Podmieniec (2/4) - Heisenberg
Proza » Długie Opowiadania » Podmieniec (2/4)
A A A

2

 

5 sierpnia 2014, godzina 22.30

Nie mogę iść przez miasto w piżamie. Ciemno już, ruch zelżał, ale co z tego? Piżama zbytnio rzuca się w oczy.

Karawan zajeżdża pod kaplicę.

 

***

 

Pięć dni wcześniej

Trochę się o ciebie martwię, miśku. Naprawdę uważam, że powinieneś pójść do lekarza.

Ha, jasne, chcesz zrobić ze mnie świra. Taka taktyka, co? Ale czekaj, dobra, jeszcze zobaczymy, kto kogo wykiwa.

Kobieta, którą Marcin uważał za sobowtóra żony, odłożyła puder i machnęła usta szminką.

Udowodnię, że nie jesteś Agnieszką. Udowodnię, słyszysz?!

Słyszę, słyszę. Jadę z małą do galerii, chcesz coś z McDonalda?

Ha, wiesz nawet, że co czwartek pozwalamy Malwince jeść fast foody. Niezły „research” zrobiłaś.

Dałbyś już spokój z tymi bzdurami. Mam ci kupić burgera?

Nie chcę. Zsolidaryzuję się z Chińczykami.

Chińczykami?

Nieważne. Idź już w cholerę.

Pokręciła głową i wyszła na korytarz.

Malwina! Chodź, jedziemy.

Marcin opłukał twarz. Następnie sięgnął po telefon i znalazł numer Justyny.

Nie spotkamy się jutro. Mam problemy rodzinne

Justyna odpisała natychmiast.

Rodzinne???

Przez rozkojarzenie łatwo pogubić się we własnych kłamstwach.

Moja matka zachorowała

Sekundy płynęły wolno. Zunifikowały się w minutę, później drugą, później trzecią.

Rozumiem

Frank Underwood mówił, że umiejętnością dobrego kłamcy jest przekonać wszystkich, jak słabo potrafi się kłamać.

No dobra, nie zachorowała. Po prostu zapomniałem, że jestem na jutro umówiony z kolegami. Nie gniewaj się…

I znów natychmiastowa odpowiedź.

Spoko. Szczerość to podstawa. A dobry chłodnik nie jest zły ;) Odezwę się w przyszłym tygodniu

Wsunął telefon do kieszeni, potem wyszedł na korytarz. Drzwi pokoju starszej córki były uchylone. Zapukał.

Mogę?

Weronika siedziała na łóżku, z tabletem w rękach.

O co chodzi?

Chciałem z tobą porozmawiać.

Minął próg.

Oj tato, przecież już przepraszałam.

Słucham?

No, że wczoraj tak późno wróciłam. Mama już mi urządziła kazanie, ty nie musisz tego robić.

Marcin przysiadł na fotelu.

Zresztą nie było ode mnie czuć alkoholu ani…

Skarbie, ja naprawdę nie o tym.

Nastolatka nieprzerwanie gapiła się w ekran. Kliknęła parę razy.

Chodzi o mamę – powiedział Marcin.

Co z nią?

Słuchaj… Nie masz ostatnio wrażenia, że mama zachowuje się inaczej?

Inaczej? W jakim sensie?

Przez muzykę, wypływającą leniwie z głośniczka nad ekranem, przedarł się dźwięk wiadomości Facebooka. Weronika klikała dalej.

Wszystko robi inaczej niż kiedyś.

Sorry, tato, nadal nie rozumiem.

Choliwcia… No, na przykład, wolniej chodzi. Albo spokojniej je. W sensie, że mniej łapczywie, dokładniej przeżuwa, ciszej połyka…

Dziewczyna parsknęła. Marcin przypomniał sobie, że nie potrafi rozmawiać z ludźmi mającymi piętnaście lat.

– …i w ogóle nie siorbie, nawet kiedy herbata jest gorąca. A jak dzisiaj odkurzała w salonie? Widziałaś kiedyś, żeby mama odkurzała tak powoli? Zawsze szast-prast, a teraz chyba ze dwadzieścia minut!

Weronika odłożyła tablet i spojrzała Marcinowi w oczy. Szokująco niewiarygodne. Nieczęsto nawiązywała z ojcem kontakt wzrokowy. Zazwyczaj tylko wtedy, gdy chciała kupić sobie ciuchy albo zostać na noc u koleżanki.

Czy mama jest chora? – zapytała.

Chora?

No, skoro mówisz, że zwykłe czynności zajmują jej więcej czasu, to może szybciej się męczy, nie ma siły i…

Nie, skarbie – przerwał jej – mama nie jest chora. Nie chodzi tylko o to, że robi coś wolniej. Ona jest inna we wszystkim. – Obficie gestykulował, rysując w powietrzu jak skywriter. – To po prostu nie ona. Rozumiesz?

Szczerze mówiąc, nie. Ani trochę.

To nie jest mama! To jej sobowtór. Podszywa się, bo ma w tym jakiś interes. Albo ktoś ją zamienił.

Facebook poinformował o kolejnej wiadomości. Weronika nawet nie mrugnęła; cały czas wpatrywała się w twarz ojca. Oboje mieli identyczne tęczówki – szare, z brązowymi aureolami. Najjaśniejszy plus najciemniejszy kolor.

Weronika otworzyła usta, ale nie odzywała się jeszcze przez dłuższą chwilę. W końcu wzięła głęboki wdech i wycedziła:

Wiesz co, tato? Chyba jestem w ciąży.

Piorun trzasnął za oknem. Niczym przedwczoraj w nocy. Tym razem jednak uderzył z błękitnego nieba.

Co? Jak… jak to?!

No widzisz? Właśnie tak się poczułam, jak ty teraz, kiedy powiedziałeś o tym sobowtórze. Nie wiem, czemu chcesz mnie rozśmieszyć, ale to nie był dobry żart.

Skarbie – Marcin pokręcił głową – ja mówię poważnie.

Milczała z pytającym uśmiechem na twarzy.

Muszę znaleźć dowody. Musimy. Pomożesz mi, prawda?

Dowody?

Wiesz, w polskim prawie obowiązuje domniemanie niewinności… Nie możemy jej oskarżyć bez dowodów. Żaden sąd nie uzna jej winną, jeśli nie przedstawimy czegoś mocnego na potwierdzenie zarzutów.

Zaraz. Jakiej „jej” i winną czego?

Jak to jakiej? Chodzi o tę kobietę, która udaje matkę! Winną podszywania się, mówiłem. Weronika, czy ty mnie w ogóle słuchasz?! Trzeba zdobyć twarde dowody. Myślałem o daktyloskopii, ale przecież nie mamy na komendzie odcisków matki, więc nie byłoby do czego porównać odcisków podszywaczki.

Weronika ściskała w palcach ramiączko, drugą dłonią drapała się po łokciu.

Pozostają testy DNA – mówił Marcin. – Trzeba pobrać kod genetyczny od ciebie, a potem zdobyć DNA podszywaczki. Badania wykażą, że ta kobieta nie jest twoją matką. Czyli, krótko mówiąc, że to nie Agnieszka. Tak ją załatwimy – rozparł się dumnie w fotelu.

Tato…

Przyniosę z pracy probówkę. Wystarczy trochę twojej śliny. Później zabiorę szklankę podszyaczki.

Tato!

Słucham.

Czemu – rozłożyła ręce, patrząc z ukosa – czemu mówisz takie dziwne rzeczy?

Dlaczego dziwne?

No, o jakiejś „podszywaczce”.

Ech… Słuchaj, znam twoją matkę od dzieciaka i umiem rozpoznać, że coś z nią nie tak.

Ja znam mamę od urodzenia… – Pokręciła głową. – Przecież mama to mama. Nie jest żadną „podszywaczką”.

Jest! Znaczy się, ta kobieta, która udaje Agnieszkę. Baba na każdym kroku zachowuje się inaczej. Podmienili ją. Jak możesz tego nie zauważać?!

Z tableta wciąż leciała muzyka. Jakaś popowa playlista.

To ty zachowujesz się inaczej, tato.

Muzyka była cicha. Cichsza niż zwykle.

Nie wiem, czy faktycznie mówisz na serio. Jeśli tak, to… – urwała.

Marcin przypomniał sobie, jak we wtorek czekał na łazienkę. Weronika tańczyła w pokoju. Tańczyła, tupiąc równo i powoli. Nie tak chaotycznie, jak zawsze.

Jansa cholera. Czyli ciebie też…

Co? – zrobiła wielkie oczy.

Marcin wstał, wyszedł z pokoju. Walnął się w czoło nasadą dłoni.

Sukinsyny. Przebiegli podmieniacze.

W kuchni złapał butelkę mineralnej. Wypił pół litra naraz. Doiłby dalej, lecz nagle zginacze palców puściły. Woda zachlapała t-shirt, bluzgnęła na podłogę.

Malwina…

Gdy butelka obijała się o panele, Marcin już pędził do pokoju młodszej córki. Otworzył drzwi. Pusto.

No jasne, galeria.

Wybrał numer żony. W telefonie rozległo się granie na czekanie. Granie grało jakieś piętnaście sekund, później włączyła się poczta.

Ha, niby pojechałaś z małą do galerii, a tak naprawdę chcesz ją wymienić gdzieś po drodze na sobowtóra.

Tato? – Weronika wyjrzała zza progu.

Won!

Ale…

Won, powiedziałem!

Cisnął w nią kapciem. Dziewczyna ledwo zdążyła się uchylić.

No i pojebało mi ojca.

Trzasnęła drzwiami. Marcin zaś trzasnął telefonem. W ścianę. Stojąc bez ruchu, dobrą minutę przyglądał się pajęczynie, która oszpeciła wyświetlacz.

Trzy kwadranse później siedział na schodach przed domem. Nadjechał fiacik żony. Jeszcze zanim zgasł silnik, z samochodu wyskoczyła Malwina. W przeciwieństwie do swojej matki, dziewczynka nie należała do osób żwawych i ekwilibrystycznych. Jednak tym razem poruszała się zgrabnie, z werwą. W dłoni trzymała shake'a. Truskawkowego. Malwina pijała tylko czekoladowe shaki. Truskawek nienawidziła.

Ale napój i sposób chodzenia to jeszcze nic. Najbardziej w oczy rzucała się fryzura. Marcin dałby sobie jaja uciąć, że przed wyjściem córka miała włosy spięte jej ulubioną, fioletową gumką z koralikami. Po przyjeździe brązowe loki były rozpuszczone.

Opuścił wzrok.

Cholerni podmieńcy – wymamrotał.

 

***

 

5 sierpnia 2014, godzina 23.30

Na cmentarzu nikogo. Światło w kaplicy. Karawan odjechał dwadzieścia minut temu.

Podchodzę. Ściana kaplicy ma… jakby to nazwać? Wypustki. Nie, nie wypustki. Wgłębienia. W sensie: szpary między cegłami. Dobrze, że budynek jest jeszcze przed remontem. Wstawiam palce w jedną taką szparę, trochę niżej opieram stopę. Normalnie człowiek – pająk.

Jeszcze raz oczami na wszystkie strony. Nikogo. To znaczy, nikogo żywego. Same umarlaki. Czuję ich obecność, jakby wytwarzali w trumnach pole elektromagnetyczne, a ziemia przewodziła prąd. Nie wiem, czy to dobre porównanie, średnio znam się na fizyce.

Dobra. Trzeba zaczynać. Podnoszę drugą stopę i nagle grawitacja zwiększa moc. W dodatku działa nie prostopadle, a pod skosem. Byleby oderwać mnie od ściany.

Pieprzyć metafory. Chodzi o to, że zaraz jebnę. Nic, spróbujemy inaczej. Na wysokości brody widzę duże wgłębienie, ale naprawdę duże, poszerzone ułamanym kawałkiem cegły. A raczej szparą po tym ułamanym kawałku, głęboką na jakiś centymetr. Dam radę oprzeć stopę. Wyżej, piętro nad ziemią, zaczyna się oścież.

No, Marcin, przypomnij sobie, jak grałeś w Assasin's Creed.

Kilka kroków do tyłu. Wdech. Na pewno nikt nie obserwuje? Z tych domów, na przykład? A, pieprzyć, im dłużej będę zwlekał, tym gorzej. Dobra, lecimy.

Rozbieg i pach! Ożeż… Trzymaj, trzymaj się, kurczę… Z całej siły palcami. Strasznie są sztywne, a oścież śliski, ale trzymam. Okej. Teraz druga noga, przekładam nad pierwszą. Siedzi? Chyba siedzi. Lekki podmuch wiatru. Wdech, wydech. Już blisko. Teraz druga noga, a właściwie pierwsza. Jak najwyżej. Dobra, jest. Co dalej?

Przed oczami mam matową szybę. Całe szczęście, że nie witraż – ołowiane ramki skomplikowałyby sprawę. A tak, to pięść powinna się z tym uporać. Mogę puścić jedną dłonią? Spróbuję. Uwaga… Ajajaj, strasznie chwieje. Nie, nie mogę. Spadnę, jeśli puszczę na dłużej niż sekundę. Cóż. Inne opcje?

Trzeba wejść wyżej. Nad oknem, są tam jakieś punkty zaczepienia? Gzyms. Może być. Teraz szybko.

Przerzucam prawą rękę do góry. Grawitacja już daje o sobie znać, ale udało się, chwytam palcami kant gzymsu. Milisekundę później łapię się też drugą ręką. Stopy ześlizgują się ze ściany, ale mniejsza z nimi. Ważne, że złapałem za gzyms. Wdech, wydech. Wdech, wydech.

Nie mam pojęcia,w jakim celu oddycham. To przez przyzwyczajenie.

Stawiam nogi na dolną część ościeża. Tak jest. Stoję. Kucam właściwie. Jakieś dwa i pół metra nad ziemią. Muszę działać sprawnie, bo palce długo nie wytrzymają.

Kopię w szybę. Mocna jest, skurkowana. Jeszcze raz, z pełną siłą i agresją. Krach! Poszło!

Na szczęście nie ma alarmu. A jeśli jest, to nie działa. Rozbijam podeszwą resztki szyby. Dobra. Teraz muszę wejść. Tylko jak?

Palce ześlizgują się. Trzymam samymi opuszkami. Ojejej… Cholera, już nie wytrzymam, jeszcze chwila i…

Jak mam tam wejść?!

Ech, widzę tylko jedną opcję. Hop! Wskakuję nogami do przodu, jak na zjeżdżalni. Puszczam gzyms, lędźwiami uderzam w wewnętrzny kant otworu okiennego. Przekręca mnie. Jakbym robił salto. Światła, krzyż – mignięcie w oczach. Twarzą do ławek. Łubudu.

Leżę na posadzce. Ołtarz drży, ściany kaplicy kołyszą się. Robale w brzuchu są bardzo pobudzone. Czyżby wystraszyły się tego pisku, dobiegającego spod czaszki? A może protestują przeciw turbulencjom w czasie pożerania zwłok? Trudno się dziwić, pewnie nie miały jeszcze do czynienia z tak skocznym umarlakiem.

Cóż, trzeba wstać. Zapieram się rękami, uginam kolana. Łatwo zauważyć, że moja stopa jest w nienaturalnej pozycji. Chwytam ją i odginam do zewnątrz. Na szczęście martwych nie boli.

Wstaję. Patrzę na denata w trumnie. Chwila prawdy: mężczyzna czy kobieta? Uff, mężczyzna. Farci mi się dzisiaj. Chyba wszystko pójdzie zgodnie…

Hej! Co tam się dzieje?!

Jasny gwint. To z któregoś z domów po drugiej stronie ulicy.

Zerkam na ściany. Otynkowane od wewnątrz, nie da się wdrapać. I jak ja niby stąd wyjdę?

Zaraz dzwonię na policję!

 

***

 

Cztery dni wcześniej

Przed uchylone okno napływały odgłosy kosiarki. Sąsiad siedział na rencie, więc mógł całymi dniami zajmować się swoim ukochanym ogródkiem. Jednak nigdy dotąd nie kosił trawy z samego rana.

Marcin odłożył golarkę, umył twarz i wytarł w świeży ręcznik. Już miał wychodzić, ale zatrzymał się z ręką na klamce. Wrócił do lustra. Chyba wszystko okej. Zęby umyte, ani śladu zarostu…

Nie, coś tu nie grało. Przyjrzał się swoim oczom. Źrenice błyszczały.

Dlaczego patrzę pod takim dziwnym kątem? – pomyślał na głos.

Tato? – młodsza córka (czy też podszywający się pod nią sobowtór) zapukała w drzwi. – Długo jeszcze?

Marcin dotknął swojego policzka. Cera była zaskakująco gładka, ponadto zniknęły wszystkie przebarwienia.

Pośpiesz się, dobrze? Siku mi się chce.

Jak mogłem tego nie przewidzieć? Skoro udało im się z moją rodziną, to oczywiste, że spróbują i ze mną…

Co mówisz, tato?

Wciąż patrząc w lustro, sięgnął pamięcią do dnia, kiedy pierwszy raz umówił się Justyną. Przez osiemnaście lat małżeństwa nie zdradził żony. Agnieszka była jego jedyną kobietą. Nawet nie zerkał na inne. A tamtego dnia spędził miły wieczór z nowo poznaną dziewczyną, ledwie kilka lat starszą od jego pierwszej córki. Tak po prostu.

Już wtedy się zaczęło – wyszeptał. – To już wtedy nie byłem ja.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Heisenberg · dnia 17.05.2015 19:16 · Czytań: 823 · Średnia ocena: 4,33 · Komentarzy: 7
Komentarze
skroplami dnia 22.05.2015 08:07 Ocena: Bardzo dobre
Dziwna atmosfera, ciekawe oddawanie czegoś nierealnego będącego czymś realnym, dobre połączenia. Wciąga. Ogólnie, bdb.
Figiel dnia 23.05.2015 11:43 Ocena: Świetne!
Twój Podmieniec mnie wciągnął po całości. Świetne otwarcie, a potem to już tylko ciekawiej. Ogląd rzeczywistości dokonywany przez Marcina przykuł moją uwagę, a naturalne dialogi w częściach sięgających zdarzeń poprzedzających doskonale kontrastują z mrocznym klimatem początku. Odnajduję tu mój ulubiony zabieg: coś się dzieje, nie wiadomo co, ale tak, że chcesz wiedzieć co dalej, no, po prostu musisz. Jedyne co mi przeszkadza, to bezlitosne wyrwanie z klimatu wraz z kropką w części drugiej,i choć wiem, że mogłabym sobie w nim posiedzieć jeszcze drugie tyle, muszę poczekać. Zatem do następnej!
Pozdrawiam serdecznie :)
Miroslaw Sliwa dnia 23.05.2015 11:52
Póki co dzieje się ciekawie. Nic nie spuszczasz z tonu.
Czekam więc, na nasz ulubiony ciąg dalszy.

Pozdrawiam. :)

Mirek
Heisenberg dnia 23.05.2015 13:50
Skroplami - dzięki!
Figielko - uśmiech nie schodzi mi z twarzy po przeczytaniu Twojego komentarza, cieszę się jak Malwinka na myśl o wizycie w Mcdonaldzie :)
Mirosławie - bardzo dziękuję za obecność.
Pozdrowienia
Bernierdh dnia 23.05.2015 20:39
No i wciąż jest świetnie, coraz ciekawiej.
Nie będę na razie wypowiadał się szerzej o całości, do zobaczenia pod kolejną częścią i pozdrowienia :)
Heisenberg dnia 25.05.2015 21:42
:) Pozdro
Dobra Cobra dnia 06.06.2015 22:33 Ocena: Bardzo dobre
Jest pięknie! Aż chce się czytać!

DoCo
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:38
Najnowszy:pica-pioa