Ludzkie spojrzenia wypalają na niej piętno, jak na znaczonym bydle. Sprawiają ból i jedynym sposobem, by go uniknąć, jest ucieczka. Izolacja. Wyłączenie zmysłów.
Oprawcy wciąż popychają i popychają, nieustannie do przodu. I jeszcze usiłują wmawiać, że coś ratują. Własne ideały? Sumienie? Na pewno nie ją.
Bo ona stoi już na scenie, w blasku reflektorów, a łysiejąca kanalia z uśmieszkiem wyższości przytwierdzonym do twarzy unosi topór wysoko nad głowę. I czeka, aż biedna dziewczynka przyzna rację, padnie na kolana. Ale to nigdy się nie zdarzy.
Ostrze opada więc i wchodzi w kark, niczym w masło.
***
Pieczątka uderza w kartkę papieru, obok ląduje koślawy podpis.
- "Klasyczny przypadek syndromu sztokholmskiego" - czyta na głos Tata. Przeciera spocone czoło chusteczką higieniczną. - Że niby co? Zeznania mojej córki nie będą brane pod uwagę, bo przypiął jej pan etykietkę wariatki?
Z ust lekarza nie schodzi pobłażliwy uśmieszek. Wygląda jak rodzic, tłumaczący dziecku najoczywistszą rzecz świata. I choć rozmawia z ojcem dziewczynki, nie przestaje gapić się na jej matkę, jakby próbował ją zahipnotyzować.
- Współczucie do porywacza nie czyni pańskiej córki wariatką - odzywa się znudzonym tonem. - To tylko maleńki problem, jakby trauma. Nie ma powodu, by się nią przejmować. A policja wysłuchała już zeznań i z pewnością włączy je do śledztwa. Najpierw wyłuska jednak prawdę, z prób manipulacji faktami...
- Że niby moja córka kłamie?!
Mama uspokaja Tatę, głaszcząc go po ramieniu. Uśmiech lekarza staje się coraz szerszy.
- Nie do końca celowo. - Doktorek zapisuje coś w notatniku, wyraźnie zadowolony z siebie. - A dzięki mojej diagnozie nikt nie oskarży jej o składanie fałszywych zeznań.
- Mogliby to zrobić? - pyta kobieta. - Przecież Ania jest jeszcze dzieckiem.
Ojciec zaciska pięści. Lekarz wzrusza ramionami.
- Dzieckiem, które kryje groźnego przestępcę - mówi.
***
Ludzie pokazują palcami, bo sprawia im to przyjemność. Ania słyszy czasem ich szepty. Wydaje im się, że nastolatka jest tylko ozdobą; niegroźną atrakcją, która doda szaremu życiu odrobinę emocji. Mogą gadać sobie do woli. Ona jest z innego świata, z "Uwagi" i "Wiadomości", więc nic do niej nigdy nie dotrze.
Cóż, niespodzianka. Dziewczynka słucha, rozumie i zapisuje w pamięci.
- Zdobywam pistolet. - Rozlega się dźwięk przeładowania, broń palna pojawia się znikąd w szczuplutkiej dłoni nastolatki. - Kogo powinnam zastrzelić? Ich czy siebie?
- A ile masz naboi? - pyta podświadomość.
- Zawsze będzie zbyt mało.
"Taką laleczkę to sam bym se chętnie porwał" - oblizuje się jakiś oblech.
"Dokładnie!" - szepcze drugi. "Gdzie tu niby pedofilia? Za rok i tak już legalna, a złapać jest za co i jak znam te gówniary z gimnazjum, to ta też pewnie miała już kutasa".
Takie myśli nie bulwersują Ani. Tylko śmieszą.
"Gdybym złapał takiego zboczeńca, zajebałbym na miejscu, bez litości".
Takich pojawia się znacznie więcej. W szkole, w autobusie, u lekarza. Wszyscy chcą jej niby pomóc, solidaryzują się w nienawiści, wpychają nóż do ręki.
Ich Ania zamordowałaby najchętniej.
***
- Nie ma mowy! - krzyczy Mama, wymachując rękoma i niemal wylewając kawę ze Starbucksa. - Lekarz by cię chyba udusił! Ja bym cię chyba udusiła!
- Mam czternaście lat - mówi Ania. - Potrafię podejmować decyzje.
- Kochanie, posłuchaj - wtrąca Tata. - Dla twojego własnego dobra...
- Bo ty akurat wiesz, co jest dla mnie dobre.
Ojciec znów zaciska pięści. Ale nie reaguje. Doktor powiedział, że trzeba być cierpliwym.
- Koniec rozmowy! - wrzeszczy matka, przyciągając spojrzenia czterech ton zblazowanej młodzieży, czatującej w ogródku kawiarni. - Nie pójdziesz go odwiedzić! W ogóle nie zbliżysz się do tego zboczeńca, choćbym miała zamknąć cię w piwnicy!
Dziewczynka ma łzy w oczach. Ze złości, nie ze smutku.
- Nie pozwoliliście mi zeznawać w jego obronie, nie pozwoliliście mi iść na sprawę, na nic mi, do cholery, nie pozwoliliście, więc pozwólcie mi chociaż go zobaczyć!
- Masz problem, skarbie - odzywa się cicho Tata. - Próbujemy ci tylko pomóc.
- Więc pozwólcie mi tam iść! Przecież nic złego się nie stanie, chcę tylko mu powiedzieć... - milknie nagle, bo przekroczyła granicę szczerości, za ktorą czai się już tylko seppuku, ostateczne uzewnętrznienie.
- Niby co?! - Matka nie wytrzymuje. - Dzięki ci, zboczony skurwysynu, że porwałeś mnie spod szkoły i zgwałciłeś?!
- On mnie nie zgwałcił!
- Badania mówią co innego.
- Nie zgwałcił mnie!
- Chcesz powiedzieć, że straciłaś dziewictwo w inny sposób?
I Ania znów milknie. Tym razem na długo, na parę tygodni. Bo powiedziała już wszystko, a rzeczywistość i tak nigdy nie była jej do niczego potrzebna.
Przechodnie udają, że nic nie słyszeli.
***
Szkoła. Dawniej świątynia dojrzewania, dziś tylko wielki, betonowy kloc. Ania zakopała jej nauki w ogródku. Zdążyły poważnie stracić na wartości.
- Jestem już dorosła - twierdzi dziewczynka. - A właściwie więcej, stoję jedną nogą w grobie. Zestarzałam się w jego samochodzie, w jego mieszkaniu, a potem w sądzie i na komisariacie. Nie potrzebuję cholernej matury, by to wiedzieć.
Jej dawne koleżanki wciąż są dziećmi. I nigdy nie wejdą na wyższy poziom, nigdy nie odczują prawdziwego strachu, ani nie zaczną naprawdę żyć.
- Skończycie w uczelni, za biurkiem, w wiecznej szkole.
Ania nauczyła się już wystarczająco.
Tworzy gigantyczną bańkę, żeby odciąć się od rówieśników. Przestała ich nagle rozumieć. Ich słowa odbijają się, jak pociski od tarczy. I tak są puste w środku, pozbawione zarówno sensu, jak i celu.
Dzieciaki żyją w innym świecie. Nieporównywalnie prostszym.
***
Żmija uśmiecha się, wysuwając rozdwojony język. Siedzi na kanapie, wcina ciasteczka i popija herbatkę, zatruwając ją jadem. A Mama mówi i mówi, szczebiocze wesoło, o smutku, ale też o wielkiej miłości. Każde jej słowo ląduję w pamięci dyktafonu.
Wchodzi Ania. Rzuca plecak pod ścianę.
- Kochanie! - piszczy rodzicielka. - Pan chciałby z tobą chwilkę pogadać!
- Sprzedawaj siebie, a nie dziecko - radzi sumienie.
- Ojej, przecież zaprosili was jeszcze do talk-show! - krzyczy portfel.
Lecz dziewczynka ignoruje. Wciąż milczy, a dziennikarzom pokazuje środkowy palec.
Tego wieczoru pewna osobowość telewizyjna zapija się niemal na śmierć. Wspaniały temat przepadł. Nie będzie odcinka o Ani. Znów trzeba będzie gadać z wieśniaczkami, które zdradziły faceta za remizą.
***
A dziewczynka nadal nie odezwała się choćby słowem. Siedzi na kanapie. Ogląda telewizję. Dryfuje po rzeczywistości, do której inni nie mają wstępu.
Podchodzi Tata, wysłany przez matkę. Próbuje zagadać.
Nic z tego. Kładzie jej dłoń na ramieniu.
- Zostaw mnie - słyszy.
- Aniu, skarbie... - zaczyna. Przysuwa się nieco bliżej, dosłownie o parę centymetrów.
I wtedy dziewczynka wybucha. Zrzuca jego rękę, krzyczy, każe się nie dotykać, każe się wynosić. Grozi, że jeśli jeszcze raz ją tknie, choćby palcem, podetnie sobie żyły.
Ojciec nie wydaje się zdziwiony, ani przerażony. Wbija wzrok w podłogę.
- A kiedyś byliście tak blisko - komentuje później Mama.
***
Dziewczynka nic nie je. Nie pije. Nie mówi.
- To jakiś strajk? - pyta ojciec.
Ania nie odpowiada. Matka jest wściekła. Nie lubi przegrywać.
Następnego dnia oboje są przerażeni.
Jeszcze następnego Tata wchodzi do pokoju nastolatki i siada w rogu łóżka. Ania jest już daleko, ledwie kontaktuje. Sprawdza tylko, czy ten straszny mężczyzna nie zdecydował się jej dotknąć. Gdy odkrywa, że nie, zamyka oczy.
- Chcesz go zobaczyć - mówi ojciec.
Dziewczynka nie musi odpowiadać. Tata przeciera czoło chusteczką.
- Czy coś się wtedy zmieni? - pyta. - Przejdzie ci?
- Ależ ty jesteś głupi - odzywa się cicho Ania.
Siedzą tak jeszcze długo, w milczeniu, w ciemności, dusząc się ciszą.
W końcu słychać skrzypienie łóżka. Ojciec wstaje.
- Porozmawiam z twoją mamą - obiecuje. - Może uda się ją przekonać.
Tej nocy rodzice bardzo długo się kłócą. Ania nie poznaje jednak rezultatu tych zmagań. Zasypia dość szybko, przytulona do poduszki, pośród krzyków i wzajemnych pretensji.
***
Stary, rozklekotany pociąg zatrzymuje się wreszcie na brudnej i zaniedbanej stacji, w jakimś nieznanym przeciętnemu mieszczuchowi zadupiu. Dziewczynka wysiada z niego niepewnie i przygląda się zgromadzonym tu ludziom. Szuka Królowej.
Nie znajduje. Kobieta sama do niej podchodzi.
- Jesteś pewna, że tego chcesz? - pyta aksamitnym głosem.
Ania kiwa tylko głową. Wspólnie wsiadają do karocy.
***
- Masz legitymację szkolną lub jakiś inny dokument?
Nastolatka podaje facetowi tekturkę. Ten czyta, sprawdza coś, uśmiecha się przyjaźnie.
Jest już tak blisko. Tak cholernie blisko.
Aż w końcu wyczytują ich nazwiska. Potem przestają istnieć. Wypełnili swoje zadanie.
Drzwi otwierają się powoli, budując napięcie, przyprawiając Anię o szybsze bicie serca, a może nawet groźbę zawału. Dziewczynka ściska mocno dłoń Królowej.
Wreszcie wchodzą. Widzą go, a on wydaje się szczęśliwy.
Jest znacznie chudszy, nieco zniszczony, ale tak wspaniale rzeczywisty.
- Cześć - mówi nastolatka, bo nie wie, co powiedzieć.
- Cześć, Aniu - odpowiada więzień. - Jak leci?
- Strasznie tęskniłam.
- Ja tak samo. Cały czas o tobie myślę, wiesz? Narysowałem nawet twój portret. Wyślę ci, jeśli podasz mi adres. Ogólnie dużo rysuję i uczę się, no bo ty jesteś mądra, a chcę, żebyś miała z kim rozmawiać jak wyjdę. Jestem grzeczny, więc dają mi książki, krzyżówki... Cały czas coś robię. Ale i tak mi smutno, bo wiem, że ty musisz być smutna.
Dziewczynka kiwa ponuro głową.
- Nawet bardzo. Chciałabym już z tobą mieszkać, bo... Bo, cholera, przecież jesteśmy tacy sami. Czy można zrobić coś, żeby tamte trzy tygodnie wróciły? Już na zawsze?
Z poczatku oboje myślą, że nie. Ale wtedy przed jego oczami pojawia się długopis, który dostał wraz z krzyżówką. Spogląda więc znacząco na Królową, a ta znika taktownie, rozwiewając się w powietrzu. Gdy są już sami, więzień patrzy Ani prosto w oczy i mówi:
- Jest pewien sposób.
A potem zdradza jej, na czym miałby polegać.
3.05.2015
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt