Nie będę kłamać. Dzisiaj księżniczki nie mieszkają w wysokich wieżach, bez ogrzewania i klimatyzacji. Nie muszą bidulki czekać na księciulka, który przybędzie na białym rumaku, co ma napęd na cztery kopyta. Nie! Otóż księżniczki i ich rodziny wmieszały się w naszą zwariowaną społeczność i żyją sobie hen daleko, za siódmą górą, ósmym laskiem i szesnastą przecznicą Nowego Yorku pomiędzy skrzyżowaniem Sixth Avenue i Malborg Roge (tak na prawdę to nikt nie wie jak się te nazwy pisać powinno, a ja zakładam, że pisze dobrze). Tak cywilizacja posuwa się nam do przodu, nasze bajki także pędzą z duchem czasu.
Zaczęło się zwyczajnie, jak to w bajkach bywa. Był sobie król i była też królowa. Mieli oni dużo pieniędzy i swoich podwładnych, którzy z chęcią pourywaliby łby bogaczom, jednakże z powodu zaostrzonego rygoru i kar, w które wchodziły także kary cielesne, jakoś hamowali swoje pragnienia i w ciszy własnej duszy codziennie mordowali pracodawców. Ale nie o tym miała być mowa. Mowa miała być o księżniczce, co urodą i rozumkiem, jako małe dziecko nie grzeszyła. Ale cóż jej na to poradzić można było? Znikomą urodę można pokonać, ale z tym drugim przymiotem jest już gorzej. Dlatego też rodzice bardzo martwili się o przyszłość swej królewskiej linii.
Postanowiono więc, oczywiście nie informując o niczym córki, wysłać dziewczynę do miejsca, gdzie nikt, nigdy nie słyszał o ich królestwie. Rzecz jasna, trzeba było włożyć dużo wysiłku w to, by owo miejsce znaleźć, lecz w końcu po wielu dywagacjach, nieprzespanych nocach i wędrówkach typu "palcem po mapie" znalazł się pewien ubogi aczkolwiek szlachetny kraj, zwany Polską.
Księżniczka musiała nauczyć się języka polskiego, co szło jej nader dobrze na jej słabe umiejętności umysłowe, o których tak dużo myśleli rodzice. W końcu udało jej się zamieszkać u jakiejś biednej rodziny na wsi. I tam dorastała dziewczyna w ciszy i spokoju, nie pamiętając o swym prawdziwym pochodzeniu.
Nie wiadomo jednak dlaczego, może to przez świeże powietrze, albo kontakt ze zwierzętami, dziewczyna z brzydkiego stworzenia, stała się młodą i dość ładną jak na swoje warunki fizyczne nastolatką. Z jej rozumem także stało się coś niebywałego - otóż dziewczyna zaczęła odnosić sukcesy na wszelakim naukowym polu na którym się pojawiła. Wyzywała wiec na pojedynek w swoich zeszytach cyfry i bez najmniejszego wysiłku pokonywała zawiłe zadania matematyczne. Była tak dobra we wszystkim, że liczni ludzie zaczęli jej owej mądrości, albo jak powszechnie uważano - szczęścia zazdrościć.
Rodzice ocknęli się i po pewnym czasie zainteresowali losem córki. Kraj do którego ją posłali zmienił się od ostatniego razu gdy tam przybyli. Tak wiec mieli niewielkie, aczkolwiek uciążliwe problemy, by dostać się do swej córki, bo nie okłamujmy się - dobre wróżki to już dawno przeszły na emeryturę. Nawet tak duża ilość pieniędzy jaką proponował ród królewski nie skusiła żadnej z nich do odnalezienia i sprowadzenia dziewczyny do swej ojczystej ziemi, do Królestwa.
Gdy przybyli w końcu do domu, w którym pozostawili na wychowanie swoją pociechę, zdziwili się okrutnie, widząc młodą, ładną kobietę, otoczoną gronem przyjaciół. Dziewczyna nie pamiętała swoich prawdziwych rodziców, słyszała coś o tym, że byli bogaci i chcieli jej się pozbyć na kilka lat, gdyż uważali ją za brzydką i niegodną miana ich potomka. Postanowiła więc zupełne zignorować ich obecność. Wsiadła na swój rower, bo prawa jazdy jeszcze nie posiadała i wybrała się na niezapowiedzianą wycieczkę rowerową. Wróciła późnym wieczorem, gdy jej rodzice spali, zmęczeni podróżą i zmianą czasu.
Rankiem co świt wybiegła z domu i pognała w pola, potem przedarła się przez las i wylądowała na podwórku swojej przyjaciółki. Musiała podzielić się z nią ta dziwną informacją. Jednak dziewczyny nie zastała. Wiadomo, czas telefonów komórkowych nastał już dawno temu, jednak nasza księżniczka, zapomniała owego cuda technologii zabrać ze sobą. Tak, dzisiejsza młodzież choruje na sklerozę. I to poważnie choruje.
Gdy wróciła do domu, jej zastępcza matka, zgromiła ją wzrokiem ale zaraz potem przytuliła mocno i poczęła płakać nad swoim i jej losem.
Księżniczka chcąc nie chcąc powróciła do swojego królestwa. Nie podobało jej się to ani trochę. Dzisiejsze nastolatki maja skłonności do buntu i nadużywania rodzicielskiej cierpliwości. Dlatego też nie odzywała się ani słowem i zupełnie ignorowała parę królewską. Biedacy nie wiedzieli co maja począć ze swoją córką, i po kilku dniach dali jej spokój, aby mogła pomyśleć w samotności. Samotność ta polegała na siedzeniu w pokoju na poddaszu, zamkniętym na cztery spusty, na dodatek, obserwowanym, przez czujne oko kamer. Dziewczyna poczuła się tak zdegustowana całą sytuacją, że własnoręcznie owe kamery wyrwała ze ścian, co wymagało nie lada siły. Tej samej nocy, której to uczyniła, jakimś cudem wyszła z swojego pokoju i postanowiła uciec do kraju w którym się wychowała.
W każdej bajce mamy złe, czarne charaktery. Jednym z takich był krasnolud Philipp, który przez całe życie usiłował pozbyć się czkawki, lecz nic mu nie pomagało. Księżniczka widząc, a raczej słysząc, czkającego krasnoluda, postanowiła mu pomóc i przestraszyła malca. Biedak, prawie padł na zawał, pot wystąpił mu na czoło a przez głowę przewijały się wszystkie chwile spędzone na kursach samoobrony. Stał w pozycji bojowej, gotowy do ataku, gdy uświadomił sobie, ze jego choroba minęła! Uwierzył w pierwszą myśl, która przyszła mu do głowy:"To musiała być jakaś czarownica". Wyciągnął swój paiger, i jakimś cudem wezwał swojego przyjaciela czarnoksiężnika. Ten od razu rozpoznał w dziewczynie dziedziczkę tronu. Postanowił więc porwać i poślubić ją, wbrew jej woli, by stać się władcą Królestwa.
Niestety jego plany zostały pokrzyżowane. Gdy właśnie przygotowywał się do ceremonii zaślubin, ktoś wtargnął do jego mieszkania, użył gazu łzawiącego, na którego działanie nie pomagała żadna magia i porwał przyszłą żonę.
Owym wspaniałym człowiekiem okazał się być biedny wieśniak, który poruszony historią biednej księżniczki postanowił ją uratować. Oczywiście wcześniej przygotował się do tej roli, wyciągając ze swej tajnej skrytki żel pod prysznic, jednorazówkę do golenia i dezodorant. Postanowił też w końcu uprać piętrzącą się na stosie bieliznę i wyjściowe ubranie. I taki wypachniony i czysty wszedł do mieszkania czarnoksiężnika.
Skąd miał owy gaz łzawiący? A nie wiecie skąd? Przecież Amerykanie to maja wszędzie znajomości, a owy wieśniak miał w tym kraju wuja.
Odstawił księżniczkę, która przeżywała wielki szok (nie wiadomo do dziś czy z powodu dezodorantu którego użył, czy samej tej dziwnej sytuacji), do królestwa i został skazany na śmierć, bowiem tak nakazywał zwyczaj królewski. Córka powstrzymała jednak ojca przed tak haniebnym czynem, wymyślając mu od prostaków i analfabetów, co ojca bardzo uderzyło. Zastanawiał się później często, skąd o tym dziewczyna wiedziała, bo nic co wyrwało jej się wtedy z ust, kłamstwem nie było. Co więcej wyżej wymieniony wieśniak, którego imienia do dziś nie znamy, dostał wysoką nagrodę i mógł spokojnie żyć na swoim skrawku ziemi, nie martwiąc się o przyszłość swoją i swej małej rodziny.
A co z księżniczką? Wieść o jej urodzie, mądrości i odwadze, rozeszła się tak szybko jak było to możliwe i po kilku dniach, cały zamek, został zasypany prezentami ślubnymi. Każdy oferował pieniądze, dobrą pozycję i ładne potomstwo. Księżniczka jednak nie chciała żadnego z nich wybrać na męża. Wierzyła przecież w miłość od pierwszego wrażenia... oh, pardon - wejrzenia. Konkurenci nie przyjeżdżali osobiście, lecz przesyłali długie listy do jej rodziców, z zapytaniem o ślub. Tylko jeden, cudowny, wspaniały, przystojny, posiadający papiery wartościowe na giełdzie (oczywiście przed tym słynnym krachem na giełdzie) i jeżdżący najnowszym ferrari przystojny biznesmen, który w wolnym czasie piastował urząd króla, pokusił się o wizytę. I wtedy to młodzi spojrzeli na siebie i już wiedzieli, że rodzice szykują ślub. Dla nich. Na szczęście, jak to w bajkach bywa, wybranek serca księżniczki, zakochał się po czubek włosów w owej pięknej damie. I żyją sobie teraz spokojnie. Właśnie wyjechali na Karaiby, by odpocząć od paparazzich. A o tym co będzie dalej, napisze ktoś inny. Bo to już materiał na kolejną bajkę.
Z każdej bajki jakiś morał płynie. Z owej wynika że nie osądzać człowiekowi człowieka poprzez wygląd zewnętrzny. No i oczywiście dzieciaczki (a może i o zgrozo - dorośli) - dobro ze złem zawsze wygra. Przynajmniej w tej bajce.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
anek_ch · dnia 24.10.2008 22:57 · Czytań: 912 · Średnia ocena: 2 · Komentarzy: 1
Inne artykuły tego autora: