Piękny tekst - o umieraniu artysty. Świetna gra pojęciami genologicznymi (od sonetu do epitafium, czyli przejście do śmierci), trafia do mnie specjalistyczna łacina - bo ładnie pasuje i dobrze się czyta (nawiasem, "rigor mortis" dźwiękowo przypomina "rygor śmierci"

. Bardzo udane przejście od wzniosłości i patosu ("to nagłym, to wolnym ruchem, kręcę gwiazdy moim duchem" - ach, poezja!) do naturalistycznego obrazu zwłok - i takiej prozaicznej czynności, jak ich przykrycie; prozaicznej, bo z dala od wzniosłości i efemeryczności śmierci.
Chyba wiem, dlaczego ten "rigor mortis" tak się dobrze wkomponował. Bo to właściwie one wyrażają moment śmierci, te dwa słowa to umieranie. Ten wers jest dobitny, mocny i krótki - i nagły.
Mnie się podoba, ale - tak samo, jak ajw - mam problem z przejściem. Kropki mi się nie podobają czysto graficznie, a te dwa wersy...
Chyba że ważnym było dla Ciebie zaznaczyć istnienie życia pozagrobowego. Wtedy mamy skończoną całość ziemską, oddzieloną od całości pozaziemskiej - ale kontynuację. W rozumieniu, że śmierć nie kończy - ale rozpoczyna. Tylko ta krew? To rzeczywiście problematyczne do zinterpretowania - krew z dłoni nasuwa Chrystusa, tylko że tutaj - palce (mój umysł wykombinował kolejną paralelę: palce niewiernego Tomasza, które
sprawdziły prawdziwość zmartwychwstania - a więc i życia pozagrobowego również; stąd krew, jako potwierdzenie tego dogmatu).
Ale generalnie - bardzo na tak, niebanalnie, czyta się przyjemnie i skłania do refleksji.
