Herbata łzami słodzona - ziarena
Proza » Obyczajowe » Herbata łzami słodzona
A A A
Od autora: Jedna z tych historii, które zdarzyły się na prawdę, tych najlepszych, przez życie pisanych.

To był jeden z tych dni, które zamazują się w nijakości. Jeden z tych dni, których wybiórcza pamięć nie rejestruje, a przynajmniej był taki do pierwszej przerwy. Jak zwykle z westchnieniem klapnęliśmy na plastykowe krzesełka. Te same kanapki, ta sama rurowata kawa z maszyny. To pieprzone obowiązkowe "smacznego" rozdawane wookoło jak kościelne "pokój z tobą".

Punktem zwrotnym był telefon, który zaczął dzwonić i wibrować jednocześnie. Tak śmiesznie przy tym kręcił się w kółko na wytartym blacie, puki koścista dłoń Basi nie podniosła go ze stolika. Halo?! Uciekł zasięg. Basia wstaje, przeciska się przez tłum i wybiega na zewnątrz. Kawa się wylała i ścieka z blatu na nasze kolana. Poszły w ruch papierowe ręczniki. Nie pierwszy raz. Nie wiem czy to te kubki takie chybotliwe czy my tacy nierozgarnięci. Poszedłem kupić drugą. Gdy wróciłem, Basia już siedziała na swym stałym miejscu. Wystarczył rzut oka, aby zauważyć, że coś się w niej zmieniło. Jej niemłoda już twarz pociemniała i spochmurniała niczym nieobliczalne angielskie niebo. Schowane za grubymi oprawkami niemodnych okularów oczy zaszły łzami. - Kurwa!!! - Basia przeklęła na tyle głośno, że prawie wszyscy w kantynie na nią spojrzeli. Nagle zerwała się z miejsca i zakrywając chudą dłonią twarz, wybiegła na korytarz.

Okazało się, że przez tą krótką chwilę, gdy maszyna do kawy nalewała mi do kubka jakąś wątpliwą mętną ciecz, życie Basi waliło się w gruzy. W tym samym momencie lekarz z polskiej przychodni uświadamiał Basię najdelikatniej jak potrafił, że jest chora na raka jajnika.
Nie mieliśmy jej zobaczyć przez następne osiem miesięcy. Przez ten czas nikt nawet nie odważył się usiąśc na jej miejscu. Nie wiadomo czy z szacunku, współczucia, czy może z obawy, żeby nie podzielić jej losu.

Niezmordowane tryby naszej monotonnej codzienności kręciły się jednak dalej. Już po kilku dniach zapomnieliśmy o Basi, chociaż czasem oczami wyobraźni widziałem jej szczupłą twarz sparaliżowaną przez strach, bół i rozgoryczenie. Twarz niegodzącą się z przewrotnym losem.

Świat jednak kręcił się dalej. Noc następowała po dniu, a dzień po nocy. My natomiast umieraliśmy każdego dnia coraz bardziej, pochyleni nad kawopodobnym płynem, podczas gdy Basia tysiące kilometrów stąd ze wszystkich sił walczyła o życie.

Gdy wreszcie wróciła i wypełniła puste miejsce na wprost mnie, uciekałem wzrokiem gdzie się dało. Nie potrafiłem spojrzeć jej w twarz ze świadomością, że wątpiąc w jej wyzdrowienie, tak naprawdę w swojej głowie wykasowałem ją z listy osób mi znanych.
Jej widok sprawiał ból. Wcale nie dlatego, że agresywne formy leczenia odcisnęły swoje piętno na jej twarzy. Ona po prostu była żywym, choć wycieńczonym wyrzutem sumienia.

Zmieniła się. To dziwne, że rak atakuje różne narządy, ale najbardziej zmienia to co siedzi w głowie. I w sercu oczywiście. Może to takie mentalne przerzuty są.
Basia kiedyś była taka jak my. A teraz... a teraz to tak jakbyśmy mówili róznymi językami. Jakby skutkiem ubocznym chemii było psychiczne upośledzenie. Za każdym razem milczy, kiedy zaczynamy nasz codzienny koncert zażaleń, pretensji i wszelakich frustracji w stosunku do świata całego. Czasem coś jednak powie, ale tylko na temat swoich dzieci, a zwłaszcza wnuków. Zapytana o plany, odpowiada jedynie, że nie ważne gdzie będzie mieszkała, byle blisko rodziny.

Już więcej się nie dziwi, nie przytakuje, nie złości razem z nami. Ciągle się tylko tak delikatnie uśmiecha. Choroba upośledziła jej percepcję beznadziei i bezsensu tego życia.

Niezależnie od siebie nawzajem wpadliśmy na pomysł, aby jakoś tak dyplomatycznie powiedzieć Basi, że my już nie chcemy z nią siedzieć. Owa uwierająca nasze mózgi myśl, po raz pierwszy wyszła z moich ust. Miała wtedy wolne. Pamiętam, bo zaznaczałem te dni w kalendarzu, który wisiał u mnie w domu na ścianie w kuchni. Kiedy jej nie było, mogłem bez skrępowania patrzeć wtedy przed siebie i swobodnie wyciągnąć nogi.

Zjadłem hermetycznie pakowane kanapki z maszyny. Wytarłem kąciki ust husteczką higieniczną i nachyliłem się nad stołem. Pozostali od razu wyczuli konspiracyjną postawę, którą przyjąłem i nadstawili ucha.

- Słuchajcie, nie wiem jak wy, ale myślę, że trzeba coś z tym zrobić?
- Ale z czym?
- Noo... hmmm... - wskazałem palcem puste plastikowe krzesełko naprzeciwko mnie.
- Aha - powiedział Sebastian i pokiwał głową zamyślony.
- Ale co tu można zrobić?! - Krzyknęła szeptem Iga - Chyba, że będzie miała nawrót choroby...
- Nie no, na to wpływu nie mamy, ale nie można tego tak zostawić, bo tu się żyć na tej przerwie nie da.
- No niestety. Nie poznaję Baśki. Znam ją przecież od tylu lat. Teraz to kompletnie inna osoba. - Westchnął Sebastian - Słuchajcie, a może po prostu z nią pogadamy, co? Może by się jakoś otrząsnęła?
- Nie wydaje mi się. To trzeba załatwić od razu. Nie chcę już więcej znosić jej widoku. Wiesz jaka to jest męczarnia siedzieć z nią twarzą w twarz i skupiać się tylko na tym, żeby nasze oczy się nie spotkały?! Aż mi te cholerne kanapki w gardle stają. Nabawie się wrzodów, albo przynajmniej niestrawności.
- Sprawę trzeba stawiać jasno. Jak nie chcemy z nią siedzieć, to trzeba jej o tym powiedzieć i już. - Dodała Iga.
- Dokładnie. Też tak myślę. Nie ma co, jutro na pierwszej przerwie to załatwimy. - Oznajmiłem.
- Ale kto jej o tym powie? - Spytał Sebastian.
- Właśnie, to też trzeba ustalić. Uważam, że powinieneś zrobić to ty? - Odpowiedziałem.
- Dlaczego ja?!
- No bo ty masz z nią, to znaczy miałeś najlepszy kontakt. - Stwierdziła Iga. - Więc to chyba najlepsze rozwiązanie, co nie?

Sebastian nic nie odpowiedział, tylko spuścił głowę.

- Nie przejmuj się. - Poklepałem go po ramieniu. - Czasem trzeba ludziom mówić bolesną prawdę. Jak długo mielibyśmy jeszcze udawać? - Nie czekałem na odpowiedź, tylko mówiłem dalej. - Jestem pewien, że Basia też się tu z nami męczy. Pewnie jej ulży, gdy już nie będzie z nami musiała siedzieć. Założę się, że sama chciałaby wziąść z nami ten "stolikowy rozwód". - Zaśmiałem się, a Iga wraz ze mną. - Tylko nie ma odwagi, albo pomysłu jak to zrobić. Zrobimy jej tylko przysługę. A raczej ty jej zrobisz. To dobry uczynek.

Sebastain podniósł wreszcie wzrok. Wyglądał tak, jakby miał za chwilę zwymiotować. - Tak... pewnie masz rację. - Powiedział zrezygnowanym głosem.

Następny dzień nie różnił się niczym od pozostałych. No może jedynie liczbami, które były wyczytywane przez kierownictwo przed rozpoczęciem zmiany. Sebastian chyba jednak nie wymiotował, bo jego twarz wyglądała dokładnie tak samo, jak dnia poprzedniego, a może nawet troche gorzej. Cera mu poszarzała. Pewnie przez stres nie spał w nocy. W ciemności przewracał się z boku na bok przy akompaniamencie chrapiącej żony i układał różne wersje tego, co miał powiedzieć Basi. Basia z kolei przyszła rozpromieniona. Tak jak zawsze postawiła torbę na krzesełku obok i jak zawsze powiedziała "dzień dobry wszystkim". Nie wiem dlaczego, ale słowo "wszystkim" pojawiło się, gdy wróciła po chorobie.

Te cztery godziny od rozpoczęcia pracy do pierwszej przerwy ciągnęły się niemiłosiernie. Sebastian był rozpisany na wózku widłowym, ale widziałem, jak poleciał do kierownika. Coś tam mu tłumaczył. Kierownik cos odpowiedział i Sebastian poszedł na linię produkcyjną, a na wózek wysłali kogoś innego. Basia pracowała swoim zwyczajnym tempem, nieco wolniejszym niż kiedyś. Miała na twarzy ten sam, niesłabnący subtelny uśmiech. Obdarowywała nim każdego, kogo napotykała na swojej drodze. Bardzo mnie to drażniło. Podejrzewam, że to był kolejny powód, dlaczego nie chciałem jej patrzeć w oczy.

Wreszcie nadeszła godzina dziewiąta. Na hali zapanowało rozluźnienie. Ludzie pozdejmowali rękawice i niespiesznym krokiem udali się do kantyny. Mamy taki utarty zwyczaj, że po umyciu rąk zbieramy się pod zegarem do odbijania kart i idziemy na przerwę razem, we czwórkę. Dzisiaj ustaliliśmy jednak, że musimy być kilka chwil przed Basią. Tak też zrobiliśmy. Wśród rozmów i śmiechów innych, niczego nieświadomych pracowników usiedliśmy przy naszym stoliku i zaczęliśmy rozpakowywać kanapki. Basia pewnie właśnie stała pod zegarem sama i zastanawiała się gdzie tez się podzialiśmy.

Siedzieliśmy w milczeniu. Pierwszy gryz. Ten sam nudny smak, którego już prawie nie czułem. Ukradkowe spojrzenie na podwójne drzwi prowadzące z korytarza do kantyny. Drugi gryz. Łyk ohydnej kawy. Sebastian nie odwinął swojej bułki ze sreberka, ani nie sięgnął po parujący kubek. Pocierał tylko rękami kolana i kiwał się jak w chorobie sierocej. Z drugiego końca kantyny doszedł nas pisk i śmiech. Spojrzeliśmy odruchowo. Maryśka znowu wylała herbatę. Nawet nie zauważyliśmy kiedy Basia pojawiła się w drzwiach. Stanęła nad nami.

- Smacznego wszystkim! - Zmroziło mnie, a Sebastian się wyprostował jakby kij połknął. - Czekałam na was przez chwilę, ale szedł dyrektor i musiałam się odbić. Nie gniewajcie się. Widze, ze was też przyłapał. Idę po kawkę. - Rzuciła radośnie i poszła do maszyny.
Spojrzałem na Sebastiana. Wyglądał tak, jakby chciał się schowac do samego siebie. Iga z nieobecnym wzrokiem wolno przeżuwała kanapkę. Basia przyszła z kubkiem w ręku.
- Wiecie co mój wnusio wczoraj zrobił? - Zaczęła zanim jeszcze usiadła. Spojrzałem ponownie na Sebastiana, ale ten odwracał wzrok, zupełnie jak ja kiedy unikałem spojrzenia Basi. Pod stołem kopnąłem go w nogę, ale nie zaeragował. Basia usiadła i wyjmowała kanapkę z torby. - Wzięłam go do parku. Karmiliśmy kaczki. Spytał się czy te małe kaczuszki też mają babcię. Zanim mu odpowiedziałam. Rozpłakał się i powiedział, że nie chce, żeby biały pan - tak mówi na lekarza - znowu mnie zabrał.

Mijały sekundy a Sebastian nie reagował na moje coraz mocniejsze kopniaki. W końcu bez słowa wstałem, wziąłem swoją kawę, śniadanie i przeszedłem do innego wolnego stolika po drugiej stronie kantyny. Nogi zrobiły mi się cholernie miekkie. Czułem na sobie spojrzenia innych. Iga poszła za mną. Na końcu dołaczył do nas tchórz Sebastian. Kątem oka widziałem zaskoczoną minę Basi. Nie namyślając się zbyt długo wzięła swoje rzeczy i przeszła do nas.
- A co tam wiało z wentylatorów? W sumie tu chyba bedzie lepiej.
"Co ona sie kurwa taka rozgadana dzisiaj zrobiła?!" - Pomyślałem.

Nie namyślając się znowu wstałem i poszedłem do jeszcze innego stolika. Iga i Sebastian zrobili to samo. Spostrzegłem, że w kantynie zrobiło się cicho. Chyba pozostali obserwowali nasz chcocholi taniec. Teatralnym gestem odgarnąłem włosy, by móc niby przypadkiem spojrzeć na Basię. Siedziała totalnie zaskoczona, a raczej zszokowana. Nie wiedziała co ma o tym myśleć. W końcu chyba jednak zrozumiała. Bolesna świadomość ujawniła się w drżącej dolnej wardze i łzach które spłynęły po wychudzonym policzkach. Jedna spadła na porysowany blat, a druga wpadła do herbaty. Ciszę przerywaną jedynie pojedynczymi szeptami zmąciło zawodzenie, a w zasadzie pojedynczy jęk bólu, który zdołal się wydostać. Kolejne Basia z trudem zamknęła w swoim sercu. Tak jak wtedy poderwała się, chwyciła za swoją torbę i pociągając nosem szybkim krokiem skierowała się do wyjścia. Przystanęła nad nami i wycedziła - Jakie to jest żałosne! - Wtedy ostatni raz nasze oczy się spotkały. Bałem się jej. Do tej pory nie wiem, dlaczego, choć czasem się zastanawiam. Może dlatego, że była uosobieniem wszystkiego co napawało mnie lękiem. A może dlatego, że... a z resztą, nie ma co nad tym rozmyślać. I tak to już niczego nie zmieni.

Basia już nigdy nie pojawiła sie w naszej fabryce. Podobno weszła do biura, zarządała kartki i długopisu i napisała drżącą ręką wypowiedzenie ze skutkiem natychmiastowym. Ludzie przez jakiś czas nie chcieli z nami gadać. Ignorowali nas. Niektórzy robią to po dziś dzień, ale większosć w końcu zapomniała, tak jak my zapomnieliśmy o Basi. Co odważniejsi zarzucali nam, że rak nie dał Basi rady, ale my daliśmy i takie tam podobne, ale nie przejmujemy się tym z Igą. Tłumaczymy sobie, że wyświadczyliśmy jej przysługę, bo nie musi już tkwić w tym kołchozie.


Jedynie Sebastian kolejnego dnia wybłagał przeniesienie na nockę.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
ziarena · dnia 23.07.2015 03:35 · Czytań: 640 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 8
Komentarze
skroplami dnia 24.07.2015 20:56 Ocena: Świetne!
Mocne i prawdziwe jak cholera.
Mam nadzieję że to nie spowiedź bo nie dam Ci rozgrzeszenia.
ziarena dnia 24.07.2015 22:42
Witaj skroplami

Nie jest ze mnie aż taki drań, ale Twój komentarz odbieram jako komplement :)

Pozdrawiam!
Figiel dnia 25.07.2015 17:26
Witaj, ziarena:)
Niezmiernie ciężko mi się Twój tekst czytało, lecz nie z uwagi na styl, a temat. Choroba, szczególnie ta ciężka, zmienia i samego chorego i jego otoczenie. To ostatnie najczęściej nie wytrzymuje presji, nie wie jak traktować jego nową odsłonę i w podejściu plasuje się bliżej zaraźliwego trądu niż przewlekłego niedomagania. No cóż, przysługa oddana Basi raczej z tych niedźwiedzich, ale każde wytłumaczenie jest dobre, gdy obiekt już nie razi swoją obecnością.
Dobry tekst, ale warto go trochę dopracować:wyodrębnić części dialogowe i narracyjne przez prawidłowe zapisy dialogów, poprawić literówki, zlikwidować błędy ortograficzne takie jak ten:
Cytat:
Po­dob­no we­szła do biura, za­rzą­da­ła kart­ki


i ominąć niezręczności:

Cytat:
- Ale co tu można zro­bić?! - Krzyk­nę­ła szep­tem Iga


w postaci krzyku szeptem, bowiem szept i krzyk to zupełnie różne natężenia siły głosu.

Poza tym, podobało mi się. Dobrze, że sięgasz po takie tematy.

Pozdrawiam serdecznie:)
ziarena dnia 25.07.2015 23:48
Witaj Figiel :)

Dziękuję za komentarz i rady. Z dialogami zgadzam się zupełnie, ale "krzyk szeptem", był zamierzony. Uwielbiam takie paradoksy. Poza tym jest to możliwe. Ma prawdę można krzycześ szeptem :)

Pozdrawiam!
ander dnia 28.07.2015 04:27
Niezły tekst. Jest tu trochę prawdy o ludziach niestety. Zdarzało mi się pracować w takich "kołchozach" i sądzę, że więzi między ludźmi, którzy spotykają się w tego typu miejscach są bardzo powierzchowne. Z drugiej strony nie do końca rozumiem te "wyrzuty sumienia". Rozumiałbym gdyby wątpili w wyzdrowienie kogoś, kogo kochali. Rozumiałbym wyrzuty i idące za nimi odseparowanie się od nieszczęsnej kobiety, gdyby była kimś bliskim, od kogo odsunięto by się jeszcze w trakcie leczenia, wydając niejako wyrok za życia. Ludzie tacy są, w wielu przypadkach, że uciekają od kogoś, kogo zawiedli, ponieważ nie lubią, gdy widok kogoś przypomina im o tym, że są... tylko ludźmi i niekoniecznie brzmi to dumnie. Z uwagi jednak na to, że byli raczej wyłącznie "znajomymi z pracy" bardziej naturalną reakcją wydawałaby mi się obojętność maskowana uprzejmym potakiwaniem. Coś w stylu "choroba ją zmieniła i już z nią nie pogadasz", ale wyrzuty sumienia? Jak napisałem w takich miejscach relacje są zbyt powierzchowne, nikt się za bardzo nie przywiązuje i nie ma tej "bazy emocjonalnej" do późniejszych wyrzutów sumienia. To jednak tylko moje wrażenie, broń boże zarzut, ponieważ opowiadanie jest bardzo dobre, a detale w rodzaju ortografii, interpunkcji itd. zawsze można poprawić. Według mnie się liczy komunikacja z czytelnikiem, zatem to czy potrafi się z tekstem utożsamić. Ja rozpoznaję sytuację, pewne zachowanie ludzi w miejscach pracy, co świetnie zostało opisane, ale nie znajduję wystarczającego psychologicznego prawdopodobieństwa w przyczynach takiego zachowania bohaterów z uwagi na płaszczyznę na jakiej się spotykają. Pozdrawiam :)

http://casusaniola.pl/21-duch/
ziarena dnia 28.07.2015 22:40
Drogi/a ander!

Przede wszystkim bardzo dziękuję za tak wnikliwy i rozwinięty komentarz. Nie często ktoś poświęca tyle czasu i energii, żeby sklecić kilka zdań o cudzym grafomaństwie. Wyrzuty sumienia bohater odczuwa, gdyż wraz ze zniknięciem Basi z tego ich małego światka, "wymazał" ją z listy znajomych, jakby nie zachorowała, ale już faktycznie umarła. Choć uchodził za bliższego kolegę z pracy, to jednak nie wysylił się aby zainteresować się Co u Basi słychać i jak przebiega leczenie, dlatego jej pojawienie się było jak grom z jasnego nieba.
A propos relacji w tego typu zakładach pracy, to nie do końca się z Toba zgodzę. Sam byłem światkiem niekiedy bardzo bliskich zażyłości, czasem kończących się ślubem i płodzeniem dzieci ;)

Ps. Za błędy przepraszam. Zawsze byłem na bakier z ortografią i interpunkcją.

Pozdrawiam!
Heisenberg dnia 29.07.2015 00:20
A mnie zastanawia, dlaczego w jednych tekstach zapisujesz dialogi prawidłowo, a w innych (jak tu) nieprawidłowo.

Cytat:
pla­sty­ko­we krze­seł­ka

Tzn. właścicielem krzeseł jest jakiś plastyk - nauczyciel plastyki, malarz albo ktoś taki?
(Nie no, wiem, "plastyk" i "plastik" to to samo i obie formy są dopuszczalne, ale nie mogłem sobie darować).
Cytat:
Punk­tem zwrot­nym był te­le­fon, który za­czął dzwo­nić i wi­bro­wać jed­no­cze­śnie. Tak śmiesz­nie przy tym krę­cił się w kółko na wy­tar­tym bla­cie, puki ko­ści­sta dłoń Basi nie pod­nio­sła go ze sto­li­ka. Halo?! Uciekł za­sięg. Basia wsta­je, prze­ci­ska się przez tłum i wy­bie­ga na ze­wnątrz. Kawa się wy­la­ła i ście­ka z blatu na nasze ko­la­na. Po­szły w ruch pa­pie­ro­we ręcz­ni­ki. Nie pierw­szy raz. Nie wiem czy to te kubki takie chy­bo­tli­we czy my tacy nie­roz­gar­nię­ci. Po­sze­dłem kupić drugą.

Potrzebne to skakanie po czasach, z przeszłego na teraźniejszy i powrotem?
Cytat:
jakąś wąt­pli­wą mętną ciecz,

Dobrze, że jeszcze nie wątpiącą. Może "wątpliwie wyglądającą"?
Cytat:
Już po kilku dniach za­po­mnie­li­śmy o Basi

Zapomnieli, ale pamiętali, żeby nie siadać na jej miejscu. Zaryzykuję stwierdzenie, że jednak nie zapomnieli.
Cytat:
Nie po­tra­fi­łem spoj­rzeć jej w twarz ze świa­do­mo­ścią, że wąt­piąc w jej wy­zdro­wie­nie, tak na­praw­dę w swo­jej gło­wie wy­ka­so­wa­łem z listy osób mi zna­nych.Jej widok spra­wiał ból. Wcale nie dla­te­go, że agre­syw­ne formy le­cze­nia od­ci­snę­ły swoje pięt­no na jej twa­rzy.

Plus dwa razy "swoje/j" i "ona" zaraz dalej.
Wychodzę z założenia, że lepiej powtórzyć parę razy imię, nazwę, jakieś "brzmiące" słowo, niż nieporadnie zaimkować. Zaimki zazwyczaj nie "brzmią" (nie czyta się ich dobrze w dużej ilości).
Cytat:
Owa uwie­ra­ją­ca nasze mózgi myśl, po raz pierw­szy wy­szła z moich ust. Miała wtedy wolne

"Owa uwierająca myśl" miała wolne? Czy Basia?
Proponowałbym wstawić "Basia" przed "miała", albo "Miała wtedy (...)" od nowego akapitu.
Cytat:
ale myślę, że trze­ba coś z tym zro­bić?

Pytasz czy odpowiadasz? ;)
Zamień pytajnik na kropkę. (Teraz to wygląda trochę tak, jakby bohater pytał samego siebie, czy myślał, że trzeba coś z tym zrobić. I wtedy wychodzi, że ma nie po kolei w głowie).

Później jest dialog i myślę sobie, że poruszone są w nim tematy zmiany Basi i tego, że znajomi "jej nie chcą", więc można wykasować połowę wcześniejszych akapitów, w których mówi o tym narrator. Na tak krótkie przestrzeni tekstu nie warto się powtarzać.

Kolejnych uwag dotyczących stylu nie wymieniam, bo pokrywałyby się w dużym stopniu z poprzednimi.



Tekst porusza trudny temat, trudny zarówno dla czytelnika (poważny, ciężki), ale też trudny dla piszącego. W mojej opinii wyszło Ci średnio. Problem niby ukazany, ale schematycznie. Wiem, historia jest bardzo życiowa. Jednak przymiotnik "schematyczny" bierze górę nad przymiotnikiem "życiowy". Oczywiście to moja subiektywna opinia, chociaż strasznie siliłem się na obiektywizm (np. próbowałem zapomnieć, że znam na pamięć "Breaking Bad", i że tekst, opisujący jak ludzie zmieniają się pod wpływem choroby swojej czy osób z otoczenia, musiałby być pieprzonym arcydziełem, abym był ukontentowany po lekturze).
ziarena dnia 30.07.2015 05:58
Dzięki Heisenberg za komentarz, ale przede wszystkim za wytknięcie błędów. Zdecydowanie będę zwracał większą uwagę na zaimki i czasy.

Ja nie znam "Breaking Bad" więc nie mam podobnych dylematów ;)

Acha, jeszcze jedno - tego plastyka to mogłeś sobie darowac jednak :)

Pozdrawiam!
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty