Jestem zawiercianinem, a więc mieszańcem. Zawsze przyklaskuję "zawierciańskiemu Zagłobie", Bogdanowi Dworakowi, kiedy w swoich tekstach pisanych, albo w wypowiedziach ustnych, podkreśla że Zawiercie u swoich początków było zaledwie skromniuteńką osadą z czterdziestoma chatkami w cieniu dzisiejszej dzielnicy, dawnego miasta ze źródłami Warty - Kromołowa. Dopiero dzięki powstającej pod koniec XIX wieku kolei warszawsko-wiedeńskiej zaczęli się sprowadzać robotnicy z kieleckiego, krakowskiego i rzeszowskiego.
Historia mojej rodziny, zarówno po kądzieli, jak i po mieczu, doskonale koresponduje z powtarzaną do znudzenia przez Dworaka prawidłowością o pochodzeniu i tożsamości kulturowej zawiercian. Zawiercie, pomimo administracyjnego włączenia do województwa śląskiego przez komunistów tuż po II wojnie światowej, do dziś zachowuje odrębność i nie ma ze Śląskiem zbyt wiele wspólnego, i choć o tym zapominamy, albo mylimy pojęcia województwa śląskiego ze Śląskiem, to jesteśmy jednak ziemią historycznie i etnicznie małopolską (do rozbiorów województwo krakowskie, w międzywojniu kieleckie).
Oprócz przywiązania do rodzinnego miasta, czuję dumę ze swoich korzeni, zarówno ze stron kieleckich po mieczu (wsie Węgrzynów Stary i Jasieniec, gmina Słupia, powiat jędrzejowski), jak i po kądzieli ze stron krakowskich (przodkowie dziadka wywodzą się z ziemi olkuskiej) oraz z terenów wschodnich (kresowe pochodzenie babci). Zawsze zadawałem bardzo dużo pytań rodzicom, dziadkom o ich korzenie. Niewątpliwie najbardziej interesowały mnie korzenie babci po kądzieli. Może dlatego, że są najbardziej tragiczne?
Pisałem ten felieton 10 lipca, w przeddzień 72 rocznicy Krwawej Niedzieli, która miała miejsce w międzywojennym województwie wołyńskim II Rzeczypospolitej Polskiej. Ukraińscy nacjonaliści, kierowani nienawiścią do Polaków, wymordowali kilkanaście tysięcy ludzi w ciągu jednej nocy. Rocznicę tę przyjmuje się umownie jako dzień ofiar ludobójstwa... No właśnie, jakiego ludobójstwa, skoro uchwalono na Wiejskiej, że była to czystka etniczna o znamionach ludobójstwa? Czy zwinięcie batona ze sklepu to czystka asortymentu sklepowego o znamionach kradzieży?
Nie jest to też wyłącznie ludobójstwo wołyńskie. Ukraińscy nacjonaliści bezlitośnie mordowali Polaków, Żydów, Ormian, a także i swoich rodaków (jeśli odmówili nurzania rąk w niewinnej krwi) również w tarnopolskim, lwowskim, jak i w stanisławowskim, o czym do dziś niestrudzenie przypomina, prócz historyków, ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski czy pisarz Stanisław Srokowski, którego proza posłużyła Wojciechowi Smarzowskiemu za inspirację do mającego się ukazać w 2016 roku filmu "Wołyń" z Arkadiuszem Jakubikiem w roli głównej. Proza Srokowskiego, niecenzurująca tragicznych wydarzeń, pełna bolesnej prawdy, opowiada o tym, co zostało zapamiętane przez chłopca będącego zarazem narratorem. Jak pisze autor w posłowiu zbioru opowiadań pt. "Strach": "Najważniejszym zadaniem było oddanie klimatu zbrodni, pokazanie zwyrodnienia, degeneracji istoty ludzkiej, wyrastającej z obłędnej ideologii nacjonalizmu, jako zjawiska społecznego i politycznego (...) Lepiej więc wiedzieć, co się zdarzyło na Kresach, niż nie wiedzieć i czekać z założonymi rękami, aż tragedia się znowu powtórzy". Bohaterem jednego z opowiadań w ostatnim zbiorze "Strach" jest Zygmunt Rumel – kresowy poeta, zwany "Baczyńskim Kresów", który został bestialsko zamordowany przez ukraińskich nacjonalistów – najprawdopodobniej został rozerwany przez konie.
Z województwem tarnopolskim były związane losy rodziny mojej babci. Ona sama urodziła się w 43 roku w powiecie Kamionka Strumiłowa i miała w dowodzie osobistym wpisane przez komunistów (podobnie jak i jej starsze rodzeństwo i krewni) miejsce urodzenia – ZSRR. Babcia, jako że była najmłodsza, pamięta tyle, ile usłyszała od rodziców i starszych braci. Od krewnych wyszukanych w internecie dowiedziałem się wielu ciekawych informacji. Rodzina Kaliszczaków uciekła z Kresów w 44 roku, a więc rok po urodzinach babci oraz po uznawanej za kulmincję tych piekielnych wydarzeń – Krawej Niedzieli. Moja rodzina życie zawdzięcza niemieckim żołnierzom, którzy wówczas u moich pradziadków mieszkali. W czasie kiedy ukraińskie ataki zaczęły się nasilać, płonęły wsie, Niemcy ostrzegli moich przodków i zasugerowali opuszczenie majątków – inaczej wszyscy zostaliby wyrżnięci przez honorowane dziś na Ukrainie bandy UPA. Pradziadkowie nie przyjęli gospodarki na Ziemiach Odzyskanych, ponieważ, jak mówił mój pradziadek Karol Kaliszczak – "nie po to od Ukraińca uciekałem, żeby do Niemca trafić". Ostatecznie, po długiej tułaczce, zamieszkali w domu po wysiedlonych w ramach Akcji "Wisła" Ukraińcach we wsi Poździacz pod Przemyślem (dziś Leszno). Po latach, kiedy wszystkie dzieci były już dorosłe, babcia z najstarszym bratem zamieszkała ostatecznie w Zawierciu, natomiast pozostali zostali w dzisiejszym podkarpackim – w Przemyślu, w Rzeszowie i w Mielcu. Z radością jeździłem i zamierzam jeździć w tamte miejsca, zwłaszcza do przepięknego Przemyśla, aby odwiedzać groby przodków, a także wstąpić do żyjących krewnych, których poznałem dzięki internetowi. Stojąc nad grobem pradziadków na zasańskim cmentarzu w Przemyślu zawsze popadam w refleksję nad tym, jak ciężkie życie musi mieć ktoś, kto zostawia cały dobytek i ucieka przez oszalałą bandą bezlitosnych morderców, którzy jeszcze tydzień wcześniej byli, choć mówili nieco inaczej i inaczej czynili znak krzyża - dobrymi sąsiadami.
Nie chcąc być przesadnie patetycznym stwierdzam, że to, co przeżywali Polacy na wschód od Buga nie może zostać zapomniane, choć z upływem czasu pamięć ludzka się wyciera i jeśli przeszłość nie jest należycie starannie odkurzana przez historyków – umiera wraz ze świadkami historii. Pisze Celine w pesymistycznym tonie: "Za jakieś dziesięć tysięcy lat, mogę się o to założyć, cała ta wojna, chociaż dzisiaj wydaje nam się niezwykła i wyjątkowa, będzie kompletnie zapomniana... Może paru erudytów będzie się sprzeczało tu czy tam, przy jakiejś okazji, o datę największej hekatomby, która mogła mieć decydujące znaczenie... Ale tylko tyle udało się do tej pory ludziom zapamiętać na ten temat na przestrzeni wieków, lat, a nawet kilku godzin".
Być może to właśnie dzięki opowieściom babci i jej wylewanym za każdym razem łzom zainteresowałem się historią ludzi ze wschodnich rubieży przedwojennej Polski, którzy musieli z dnia na dzień zostawiać cały dobytek i udać się w nieznane – żeby sparafrazować tytuł powieści Celine'a - w podróż do kresu... Kresów – krainy wielokulturowej, wieloreligijnej, która – w największym stopniu – ukształtowała polską kulturę i wydała na świat Mickiewicza, Słowackiego, Herberta, Josepha Conrada, Miłosza, Orzeszkową, Czesława Niemena i wielu wielu innych.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt