Podmieniec (4/4) - Heisenberg
Proza » Długie Opowiadania » Podmieniec (4/4)
A A A
Od autora: Wyjątkowo w poniedziałek.

Dziękuję Figielce za wyjaśnienie licznych kwestii dotyczących zawodu głównego bohatera. Korekta trzeciej części "Podmieńca" (zmiany nie mają znacznego wpływu na fabułę) oraz wszelka wiarygodność realiów policyjnych w całym opowiadaniu jest wynikiem Jej zaangażowania. Ewentualne nieścisłości i niewiarygodność są wynikiem mojego zaniedbania.

4

 

6 sierpnia 2014, godzina 3.15

Kiedyś Agnieszka wymyśliła sobie, że musimy mieć domofon. Agnieszka to uparta kobieta, dlatego nawet nie zastanawiałem się, czy spełnić jej żądanie.

Dzwonię trzeci raz. Wreszcie po drugiej stronie odzywa się sobowtór mojej żony.

Kto tam?

Ja.

Jaki „ja”?

Co, nie poznaje mojego głosu?

Marcin – mówię, nie kryjąc zdenerwowania.

Marcin? Czemu tak bełkoczesz? Chlałeś, co?!

Otwórz, proszę.

Furtka otwiera się. Wchodzę. Podszywaczka już stoi w drzwiach.

Gdzie ty się podziewałeś przez trzy dni?! O… skąd wziąłeś garnitur?

Od przyjaciela.

Mijam ją, zapalam światło w korytarzu.

Człowieku, jak ty wyglądasz?! – Wybałusza oczy. – Co ci się stało w szyję?

Powiesiłem się.

Słucham?!

Otwierają się drzwi pierwszego pokoju.

Co się dzieje? – pyta sobowtór Weroniki. – Tata?

Ja ci dam „tata”, podszywaczko cholerna.

Marcin! Jak możesz tak mówić do własnej córki?!

Cicho! Zamknąć się! – Wyciągam tulipana. – Teraz sobie porozmawiamy. Ale po kolei. Pojedynczo. Ty do pokoju!

Sobowtór starszej córki posłusznie cofa się za próg.

Idę do drugiego pokoju. Najmłodsza podszywaczka twardo śpi. Odciągam kołdrę.

Wstawaj.

Hm…?

Malutka ledwo otwiera oczy. Łapię ją za rękę, prowadzę do pokoju Weroniki.

Tato, zaczynam się bać – mówi średnia wiekiem podszywaczka.

Słusznie. Jest czego.

Biorę klucz.

I nawet nie próbujcie mi stąd uciekać!

Wychodzę. Muszę zamknąć pokój od zewnątrz. Cholera, gdzie ta dziurka? Drzwi się kołyszą. No dalej, właź… Dobra, siedzi. Przekręcam kluczyk.

Baba udająca Agnieszkę stoi nieruchomo.

Zdziwiona? Co, myślałaś, że już macie mnie z głowy?

Ostrzegam cię, że jeśli zaraz się nie uspokoisz, dzwonię na policję.

Nie wydaje mi się – unoszę tulipana w jej kierunku. – Do kuchni.

Ani drgnie.

No już! Ruchy!

Odwraca się, wybiega na dwór.

Cholera.

Pędem za nią.

Ratunku!

Cwana baba. Przyspieszam. Już, już prawie… Jasny gwint!

Noga odjeżdża mi na bok. Upadam.

Ojej.

Mokro. Wszędzie rosa. Świat wiruje. Widzę podszywaczkę – biegnie wzdłuż ulicy.

Wstać, muszę jak najszybciej wstać. Zapieram się rękami, ale zwyczajnie brakuje mi siły. Cóż, ile można wymagać od gnijącego ciała? W dodatku te robale. Nie, wcale nie zdechły. Jednak alkohol najwyraźniej im zaszkodził, bo za wszelką cenę chcą ze mnie wyjść.

Ojej. Niedobrze. Wymiotuję. Niezidentyfikowana ciecz kapie mi z ust.

Tfu!

Wstaję jakoś, utrzymuję równowagę na drżących nogach. Gdzie podszywacza? Człapię do furtki. Ulica pusta.

Zwiała, skurkowana. No nic. Grunt to pogodzić się z rzeczywistością.

Wracam do domu, odryglowuję drzwi pokoju. Sobowtór Weroniki stoi z i-phonem przy uchu.

Halo, policja?

Dawaj to! – wyrywam jej smartfona, rozłączam. – Idziemy.

Gdzie?

Przystawiam jej szkło do szyi.

Idziemy, powiedziałem.

Sobowtór Malwinki obserwuje nas bez ruchu.

Wychodzę ze starszą podmienioną córką na korytarz.

Spokojnie. Nic ci nie zrobię, jeśli będziesz współpracować. Chcę tylko odnaleźć moją rodzinę.

Patrzy na mnie z otwartymi ustami.

Co im zrobiliście? Ukryliście ich gdzieś?

Kogo?

Moich bliskich.

Ale jakich… – Kręci głową. – Tato, o jakiej rodzinie mówisz? Przecież tu jesteśmy, ja, Malwina…

Błagam cię, nie udawaj. Dobrze wiem, że nie jesteś moją córką, że wy wszyscy nie jesteście moją rodziną. Oni was podmienili.

Jacy „oni”?!

Ale chwieje. Opieram się ręką o ścianę.

Tato, ty jesteś zalany w trupa!

W trupa, dobrze powiedziane.

Daruj sobie bajki o tym, że nic nie rozumiesz. Mam serdecznie dosyć tych wszystkich bredni. Chcę jedynie…

Wykrzywia usta, zaczyna szlochać.

Uspokój się! – krzyczę.

To ty się uspokój! Idź sobie gdzieś i wróć, jak wytrzeźwiejesz!

Przyciskam ją do ściany. Milknie natychmiast.

Obiecywałem, że nic ci nie zrobię, jeśli będziesz się słuchać. Ale jeśli masz zamiar udawać Greka… – Nacinam jej skórę na szyi. Delikatnie, tak tylko, żeby popłynęła odrobina krwi. – Jak mówiłem, chcę znaleźć moich bliskich. Prawdziwych. I ty powiesz mi, gdzie oni są. Zrozumiałaś?

Wybucha spazmatycznym płaczem.

Zaraz zwariuję.

Dziewczyno! – potrząsam nią. – Spójrz na mnie! Powiedz wszystko, co wiesz, a puszczę cię wolno!

Ryczy coraz głośniej; kropelki jej śliny lądują mi na brodzie. Ma purpurową twarz.

Nagle rumor w progu domu. Drzwi otwierają się, wpada sąsiad w szlafroku, wymachując pogrzebaczem. Z tyłu podszywaczka, która przed chwilą mi zwiała.

Trzeba było zamknąć furtkę. Ale nic to, damy radę.

Mamo! – krzyczy sobowtór Weroniki. Wierzga się, trzyma mnie za boki, próbuje odepchnąć; dociskam ją jeszcze mocniej.

Panie Marcinie? – Sąsiad wygląda na zszokowanego.

Ani kroku! Nie zbliżać się, bo poderżnę jej gardło!

Panie Marcinie, spokojnie…

Co, ty też należysz do spisku? Ciebie też podmienili, hę? Już w piątek zauważyłem, jak kosiłeś trawę.

Widzi pan? Nachlany w trzy dupy – mówi baba udająca Agnieszkę. – Marcin! Zostaw Weronikę! Jeśli coś jej zrobisz, uduszę cię gołymi rękami!

Zmarłego chcesz udusić? Jakoś sobie tego nie wyobrażam

Sąsiad – nie, nie sąsiad, sobowtór sąsiada – przekrzywia głowę.

Jakiego zmarłego? – pyta.

Zaraz eksploduję śmiechem. Rozumiem, że podszywacze muszą udawać, że o niczym nie wiedzą, o żadnym spisku, zamienianiu ludzi na sobowtórów, że maja zachowywać się, jakby wszystko było po staremu, ale tego „zmarłego”, to naprawdę mógł już sobie darować.

A widzisz tu jakiegoś innego umarlaka? Poza mną?

Delira jak nic – wtrąca sobowtór Agnieszki.

Prawdziwa Agnieszka wiedziałaby, że delirium występuje po odstawieniu alkoholu, a nie po narąbaniu się.

Panie Marcinie, dlaczego nazywa pan siebie umarlakiem?

Ach tak. Dalej próbują zrobić ze mnie wariata.

A jak mam się nazywać?! Zabiłem się, więc teraz nie żyję. To znaczy, zabiłem podmieńca, który chciał wejść na moje miejsce, ale siebie przy okazji też. Nie miałem wyboru. I co, łyso wam teraz? Straciliście jednego ze swojej kompanii, co? Powiesiłem skurwysyna.

Z całym szacunkiem… – Sąsiad przełyka ślinę. – … pan wygląda na całkiem żywego.

Dobra, dobra. Znam waszą przebiegłą taktykę. Nie udało się mnie podmienić, to teraz chcielibyście wtrącić mnie do czubków.

Tato… – odzywa się sobowtór Weroniki. Już nie płacze, biega spojrzeniem od twarzy do twarzy. – Puść mnie. Proszę.

A żebyś wiedziała, że puszczę.

Odstępuję na bok. Dziewczyna łapie się za gardło; biegnie do pokoju. Zamyka drzwi.

Ja żywy, tak? – Rozpinam marynarkę. – No to patrzcie!

Tulipanem w brzuch.

Podszywaczka piszczy na cały regulator. Sąsiad podskakuje.

Wbiło się, ale tylko trochę. Cisnę mocniej. Przekręcam szyjkę, jakbym dodawał gazu na motocyklu. Przy okazji robale dostaną za swoje.

Czerwona koszula.

No i co? Zadowoleni?

Panie Marcinie! – Sąsiad rzuca się w moją stronę.

Czerwone spodnie. Czewona dłoń. Czerowna podłoga. A podobno martwi nie krwawią.

Panie! Coś pan sobie zrobił?!

Zatkało, nie? – patrzę mu w twarz. Chyba jeszcze bardziej blada niż moja.

Ciekawe, skąd właściwie wiem, że jestem blady na twarzy. Nie widziałem się w lustrze od śmierci. W sumie, mogłem wywnioskować po bladych dłoniach, prawda?

Sąsiad łapie mnie za brzuch. Sobowtór sąsiada, znaczy się. „Sąsiad” to taki skrót myślowy.

Pani Agnieszko, niech pani wezwie karetkę!

Darowalibyście już sobie, przecież to nie Agnieszka, tylko…

Popiół leci z sufitu. Cholera. Wszędzie szare płatki. O, i światło gaśnie. Chyba mamy awarię prądu. Wszędzie ciemno – latarnie przy ulicy też nie działają.

W ogóle oświetlenie naszym mieście jest do bani. Nie mam pojęcia, za co płacą tym energetykom. Powinni ich wszystkich zwolnić, wymienić na kogoś lepszego.

 

***

 

Cztery dni później

Szpitalny korytarz był szary, cichy i pachniał nienaturalną czystością.

Gdy Igor wychodził z sali, siedzący na krzesełku policjant obrzucił go czujnym spojrzeniem.

Wszystko w porządku?

Igor skinął głową. Minął mundurowego i podszedł do kobiety przy oknie.

I jak, doktorze? – zapytała.

Cóż, pani Agnieszko – rozłożył ręce. – Prawdopodobnie będziemy musieli skierować pacjenta na leczenie psychiatryczne. Oczywiście kiedy już się wykuruje, a to może potrwać, bo lekarze mówili, że organy wewnętrzne są mocno poszarpane.

Czyli te jego zaburzenia psychiczne, to nie jest zwykły szok?

Na pewno nie w pospolitym tego słowa znaczeniu.

Ale co, powiedział coś nowego?

Psychiatra wzruszył ramionami.

Mniej więcej to samo, co poprzednio. Rozmowa z nim wskazuje na ewidentne objawy zespołu Cotarda. Pacjentowi wydaje się, że jest martwy.

Kobieta parsknęła.

Wciąż nie mogę tego zrozumieć. Jak ktoś może uważać się za martwego?

Zespół Cotarda występuje czasami po nieudanych próbach samobójczych. A pacjent, jak każą wnioskować ślady na szyi, powiesił się i był całkiem blisko śmierci, ale coś poszło nie tak – lina nie wytrzymała, gałąź pękła, ktoś przybył na ratunek, no, coś z tych rzeczy.

Wszystko rozumiem, ale żeby wbijać sobie w brzuch potłuczoną butelkę?

Chcąc udowodnić innym swoją „martwość”, chorzy mogą robić sobie krzywdę, by pokazać, że nie czują bólu, a obrażenia fizyczne im nie szkodzą.

Kobieta znowu parsknęła. Funkcjonariusz wartujący na krzesełku rozłożył gazetę i zajął się lekturą. Otwarły się drzwi sali obok, pielęgniarka wywiozła na wózku staruszkę z zagipsowaną nogą. Staruszka była wyraźnie niezadowolona – zrzędziła pielęgniarce przez całą drogę, aż obie zniknęły za rogiem holu.

Igor oblizał usta.

Pani Agnieszko – podniósł wzrok z ochraniaczy na butach – czy jest pani pewna, że ten mężczyzna to nie pani mąż?

Absolutnie.

Pacjent uparcie twierdzi, że nazywa się Marcin Olszar.

Z początku też tak myślałam. Rzeczywiście, jest do bardzo podobny do mojego męża, ale to nie on. W szpitalu przyjrzałam mu się dokładnie. Różni się od Marcina rysami twarzy, cerą, posturą… Ma też inny głos. Tamtej nocy, w środę nad ranem, uznałam, że to za sprawą alkoholu. Facet był pod wpływem. Ale rozmawiałam z nim wczoraj i… Ma wyższy ton głosu niż Marcin, inaczej artykułuje „szeleszczące” głoski, no i bardziej sepleni.

A pani córki? Też uważają, że to nie ich ojciec?

Są o tym przekonane.

Ale przyzna pani, że to dziwny zbieg okoliczności. Tydzień temu Marcin Olszar wychodzi z domu w środku nocy i ślad po nim się urywa. Trzy doby później odwiedza panią tajemniczy mężczyzna, o którym jedyne, co wiemy, to to, że jest chory psychicznie i łudząco podobny do pani męża. W dodatku nieznajomy twierdzi, że jest Marcinem Olszarem.

Podrapała się po uchu.

Też chciałabym wiedzieć, co tu się wyprawia, panie doktorze.

Tak… – Igor zamyślił się na moment. – Oprócz zespołu Cotarda, pacjent wykazuje również objawy syndromu Capgrasa. Obie choroby są bardzo rzadko spotykane, ale mogą ze sobą współwystępować. Mają tę samą przyczynę, mianowicie uszkodzenie struktur neuronalnych w mózgu. Zespół Capgrasa objawia się specyficznymi urojeniami. Chory uważa, że ludzie z jego otoczenia, rodzina, przyjaciele i tak dalej, zostali podmienieni na inne, tak samo wyglądające osoby. Sobowtórów.

A rzeczywiście, wczoraj coś pan wspominał. To bardzo pasuje do tego, jak ten człowiek zachowywał się, kiedy przyszedł do naszego domu. Facet sądzi, że jego bliscy to „podmieńcy”.

Jego bliscy, czyli przede wszystkim pani i pani córki.

Ale my nie jesteśmy rodziną tego człowieka. To nie Marcin.

Tak, wiem, mówię tylko, co twierdzi pacjent.

Kobieta odwróciła się do okna. Na dole, przed oszklonymi drzwiami szpitala, dwóch sanitariuszy kopciło papierosy. Terenowy samochód kręcił się po parkingu w poszukiwaniu wolnego miejsca.

Nie przypomina sobie pani – spytał psychiatra – żeby mąż przed zaginięciem wykazywał objawy zespołu Capgrasa?

Kobieta milczała.

Czy nie mówił, na przykład, że pani, albo ktoś inny z otoczenia, „nie jest sobą”? Może wspominał coś o sobowtórach? O „podmienianiu” ludzi?

Ależ skąd. – Spojrzała ostro na Igora. – Dałby pan spokój. Mój mąż zachowywał się zupełnie normalnie.

A jednak, z nieznanych przyczyn, wstał w środku nocy, wyszedł z sypialni i zniknął.

Nie z sypialni. Spał na kanapie, bo strasznie bolał go kręgosłup i potrzebował twardego podłoża. Dopiero kiedy usłyszałam silnik samochodu, zdałam sobie sprawę, że coś jest nie tak. A zanim wyszłam z domu, Marcina już nie było. A poza tym wszystko… – Zawahała się z otwartymi ustami. Spojrzała w górę. – Chociaż…

Tak? Proszę kontynuować.

W czwartek albo w piątek… – Oderwała wzrok od sufitu, zaczęła szukać wskazówek na ścianie. – Chyba w piątek, dwa dni przed zaginięciem… No, mniejsza z tym – potrząsnęła głową i wróciła spojrzeniem do Igora. – Marcin golił się rano w łazience. Weszłam po lokówkę, a mąż zaśmiał się, że dziwnie dzisiaj wygląda, jak ktoś inny.

– „Jak ktoś inny”? – Akcentował każdą sylabę. – Dokładnie tak powiedział?

Dokładnie, to chyba: „Ten gość w lustrze wygląda jak nie ja”. Coś w tym stylu.

Funkcjonariusz przewrócił kartkę gazety, udając, że nie podsłuchuje.

Ale to nie ma żadnego znaczenia. – Kobieta sięgnęła po torebkę. – Marcin był przemęczony. Zresztą zawsze lubił sobie pogadać jakieś głupoty. Wie pan, był typem człowieka, który mówi wszystko, co ślina na język przyniesie. I chyba za to najbardziej go kochałam – uśmiechnęła się. – Pan wybaczy, muszę już iść. Obiad dla dzieci sam się nie zrobi.

Oczywiście, nie zatrzymuję pani.

Zarzuciła torebkę na ramię i ruszyła wzdłuż holu, stukając obcasami.

Dziwna sprawa – odezwał się policjant.

Dziwna. – Igor włożył ręce do kieszeni. – Szczerze mówiąc, najdziwniejsza, z jaką kiedykolwiek się spotkałem. A wie pan, co mnie najbardziej zastanawia?

Policjant pytająco kiwnął głową.

Dlaczego pani Agnieszka mówiła o swoim mężu w czasie przeszłym.

 

***

 

W tym samym czasie

Justyna wyszła z siłowni. Nie lubiła takich miejsc – śmierdzących fitness clubów ze zbyt głośną muzyką, pełnych pań, usiłujących pokonać nadwagę milionem brzuszków, tudzież panów, wydzierających się spod sztangi, jakby bili rekordy świata. Sto razy bardziej wolała biegać na świeżym powietrzu. Ale tego dnia nie było wyjścia. Szef dał Justynie wolne, przez co zabrakło jej motywacji, by zrywać się na trening z samego rana. Wieczór zaś miała już zaplanowany. A truchtanie w godzinach południowych w pełnym słońcu, niewiele różniłoby się od kąpieli we wrzącej wodzie.

Słownia znajdowała się w galerii handlowej. Justyna zjechała schodami, mijając grupkę dzieciaków, wcinających lody. Później zeszła do podziemi. Skuter czekał za kolumną. Wsiadła, założyła kask, odpaliła silnik i wyjechała z parkingu.

Na dworze mężczyzna bez koszulki sączył napój izotoniczny. Młoda matka wycierała dziecku twarz chusteczką; dwaj bezdomni przy fontannie chłodzili się wodą. Słońce świeciło ostro jak brzytwa, mnożąc promienie ponad potrzebę. Chciało chyba spiec przechodniów na węgiel, czarny jak śmierć Ockhama.

Po ulicy człapały dwa traktory, za nimi wlókł się dostawczak z napisem „NEW QUALITY”. Justyna zatrzymała się na wyjeździe, czekając, aż będzie wolne. Kilka sekund, kilkanaście, kilkadziesiąt… Zerknęła na trawnik. W rogu, przed krawężnikiem, leżała fioletowa gumka do włosów. Jej drobne koraliki błyszczały w słońcu. Aż raziło po oczach.

Rozległ się klakson. Justyna uniosła głowę. Dopiero teraz zorientowała się, że kierowca srebrnej beemki postanowił ją przepuścić. Dziewczyna machnęła ręką i odjechała.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Heisenberg · dnia 01.06.2015 18:12 · Czytań: 1074 · Średnia ocena: 4,33 · Komentarzy: 16
Komentarze
Figiel dnia 02.06.2015 20:53
No to, Heisenbergu, pojechałeś po całości. Przetrzymałeś czytelnika do końca, już, już podstawiłeś mu pod nos bardzo ładne wyjaśnienie medyczne, pozwoliłeś powąchać i... zabrałeś. W sumie fajnie, lubię historie z otwartym zakończeniem. Podobają mi się we wszystkich czterech częściach dialogi, są bardzo sensownie skonstruowane i nie spowalniają akcji, myślę, że są mocną stroną tego opowiadania.
Dzięki za mile słowo, choć jak zwykle nie nie wiem gdzie się podziać, gdy dziękuje mi się za drobiazg.
Pozdrawiam serdecznie :)
Heisenberg dnia 03.06.2015 21:17
Hm... Podziewaj się, gdzie chcesz, byleby w miarę blisko Portalu, cobyś mogła tu jak najczęściej zaglądać :) Drobiazgi często są tym, co odróżnia naiwny tekst od bardziej profesjonalnego.
Dzięki za towarzyszenie Podmieńcowi w jego wyboistej drodze do finału opka. Jeśli finał nie zawiódł, to się cieszę :)
Bernierdh dnia 07.06.2015 05:22
A mnie zakończenie trochę zawiodło. Problem jednak w tym, że nie potrafię powiedzieć, co mi się w nim właściwie nie podoba. Moja opinia traci chyba przez to trochę na wartości.
Może po prostu napięcie, które tak świetnie budowałeś przez trzy poprzednie części narosło, narosło i niezbyt miało gdzie ujść? Bo ja też lubię otwarte zakończenia, ale to nie przypadło mi do gustu, trochę psuje obraz całości.
Wybacz.
Zgadzam się, że dialogi są bardzo mocną stroną tego opowiadania. Zresztą styl, narracja wgl są świetne, szybkie i dynamiczne, ale zupełnie jasne i świetnie budują klimat.
Pozdrawiam.

PS: Odpuściłem sb komentarz pod trójką, bo czytałem dwa ostatnie fragmenty pod rząd.
Heisenberg dnia 07.06.2015 14:27
Mnie też zakończenie się nie podoba. Podobało mi się, gdy było w zamyśle. Zakończenie jest najważniejsze i łatwo je zepsuć. Ale chyba wiem, jakie błędy popełniłem, i to jest najważniejsze.

Dzięki za śledzenie losów Podmieńca :)
Quentin dnia 07.06.2015 15:13 Ocena: Bardzo dobre
Część czwarta

Nie komentowałem 2 i 3, co nie znaczy, że mnie tam nie było;-)
Byłem, a owszem, przede wszystkim gnany ciekawością, ale z komentarzem wolałem wstrzymać się na koniec, żeby nie zaszaleć zbytnio.

No i to chyba było rozsądne wyjście. Myślę, że końcówka pokazała dobrą stronę całego utworu. Historia nam się zazębiała z każdym kolejnym zdaniem i tak po nitce do kłębka doszliśmy do rozwikłania zagadki, częściowo przynajmniej, no bo samo zakończenie nie pozwala spokojnie pójść spać z myślą, że widziałem, wiem, jestem mądrzejszy.

Muszę przyznać, że odkąd obejrzałem "Fight Club", jakoś wyczuwam nosem historie z chorobą umysłu w tle, ale zawsze można przeżyć zaskoczenie, dlatego warto śledzić tekst do końca, tym bardziej, że w pewnym momencie można uwierzyć, że nie wszystko jest takie, jak myślimy. Ale jedno jest pewne, ludzki umysł zawsze zaskakuje.

Reasumując, pokazałeś dobrą historię, mocną, wyrazistą, momentami groteskową i co ważne ciekawą. Czytało się bardzo dobrze.

Pozdrowienia, Panie White

Quentin
Heisenberg dnia 08.06.2015 14:32
Dzięki, Panie Tarantino. Cieszę się, że również śledziłeś podróż naszego Podmieńca :)
Dobra Cobra dnia 21.06.2015 14:01 Ocena: Bardzo dobre
Ajajaj!

Miałem nadzieje na inne zakończnie! Ale oczywiście Autor zawsze ma rację, to on pisze tekst. Przyjmuję to więc bez oporu. Bo wiem, że gdybym przeczytał Odmieńca drukowanego, to nigdzie nie mógłbym zgłaszać zastrzeżeń. A tak mogę choć podywagować w komentarzu.

Napisane bardzo sprawnie. Aż nie chce się przerywać czytania. Bardzo dobra robota!
Ostatnia część najsłabsza:(

Pozdrawiam,

Cobra Dobra
Heisenberg dnia 21.06.2015 14:35
Albo najsłabsza, albo najlepsza. Prawie nikt nie mówi "taka średnia". I to mnie cieszy :) Dzięki za obecność, Dobra Cobro
Dobra Cobra dnia 22.06.2015 22:46 Ocena: Bardzo dobre
Komentujący to jednak utrapienie dla piszącego. Co oni naprawdę myślą, czy oni myślą, co oznacza, że jednemu się podoba, a drugiemu nie? Oto rozmyślania pisarza...


Ukłony,


DoCo
Heisenberg dnia 22.06.2015 23:28
E, ja tam lubię komentarze. Może dlatego, że nie zastanawiam się nad podobaniem, każde podobanie mi się podoba, nawet jak nie rozumiem, dlaczego się podoba ;)
Pozdrowienia
Dobra Cobra dnia 23.06.2015 22:30 Ocena: Bardzo dobre
Oto odpowiedź godna wielkiego pisarza!

Brawo!

DoCo
Miroslaw Sliwa dnia 24.06.2015 09:13 Ocena: Świetne!
Powiem krótko; dla mnie opowiadanie się broni. Owszem, kiedy czytałem je w odcinkach, to wydawało mi się, że na końcu "klapło jak przekłuty balon", więc po prostu przeczytałem je ciurkiem i nagle zupełnie inne wrażenie; w sensie, że zupełnej satysfakcji estetyczno, emocjonalno, logicznej.

Z krótkimi formami literackimi zawsze jest ten kłopot, że jeśli w trakcie ich pisania zbudujemy zbyt wielkie napięcie. to wszystkie musiałyby się kończyć jakimiś niewyobrażalnymi katastrofami. Jest świetnie jeśli autorowi uda się z tego dylematu wybrnąć, sęk w tym, że dla mnie, w literaturze nie tylko o to chodzi. Przecież tekst literacki, to nie tylko nieuchronne oczekiwanie na kulminacyjny moment; przecież między gitarami, a perkusją też jeszcze coś jest i musi to jednak jakoś wybrzmieć, a to się wyczytuje, kiedy czyta się tekst w całości.

Powtarzam; miałem sporo radochy czytając Twoje opowiadanie.

Pozdrawiam serdecznie. :)

Mirek
Heisenberg dnia 24.06.2015 14:42
Dziękuję, Mirosławie, że poświęciłeś opowiadaniu tyle czasu. Często szukam przestrzeni między gitarami a perkusją, żeby wkleić jakąś dodatkową nutę, która poskleja kompozycję, przeplatając się gdzieś między werblami. Czasem da się tę nutę wychwycić, czasem nie, czasem trzeba, czasem to niekonieczne, ale najważniejsze, że spaja fabułę na jej zgięciach, aby całość się nie rozsypała.

Pozdrawiam wzajemnie
Miroslaw Sliwa dnia 25.06.2015 12:21 Ocena: Świetne!
I tak trzymaj Heisenberg, ja dalej będę opowiadał o życiu. :)

Zdrowia i inwencji życzę. :)

Mirek
JOLA S. dnia 09.08.2016 12:07
To jest całkiem fajny tekst. Plastyczny, rytmiczny i dobrze się go czyta. Wcale nie pozbawiony sensów pomiędzy słowami, ; zabarwiony ironią i dystansem ciekawego rodzaju.
Zastanawiam się, co ja z tego wyniosłam, na pewno przyjemność czytania. :)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Heisenberg dnia 11.08.2016 22:53
Przyjemność czytania to rzecz bardzo ważna, więc uradowany Twym czytelniczym zadowoleniem, dziękuję za odświeżenie "Podmieńca".
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ajw
01/11/2024 19:17
Cieszę się, ze przypadło Ci do gustu. Dziękuję Kushi :) »
Janusz Rosek
01/11/2024 18:00
Darcon Dzień dobry. Bardzo dziękuję za Twój komentarz i… »
Darcon
01/11/2024 15:29
Hej, Januszu. To tekst na górną półkę, tylko mógłbyś… »
Kushi
31/10/2024 20:30
Aż chciałoby się namalować obraz czytając ten wiersz...… »
valeria
30/10/2024 22:23
Nie przypuszczałam nawet, że dam :)no jasny jest:) »
Jacek Londyn
30/10/2024 13:22
Jest listowie, igliwie, wgryzające się złote morze, dyniowo… »
euterpe
28/10/2024 10:54
Dziękuję za opinię, pamiętam jak kiedyś pisałam opowiadanie… »
Kazjuno
28/10/2024 09:33
Tytułowe pytanie, Co by było gdyby? - jak się domyślam -… »
euterpe
28/10/2024 09:02
Dziękuję za opinię. szczerze powiedziawszy nie sądziłam, że… »
gitesik
28/10/2024 04:46
Recenzja tekstu „Co by było gdyby?” Tekst autorstwa… »
euterpe
27/10/2024 19:49
Dziękuję za opinię ????nie jest to zbyt dopracowane, ale nie… »
Kazjuno
27/10/2024 18:49
Janusz Rosek Cieszy mnie, że ciekawi Cię moja powieść. W… »
Janusz Rosek
27/10/2024 14:19
Kazjuno Bardzo ciekawy fragment. Wieczny dylemat - mówić… »
Darcon
27/10/2024 13:31
Ciekawe. :) Także forma. Dużo przecinków, wręcz urywanych… »
ajw
27/10/2024 12:02
Dziękuję, valerio :) »
ShoutBox
  • ajw
  • 01/11/2024 19:19
  • Miło Ciebie znów widzieć :)
  • Kushi
  • 31/10/2024 20:28
  • Lata mijają, a do tego miejsca ciągnie, aby wrócić chociaż na chwilę... może i wena wróci... dobrego wieczorku wszystkim zaczytanym :):)
  • Szymon K
  • 31/10/2024 06:56
  • Dziękuję, za zakwalifikowanie, moich szant ma komkurs. Może ktoś jeszcze się skusi, i coś napiszę.
  • Szymon K
  • 30/10/2024 12:35
  • Napisałem, szanty na konkurs, ale chciałem, jeszcze coś dodać. Można tak?
  • coca_monka
  • 18/10/2024 22:53
  • hej ;) już pędzę :) taka zabiegana jestem, że zapominam się promować ;)
  • Wiktor Orzel
  • 17/10/2024 08:39
  • Podeślij nam newsa o książce, wrzucimy na główną:)
  • coca_monka
  • 14/10/2024 19:33
  • "Czterolistne konie" wyszły na początku września, może nawet gdzieś się wam rzuciły pod oczy ;)
  • coca_monka
  • 14/10/2024 19:32
  • Bonjour a tout le monde :) Dawno mnie tu nie było! Pośpieszam z radosną informacją, że można mnie zakupić papierowo :)
  • mike17
  • 10/10/2024 18:52
  • Widzę, że portalowe życie wre. To piękne uczucie. Każdy komentarz jest bezcenny. Piszmy je, bo ktoś na nie czeka :)
  • Kazjuno
  • 08/10/2024 09:28
  • Dzięki Zbysiu, też Ciebie pozdrawiamy. Animujmy ruch oddolny, żeby przywrócić PP do życia.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty