Sekretna Historia. Wyspa Kamiennych Pieniędzy cz. 4 - Krystiansuper25
Proza » Przygodowe » Sekretna Historia. Wyspa Kamiennych Pieniędzy cz. 4
A A A

Rozdział IV

Dwa rody zacne jednako

 

            Wciąż jeszcze zaspany Krystian krzątał się po swoim pokoju. Rude włosy miał rozczochrane, a jego twarz nie nabrała jeszcze właściwego kolorytu.

            Kolejna nie przespana noc.

            Znowu ten sam sen! Biegnę boso przez las polną drogą usianą ostrymi szyszkami, które niejednokrotnie kłują mnie w stopy. Uciekam. Ale przed kim? Przed czym? Ciągle widzę te drewniane przybite do drzew zardzewiałymi gwoździami tablice z napisem: Tu zaczyna się przeznaczenie! a dalej Czas ucieka! Argos Was potrzebuje! Jakie przeznaczenie? Jaki Argos? – powtarzał w myślach, co opowie Marcie, kiedy wyjdzie z pokoju. Można ona coś na to poradzi?

             Chłopak usiadł na łóżku i zbarczył brwi i zaczął coś wykrzykiwać. Jako, że jego pokój, który oczywiście sam sobie wybrał, znajdował się na samej górze w bardzo odosobnionym od reszty korytarzu, to mało co dało się usłyszeć. Przynajmniej rodzice śpiący piętro, a może dwa niżej się nie pobudzili.

              Jak można było się domyślić krzyki nie miały nic wspólnego z koszmarną marą pojawiającą się zeszłej nocy. Dotyczyły raczej sprawy o wiele bardziej skomplikowanej – powodów wyprowadzki z Wilczego Jaru i przeprowadzki tu w tą zapyziałą i zatęchłą wiochę, gdzie czas jakby się zatrzymał. Nie ma żadnych rozrywek kulturalnych; ani z kim pogadać, ani z kim na dworze poprzebywać do późnego wieczora. Czemu mnie to wszystko spotyka, czemu – myślał głośno Krystian.

              Nie mylił się.

              Rzeczywiście Kryształowy Zdrój to miejsce bardzo odosobnione od świata. Taka wieś, którą się nikt nie interesuje. Praktycznie cały obszar porastały drzewa, a domy, równie stare, co zagajnik wkoło, występowały sporadycznie. Mieszkali tam głównie starsi, pomarszczeni ludzie, którym nie w smak były rozrywki współczesnego świata. Acz znalazłby się jeden inny dom, w którym mieszkał ktoś bardziej nowoczesny.

               Wioska położona była na klifie oblewanym z trzech stron niebieskim Morzem Kasparova. Nadano mu tę nazwę na cześć pierwszego sołtysa Jurija Kasparova przybyłego z dalekich zakątków świata na swej Krwawej Merry.   

                Kiedy stanęło się frontem do willi, w której aktualnie pomieszkiwali państwo Taylorowie dało się dostrzec, gdzieś ta wysoko w górach wielki gotycki zamek otoczony ze wszystkich stron murem.

                 Chwilę potem Krystian wstał z łóżka i znów zaczął chodzić. Jednak tym razem cel przechadzki był jasny: Ubrać się, zejść na dół i zdenerwować siostrę.

                 Chłopak był z natury człowiekiem wesołym, dlatego wielką frajdę sprawiało mu robienie dziecinnych psikusów Marcie.

 

***

                  Marta wraz z siwowłosym mężczyzną szła korytarzem zmierzając prosto do swojego pokoju. Nie odzywali się do siebie. Każde z nich miało w głowie oddzielne myśli i słowa, które zaraz zaczną wypowiadać. On żeby się wytłumaczyć, ona żeby zrozumieć.

                  Staruszkowata postać trochę ociągała się w krokach. Zatrzymywała się przy każdym wiszącym na ścianie obrazie, wzdychała. Chwilę rozmyślała, a potem znowu wydawała z siebie rozpaczliwe westchnięcie. Wszystko, co znajdowało się w tym domu napawało go dziecinną radością. Wyglądał jakby od dawna tu nie był, a z tym rzeczami miał wiele wspaniałych wspomnień. Znów zatrzymał się przy pewnym obrazie.

                    – Idziesz wreszcie czy nie! Masz mi bardzo wiele do wyjaśnienia! – krzyczała Marta.

                   Istotnie tajemnicza nowo przybyła postać miała odpowiedzieć na kilka bardzo ważnych pytań. Jak się tu znalazł, czego tu szukał i przede wszystkim, dlaczego tak ciągle wzdycha widząc to wszystko. Staruszek Powoli zaczynał Martę irytować swoim lenistwem i wspominactwem.

                    – Wiesz dziecinko, jak w tym domu było pięknie, kiedy jeszcze mieszkali tu państwo Moreau. Wszędzie było bardzo wiele kwiatów, pani Moreau bardzo je lubiła. Na ścianach wisiały przepiękne obrazy malowane ręką mistrza – pana Moreau. – wspomniał z radością mężczyzna. – A teraz? To wszystko poszło w zatracenie! Pytam się jakim prawem! Jakim prawem wy tu się wprowadziliście i burzycie naturalny porządek tego domu i wszystkich jego zaściankowych mieszkańców!

                    – Czekaj, czekaj, bo ja chyba czegoś nie rozumiem! – odparła z wyrzutem Marta – przychodzisz tu niewiadomo skąd, niewiadomo po co, a teraz jeszcze zarzucasz nam coś, nawet nie wiem jak to nazwać. Nie pozwalasz sobie aby za dużo? W ogóle kim ty jesteś, że masz czelność tak mówić.

                    – Byłem wiernym sługą wszystkich właścicieli tego domostwa. Począwszy na Gerardzie Moreau a skończywszy na synu uprzednich właścicieli – Juliuszu Moreau.

                    Marta nie dowierzała w to, co słyszy. Stało przed nią zarośnięte monstrum owinięte lekką, przewiewną togą mieszkające niegdyś w tym domu, w którym ona miała spędzić resztę swojego życia. Nie wiedziała, co powiedzieć. Zaschło jej w gardle. Nigdy ona ani też rodzice nie widzieli właścicieli i osób współ mieszkających z nimi. Kupili ten dom od agenta nieruchomości po bardzo zaniżonej cenie ze względu na ogólny stan i miejsce zlokalizowania. Wszystko czego zdołali dowiedzieć się o poprzednikach to wiedza oparta na domniemaniach, plotkach. Wielokrotnie mama przyjeżdżając z rozmów wstępnych opowiadała pewne ogólnikowe informacje, na przykład, że rodzina Moreau była bardzo zamożna, wspierała bardzo wiele imprez kulturalnych, a nawet miała swoją własną wystawę kwiatów i arcydzieł malarskich. To wszystko. Nic więcej. Nigdy nie słyszała żadnej wzmianki o lokajach, synach, a nawet obyciu tej zacnej rodzinki. A tu taka niespodzianka!

                    – Ty chcesz mi powiedzieć, że… mieszkałeś w tym domu, wtedy, gdy żyli i umarli tu państwo Moreau.

                    No właśnie umarli – pomyślał staruszek. Czyżby na pewno? Historia ich śmierci była bardzo zagadkowa. Nikt z mieszkańców Kryształowego Zdroju nie wiedział jak zginęli. Po prostu stało się to ot tak. Zniknęli z dnia na dzień.

                    – Po śmierci… nie źle to ująłem, po rzekomej śmierci Johanessa i Urietty Moreau, bo tak nazywała się jego żona, dom popadł w skrajną ruinę. Pousychały kwiaty, obrazy zaczęły odpadać ze ścian. Wszystko wkoło zaczęło umierać. Kiedy oni byli gdzieś tam, cała magia tego miejsca przestała istnieć. Jednakże… wszystko zaczęło się zmieniać wraz z przybyciem do dworku ich syna Juliusza. W wieku czternastu lat postanowił wyjechać do miasteczka i tam rozpocząć studia na Uniwersytecie Astronomicznym.

                    Marta stała opierając się o ścianę. Z zaciekawieniem słuchała o historii rodu Moreau.

                    – Kiedy osiadł on już na stałe w majątku, coś zaczęło się poprawiać. Dom jakby odżył. I gdy wszystko zmierzało ku dobremu, cóż…

                    Staruszek nagle przerwał swą opowieść, obrócił się w stronę dziewczyny. Podszedł do niej i chwycił za ramię.

                    Marta szybko się odsunęła. Ale poczuła jakby lekki zastrzyk sił witalnych. Nagle upadła… i przeniosła się w nowy świat… prosto do opowieści starego lokaja. 

                   

                    Willa, w której się znajdowała wyglądała zupełnie inaczej niż jej aktualny dom. Była piękniejsza. Było w niej życie. Po korytarzach krzątali się służący, każdy spełniający inną rolę.

                    Kolory. Wszędzie dominowały jasne, żywe odmiany żółci i pomarańczy. Ściany były pomalowane na kremowo, a na każdej z nich wisiał wielki obraz przedstawiający panią Moreau w różnych autoportretycznych pozycjach – raz uśmiechniętą innym razem smutną. Oprócz tego obrazy zawierały w sobie domieszkę krajobrazu. Lasu rozciągającego się za wielkim ozdobionym wyrafinowanymi firanami oknem.

                    Dom przypominał krainę z baśni.

                    Marta nie wierzyła w to, co się dzieje. Przeniosła się tu do lat… niewiadomo, których, do czasów, gdy Juliusz rezydował w tym domostwie. Jednak patrząc po sobie nie mogła nigdzie dostrzec swojego ciała nawet tego materialnego.

                    Z pokoju w rogu wyszedł mężczyzna. Z wolna zmierzał w kierunku niej.

                    Dziewczyna szybko zmierzyła go wzrokiem. Bo tylko to z niej pozostało.

                    Ni jak nie przypominał on tego „potwora”, który ją tu przywiódł, a jednak wydawał się znajomy. Był łysy. Przyodziany w czarny, dobrze uprasowany garnitur. W ręku trzymał tacę pełną owoców.

                    – Patrzysz teraz oczami moich wspomnień na to, co dawało mi tak wiele radości, na to, co dawało mi poczucie, że warto żyć, by służyć innym. Jak widzisz – mężczyzna rozejrzał się w koło – znajdujemy się teraz na pierwszym piętrze, gdzie swój pokój ma potomek państwa Moreau. A ja nazywam się Jakub i będę twym przewodnikiem.

 

***

                     Równocześnie z tym kiedy Marta była w stanie zmaterializowania Krystian w pełni zwarty i gotowy do robienia kolejnych psikusów wyszedł ze swojego pokoju. Od schodów prowadzących na dół dzieliło go zaledwie kilka metrów. Ale czas do zejścia dłużył się niemiłosiernie. Wszędzie na podłodze walały się jeszcze nie rozpakowane pudła z klamotami rodzeństwa, dlatego chłopak musiał nieźle nagimnastykować się, żeby je poprzestawiać tak, aby nie zawadzały. W kartonach było po prostu wszystko od książek, które Marta obiecywała, że przeczyta po stare nikomu już nie potrzebne ubranka dziecięce. Rodzice pewnie zostawili je na pamiątkę, by przypominały im o ich słodkich dziubakach. Szkło, porcelana również miały swoje miejsce.

                      Czas zejścia nadszedł.

                      Schody na pierwsze piętro były nad wyraz długie i poskręcane. Największe w całym domu. Skrzypiały strasznie nawet wtedy, gdy nie stawiało się na nich kroków. Był to kolejny powód niewyspania chłopaka. 

                       Krystian schodził powoli trzymając się poręczy.

                       Znalawszy się na pierwszym piętrze rozejrzał się. Spostrzegł leżącą na podłodze Martę. Podbiegł i zaczął ją cucić.

                       Nic. Siostra ani drgnęła.

                       Wzdrygnął się, powstał, wziął dziewczynę na ręce i udał się do jej pokoju. Położył ją na łóżku i szybko pobiegł w kierunku łazienki, by na jej ciepłym czole położyć zimny okład.

 

***

                        Marta szła w milczeniu za swym wiernym przewodnikiem. Korytarz był nadzwyczaj długi – większy niż w jej domu, więc miała chwilę czasu, by przewertować inne obrazy wiszące na ścianach domu. Jeden szczególnie ją zaciekawił. Przedstawiał pewną rodzinę, zapewne państwa Moreau z… dwójką dzieci?! Jak? Przecież słyszała tylko o jedynym – Juliuszu! A ta dziewczynka kim jest?

                      Po raz pierwszy zobaczyła też twarz, a może to co z niej pozostało starego pana Moreau. Była wycięta jakby ktoś usilnie starał się ją wymazać, usunąć z pamięci tego domu. Jednak

                      Idąc dalej Marta nadal spotykała znajome jej rysy twarzy. Różne pozycje młodej, mniej więcej sześcioletniej dziewczynki wiły się aż do końca korytarza. Do drzwi z pięcioma kłódkami.

                      – A to kto to jest? Nigdy jej nie widziałam! – odparła z niechęcią dziewczyna

                      – E… to… nikt… nikt ważny… - rzekł staruszek z wyraźną tajemnicą w głosie – Nie zwracaj uwagi. Po prostu idź. Nie. Już nie idź! Jesteśmy na miejscu! 

                      Siwowłosy mężczyzna podszedł do masywnych drewnianych drzwi, przekręcił znajdujący się w nich klucz i mocno wepchnął do środka.

                      Przed oczyma Marty pojawił się nowoczesny jak na tamte czasy pokój. Łudząco przypominał ten, w którym przed momentem słyszała monolog do obrazu. Zobaczyła też jego…

                      Juliusz. Był on dość postawnym mężczyzną, wiekiem koło dwudziestu, dwudziestu pięciu lat. Miał brodę. Był bardzo podobny do jej taty. Z tym, że była jedna zasadnicza różnica. On był tam, a ten jest tu. Więc ni jak nie mogli się spotkać, poznać ani spojrzeć na siebie. Po prostu czysty zbieg okoliczności.

                      Starszy mężczyzna wepchnął dziewczynę do środka. Prawie upadła zdążyła się jednak oprzeć drewnianego stołka. Powściągnęła się na równe nogi i nerwowym krokiem podeszła do starca.

                    – Chcesz mnie zabić, czy co? O mało co bym na niego nie wpadła! Nie chce żeby zobaczył, że jestem tu obca.

                    – Spokojnie… – lokaj podszedł do Marty i położył jej rękę na ramieniu. – Nie bój się. On cię nie widzi. To tylko, jakby to powiedzieć, taka mara, tyle że na jawie. Jest odpowiednikiem waszych, jak wy to nazywacie? Holo… holo…

                    – Hologramów – dokończyła dziewczyna. – Z tym, że jakoś wszystko tu oprócz tego czegoś mogę dotknąć, zobaczyć a nawet gdybym chciała, a nie chce to bym na tym usiadła. Co tu jest grane!

                    – Jesteś w moich wspomnieniach. Jakże pięknych a zarazem tragicznych. Tu wszystkiego, co nie jest bytem zrodzonym z krwi i kości możesz spróbować, dotknąć, poczuć. Jednak ludzie… Cóż… oni cię nie widzą, ty ich nie dotkniesz.

                    Marta stała przy nim zakłopotana. Spodziewała się móc porozmawiać z owym panem Juliuszem, o którym tyle słyszała. Chciała się dowiedzieć czegoś o starych właścicielach, o domu. A tu taka niespodzianka. Ciekawe skoro on jest hologramem to dlaczego chce… wyskoczyć z pierwszego piętra?

                     I tu jawna mara dziewczyny się skończyła. Wróciła do pokojowej rzeczywistości. Nad sobą zobaczyła pochylających się Krystiana i starszego mężczyznę. Na czole miała zimny okład.

                    – Hej! A ty kim jesteś! – zakrzyknął chłopiec spoglądając nerwowo na siwowłosego pana. – Czekaj, czekaj… ja cię chyba znam… to twoją twarz… nie… tak… to twoją twarz widziałem biegnąc przez las. Kim jesteś?! Co tu robisz?! I czego chcesz od Marty?!

                    Siwy mężczyzna odsunął się od żwawo gestykulującego chłopca, tak jakby chciał uniknąć ciosu. Stał przy ścianie zakłopotany, ale na jego twarzy malował się niepewny uśmieszek.

                    – A więc… miałeś już syn, tak? Świetnie, świetnie… - zaczął przechadzać się po małym pokoiku. Gładził swą brodę i uśmiechał się pod nosem. – Tak. To musi być to.  Opowiesz mi coś więcej na ten temat, chłopczyku?

                    W owym „chłopczyku” aż się zagotowało. Nikt nie nazwał tak najmężniejszego i najodważniejszego Krystiana pod słońcem, od kiedy ten skończył dziesięć lat. A tu nagle wyskakuje ci takie nie wiadomo co, do tego zarośnięte jak kudłata małpa w zoo i zaczyna cię obrażać. Tego było już za wiele. Chłopak gwałtownie zbliżył się do staruszka. Spojrzał mu prosto w oczy, ale ujrzał pustkę. Nic nie było w jego oczodołach. Szybko się odsunął machając wkoło siebie ręką. Oczy siwego mężczyzny powróciły do stanu pierwotnego.

                     – To taki nasz starych trik, odstraszający groźne zwierzęta czy takich niby mężczyzn jak ty. A teraz powtórzę pytanie: Opowiesz mi coś na temat twoich snów, czy sam mam domyślić się, co w  nich było, bo a i owszem to też potrafię.

                    Krystian przysiadł na stołku obok łóżka. Chwycił leżącą na dopiero co pościelonym łóżku, zmroził obcego wzrokiem i zaczął opowiadać.

                     – Las. Ktoś mnie goni. Wszędzie te drewniane tabliczki z dziwnym napisem. Twoja twarz pośród… pośród drzew – zaczął mówić łamiącym się z przerażenia głosem – nagle to… tam zza krzaków. Ogień… Rycerze… Oni są… oni są źli. Pra-pracują dla-dla nie-nie-niego.

                     Chłopak nagle wstał. Odrzucił stołek gdzieś na bok przy tym tłukąc lampkę nocną Marty. Podszedł do tajemniczego mężczyzny i rzucił mu prosto w twarz.

                    – Zadowolony, siwku? Po co ci to było wiedzieć? Przedstaw się i powiedz kim jesteś albo natychmiast opuść mój dom, bo zawołam rodziców.

                    Siwek podszedł do chłopaka, cały czas się uśmiechając. Poklepał go po ramieniu. Wskazał, żeby ten usiadł, oczywiście Krystian nie skorzystał z tej dżentelmeńskiej propozycji i przeszedł do najważniejszego sedna.

                    – Czy wy wiecie kim jesteście? Czy wy wiecie jaki spoczywa na was obowiązek? Ten dom, te sny, ta piękna dziewczęca twarz twojej siostry… – wskazał na Krystiana – to wszystko utwierdza mnie w przekonaniu, że jesteście najwłaściwszymi osobami do wykonania zleconej mi przez duchy przodków misji ocalenia Argosu.

                    Marta aż wstała. Nie mogła uwierzyć w to co słyszy. Duchy przodków. Sny. Argos? Co to u licha znaczy? Co to jest? Sama zwątpiła teraz czy naprawdę nazywa się Marta Taylor i czy jest tą śliczną czternastoletnią dziewczynką, o której mówi się, że jest cudownym dzieckiem. Uniosła rękę jakby chciała zgłosić się do odpowiedzi. Starszy mężczyzna nie pozwolił przykładając ręce do ust na znak żeby była cicho. Swoje trzy grosze wtrącił Krystian.

                    – Stop, stop, stop, poczekaj – zmarszczył brwi – ja ty chyba czegoś nie rozumiem, koleś… Przychodzisz do mojego domu… Nie, zaraz… ty nie przyszedłeś… ty już tu byłeś, wtedy kiedy ja tu z nią… kiedy ja byłem przy niej, kiedy stało się… no właśnie, co się u licha stało, Marto.

                    Marta leżała na łóżku wciąż jeszcze zbierająca siły po ostatniej wizycie w materialnym świecie wyobraźni. Nie mogła uwierzyć w to, że widziała syna sławnych państwa i wygląd domu sprzed kupna. Chciała opowiedzieć bratu o wszystkim, ale coś ją powstrzymywało. Zdefiniować tego nie potrafiła. W końcu stojący obok jej łóżka mężczyzna nie wytrzymawszy już i tak napiętej atmosfery postanowił wyjawić prawdę. Prawdę, która miała zmienić życie dzieci na zawsze.

                     Usiądźcie drogie dzieci… - wypowiedziawszy te słowa zerknął na rodzeństwo. Jedno już znajdowało się w pozycji siedzącej, a drugie leżało. Cóż faux-pas zdarza się nawet najbardziej oczytany i inteligentnym ludziom.

                     Krystian roześmiał się pod nosem. Postanowił zrobić na przekór słowom staruszka i wstał. Zaczął przechadzać się po pokoju. Od czasu do czasu zerknął na mężczyznę wzrokiem pełnym nienawiści i z wymalowanym na twarzy drwiącym uśmiechem. Jednak cierpliwie czekał na to, co wydarzy się za chwilę. Jakie słowa usłyszy od tajemniczego przybysza.

                     – A więc zacznę może od tego… - nagle coś mu przerwało.

                     Nie zaczyna się zdania od A więc – rzekł kpiąco chłopak po czym wybuchnął gromkim śmiechem. Staruszek popatrzył się na niego nic nie mówiącym wzrokiem, zadarł nos do góry i kontynuował swą przemowę.

                     – … że w starych argosjańskich legendach jest napisane o przybyciu dwóch wybawców, którzy w chwili największego kryzysu króla i jego ludu, oswobodzą ród – przepędzą smoka i unicestwią Kachorrę raz na zawsze.

                     Marta wstała, a Krystian zatrzymał się. Oboje popatrzyli na niego pełnym niepewności wzrokiem. Zastanawiali się, co to wszystko ma znaczyć i kim oni są dla tej opowieści.

                     

                     Za oknem ni stąd ni zowąd rozszalała się burza. Wiatr poruszał stojącymi obok willi gałęziami drzew, które potem uderzały w mokrą od deszczu szybę.

                     Stojącemu naprzeciw siebie rodzeństwu wydawało się, że pośród szalejącej burzy słyszą dziwne odgłosy – łkanie, płacz, kroki.

                     – Krystian, boję się – zawołała szeptem Marta i wraz z uderzeniem pioruna rzuciła się na ręce swojego brata. Odepchnięcie trochę ją zabolało.

                     – Nie mazgaj się siostra, wstawaj i bądź kobietą! – zawołał chłopak i obrzuciwszy swoją siostrę lodowatym spojrzeniem zrobił krok naprzód  w stronę siwka. Kiedy miał go na wyciągnięcie ręki , pochwycił go za jego białą togę i unosząc lekko na palcach z groźną miną przemówił.  

                     – Nie wiem człowieku, co ty do nas masz, ale… - starszy mężczyzna przerwał mu raptownie.

                     Tak jak myślałem. Nie wierzysz mi. Cóż… Chyba będę musiał pokazać ci coś… - w myślach dodał: ale czy to na pewno dobry pomysł?        

                     Jakub sięgnął do prawej kieszeni swojej niczym prześcieradłowatej togi i wyciągnął z niej dwie małe połówki czegoś co przypominało… guzik. Miały czerwone tło a na nim umieszczone lewą i prawą część tarczy.

                     Burza ucichła. W pokoju lekko się ściemniło.

                     – To, co teraz trzymam w dłoni to dwie cząstki duszy pradawnych argosjańskich wojowników. Państwo Moreau posiadali jeszcze dwie. Każda z nich miała osobną moc. Kiedy założyła go kobieta o blond włosach, tak piękna jak ty Marto – wskazał na nią, a dziewczyna lekko się zarumieniła – mogła władać żywiołem wody, kiedy zaś na szyję przywdział go prawdziwy ognisty mężczyzna zaczynał panować nad nieskazitelnie pięknym czerwonym ogniem. Jednak amulety słuchały tylko wybranych...

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Krystiansuper25 · dnia 05.05.2015 15:51 · Czytań: 548 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 6
Komentarze
Bernierdh dnia 07.05.2015 20:53
Cześć, Krystian. Musiałeś poczekać troszkę na moją wizytę, bo jestem ostatnio trochę zajęty, ale jestem :) Z góry przepraszam, że dzisiejszy komentarz będzie trochę mniej rozbudowany od poprzednich.
W poprzednim rozdziale trochę cię poniosło, ale tym powróciłeś na właściwy tor i znów mamy fragment lepszy od poprzednich. Wciąż zdarzają ci się ciut niezręczne określenia (np "zbarczył brwi" - dlaczego nie "zmarszczył"?) lub pomysły narracyjne (do teraz nie wiem, o co chodziło z krzyczeniem Krystiana) ale czytało się naprawdę przyjemnie i jestem ciekaw, co wydarzy się dalej. Masz dużą wyobraźnię, wiele fajnych pomysłów tworzących interesującą mieszankę i czekam niecierpliwie, aż porozpoczynane wątki zaczną łączyć się w całość. Fragmenty dusz dające władzę nad żywiołami bardzo mi się spodobały.
Jakub dobrze sprawdza się w roli nieco zdziwaczałego mentora, Marta to typowa główna bohaterka, ale spełnia swoją funkcję jak należy, a Krystian jest irytujący, ale chyba miał taki być.
No, rozwój na plus. Czekam na więcej i pozdrawiam :)
Krystiansuper25 dnia 07.05.2015 21:52
To zwykła literówka Berni, będę bardziej starał się pisać po polsku. Dzięki za miłe słowa. Aż chce mi się pisać przez to. Jednakże jak wiesz to nie koniec tego rozdziału, jeszcze trochę się tam wydarzy. A w kolejnym ktoś może coś namieszać... xD. Jednakże (po raz drugi) na kolejną część trzeba będzie poczytać, bo ja jestem bardzo zajętym człowiekiem jak na swój wiek
swistakos dnia 07.05.2015 21:53
Czyli jak ktoś nie przeczyta, nie będzie kolejnej części?
Krystiansuper25 dnia 08.05.2015 19:24
Będzie nawet jak nikt nie przeczyta
Bernierdh dnia 08.05.2015 19:32
Za późno - już przeczytałem :p
Krystiansuper25 dnia 08.05.2015 23:36
Krystiansuper25 napisał:
kolejną część trzeba będzie poczytać,

miało w tym fragmencie być poczekać, a nie poczytać xD
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
valeria
26/04/2024 21:35
Cieszę się, że podobają Ci się moje wiersze, one są z głębi… »
mike17
26/04/2024 19:28
Violu, jak zwykle poruszyłaś serca mego bicie :) Słońce… »
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty