Gdy o tobie myślę, widzę tani, amerykański motel. Wiesz, obskurny, z obrzydliwym recepcjonistą, spermą na pościeli i zaschniętą krwią w wannie. Dziurę w której naćpani viagrą senatorzy dymają nieletnie prostytutki, a my w niej mieszkamy, żyjemy; oddychamy spalinami, jajkami i bekonem, a żywimy się kinem samochodowym.
Z tym mi się właśnie kojarzysz. Tu właśnie jesteś, całą sobą, zniszczoną i gładką jak powierzchnia lustra, przepoconą i świeżą, na wpół martwą i śmiejącą się z żywych trupów. Kręcisz dupą w knajpach, a ja krzyczę, przywiązany do sufitu:
- Satoru Iwata nie żyje!
Uśmiechasz się paskudnie, jakbyś spróbowała właśnie cytryny i odpowiadasz:
- Święć Kirby nad jego duszą. Wszyscy umierają.
- Michael Jackson - wymieniam. - Robin Williams.
- Brittany Murphy. - Masz jej oczy. - Terry Pratchett.
- Terry Pratchett nie żyje?
- Oczywiście. Gdzie byłeś przez kilka ostatnich miesięcy?
- Na księżycu.
Księżyc pachnie potem, ma wygodne poduszki i bardzo brudne kible. Żre się w nim parówki i pije zimną colę. Umiera powoli z nudów i powołania.
Na księżycu czuję się jak w domu.
Bawisz się moim nożem z rękojeścią udającą kozią nóżkę. Oblizujesz go. Krew kapie na podłogę i zostaje ci w kąciku ust. Z moich żył, prosto na twój język.
- Autodestrukcja - mówisz. - Za trzy, dwa, jeden...
- Nie mogę dokończyć, bo przywiązałaś mnie do sufitu.
- Sam się przywiązałeś. Trzeba było nie błagać o pomoc.
- Nie błagałem - kłamię.
- Nie oszukuj. - mówisz, sięgając po strzykawkę. - Znam cię lepiej, niż ktokolwiek inny.
***
Z łopatek kelnerki wystają gałęzie. Czarne, pokryte cierniami. Niegdyś skrzydła, lecz już dawno pozbawione piór. Podaje kartę dań, uśmiechając się fałszywie, jak kasjerka w hipermarkecie, która właśnie założyła świeżego pampersa.
- Co podać?
- Seks, popkulturę i lasy amazońskie.
- Dziewięć złotych, jedenaście groszy.
- Bardzo zabawne - mówisz. - Zapomniałeś o śmieciowym żarciu i najaczach, szytych rękoma pięcioletnich dzieci z biedniejszych rejonów Azji.
- Nie zapomniałem. Po prostu buty ciężko wchodzą.
Zabierasz mi nóż, strzykawkę, żyletkę.
- Idę zatańczyć - oświadczasz, chwiejąc się jak ministrant po wizycie księdza. - To przez obcasy - mówisz. - A ten tekst o ministrancie był żałosny.
W kajpie panuje cisza. Na świecie panuje cisza. Nawet na Ukrainie.
- Coś do picia, szefie? - pyta kelnerka.
***
Patrzymy wspólnie, jak ten przybytek płonie. Jak rozpada się na kawałki.
Kładziesz mi głowę na ramieniu. Ogień odbija się w twoich oczach.
- Jesteś moją częścią - zauważam.
- Jestem taka jak ty - mówisz.
***
Znajduję cię pewnego dnia, leżącą we własnej krwi i własnych szczynach. Zabieram ci ostrze z kozią nóżką. Wyrzucam butelkę po wódce i sreberko, w którym trzymałaś proszki.
Obok stoją wszystkie problemy świata i śmieją ci się w martwą twarz.
Odganiam Murzynów, Żydów, Putina i Arabów. Odganiam Amerykę i feministki.
Odganiam ich wszystkich, a głodujące dzieci wynoszę na dwór.
Wyłączam telewizor i zatykam kibel kluczami od pokoju.
Potem patrzę w lustro, we własne zmęczone oczy i dochodzę do wniosku, że w jednym miałaś absolutną rację. Wszyscy umierają. Po trochu.
Pstrykam palcami i wszystko znika. Pogrążam się w pustej ciemności.
Może kiedyś się spotkamy. Może kiedyś się obudzisz. Może nawet zaistniejesz.
23.07.2015
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt