Mea curvica culpa
Kolejna runda wyborów między dżumą a cholerą zbliża się z każdym dniem. Coraz więcej wskazuje na to, że w naszym kraju święte pasożyty odzyskają władzę kosztem pijarowych cwaniaczków, z czego rzecz jasna uczciwym ludziom znów nic dobrego nie przyjdzie. W związku z tym zdecydowałem się odświeżyć tekst sprzed lat ośmiu. W zasadzie jest on częścią większej całości, a co za tym idzie tytuł wymyśliłem dziś…
Wszyscy jesteśmy winni bracia i siostry. Jedynym ratunkiem dać na tacę.
Ksiądz wdział ornat i pustym na przestrzał wzrokiem spojrzał w twarz wiszącemu na krzyżu Bogu z cyny. Tłum zmierzał w stronę świątyni. Czekały już na nich pociemniały krucyfiks, dorodne, gipsowe anioły i czterej ewangeliści otaczający ołtarz ze wszystkich stron. Płomienie świec gięły się liżąc cienie wiernych. Wierni tłukli się w piersi wytrząsając z nich moją, twoją, naszą bardzo wielką winę. Głazy zdradliwych serc ciągnęły ich w dół przygważdżając do kamiennej posadzki.
Proboszcz usiadł w konfesjonale i zasnął. Śniły mu się ostre brzytwy nocy i dni, umierał ze strachu pędząc na czołowe zderzenie ze światem, oślepły, w panice miotał się wpadając na wszędobylskie ściany otaczające jego marny byt - skrawek percepcji pozostawiony mu przez nie wiadomo kogo. Niczego nie mógł ogarnąć ni rozumem, ni wiarą. Rozum upadał pod ciężarem niewiedzy, niewiedza rodziła zwątpienie, zwątpienie przerastało wiarę. Bóstwo unosiło się gdzieś ponad wiecznie niedościgłą linią horyzontu, ponad oceanem, ku którego powierzchni niezdolna była wypłynąć żadna z ludzkich ryb głębinowych. We śnie ksiądz zwątpił. Zaparł się po raz tysięczny. Jak człowiek może marzyć o Absolucie, jeśli jego bliskość rozszarpałaby go na strzępy? Jak może wznosić oczy ku niebu, jeśli jedno spojrzenie w słońce przyprawia o ból źrenic i ślepotę? Jak może wyrokować czym jest grzech, a czym cnota na podstawie jednego okruchu ze Stołu Pańskiego?
W swoim śnie proboszcz zaparł się po raz tysięczny i pierwszy. Śpiąc nie usłyszał piania koguta, a łzy skruchy nie oczyściły go.
Nikt nie obudził go trzeźwiącą ręką, nikt bowiem nie podszedł by się wyspowiadać. Wszyscy nagle zastygli w przerażeniu patrząc jak wina gęstnieje w powietrzu, jak zbija się w sobie złowróżbną chmurą, jak drży dźwiękiem żałobnych pieśni.
Ludu mój ludu… Cóżem ci uczynił?
Kadzidlane dymy raptownie zapachniały siarką. Płomienie buchnęły gdzieniegdzie. W ustach ludzkich pojawił się metaliczny, piekący smak krwi. Paraliżująca trwoga zakołatała w dziesiątkach serc.
Tik-to-tak-to-tik-to-tak-to!!!
To ministranci potrząsają drewnianymi kołatkami - pocieszali się ci, którzy zachowali jeszcze resztki trzeźwości w narastającej panice.
Inni jednak widzieli więcej. Oto diabeł stanął w wejściu do kościoła. Czarnym cieniem zaścieliła się przestrzeń między nawami. Kocim ruchem szatan owijał ogon wokół trzonka wideł. Jego oczy żarzyły się czerwono. Sprośnym językiem pornograficznych kochanków obmywał długie kły. Kopytami stukał w posadzkę krzesząc iskry na beczce prochu. Zakrzywionymi szponami zdarł z niebios gołębicę nadziei, zgwałcił ją i rozszarpaną rzucił pod nogi przybyłym na nabożeństwo.
- Przyszedłem po was - oznajmił głosem, który smagał jak milion batów.
Wśród wiernych rozległy się pojedyncze skowyty, tymczasem diabeł spuścił z łańcucha swoją sorę wygłodniałych bestii.
Ludu mój ludu… Cóżem ci uczynił?
Tik-to-tak-to-tik-to!!!
Com ci uczynił, że mnie katujesz? - na krzyżu skręcający się z bólu Jezus miał spojrzenie żebraka w centrum handlowym, spojrzenie okradzionej w autobusie staruszki, ciało porzuconej kochanki, poogryzane paznokcie, niewyspane, podkrążone oczy, więzienne tatuaże, zbyt zgrabny, czipendejlowski tyłeczek, złe stopnie w szkole, kleptomańskie nawyki, nacjonalistyczne poglądy, medialny uśmiech, słownictwo dresiarza…
- Com ci uczynił? - dopytywał się Jezus.
Nagle zstąpił z krzyża pod postacią kadzidlanego dymu. W oczach płonęły mu płomienie świec. Trzymając tacę w przebitej na wylot dłoni zbliżył się, od strony ołtarza di ciasno zbitego, coraz głośniej jęczącego tłumu.
- Dałem ci tak wiele, a ty? Com ci uczynił, że tak mnie katujesz, sieczesz mnie do krwi, ciernie wbijasz w czaszkę, gwoździe w ręce i nogi, poisz cykutą, włócznią przewiercasz bok, nie płacisz pensji w terminie, bierzesz dopalacze, zdradzasz żonę z sąsiadką, oszukujesz na podatkach, kradniesz w hipermarkecie, mówisz plugawo, przesiadujesz na facebooku, plujesz z okna, głosujesz za in vitro, za gender… Com ci uczynił? Dałem ci samo dobro, a oto jak mi się odpłacasz!
Nie było odwrotu. Nie było ucieczki. Z przodu Jezus - nieprzekupny oskarżyciel, z tyłu szatan z rozdziawioną, kapiącą śliną mordą. Alien gotujący się decydującego starcia grzeszników na popiół w ogniu kaźni. Jego bestialska świta o szkieletach z więziennych krat i pazurach paragrafów kłapała zębami leczonymi u najlepszych dentystów.
Bestie przywarły ku posadzce, prężąc się do skoku. Tłum dygotał.
Nie!!! - kajano się w duchu. - Nie. Proszę. Błagam. Żebrzę. Skamlę. Łkam. Piszczę. Miauczę. Beczę. Bekam i pierdzę. Tylko nie to! To wszystko prawda Sądzie Ostateczny. Bo to wszystko ja. To ja naważyłem/naważyłam (niepotrzebne skreślić) tego piwa na tej wodzie, co to ją uczyniłem/uczyniłam (niepotrzebne skreślić) z krwi Chrystusa…
Tik-to-tak-to-tak-to-tik-to!!! - potwierdzały ujadające kołatki.
Tak. To ja. Przyznaję się do winy. To wszystko ja. To ja ukradłem rower na parkingu, paliłem trawę na skwerze, kopnęłam psa, waliłem konia w łazience, zjadłem pęto kiełbasy w Tesco, zdradziłem żonę, oddałam się obcemu, okłamałam chłopaka, pijany zarzygałem pokój rodziców, oszukałem wspólnika, naplułem do zupy, nie dałem na tacę, naszczałem na deskę w publicznym kiblu, to…
- Przestań biadolić!- zaszczekał szatan. - Za późno.
Nie! Tylko nie to! Wyję. Rzężę. Skwierczę. Skrzypię. Wydam każdy odgłos, każde podanie napisze, do każdego urzędu pójdę, tylko niech Sąd Ostateczny zawiesi mi ten wyrok! Chociaż na dwie minuty, trzy miesiące, jedno życie… Pokuta? Niewiele mogę zrobić. Nie mam czasu. To nie to, że nie chcę. Chciałbym/chciałabym (niepotrzebne skreślam) tarzać się po tej cementowej posadzce, zęby w nią ze skruchy wbijać, ażby piszczały, nażelowanym, ufarbowanym, ufryzowanym łbem tłuc w nią do krwi ostatniej; polakierowane pazury na niej łamać, jaja na niej z żalu odbić… Naprawdę. Jak babcię kocham. Słowo daję. Tylko nie mam czasu. Spieszę się. Muszę jechać do banku, iść na bazar, skoczyć po browca na stację, jechać na giełdę, na necie sobie posiedzieć, wyjść na kawę do sąsiadki, do kina, na ruchańsko, na koncert Dody, zdążyć na serial, na mecz, na mszę, na pacierz za Ojca Tadeusza, na… Już nawet nie wiem na co, po co i dlaczego, ale sam widzisz Sądzie Ostateczny. Nie mam czasu na odsiadywanie wyroków. Czy nie da się mnie jakoś inaczej ku moralności przywrócić?
- Za późno - odparli zgodnie szatan i Jezus. - Nasz zakład penitencjarny ma cię na liście już od chwili urodzenia.
Nie! Tylko nie to! Moja wina, mea culpa, shame on me! Wybacz, och wybacz ojcze duchowny, Jezu Chryste, Maryjo Przenajświętsza, Józefie z Arymatei, Torquemado, Adolfie Hitlerze, żono moja Halinko, kanarze z autobusu, synu, córko, skurwysyński brygadzisto z mojej zmiany, upierdliwy ratlerku sąsiadki Biszczakowej…!
Nagle wnętrze wypełnił łoskot dzwonu, który sam z siebie, bijąc jak oszalały, rozbił swe spiżowe serce o wnętrze własnego ciała. Tłum skamieniał sparaliżowany wśród ogłuszającej ciszy wysyłając daremne s.o.s. za pomocą smsów lub alfabetu Morse'a wystukiwanego przez zgrzytające zęby.
Bestie skoczyły ku nim by wyżreć twarze, mózgi, nerki i wątroby; wypić oczy jak białka jajek, pochłonąć wszystko i pozostawić ku przestrodze tylko kupkę parujących kości.
- Dlaczego państwo nie podchodzą do spowiedzi?
Wizja zniknęła. Kaleki Jezus i diabeł z horroru odeszli. Bestie rozpłynęły się w kadzidlanej mgle. Świece wypaliły się. W półmroku wierni rozglądali się, jakby dopiero co obudzeni.
Dostrzegli wreszcie stojącego pomiędzy nimi proboszcza.
Spojrzeli po sobie.
Ktoś krzyknął.
Wtedy rzucili się ku wyjściu… Łamiąc kończyny, gubiąc wybijane w szale zęby i kawałki dartych ubrań, drapiąc i kopiąc w panice, tratując się nawzajem z wrzaskiem na oślinionych ustach uciekali z kościoła jak szczury przed ogniem.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt