Był łowcą, rasowym kocurem, Persem pośród dachowców, któremu nie mogła się oprzeć nieomal żadna gorąca kotka. Przez lata wytrenował łowny rytuał: nęcenie i wabienie, potem sztukę niby ukradkowych muśnięć, pomrukiwań do uszka, by wreszcie usidlić i uzależnić. Tak, był mistrzem w swoim fachu, wirtuozem niewieścich serc.
W chwilach samotności, stawał przed lustrem i niczym indyk napinał pierś, jak paw demonstrował swoje wdzięki. Zakochany we własnym odbiciu, zakręcał na palec loczek bujnych włosów, kaskadą spadających na gładkie i wysokie czoło, prężąc przy tym pierś i spinając pośladki. Tak, natura obdarzyła go nietuzinkową urodą. Wysportowana sylwetka, postawa godna zawodowego tancerza, śniada cera, zawadiacki uśmiech i to spojrzenie, którym świdrował i przeszywał. Był jak samiec alfa, wzbudzał podziw u kobiet i zazdrość u mężczyzn.
Nigdy nie sprawiało mu najmniejszego problemu poderwanie kobiety, można powiedzieć, że same wchodziły do łóżka, toteż przewinęło się ich przez jego sypialnię dziesiątki, jak nie setki. Zawsze działał tak samo, namierzał ofiarę, ściągał spojrzeniem, a potem odbywał godowy taniec i roztaczał wokół swój osobisty urok. Był współczesnym Casanovą, Gary Cooperem, Jeanem-Paulem Belmondo i Marlonem Brando w jednym.
Mijały lata, a on kolekcjonował kolejne naiwne serduszka, nanizywał je na sznureczki i zawieszał na swoim narcystycznym ego.
Każda kolejna zdobycz, cieszyła i bawiła go do momentu, w którym przestawała uciekać i stawała się kicającym króliczkiem miast panterą, gdy z drapieżnej i niezależnej, przeistaczała się w gosposię domową pragnącą licznego potomstwa z nim, i tylko z nim. Czar pryskał. Wzdrygał się na samą myśl, że do końca życia miałby nigdy więcej nie zaznać smaku pościgu za nieznanym, obmyślania co kryje się za zagadkowym uśmiechem i wachlarzem rzęs. Zatem, gdy oblubienica stawała się bliższa naturze drobiu niż dzikiego kota, czym prędzej wymyślał jakąś rzewną historyjkę. Opowiadał z wystudiowaną egzaltacją a to o trudnym dzieciństwie i zimnym chowie przez matkę, albo o tym, jak kiedyś w młodości go skrzywdzono i teraz boi się związać w obawie przed cierpieniem, albo o poprzednim traumatycznym związku, gdzie go zdradzono, wykorzystano etc. Dlatego nie umie i nie może z nikim się związać. Musi samotnie dźwigać swój krzyż, a ona zasługuje na coś więcej. Tym sposobem szybko i sprawnie pozbywał się uciążliwej wybranki by dać się ponieść nowemu wyzwaniu.
Pewnego dnia, gdy krok nie był już tak sprężysty, włos tak bujny, a męskość potrzebowała wspomagania w postaci niebieskiej pigułki, spotkał Ją, swoją Wenus. To było jak uderzenie pioruna, wybuch, nagłe olśnienie. Gdy ją ujrzał wiedział, że to kobieta jego życia, że z nią chce spłodzić potomstwo, zestarzeć się. Każdy nerw i tkanka krzyczały, że jej pragnie, wszystkie myśl pędziły ku niej z prędkością Pendolino. Była uosobieniem kobiecości, przepiękna, dumna i wyniosła jak wieża Eiffla, seksowna jak Marilyn Monroe. Jej skóra lśniła niczym powierzchnia księżyca, zapach drażnił nozdrza i wyzwalał w nim instynkt samca. Pragnął jej zwierzęco i atawistycznie. Mógł nawet zaprzedać duszę diabłu, byle tylko ją posiąść, mieć na własność, zamknąć w klatce by tylko on mógł napawać oczy jej urodą i zmysłowością. Marzył by utopić spojrzenie w jej zielonych oczach, biegać z nią po ukwieconej łące ku wspólnemu szczęściu - na zawsze.
Niestety jego bogini zdawała się w ogóle go nie zauważać. Nawet jeśli jakimś cudem udało się mu stanąć na linii jej spojrzenia, niedbale go nim omiatała. O jakże cierpiał, jakież katusze znosiła jego dusza, stargana duma, kiedy nie reagowała na zaloty, komplementy, drogie i wyszukane prezenty czy niespodzianki w postaci dwóch biletów do Paryża. Z dnia na dzień mizerniał, bladł i chudł. Niewiara spędzała mu sen z oczu, o niczym innym nie potrafił już myśleć, zasypiał i budził się z jej imieniem na ustach. Cóż tam tragedia kochanków z Werony, cóż tam Tristan i Izolda, to on cierpiał najbardziej, on przeżywał największy i najtragiczniejszy dramat miłosny wszechczasów. Jego bogini, królowa nie chciała dopuścić go nawet do pierwszej bazy, za to chętnie i systematycznie uszczuplała konto. Zasoby topniały tak jak nadzieje, że może jednak, może kiedyś….
Kiedy na koncie ulotnił się jego największy afrodyzjak, nagle Wenus zaczęła miewać problemy z chorą matką, którą musiała się opiekować, albo najlepsza przyjaciółka potrzebowała wypłakać się w rękach, albo szef dawał dodatkowe zlecenia i zostawała po godzinach.
O jakże się dręczył, ile by dał za kwadrans jej towarzystwa, możliwość muśnięcia ust, dłoni. Postanowił, że zrobi jej niespodziankę. Podekscytowany wybiegł z domu, pędził jak na skrzydłach przecznicę za przecznicą wyobrażając sobie, że stęskniona rzuci mu się na szyję, a on wreszcie wyzna dozgonną miłość. Zdyszany dowlókł się pod jej dom, przeskoczył parkan, już miał zapukać do drzwi, ale nagle stracił rezon. A co jak jest zajęta? A jak źle przyjmie taką niezapowiedzianą wizytę ? A może się zdenerwuje i już nigdy, przenigdy nie zechce go widzieć? Nie, nie mógł ryzykować, odwrócił się na pięcie, kiedy kątem oka zauważył ruch w oknie na parterze. Przyczaił się w zaroślach. To co zobaczył zmroziło mu krew w żyłach, spowodowało, że stracił oddech, nogi były jak z waty. Chciał zapaść się pod ziemię, umrzeć…
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt