żeby synowi popękały zatłuszczone tętnice? Żeby go robaki gryzły w wieku dwudziestu lat?
– Daruj sobie te uwagi staruchu. Jasiu – powiedziała do syna. – Od dziś koniec z hamburgerami.
– Ale mamooo...
– Zamilcz!
I tak, Tadzio - po raz kolejny - uratował nieświadomą zagrożenia ofiarę ludzkiej bezmyślności. Dobrze, że sobie z tego nie zdawał sprawy, bo bardzo nie lubił pomagać. W końcu dotarł do przychodni i zajął swoje miejsce w kolejce.
„Pan tu nie stał! Stałem tu, zanim pani tu stanęła! Moje stanie jest bardziej stańsze od pańskiego! "
Tadzio wsłuchiwał się w melodyjną kłótnię, symfonię nienawiści, jak w utwór klasyka. Karmił swoje uszy dźwiękami zawiści i uczył nowych przekleństw przez trzydzieści minut, zanim trafił do rejestracji.
– Nazwisko – burknęła gruba Jola Rejestratorka.
– Pani Jola dziś taka śliczna, widzę trwała zrobiona. – Tadzio ślinił się na widok kobiety.
– Nazwisko powiedziałam. Mówi, albo następny.
– Mizantrop. Tadeusz.
– Do kogo?
– Do pana Zedrzyjforsy.
– Trzynasta piętnaście, dwudziesty numerek. Następny!
– Dzięki, pani Jola miła i śliczna, jak zawsze.
– Następny, cholera!
Tadzio odskoczył od okienka.
– Petarda! – Z zawadiackim uśmiechem puścił oko pani rejestratorce. Podniecał go jej nienawistny, tak naturalny ton głosu starej złośnicy.
Nagle telefon Tadzia rozdzwonił się głośnym dźwiękiem Piątej Symfonii Beethovena.
– Halo, kuźwa.
– Tato?
– A, to ty.
– Mogę przyjechać dziś do ciebie? Mam ten balkonik, o który prosiłeś.
– Dobrze dobrze – staruszek krzyczał do słuchawki.
– Mogę wpaść z Zosią?
– Co? Jak musisz...
– Będę o...
Tadzio wyłączył telefon.
– Przeklęty bachor. Znów będzie wrzeszczał i rzygał naokoło. Żeby tak męczyć starszego człowieka małymi dziećmi.
*
Dzwonek uparcie dawał znać, że ktoś chce dostać się do środka.
– Niech to szlag. Kogo tam niesie?
Mizantrop nigdy nikomu nie otwiera, ale teraz przypomniał sobie, że miał przecież przyjść syn z wnuczką. Wygramolił się z fotela i ciężkim krokiem ruszył w stronę drzwi.
– Wreszcie, tato. Już myślałem, że tam nie żyjesz.
– Ha! Niedoczekanie. Chciałbyś już mieszkanie co?
Jerzy chrząknął i udał, że nie słyszał. Widuje ojca rzadko, więc czasem zapomina, iż ten nie ma poczucia humoru.
– Spójrz Zosiu! Dziadek. Przywitaj się ładnie. – Mężczyzna miał nadzieję, że dziewczynka zmiękczy nieco skamieniałe serce Tadzia.
Mała zawstydzona, ale z uśmiechem pomachała staruszkowi rączką.
– No gdzie ten balkonik?
– Tutaj. – Jerzy wskazał na złożony sprzęt rehabilitacyjny. – Nie zaprosisz nas na chwilę? Zosia chciałaby pobawić się trochę z tobą.
– No dobra, jak musicie. – Tadzio teatralnym gestem zaprosił syna do środka.
– Dziadek, dziadek! – Dziewczynka siedziała na kolanach staruszka i tuliła najmocniej, jak umiała.
– Tylko mnie nie obrzygaj jak ostatnio.
– Tato, minął rok, Zosia była malutka, już tego nie robi – z łazienki dobiegł głos Jerzego, naprawiającego kran.
– Wolę jej przypomnieć. No, koniec tego dobrego. – Posadził małą na nieodkurzonym dywanie.
– Kotek! – pisnęła uradowana dziewczynka na widok puchatej kulki.
Kot naprężył grzbiet i głośno prychnął na dziecko.
Zosia zaczęła płakać.
– Cholera, co się dzieje? – krzyknął przerażony Jerzy i przybiegł z łazienki.
– No spójrz tylko! Zośka wystraszyła Funię! Biedne kocisko.
– Tato, prosiłem, nie sadzaj jej na dywanie. Zaraz odkurzę.
– Po co? Naprawiłeś już kran?
– Zaraz kończę.
– Ale z ciebie dupa. Ja już bym dawno go naprawił.
– To czemu tego nie zrobisz sam, co?
– Nie pyskuj mi tu.
– Dość tego! Nie wytrzymam dłużej. Masz ten swój balkonik – Jerzy rzucił wózkiem o tapczan, płosząc przy tym kota. Futrzak znów fuknął tym razem na mężczyznę.
Zosia płakała teraz jeszcze głośniej.
– Jesteś nieznośny, tato! Jeśli nie przemyślisz swojego zachowania, możesz więcej do mnie nie dzwonić. Rozumiesz? Zabieram Zosię i tak nie chcesz się z nią widywać.
– Wreszcie zrozumiałeś. Bardzo dobrze, nie potrzebuję pomocy.
Jerzy podniósł małą z dywanu. Brudne okruchy odpadały od jej sukieneczki. Mężczyzna podszedł do drzwi. Już miał wyjść, ale coś go tknęło. Odwrócił się w stronę ojca i spojrzał mu głęboko w oczy, w nadziei, że znajdzie w nich odrobinę żalu. Nic tam jednak nie dostrzegł.
– Dlaczego tak nienawidzisz ludzi tato?
Tadzio oparł się o laskę, uśmiechnął i odparł, jak gdyby nigdy nic.
– To moja jedyna rozrywka w tym kraju.
Jerzy pokręcił głową z niedowierzaniem i zamknął za sobą drzwi. Zapanowała cisza.
Gdzieś z kąta wyszła Funia, a z kuchni pies Azor, oba zwierzaki przerażone wizytą Zosi.
Z tapczanu, z hukiem, spadł balkonik. Tadzio uśmiechnął się szeroko. Był mistrzem złośliwości. Panem chaosu i demonem destrukcji.
Podreptał z powrotem do pokoju. Wszystko było, jak lubił. Tylko on, zwierzaki i fotel. Przygotował wszystko do swojego codziennego rytuału.
Ze starego magnetofonu popłynęła piąta symfonia Ludwiga Van Beethovena. Gorzka i mocna herbata parowała w kubku, a obok niej stanęło pudełko z tuzinem lekarstw. Rozsiadł się w fotelu. Wziął do reki egzemplarz "Wybiórczej", którą zakupił rano.
Kochał zwierzęta.
– One kochają bezinteresownie – stwierdził. – Azor! Funia!
Żaden futrzak nie przybiegł. Wiedział co zrobić. Zaszeleścił opakowaniem kocich chrupek. Zaraz przyszła Funia a za nią Azorek. Kotka wskoczyła na Tadzia łasząc się i mrucząc. Pies patrzył na pana, merdając ogonem w nadziei na przysmak.
– To jest prawdziwa miłość! – prawił uradowany staruszek.
Przyjemność sprawiał mu widok uśmiechniętej mordki i ciepło drgającego piecyka na kolanach.
I tak, przy dźwiękach ulubionej muzyki, w towarzystwie swoich jedynych przyjaciół, Tadzio Mizantrop zasnął. Gazeta wypadła mu z ręki. W magnetofonie brzęknęła kaseta, która właśnie skończyła odtwarzać symfonię Beethovena.
Mijały minuty, godziny, dni...
Głodna Funia zaczęła podgryzać gnijące już ciało opiekuna. Azor w końcu pożarł kota. Potem legł przy nogach pana i wycieńczony zasnął, by już się nie obudzić.
Żegnaj, Tadziu. Zaiste byłeś królem zgorzkniałej starości. Doprowadziłeś do tego, że wszyscy o tobie zapomnieli. Życzę ci, abyś, niezależnie w co wierzysz, robił teraz to, co naprawdę lubisz.
Dlatego też Tadzio Mizantrop po śmierci został gołębiem.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt