Bezkonkurencyjny łup - ekonomista
Proza » Inne » Bezkonkurencyjny łup
A A A
Od autora: Marek... Tak, to jeden z tych mężczyzn, którzy zdobywają kobiety drogimi prezentami, kolacjami i importowanym winem najlepszej jakości. Markowi zawsze przychodziło to łatwo, bo posiadał coś, czego wielu mężczyznom brakuje, a mianowicie służbową kartę kredytową. Limit na jego karcie zdawał się być ograniczony jedynie wyobraźnią kobiety, która akurat miała szczęście być u jego boku.

 

Kiedy ponad rok temu postanawiałam znaleźć męża, zdawałam sobie sprawę, że jedną z konsekwencji usidlenia jakiegoś mężczyzny, będzie również myśl o dzieciach. Nie to, żebym wtedy czuła jakiś instynkt czy powołanie do bycia matką. No może raz, przez moment czułam się jak rodzic, kiedy podejrzewałyśmy, że moja najlepsza przyjaciółka Baśka jest w ciąży, ale tego nie można zaliczyć do instynktu macierzyńskiego. W każdym razie w mojej definicji rodziny mieści się mąż, żona, dzieci i jakiś zwierzak. Najlepiej pies, ale może być też kot lub chomik. Dla mnie, kobiety XXI wieku, wychowanej według standardów środkowoeuropejskich, taki schemat rodziny jest oczywisty i wcale się tego nie wstydzę.

Jednak jeszcze kilka dni temu, mój stosunek do dzieci był, najdelikatniej mówiąc, obojętny. Oczywiście brak własnego brzdąca nie dyskwalifikował mnie w moich oczach. Dzięki temu mogłam się przecież swobodnie rozwijać zawodowo i towarzysko. Owszem, na obu polach ponoszę ostatnio same porażki, ale ogólnie jednak mogę sobie postawić więcej plusów niż minusów.

Często odnosimy wrażenie, że nasze życie jest nudne i przewidywalne. Każdy dzień chociaż pozornie inny jest jednak podobny do poprzednich. I nagle okazuje się, że zwykły drobiazg może sprawić, że radykalnie zmieniamy poglądy. To, co dotychczas wydawało się nam ważne przestaje być istotne i na odwrót, to co w ogóle się dla nas nie liczyło, nagle staje się naszym celem i marzeniem. I właśnie wczoraj zmieniłam sposób patrzenia na życie. Drobiazg, który mi w tym pomógł ważył jakieś sześć kilogramów i był dwumiesięczną córką Majki z Działu Sprzedaży. Oczywiście samo pojawienie się w biurze koleżanki z dzieckiem nie miałoby żadnego wpływu na mój stosunek do macierzyństwa, bo przecież nie raz widziałam dzieci z bliska, czy to w autobusie, czy tramwaju, nie wspominając już o tabunach małolatów wydzierających się w galeriach handlowych. Znaczenie miało „oczko”…

– O boże, oczko! – krzyknęła Majka i bez słowa wcisnęła mi córkę w ręce.

Stałam jak słup soli, gdy tymczasem wyrodna matka, która oddała dziecko w ręce obcej przecież kobiety, podciągnęła spódniczkę, żeby zobaczyć jak daleko poleciało jej to oczko w rajstopach. Baśka, dziewczyna z refleksem, już do niej biegła z lakierem do paznokci, a Aśka z księgowości robiła mi zdjęcie. A ja wciąż stałam z tymi wyprostowanymi rękoma i musiałam naprawdę głupio wyglądać, bo Majka oderwała wzrok od uda i z uśmiechem spojrzała na mnie.

– Nie bój się, nie ugryzie cię, jeszcze nie ząbkowała – powiedziała miło i dodała. – Możesz ją przytulić, zobaczysz, że to świetne uczucie.

Skinęłam głową na znak, że rozumiem i powoli zbliżyłam córkę Majki do siebie. I wtedy właśnie nastąpiła we mnie ta zmiana.

– Ależ ona pachnie – powiedziałam. – Nie spodziewałam się, że małe dzieci aż tak intensywnie pachną.

– Cholera – zaklęła Majka w odpowiedzi na moje słowa. – Mam nadzieję, że się nie zesrała, bo nie mam przy sobie pieluch.

Wszystkie jak tam stałyśmy, a więc ja, Baśka, Aśka, Beata, Monika, Klaudia, Kaśka i Weronika musiałyśmy spojrzeć na Majkę z naprawdę zdziwionymi minami, bo ta dosyć niewybrednie to skomentowała.

– No co?! – rzuciła zaczepnie.

– Nic, my tylko… ja tylko… nie zdawałam sobie sprawy, że małe dzieci tak cudownie pachną, a ty wyjeżdżasz tutaj o… o… pieluchach – odpowiedziałam i nawet nie musiałam silić się na łagodność, bo dzięki dziecku przy piersi, po prostu byłam łagodna.

– Dobra, nieważne, bo mam niezły pomysł – nagle wtrąciła się Baśka. – Skoro mamy tutaj takie słodkie baby to zrobimy „babies terror”.

– Co?! Co ty chcesz zrobić mojemu dziecku?! – krzyknęła Majka zabierając córkę z moich rąk i tuląc ją mocno do siebie.

– Nie twojej córeczce głupia. Tylko naszym byłym, którzy byli takimi idiotami, że już nie są z nami.

Kiedy Baśka opowiadała o swoim pomyśle, tylko ja miałam wątpliwości i w końcu postanowiłam nie brać udziału w jej zabawie. Te wariatki nie miały żadnych obiekcji i najpierw zrobiły sobie po kolei zdjęcia z dzieckiem telefonami, a potem powysyłały MMS-y do byłych facetów z tekstem: „Czy dostrzegasz podobieństwo?”. W sumie wysłały dwadzieścia dziewięć MMS-ów, co średnio daje ponad trzech byłych na jedną z nich. Do tej pory myślałam, że tylko ja mam problem z facetami, który przejawia się między innymi w dużej liczbie byłych, ale okazało się, że wcale nie jestem wyjątkiem.

Muszę przyznać, że Baśka naprawdę miewa niezłe pomysły. Dosyć szybko zaczęły przychodzić odpowiedzi od byłych, którzy w większości próbowali delikatnie wybadać grunt, czy uda się z tego jakoś wykręcić. Były to dosyć mierne teksty i czuć było, że pisali je faceci, którym ślina nagle zaschła w gardle. Jednak pojawił się rodzynek. Jeden z byłych Weroniki napisał: „Kiedy cię zostawiałem nie miałaś dziecka. To chyba zamyka ten temat. Pozdrawiam i życzę szczęścia. Adrian”. Adrian jednogłośnie został okrzyknięty „cwaniakiem roku”.

Najgłupszy natomiast okazał się były Moniki. Poznali się pięć miesięcy temu, a cała ich znajomość trwała miesiąc. Ten facet nie miał jednak żadnych wątpliwości, że nie ma szans, aby to on był ojcem, bo napisał tak: „Chcesz mnie wrobić w dziecko, ale ci się to nie uda. Trzeba było się zabezpieczać, a nie teraz porządnych ludzi straszyć alimentami.” Nieźle popisał się też Michał, facet Aśki. Jego SMS brzmiał następująco: „Ja się cieszę, ale nie wiem jak zareaguje na to moja schorowana matka. Potrzebuję kilku miesięcy, żeby oswoić ją z nową sytuacją. Odezwę się wkrótce. Pa” . Ciekawe na co liczy taki facet? Ma nadzieję, że za kilka miesięcy problem sam się rozwiąże? Mężczyźni są naprawdę beznadziejni i cieszyłam się, że ja jednak nie wysłałam do swoich byłych MMS-a ze zdjęciem dziecka. Wciąż mogę się łudzić, że miałam więcej szczęścia do facetów, chociaż i tak dobrze wiem, że to złudzenia.

Trzeba jednak przyznać, że wśród tych dwudziestu dziewięciu był jednak jeden w miarę porządny. Pomiędzy SMS-ami do Kaśki znalazł się taki, który brzmiał: „Zaskoczyłaś mnie tą informacją. Spotkajmy się. Wiem, że nie byłem idealnym partnerem, ale na pewno będę dobrym ojcem dla naszego dziecka. Oczywiście o ile to moje dziecko.” Gdyby nie to ostatnie zdanie, facet byłby ideałem. Może to i dobrze, że wcale nim nie jest, bo pewnie byśmy się pozabijały walcząc o jego numer telefonu.

Swoją drogą dziwne było to, że żaden z tych facetów nie odważył się zadzwonić. Ciekawe dlaczego? Może po prostu nie wiedzieliby co powiedzieć, a może to zupełnie coś innego? Nie wiem, ale jakoś nie nastraja mnie to zbyt optymistycznie, jeżeli chodzi o moją przyszłość, bo teraz to mam naprawdę rozpaczliwą sytuację. Z jednej strony, poczułam prawdziwy instynkt macierzyński i chciałbym mieć dziecko. Nie dlatego, że taki jest standard społeczny. Dlatego, bo tego naprawdę pragnę. Macierzyństwo wydaje mi się teraz wielkim szczęściem. Z drugiej strony każdy kolejny dzień z facetami upewnia mnie, że oni są naprawdę beznadziejni.

Przez to całe myślenie o dziecku uświadomiłam sobie, że nie kochałam się już dobre pół roku. Najpierw jednak postanowiłam odbudować swoją pozycję w firmie, żeby jednocześnie ruszyć do przodu i moją karierę, i sprawy sercowo-seksualne.

Moja kariera została zachwiana przez żmiję z ustami à la przyssawka do szyb, która wkupiła się w łaski naszego dyrektora i następnie podstępnie przejęła moje obowiązki. Żmija miała na imię Aneta i zdawałam sobie sprawę, że przez te jej naprawdę seksowne usta nie będzie łatwo wrócić do tego co było. Wszystko przez tych głupich facetów, którzy naprawdę myślą tylko o jednym.

Chyba nie potrafiłabym być mężczyzną. No bo jak można myśleć o niczym? Albo jak można godzinami ślęczeć przed telewizorem oglądając jakiś durny mecz. Nie da się zaprzeczyć oczywiście, że sport może być fascynujący i interesujący. Chociażby sukcesy naszych skoczków narciarskich. Nawet ja z dumą oglądam transmisje z ich startów i co ważne, wszystko rozumiem. Kto dalej skoczy, ten zostaje zwycięzcą (chociaż nie zawsze, bo oni tam dodają jakieś głupie punkty za styl, ale nie potrafię podać lepszego przykładu na jednoznaczny sport). W przypadku piłki nożnej takie proste to już nie jest. Weźmy na przykład rozgrywki grupowe na mistrzostwach świata. Często oglądałam mecze z moimi byłymi i teraz co nieco orientuję się w tych zawiłościach. Więc po pierwsze mecz może zakończyć się remisem, a to znaczy, że nikt nie wygrał. Remisy powodują, że piłkarze potrafią cieszyć się, że nie przegrali i tego to już nie ogarniam. Wyobraźcie sobie dziewięćdziesiąt minut gry i do tego piętnaście minut przerwy, podczas których nic się nie dzieje. To znaczy zawodnicy biegają, podają sobie piłkę, potem to samo robią ich przeciwnicy i tak na zmianę. Nie pada żadna bramka i mimo to można usłyszeć o taktyce, strategii, o świetnych zagraniach. To prawie tak, jakby opowiadać koleżance o świetnym kochanku, który doskonale wiedział gdzie dotknąć, gdzie pocałować, co powiedzieć, ale do orgazmu nie doprowadził. To znaczy siebie doprowadził, bo oni zawsze potrafią skończyć. I co ciekawe, nie byłaby to jego porażka, tylko zwycięstwo lub ewentualnie remis, gdyby jednak okazał się dżentelmenem i też nie skończył.

Wracając jednak do tego, że mężczyźni myślą tylko o jednym, muszę wyjaśnić, że wcale nie chodziło mi o futbol. Dla widoku klęczącej przed nimi kobiety, z ustami jak u Anety, mężczyźni nie tylko zapomną o futbolu. Oni nawet skupią całą swoją uwagę na te kilka minut na kobiecie. Oczywiście pisząc kilka minut podkreślam jedynie mój wrodzony optymizm. Zwykle trwa to o wiele krócej i często bez możliwości szybkiej powtórki. Dlatego chcąc skupić myśli mężczyzny na sobie, należy dużo obiecywać, a mało z tego realizować.

I to właśnie robiła Aneta. Podczas narady cały czas trzymała w ustach końcówkę ołówka. Kręciła tym językiem na wszystkie strony, jakby chciała z tego ołówka zrobić serpentynę. Jak można się domyślić, wszyscy obecni panowie, łącznie z dyrektorem patrzyli na to z opadniętymi szczękami. Dyrektor to nawet ruszał ustami, jakby chciał coś powiedzieć, ale podejrzewam, że tylko bezwiednie odwzorowywał ruchy warg Anety.

– Aneta, przewiercisz sobie głowę tym ołówkiem, przestań tak nim kręcić – powiedziałam próbując zmusić ją do zaprzestania tych manipulacji.

– Nie mogę, jestem typem oralnym – odpowiedziała udając lekkie zawstydzenie i zaraz dodała, żeby panowie na pewno dobrze zrozumieli. – Lubię czuć, że mam coś w ustach.

Przyznaję, że zagotowało się we mnie. Chciałam to jeszcze jakoś skomentować, ale patrząc na obecnych panów wiedziałam, że nie mam żadnych szans. Oni o niczym innym nie byli już w stanie pomyśleć.

Byłam bliska załamania, ale na szczęście przypomniała mi się opowieść jednego z moich dawnych znajomych. Opowiadał o dziewczynie, która potrafiła włożyć sobie do ust czereśnię z ogonkiem i po chwili wyjąć ten ogonek razem z pestką. Nie byłoby to nic nadzwyczajnego, gdyby na ogonku nie zawiązywała jednocześnie supełka. Jak zarzekał się mój znajomy, nie zna faceta, który nie byłby tym zafascynowany. Szkoda, że to styczeń i zdobycie czereśni lub wiśni z ogonkami jest raczej niemożliwe. Z drugiej strony i tak nie potrafię wiązać supełków językiem, więc będę mieć czas do wakacji, aby potrenować tę przydatną umiejętność, żeby potem załatwić tym Anetę. Oczami wyobraźni widziałam jej głupią minę i ta myśl pomogła mi dotrwać w spokoju do końca narady.

Po zebraniu opowiedziałam wszystko Baśce. Ta słusznie zauważyła, że na pewno znacznie szybciej odzyskam pozycję w firmie i ta wyjątkowa umiejętność nie będzie mi potrzebna podczas zebrań. Miała oczywiście rację, ale i tak nie zniechęciło mnie to jednak do planów podjęcia ćwiczeń. Nigdy nie wiadomo, czy w jakiejś innej sytuacji taki supełek mi się nie przyda. Teraz, po kolejnej porażce na zawodowej niwie, musiałam to sobie zrekompensować sukcesem w życiu prywatnym…

My kobiety lubimy sobie wmawiać, że seks nie jest dla nas ważny, że w przeciwieństwie do mężczyzn jesteśmy uduchowionymi istotami, które ducha przedkładają nad ciało. Pieprzenie! Przepraszam za to nie zbyt eleganckie słowo, ale jestem tak nabuzowana, że w d… mam savoir vivre. Jeżeli ktoś jeszcze nie zrozumiał, to wyjaśniam, że doszłam do takiego momentu w abstynencji seksualnej, że jestem gotowa zrobić to z byle kim. Nawet z sąsiadem z dołu, który jest audiofilem i posiada pokaźną kolekcję płyt winylowych. W samym posiadaniu kolekcji starej muzyki nie widzę nic złego, ale ten facet zanim dotknie się do swojego sprzętu, zakłada specjalne rękawiczki. Antystatyczne czy jakoś tak. Oczywiście mówimy o sprzęcie grającym, a nie o…

No nie, jednak nie zejdę na dół i nie zgwałcę go. Swoją dumę mam. Aby rozwiązać problem zdecydowałam się przygotować listę mężczyzn, z którymi śmiało mogłabym pójść do łóżka i się w nich nie zakochać. Pewnie, że chciałabym mieć kogoś na stałe, kogoś z kim byłabym emocjonalnie związana, i z kim mogłabym mieć dziecko, ale byłam jednak realistką. Najpierw seks, potem ewentualnie miłość i dzieci. W naszych czasach nie da się odwrotnie. Zresztą nie mam aż tyle czasu, żeby czekać aż miłość się w rozwinie, bo z każdym dniem stawałam się coraz bardziej nieznośna dla otoczenia.

Pierwsze schody zaczęły się już przy układaniu listy. Najpierw wpisałam na nią Marka, kolegę z dawnej pracy. Niestety, przez kolejne trzy kwadranse nikt poza nim nie przychodził mi do głowy, więc postanowiłam właśnie jemu poświęcić kilka następnych dni.

Marek... Tak, to jeden z tych mężczyzn, którzy zdobywają kobiety drogimi prezentami, kolacjami i importowanym winem najlepszej jakości. Markowi zawsze przychodziło to łatwo, bo posiadał coś, czego wielu mężczyznom brakuje, a mianowicie służbową kartę kredytową. Limit na jego karcie zdawał się być ograniczony jedynie wyobraźnią kobiety, która akurat miała szczęście być u jego boku.

Kilka lat temu Marek kręcił się przy mnie przez kilka miesięcy. Pracowaliśmy wtedy razem, ale pomimo jego naprawdę świetnie dobranych krawatów, nie chciałam zgłębiać naszej znajomości. Już wtedy był członkiem zarządu, a ja skromną specjalistą. Jedyne czym mogłam mu wtedy zaimponować była moja asertywność, a było o nią szczególnie łatwo, że już wtedy Marek miał dwie biurowe kochanki i bardzo atrakcyjną sekretarkę. Mogłabym zaakceptować trójkąt, ale pięciokąt to byłaby przesada. Tak, Marek był typowym łajdakiem, ale te jego krawaty i karta, którą z tak szarmanckim gestem wyciągał z portfela, zawsze robiła wrażenie. Na jego korzyść przemawiała również deklaracja, którą mi złożył, kiedy odmówiłam mu bliższej znajomości argumentując to zbyt dużą ilością kobiet w jego życiu.

– Karolino – mruczał, a jego powieki trzepotały niczym skrzydła kolibra. – Jeżeli będziesz ze mną, to obiecuję, że zastanowię się czy nie dać ci wyłączności.

Tak, wiem, że po takiej deklaracji powinnam natychmiast rzucić się w jego ramiona, jednak coś mnie wtedy powstrzymało. Teraz jednak czując oddech zbliżającej się desperacji, postanowiłam dać mu szansę. Zanim do niego zadzwoniłam przez kilka godzin wmawiałam sobie, że mężczyźni czasem się zmieniają i nawet największy drań zasługuje na drugą szansę.

– Ma… Ma… Marek? – wyjąkałam chrypiącym głosem w słuchawkę. – To ja, Karolina, pamiętasz mnie?

Zanim odpowiedział ja już byłam na siebie wściekła. Nie dość, że nie wiadomo dlaczego zaschło mi w gardle, to w dodatku od razu postawiłam się w niezręcznej sytuacji, dobrowolnie oddając Markowi inicjatywę. Ten drań natychmiast to wykorzystał.

– Karolina? – zamruczał jak zawsze i zawiesił głos.

Marek uwielbiał słuchać swojego głosu. Wydawało się wtedy, że zawiesza się czasem na dłuższą chwilę, bo czeka na echo własnego mruczenia. Jedna z jego dziewczyn wmówiła mu kiedyś, że ma niski, czarujący głos, więc usiłował być jeszcze skuteczniejszy. W rezultacie czasem trudno było go zrozumieć, bo jego mruczenie zamieniało się w zwykłe buczenie. Czego jednak nie robi się dla przyszłego kochanka, a może nawet stałego partnera. Zaczęłam się nawet zastanawiać na jak wiele poświęceń jestem gotowa, ale Marek znowu się odezwał, a raczej znowu zamruczał.

– Która Karolina? – zapytał, a ja wpadłam w panikę.

– Jak to która? Ta, której nigdy nie miałeś – usiłowałam zażartować, ale marnie mi to wyszło.

– To nie pamiętam takiej Karoliny – jego głos był osiągnął już tak niskie częstotliwości, że prawie zlewał się z biciem mojego serca. – Ale na pewno mogę sobie przypomnieć i to naprawić.

Miał szczęście, że rozmawialiśmy przez telefon. Dzięki temu filiżanka z kawą wylądowała na ścianie zamiast na jego kolanach. Już go nienawidziłam, postanowiłam jednak, że nie będę się z góry uprzedzać. Musi być jakiś sensowny powód, dla którego Marek tak łatwo uwodził kobiety. Miałam nadzieję, że nie jest to jedynie jego karta kredytowa. Właściwie nie jego, tylko firmy, ale jak to różnica?

– Wiesz, postanowiłam dać ci szansę. – próbowałam opanować głos, ale zdawałam sobie sprawę, że wciąż brzmi koszmarnie. – Czy możemy się spotkać?

– Możemy, ale opisz mi najpierw siebie, bo słabo cię pamiętam…

Co za bezczelny typ! Przez chwilę chciałam się rozłączyć, ale jednak był pierwszy na liście. Następni, których nawet nie potrafię wymyśleć, będą jeszcze gorsi od niego. Nie mogę się poddawać, bo cel uświęca środki i takie tam.

– Blondynka z miłym uśmiechem – odpowiedziałam mając nadzieję, że to mu wystarczy.

– A rozmiar biustu? – zapytał wprost.

– B!- odpowiedziałam bezwiednie.

– Obwód bioder? – kontynuował bez żenady.

– 89 centymetrów!

– Depilujesz bikini?

– Tak!

– Lubisz seks oralny?

– Bardzo! – wypaliłam do słuchawki, a moja twarz zmieniła się w pochodnię, czego Marek na szczęście nie widział.

– To świetnie! – musiał się chyba trochę podniecić, bo jego głos lekko zapiszczał. – Możemy się spotkać nawet dzisiaj. Zapraszam cię na lunch.

Nie da się ukryć, że skwapliwie skorzystałam z zaproszenia, obiecując sobie jednak, że nie będę już taką uległą idiotką. Zdawałam sobie sprawę, że coraz bardziej zależy mi na znalezieniu męża, jednak nie mogę przecież upaść tak nisko, żeby głównym kryterium oceny był seks oralny. Postanowiłam, że na Marka przeznaczę sobie tydzień. Albo usidlę go w tym czasie, albo biorę się za następnego na liście. Jak tylko kogoś dopiszę.

Podczas pierwszego spotkania Marek dokładnie mnie lustrował, a ja z przyjemnością stwierdziłam, że wciąż potrafi się dobrze ubrać i nawet rozmowa całkiem nieźle się kleiła. Marek opowiadał o swoich sukcesach zawodowych. Chwalił się, że nic nie robiąc zarabia całkiem sporą kasę, bo właściciele firmy są gamoniami. Udawałam, że cieszy mnie jego zaradność, chociaż momentami miałam wątpliwości czy faktycznie zasługiwał, aby poświęcić mu czas i ciało. Jednak cel uświęca środki. Mąż musi być zaradny i według tego kryterium Marek był najlepszym kandydatem.

Kiedy tak gadał i gadał, zrozumiałam, że muszę znaleźć w nim coś, co pomogłoby mi się w nim zakochać. No dobrze, przynajmniej zauroczyć. Niestety, pomimo eleganckich strojów Marek wciąż miał brzydkie, małe usta i wyłupiaste oczy. Uszy też trochę za bardzo odstawały. Błyskotliwy również był tylko trochę, tak akurat na dwa, trzy spotkania, więc i tutaj nie mogłam znaleźć punktu zaczepienia.

– Może seks? – pomyślałam i nagle uzmysłowiłam sobie widząc spojrzenie Marka, że powiedziałam to na głos.

– Seks? Wiedziałem, że o to ci chodzi! – wyszeptał, a w jego głosie usłyszałam melodię marszu tryumfalnego z „Aidy”.

Muszę przyznać, że przez te kilka lat, kiedy nie miała okazji go widzieć, Marek nieźle się rozwinął. Nauczył się szybko reagować, a jego samczy instynkt wiódł go prosto do celu. Jednak nie ze mną takie numery, tak łatwo nie będzie.

– Musiałabym się najpierw tobie zakochać, żebyś mógł mnie dostać – powiedziałam spokojnie oblizując maksymalnie wysuniętym językiem brzeg filiżanki, z kawą oczywiście, mało się przy tym nie dławiąc. – Nie sądzę, abyś był w stanie do tego doprowadzić.

– Ja nie byłbym w stanie? Ja? – natychmiast złapał haczyk. – Możemy się założyć o co chcesz! Za tydzień będziesz we mnie zakochana!

– Zgoda… – odpowiedziałam. – Jeżeli wygrasz zakład, to zostanę twoją kochanką i bez przerwy będę się z tobą kochać.

– A jak przegram? – zapytał, wycierając spocone dłonie o uda.

– A zakładasz przegraną? – zapytałam z niewinną miną.

– Oczywiście, że nie! Jak przegram będziesz mogła prosić o co zechcesz!

W ciągu kilku następnych dni dostałam kilka bukietów kwiatów, odwiedziliśmy kilkanaście restauracji i kawiarni. Noce spędzaliśmy w nocnych klubach i nie było chwili, żeby Marek nie pobudzał mojej wyobraźni erotycznej najróżniejszymi opisami. Czułam, że naprawdę musi być niezłym kochankiem. I tak minął tydzień…

– Czy.. czy ty… czy ty zakochałaś się we mnie? – zapytał z lekkim niepokojem Marek. – Musisz przyznać, że bardzo się starałem…

– Przyznaję, mój drogi i powiem ci jeszcze, że jesteś już bardzo, bardzo blisko – wyszeptałam wieszając się na jego szyi. – Chodźmy do mnie, chcę tego…

Marek nagle się wyprostował, ale zamiast tryumfu, na jego twarzy widziałam uwielbienie. Tak, udało się, to on się we mnie zakochał. Na mnie przyjdzie czas. Wmówię sobie, że też mi na nim zależy.

Kiedy przyjechaliśmy pod dom Marek znowu mnie zaskoczył wyciągając z bagażnika duży neseser. Taki wielkości małej walizki. Zrozumiałam, że zostanie ze mną do rana. Nie ucieknie w środku nocy, tylko przenocuje. Chciałam krzyczeć z radości, że aż tak szybko poszło. Wtedy czułam, że to najszczęśliwszy dzień w moim życiu. No dobrze, nie dzień, tylko noc, ale co to za różnica?

Na górze Marek wraz z neseserem moją sypialnię, bo jak powiedział, musi przygotować odpowiedni klimat. Kiedy mój wspaniały mężczyzna… Kiedy mój mężczyzna… Kiedy Marek szykował sypialnię, ja wypiłam dwie mocne kawy, wzięłam lodowaty prysznic, żeby do rana nie zmrużyć oka. Jak szaleć, to szaleć.

W końcu mnie zawołał. W półmroku, bo lampkę nocną zasłonił swoją marynarką, zobaczyłem coś, co w pierwszym momencie mnie naprawdę przeraziło. Marek musiał dostrzec moją minę, bo od razu zaczął mi wszystko wyjaśniać.

- Winylowe prześcieradło, klamerki na sutki, pierścienie na sutki, pas cnoty, obroża, skórzany bicz, skórzana klepka, szpicruta, korek analny, taśma krępująca wielokrotnego użytku, kajdanki, subtelny bondage, lina do wiązania, zestaw do krępowania, oddychający knebel, maska na oczy, maska na twarz z trzema otworami, wziernik ginekologiczny z podświetleniem i mały wibratorek ładowany przez port USB.

Oniemiałam.

- Co… Co… Co to jest? – wyjąkałam.

- Widzisz, ja już nie chcę trójkątów czy czworokątów. Teraz robię w BDSM. To mnie kręci – powiedział to tak, jakby informował mnie, że teraz woli pizzę od hamburgerów i zaraz dodał. – I teraz bez żadnego problemu mogę ci zadeklarować wyłączność. Żadnych innych kobiet.

- Chcesz mi powiedzieć, że to wszystko dla mnie? – zapytałam już trochę mniej przerażona, ale jednak wciąż zdumiona.

- To nie wszystko oczywiście. Resztę mam w bagażniku, ale na pierwszy raz to nam wystarczy.

- Sama nie wiem, zaskoczyłeś mnie. I to bardzo.

- Nic się nie bój Karolinko. Ja teraz pójdę do łazienki się przygotować, a Ty pooglądaj sobie te rzeczy.

Marek z dużego nesesera wyciągnął dużo mniejszy, ale metalowy neseserek i już bez zbędnych słów zajął łazienkę. Ale to porządny facet. Poszedł się wykąpać bez proszenia. Trochę mnie dziwiło, że nie słyszę prysznica, ale czułam, że robi wszystko, żeby mi się spodobać. Ja w tym czasie przeglądałam Markowe akcesoria i muszę przyznać, że tylko co do niektórych miałam wątpliwości. Większość z przyjemnością wypróbuję. Zastanawiałam się, co też mógł mieć jeszcze w bagażniku, skoro to, co leżało na moim łóżku przekraczało wielokrotnie moje doświadczenia seksualne. A przecież wcale nie uważałam się za mało doświadczoną.

I tak nie wiedzieć kiedy minęło pół godziny. Marek wciąż nie wychodził z łazienki, a zza drzwi dobiegało jedynie sapanie, więc postanowiłam sprawdzić czy nic mu się nie stało. Zapukałam i szarpnęłam za klamkę, bo przecież kochanek nie powinien mieć przede mną tajemnic…

Niestety, moja ciekawość mnie zgubiła. Teraz już wiem, że czasami naprawdę lepiej wszystkiego nie wiedzieć. Kiedy otworzyłam drzwi łazienki najpierw zobaczyłam otwarty neseserek. Potem Marka siedzącego bez spodni i bielizny na sedesie. A na jego… hmmm… męskości zobaczyłam jakieś dziwne urządzenie.

– To pompka zasysająca – wyjaśnił zażenowany, ale wciąż próbował trzymać fason. – Czasem muszę wspomagać się techniką.

– A może pożyczyć ci odkurzacz? – zapytałam złośliwie, chociaż Marek wyraźnie liczył na litość. – Zostaw ten sprzęt. Jak chcesz to możesz przespać się na kanapie do rana.

Po tych słowach wyszłam z łazienki bez słowa trzaskając drzwiami. Rano Marka nie było. I bardzo dobrze, bo chyba bym mu wydrapała oczy. Nieźle mnie urządził. Najpierw przez tydzień ostro podkręcał, a potem okazało się, że nawet dobrze się nadmuchać nie potrafi. Baran jeden! Najgorsze jest to, że od początku czułam, że wpisanie Marka na listę było błędem. Następnym razem nie będę ignorować głosu intuicji, nie warto.

Pozytywnym aspektem niedoszłego romansu z Markiem jest półka w szafie wypełniona wysokiej jakości akcesoriami erotycznymi. Szczególnie wibrator ładowany przez port USB okazał się bezkonkurencyjnym łupem.

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
ekonomista · dnia 14.06.2015 20:24 · Czytań: 695 · Średnia ocena: 4,5 · Komentarzy: 6
Komentarze
Heisenberg dnia 15.06.2015 15:22
Ekonomisto, chyba pojechałeś na podobnym patencie, co w "Dominatorze", tylko że w "Bezkonkurencyjnym", moim zdaniem, nie wyszło już tak fajnie. W opku widać pomysł, ciekawy pomysł, ale wykonanie wydaje mi się nie najlepsze. Niektóre fragmenty są całkiem zabawne, ale równie często humor sprawia wrażenie upchniętego na siłę, budowanego w strasznie schematyczny - wręcz banalny - sposób. Dlatego mam mieszane odczucia.
To mocno subiektywna opinia. W każdym razie tekst trochę niedopracowany, głównie błędy interpunkcyjne, ale parę innych też, gdzieniegdzie coś zazgrzytało w budowie zdań; poza tym napisane w miarę okej, styl w porządku.
Figiel dnia 15.06.2015 22:03 Ocena: Świetne!
Mam nieodparte wrażenie, ekonomisto, ze to opowiadanko jest nierozerwalnie związane z " "Dominatorem" i stanowi ogląd tego samego, tylko ze strony kobiecej. Zresztą, bardzo sugestywnie wykonane, ze sporą znajomością babskiego widzenia świata, no bo, który facet wie, że dla kobiety "oczko" to powód do tego, by rzucić wszystko i nerwowo kombinować, co tu zrobić, żeby go nie było ( przynajmniej widać) :)
Zastanawiające jest to, że zarówno w "Dominatorze" jak i tu - mężczyzna pomimo głębokiego przekonania o własnych walorach seksualnych zalicza swego rodzaju porażkę, a kobiety wychodzą na tym może nie najlepiej, ale zawsze na plus, choćby w gadżetach :)
Podoba mi się Twoje poczucie humoru, z lekka ironizujące, zdecydowanie mi bliskie. Fragment przedstawiający reakcje panów na wiadomość o potomku przeczytałam z nieschodzącym z ust uśmiechem: pan "prawie idealny" bardzo udany, a to:

Cytat:
„Kiedy cię zo­sta­wia­łem nie mia­łaś dziec­ka.


zabieram jako cytat miesiąca.

Jaki wniosek z " Dominatora" i "Bezkonkurencyjnego łupu"? Ano taki, że czy kobieta, czy mężczyzna w sferze seksualnej nie ma mocnych, obie strony chcą tego samego, obie są gotowe traktować partnera przedmiotowo. Niby wiadomo, ale zazwyczaj mówi się o tym w tonie biadoląco - piętnującym, a tu wyskubałam sobie to samo z humorystycznego tekstu.

Pozdrawiam serdecznie:)
Vanillivi dnia 17.06.2015 23:13
Ekonomisto, tak jak obiecywałam, zjawiam się z komentarzem. Jak pisałam Ci już wcześniej, nie do końca przemawia do mnie sama konwencja. Mam wątpliwość jak podchodzić do tego tekstu. Bo z jednej strony, jeśli to ma być satyra pewnych zachowań, to ukazany tu humor jest jak dla mnie zbyt mało śmieszny, pomysłowny, celny - jeśli natomiast tekst ma być obyczajówką ukazującą pewne przywary obu płci - to postacie są nakreślone zbyt stereotypowo, płasko, mało wiarygodnie pod względem psychologicznym.
To nie znaczy absolutnie, że uważam tekst za bardzo zły, bo są momenty ciekawe i warte uwagi (podobała mi się chociażby scena z wysyłaniem fotek dziecka do byłych) ale jako całość nie do końca mnie przekonuje. Chociażby początek - skojarzył mi się trochę z obśmiewaną kampanią "Zdążyłam być w Paryżu (...) nie zdążyłam urodzić dzieci." Zarówno u Ciebie, jak i w tej kampanii, myśl jest jasna, jednak wyrażona w sposób... dość stereotypowy i tendencyjny, płytki. Nie widzę tu portretu pełnokrwistej kobiety, a podsumowanie pewnych stereotypów.

Przyczepię się poza tym do kilku szczegółów.

Przede wszystkim, dość często zdarzają Ci się powtórzenia przypadkowych wyrazów, np. tutaj:

Cytat:
Kiedy ponad rok temu po­sta­na­wia­łam zna­leźć sobie męża, zda­wa­łam sobie spra­wę, że jedną z kon­se­kwen­cji usi­dle­nia ja­kie­goś męż­czy­zny, bę­dzie rów­nież myśl o dzie­ciach.

2 x sobie

Cytat:
Jed­nak jesz­cze kilka dni temu, mój sto­su­nek do dzie­ci był, naj­de­li­kat­niej mó­wiąc, obo­jęt­ny. Oczy­wi­ście brak dziec­ka nie dys­kwa­li­fi­ko­wał mnie w moich oczach.

dzieci/dziecka
Cytat:
Każdy dzień cho­ciaż po­zor­nie inny jest jed­nak po­dob­ny do po­przed­nich.


Cytat:
Mało tego, dzię­ki temu mo­głam roz­wi­jać się za­wo­do­wo i to­wa­rzy­sko.

tego/temu

Cytat:
Czę­sto wy­da­je się nam, że nasze życie jest nudne i prze­wi­dy­wal­ne.

nam/nasze

Sposób narracji, kreacji bohaterów w niektórych miejscach nie bardzo mnie przekonuje, np. tutaj:

Cytat:
W każ­dym razie w mojej de­fi­ni­cji ro­dzi­ny mie­ści się mąż, żona, dzie­ci i jakiś zwie­rzak. Naj­le­piej pies, ale może być też kot lub cho­mik. Dla mnie, ko­bie­ty XXI wieku, wy­cho­wa­nej we­dług stan­dar­dów środ­ko­wo­eu­ro­pej­skich, taki sche­mat ro­dzi­ny jest oczy­wi­sty i wcale się tego nie wsty­dzę.

Nie bardzo rozumiem, jaki jest sens przywoływania tak banalnej myśli. Gdyby, na przykład, bohaterka była lesbijką, albo miała snuła jakieś swoje własne konkretniejsze wizje, na temat tego, jak jej rodzina ma wyglądać, wspominanie o tym byłoby zrozumiałe. A tu, w połączeniu z tą kobietą XXI wieku, standardami środkowoeuropejskimi i nie wstydzeniem się brzmi to conajmniej dziwnie. Nienaturalnie.

W kilku miejscach również szwankuje interpunkcja, np. tutaj:

Cytat:
To, co do­tych­czas wy­da­wa­ło się nam ważne, prze­sta­je być istot­ne i na od­wrót, to co w ogóle się dla nas nie li­czy­ło, nagle staje się na­szym celem i ma­rze­niem.

Brak przecinka.


Cytat:
I wła­śnie wczo­raj zmie­ni­łam spo­sób pa­trze­nia na życie. Dro­biazg, który mi w tym po­mógł, ważył ja­kieś sześć ki­lo­gra­mów i był dwu­mie­sięcz­ną córką Majki z Dzia­łu sprze­da­ży.

Brak przecinka. Przy okazji: Dział Sprzedaży, albo obydwa słowa razem jako nazwa własna, albo obydwa z małej. W każdym razie konsekwencja musi być.

Nie wypisywałam wszystkich błędów, tylko przykłady, to co rzuciło mi się w oczy, więc myślę, że trzeba by jeszcze dokładniej przejrzeć tekst pod tym względem.
Pozdrawiam
ekonomista dnia 22.06.2015 23:56
Vanillivi, dzięki za uwagi i sugestie. Wykorzystałem je oczywiście. Chyba do końca życia nie ogarnę tych przecinków.
Heisenberg, dziękuję za uwagi i komentarz :)
Figlu, Twój komentarz sprawił mi dużo przyjemności, bo potwierdza, że nie jestem męskim szowinistą ;) Dzięki za "cytat miesiąca" ;)

Pozdrawiam Was miło,
Ekonomista ;)
Dobra Cobra dnia 01.07.2015 05:47 Ocena: Bardzo dobre
Ekonomisto,

Wiadomo, że wibrator jest najlepszym przyjacielem kobiety. Robi to lepiej, niż 99 proc facetów, a przy okazji nie rozrzuca skarpet po całym domu.

Twoja opowieść spodobała mi się bardzo. Kreślisz życie korporacyjne, a takie porządki ustanawia właśnie kolejny szczyt G7. Ład korporacyjny, jako ostateczny upadek i upodlenie człowieka. Jednym słowem: słodycz. Najlepsi są ci, którzy mają jak najmniej przyzwoitości.

Biedny Marek...


Jest slodko i bardzo dobrze!

Ukłony,

DoCo
ekonomista dnia 10.07.2015 13:05
Dzięki DoCo za wizytę i komentarz. Myślę, że w wielu sprawach mamy podobne spojrzenie na współczesne społeczeństwo. Czasem odnoszę wrażenie, że ludzie są jak chomiki w kołowrotkach. Im szybciej biegną, tym bardziej wierzą, że szczyt jest już blisko. W ten sposób przeżywają swoje życie z poczuciem, że zrobili wszystko, co mogli, aby osiągnąć wymarzony cel.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty