- Co tam słychać w wielkim świecie? - Marek postawił zakupy na stole w kuchni i jeszcze w kurtce zajrzał do żony. - Jak tam?
- Mnie pytasz? To ty wychodzisz do biura, ja zostaję tutaj.
- No właśnie, kochanie, biuro to nie świat. Cały dzień serfujesz po necie, więc widzisz i wiesz znacznie więcej.
- Może widzę, ale co z tego? Nic! Kompletnie nic.
Żal i gorycz, z jakimi wypowiedziała te słowa, zwróciły jego uwagę. Odłożył sałatę do zlewu, wytarł ręce w kuchenną ścierkę i podszedł do łóżka.
- Co się stało?
- Nic! Jak zwykle nic. Komuś było źle, ale nikt tego nie widział. Nikt nie dostrzegł, że ta mała potrzebuje pomocy, że wystarczyłoby jedno dobre słowo, uśmiech czy współczujący uścisk dłoni, a ona żyłaby...
- O czym mówisz? - Patrzył na wykrzywioną gniewem i złością twarz żony i zastanawiał się, co ją tak poruszyło.
- Bo przeczytałam tę historię - opis samotności, wyobcowania, zamykania się przed światem, który krzywdzi, spycha na margines, aż wreszcie prowadzi do śmierci...
- Krysiu, rozumiem, że to kolejne opowiadanie na tym twoim portalu, tak?
- Tak.
- Więc chciałem ci przypomnieć, że to wszystko jest fikcją. Ta dziewczynka nie istnieje, nikt jej nigdy nie widział, nikt jej nie skrzywdził i to autor wszystko wymyślił.
- Nie wymyślił, rozumiesz? - prawie na niego krzyczała. - Nie wymyślił! On zobaczył maleńki fragment tej historii, a potem dopisał resztę.
- Jaki fragment zobaczył? - spytał łagodnie, ujmując jej dłoń.
- Jej twarz! Smutne oczy, usta wykrzywione przerażeniem, ślady łez na policzku...
- I to wystarczyło, żeby napisał całą historię?
- Tak, bo on poczuł tę dziewczynkę, zrozumiał jej strach i ból. I samotność...
- To dlaczego jej nie przytulił i nie pocieszył? - spytał Marek, ale zrobił to bardzo cicho, już w drodze do kuchni. Tak, żeby nie słyszała. Głośno zaś poinformował, że odgrzewa obiad.
* * *
Noc nie zawsze jest straszna. Czasem otula ciepłym aksamitem, kołysze w ramionach jak matka, całuje powieki delikatnie, że aż łaskocze i robi to tak długo, póki ona nie zaśnie, wsłuchana w spokojny, głęboki oddech Marka.
Krysia już nie pamięta ciepła jego ciała obok siebie. Śpi, skulony jak dziecko, na łóżku obok. Blisko, żeby w każdej chwili być do jej dyspozycji. Daleko, żeby nie zaplątać się w wężyk kroplówki. Ale nie czuje bicia jego serca.
Dziś w nocy nie będzie krzyczała, pozwoli mu się wyspać, bo przecież on rano musi wstać do pracy. Dziś w nocy nie dopuści, by potwory wypełzły z zakamarków. Dziś w nocy będzie snuła łagodne, kolorowe opowieści, które stłumią rodzący się ból. Dziś w nocy jeszcze uda jej się normalnie spać.
* * *
- No, jak tam, kochanie? Pani Halinka mówiła, że byłaś dziś wyjątkowo spokojna, zaczytana. Prawie z nią nie rozmawiałaś! - Marek powiesił kurtkę w przedpokoju i zajrzał do żony.
- To nie pani Halinka! - Głos kobiety dźwięczał strachem, dygotał i trząsł się.
- A kto, jak nie Halinka? - Marek przysiadł na krześle obok łóżka i ujął dłoń żony.
- To potwór. Dokładnie taki, jak opisali. Czyha tylko na dogodną okazję, żeby mnie dopaść.
- Skarbie, opowiadasz głupoty. Byłyście cały dzień same, gdyby chciała, już by cię dopadła, prawda?
- Nie udało jej się, bo jestem sprytniejsza. – Krysia uśmiechnęła się triumfująco. – Cały czas byli oni!
- Kto?
- No, oni! - Zniecierpliwiona kobieta wskazała ręką laptop. - Rozmawiałam z nimi, kiedy się pojawiała. A ona udawała ciągle, że musi coś koło mnie zrobić – a to przynosiła proszki, zmieniała kroplówkę, poprawiała pościel...
- To należy do jej obowiązków – usiłował wtrącić Marek.
- Tak, ale wiesz, jak ona wtedy wyglądała? Oczy zwężały jej się w szparki i świeciły takim okrutnym, cytrynowym blaskiem, a zamiast paznokci pojawiały się szpony... Gdyby nie oni, już by mnie nie było...
Mężczyzna pochylił nisko głowę, a potem zwinął dłonie w pięści i przycisnął je do skroni. Po chwili spojrzał w twarz kobiety.
- Krysiu, ale ty jesteś bezpieczna, wiesz?
- Co ty bredzisz? A jak ich zabraknie? Wiesz, co ona zrobi, jak nie będzie świadków?
- Nic nie zrobi. Jesteś absolutnie bezpieczna, bo ona nie tknie twojej krwi!
- Jak to?
- Nie ruszy cię, bo jesteś chora, twoja krew jest chora i gdyby wypiła jej chociaż kropelkę, umarłaby natychmiast. Rozumiesz, kochanie?
Kobieta zamyśliła się na chwilę.
- Masz rację. Teraz już wiem, dlaczego zawsze zakłada rękawiczki zanim mnie dotknie.
* * *
Noc nie zawsze jest straszna. Czasem przylatują motyle i ważki, żeby rozświetlić mrok refleksami srebrnych i złotych błysków. Zjawiają się nie wiadomo skąd i tańczą. Najpierw wokół stojaka z kroplówką, potem wokół lampki nocnej, a później pod sufitem, by na koniec wypełnić cały pokój. Wirują tak szybko, że od obserwacji kręci jej się w głowie, ale nie może oderwać od nich wzroku. I nawet nie chce tego, bo za zamkniętymi powiekami panuje całkowita ciemność. Zimna i wroga. W niej rodzi się ból i jeśli nie otworzy oczu, będzie narastał do crescendo, aż zacznie krzyczeć i obudzi Marka. A te piękne owady łagodzą cierpienie, rozśmieszają ją nawet. O, właśnie jeden motyl stworzył bańkę, wypuścił ją ze ssawki i pozwolił odpłynąć. Przez chwilę kula wiruje pod sufitem, ale ważka nie może oprzeć się ciekawości i dotyka jej czułkami. To wystarczy, by krucha powłoka rozbryznęła się i mokrymi cząsteczkami osiadła na twarzy Krystyny. Kobieta chichocze, bo łaskoczą ją w nos. Motyle wypuszczają więcej baniek, a ważki rozrywają je. Coraz więcej wilgotnej mgły spada na wychudłe ciało. Już cała skrzy się tęczowym blaskiem, ale one nie przestają. Wkrótce jest otoczona kokonem z rozpryśniętych baniek i czuje, jak warstwa po warstwie jej pancerz tężeje. Kurczy się i ściska. Przygniata swoim ciężarem, dusi. Chce zawołać Marka, ale do gardła wpadają kolejne krople i natychmiast tworzą czop, przez który nie może przebić się jej głos. Rzuca się, usiłując rozkruszyć skorupę, z nadzieją, że hałas zbudzi męża. Usłyszał! Przybywa na ratunek, gołymi rękoma usiłuje rozbić pancerz, uwolnić ją, ale brak mu sił. Marku, pospiesz się. To miażdży mi kości! Ból jest nie do zniesienia, tak potężny, że w końcu wyciska z gardła zastygłą masę i wreszcie wydobywa się krzyk, który przechodzi w skowyt. Marku, pospiesz się! Ja już nie wytrzymam dłużej...
Nareszcie udaje mu się naruszyć konstrukcję, odłamany fragment rani ją w ramię, ale to nic, bo dalej idzie już szybciej. Kawałek po kawałku odpada skorupa. Wreszcie może zaczerpnąć oddechu. Wreszcie może otworzyć oczy. Nie ma już ważek i motyli. Ale jest Marek. Masuje jej ramię.
- Już dobrze, kochanie, już dobrze – powtarza jak zahipnotyzowany, a oczy dziwnie szklą mu się w blasku lampki. - Już dobrze...
- Pewnie że dobrze, bo przegoniłeś te wstrętne owady. A ja myślałam, że są moimi przyjaciółmi.
* * *
- Zrób mi zastrzyk...
- Nie mogę, Krysiu, dostałaś dwie godziny temu!
- Zrób mi zastrzyk! - Jej głos nie prosi, nie błaga. Jej głos rozkazuje, żąda. Wwierca się w mózg, sączy jadem do ucha. - Gdybyś mnie kochał, ale tak naprawdę kochał, zrobiłbyś mi ten zastrzyk. Albo dwa, albo pięć. Żebym przestała czuć... Nienawidzę cię!
- Krysiu, nie mów tak! Kocham cię.
- Powtarzasz to cały czas. Kocham cię, to dla twojego dobra... Jakie to moje dobro? Czy cierpienie może być dobrem?
- To Bóg tak chce, Krysiu. - Głos mężczyzny jest cichy i niepewny.
- Gówno, nie Bóg. Jaki Bóg chciałby, żeby jego wyznawcy cierpieli, co? A nasz podobno jest dobry, łagodny. Nie uwierzę, że może chcieć czyjegoś cierpienia. To ludzie wymyślili te bzdury. Dlaczego psa, który cierpi, można uśpić, a mnie nie? Powiedz mi, dlaczego? Czy jestem w czymś gorsza od tego zwierzęcia?
- Ale przecież wierzysz w Boga i niebo?
- Wierzyłam. Kiedyś. Teraz wierzę w czarną dziurę. Wiesz, takie coś, co kurczy się i kurczy, a kiedy wydaje się, że już bardziej nie może, ono nadal się kurczy i przechodzi na drugą stronę. I wciąga ze sobą wszystko. I Boga, i psa, i mnie, tylko daj mi ten zastrzyk, błagam cię!
- Kochanie, nie mogę. Lekarz powiedział, że nie częściej niż...
- Ten lekarz gówno wie. I ty gówno wiesz. Pamiętasz tę książkę, którą chciałam ci przeczytać? Pamiętasz? To była powieść o nas. Ktoś ją napisał dla mnie, żebym wiedziała, co mnie czeka. Że mnie zabijesz, choć będziesz cały czas taki słodki... Zrób mi ten zastrzyk, słyszysz do cholery. Zastrzyk!
Poczuła lekkie ukłucie i spojrzała w twarz ukochanego. Wiedziała, że to ostatni raz.
- Jesteś uodporniona na wszystkie możliwe cholerstwa. Możesz ruszać na podbój kosmosu! Przygotuj dla nas nową Ziemię!
- Jak najdalej od ciebie! - zaśmiała się i przytuliła policzek do jego dłoni. - I od twoich cholernych szczepionek.
- Idź już, czekają na ciebie!
Faktycznie, grupa kilkunastu osób ubranych w jednolite, białe kombinezony stała przed wejściem do pojazdu. Szef machnął na nią ponaglająco. Po chwili znaleźli się we wnętrzu. Część zasiadła w kabinie sterowniczej, resztę skierowano do pomieszczeń hibernacyjnych. Rozebrała się i naga wsunęła do kapsuły. Przez chwilę denerwowała się, szczególnie gdy zamykało się nad nią przezroczyste wieko. Ale zaraz, zgodnie z zaleceniami komputera, ułożyła się wygodnie. Było ciepło, cicho i bezpiecznie, jak w łonie matki. Znowu poczuła ukłucie. Uśmiechnęła się lekko. Tym razem to nie Marek. Automat iniekcyjny wstrzykiwał jej różne preparaty, by mogła zasnąć i tak samo bezpiecznie się obudzić. Jeszcze jedno ukłucie. I kolejne.
- Będę na ciebie czekać, Marku. Wszystko przygotuję. Upiekę dla ciebie sernik na powitanie.
Tę ostatnią przed zaśnięciem myśl przesłała mężowi telepatycznie. Wiedziała, że ją odbierze. Od zawsze potrafili tak się porozumiewać.
* * *
Włączył laptop i otworzył jej ulubioną stronę. Przez chwilę zastanawiał się, czy powinien ich powiadomić. Wyciągnął palec i pogłaskał trójkolorowego kota na awatarze. A potem przesłonił dłonią jej nick. Spomiędzy palców wypływały słowa. Ale bez ironicznego skrzywienia ust, bez pobłażliwego chichotu, bez dziecinnego zachwytu to już nie są jej słowa. Jej też już tu nie ma. Nie istnieje.
Nic im nie powie, bo po co? Nie znali jej. Nawet jej imię pozostało tajemnicą. Nie mieli pojęcia, czy kocha, czy cierpi. Czy umiera. Była tylko słowem na wirtualnym papierze.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt