Zniknięcie - suld
Proza » Obyczajowe » Zniknięcie
A A A
Od autora: fragment

Zniknęła.

Tomasz wrócił do mieszkania około szesnastej, odbierając po drodze Pawełka i  Grzesia z przedszkola.

Jej nie było, a nieobecność ta wyrwała z niedużego mieszkania co najmniej połowę metrażu, z ciała kawał serca. Na podłodze nieobecne jej kroki nie podnosiły kurzu, obiad nie gotował się na kuchence, a rękawica kuchenna jak odcięta dłoń leżała bezradnie na parapecie. W szafie brakowało kilku ubrań. Za łóżkiem trzymali niebieską torbę, ale i ona zniknęła jakby solidarnie odchodząc do innego świata, lepszego niż ciasna przestrzeń za łóżkiem, pod pajęczyną. Pajęczyna zerwana lekko drgała. Gitara oparta o ścianę wstrzymywała melodię pchające się na świat. Dzieci nieprzytulone jeszcze nie zauważyły tego katastrofalnego braku, druzgocącego jak wybuch bomby.

Jej nie było, była zaś jej nieobecność, bardziej widoczna niż krzątanie, sprzątanie, mówienie, codzienność, gdy Katarzyna zwyczajnie była i tego nikt nie zauważał. Podobnie, gdy umiera dawno nie widziany przyjaciel, dowiedziawszy się o jego śmierci, idzie człowiek na pogrzeb, dzieli smutkiem ze znajomymi i rodziną, i staje się ten zmarły bardziej obecny po śmierci niż za życia. A po jakimś czasie wszystko wraca do normy i ten zmarły znaczy tyle samo co za życia, a więc przestaje być i jakby go nigdy nie było.

         – Niewiarygodne – wyszeptał i przysiadł na krześle. Dzieci zaczęły tradycyjny popołudniowy kocioł, biegając wszędzie i rozrzucając swoje rzeczy. Co parę minut któryś zapytał: „Gdzie mama?”

         Tomasz popatrzył do garnków na kuchni: nic, zero.

– Niewiarygodne – powtórzył tego dnia jeszcze wielokrotnie.

To nie może być prawda, zaraz się zjawi, gdzieś wyszła na chwilę, w kolejce stoi, a tych ubrań z szafy może nigdy nie było.

Czekał jeszcze dwie godziny. „Gdzie mama, jestem głodny, gdzie mama?” Zrobił kanapki, jedna udręka z głowy.

         – Chodźcie, dzieciaki…

         Poszedł do sąsiada z góry. Zapukał:

         – Panie Julianie, nagła sprawa. Dzieci zostawię na dwie godziny.

         Życzliwy sąsiad widział, że jest jakiś poważny problem, ale nie wnikał. Potwierdził, uśmiechnął się do dzieci. Wchodźcie.

         Tomasz zbiegł na dół i na drzwiach zostawił kartkę: „Dzieci są u pana Julka na piętrze, poszedłem do Leona.”

         U Leona pytał, czy była dziś u nich. Matylda zaprzeczyła.

         – Na pewno niedługo wróci – uspakajali.

         – Może coś się stało z matką?

         Matka. Teściowa Tomasza. Zadzwoniłby, ale u teściowej nie ma telefonu. Zgroza. Tomasz czuł się jak rozbitek na wyspie, gdzie każda niknącą w głębi godzina nieobecności Katarzyny oddalała go od świata.

 

         Następne dni stanowiły męczarnię. Wiśniakowie pomagali niemal we wszystkim: przygotowywanie posiłków, pranie, odprowadzanie dzieci do przedszkola. 

Tomasz zgłosił zaginięcie Kasi na milicję.

– Panie, przecież swoje rzeczy zabrała! Jej wybór, ale żeby zostawić chłopa z dwójką dzieci? Rzadki przypadek. Tylko współczuć.

– Zawiadomcie posterunki, ona nie mogła mnie zostawić…

Stał bezradny, ogarnięty niepokojem, przed wysokim blatem dzielącym dyżurkę. To go ktoś przepchnął, przestawił, gdy dowodzący słuchając jednym uchem, zapisywał papiery w innej sprawie:

– Ale sukienki zabrała.

– Byliśmy razem szczęśliwi. Nie odeszłaby bez nas – rzekł nieco finezyjnie, ale głos mu zadrżał niespodzianie. Uchwycił się blatu, niemal słaniając na nogach. Wściekły i bezsilny.

– Idź pan do domu, odetchnij.

Nagle Tomasz wpadł w furię, rzucając się na szeroki blat i  funkcjonariusza za stołem.

– Gdzie moja żona! Co z nią zrobiliście!

– Człowieku!

– Dawaj go.

Natychmiast został pochwycony i przytrzymany.

– Na dołek?

Milicjant dowodzący poprawiając strój spoglądał Tomaszowi głęboko w oczy. Po chwili cicho zwrócił się do stojącego obok podwładnego:

– Zawiadomcie posterunki o zaginięciu.

– Jak to? – zdziwił się młodszy funkcjonariusz.

–  Czego nie słyszałeś?

Odstąpili od Tomasza, który oddychał ciężko. Dowodzący zapytał jeszcze:

– Oprócz sukienek jakieś rzeczy zginęły?

– Nie.

Dopiero później uprzytomniał sobie, że zginęła książka ojca, przeklęte ósme wydanie, tak poszukiwany egzemplarz. Zostawił ją na stole otwartą na czwartej części. Czyżby Kasia zabrała książkę? A jeśli nie ona… Nie zastanawiał się nad tym specjalnie. Szukał żony, książka zeszła na dalszy plan.

Kilka dni później szczegółowo przeszukując mieszkanie spostrzegł, że jej listy do niego także zniknęły z malutkiego pudełeczka w szufladzie z przyborami krawieckimi. A może już wcześniej zniknęły, może sama spaliła? Tomasz zaczął wątpić.

W sobotę pojechał do teściowej. 

 – Jak to jej nie ma?! Jezus  Maria! Zgłosiłeś na milicję? Zabrała rzeczy? Trzeba jej szukać, może szpital! Poproszę znajomych, przyjedziemy. Milicja, milicja! To do niej niepodobne! – Panikowała, krzyczała i płakała pół godziny, chwytając co chwila za różaniec. Nagle zamyśliła się, znacznie spokojniejsza. – Nie spodziewałam się tego, może trochę. Ona zawsze była trudna. Chce dobrze, ale nie może wysiedzieć na miejscu. Wierci się, żeby mieć wygodniej. Ojciec, który cię przecież polubił, powtarzał, że najważniejsze, że masz zasady. Nie wiem, czy to jest dla niej najważniejsze. To chyba nie twoja wina. Nie wiem.

Milicja szybko umorzyła postępowanie. Uznano porzucenie domu.

 

Chodził po mieście, po hotelach, placach, parkach. Co kilka godzin wracał na dworzec autobusowy i kolejowy. Zwiedził w ciągu kilku dni całe województwo, zasięgał informacji we wszelkich szpitalach, urzędach, aresztach.

W jakiś czas później było jednak dziwniej, bo przysłano pierwsze pieniądze z pocztówką znad morza ze słowami: „Nie martwcie się o mnie. Kasia.” I dalej kolejne paczki ze słodyczami, pomarańczami, książkami. I te dziwne adresy przesyłek: Szczecin, Wrocław, Warszawa.

A po roku jeszcze dziwniejsze! Budapeszt, Salamanca, Tunis, Toronto! Pisało: „Katarzyna Łubińska”, ale czy to był jej charakter pisma, nie wiedział, wątpił albo nie wierzył rozmytym przez setki kilometrów bohomazom. I tajemnicze adresy jakichś hoteli. Wszystko zapakowane w szary papier z ciekawymi znaczkami, które starszy Paweł zaczął zbierać. Znaczki od mamy, która podróżuje.

Chłopcy coraz rzadziej pytali, kiedy mama wróci, albo kiedy „ona” wróci i czy już jest braciszek lub siostrzyczka. Tomasz odpowiadał niezmiennie: „Wróci. To przecież wasza mama.”

Nie da się tych miesięcy i lat owinąć w kilka zdań, by z nich wycisnąć całą poniesioną udrękę. Praca nie cieszyła, w domu codzienne syzyfowe prace, posiłki, pranie, sprzątanie. Rzeczy się psuły, ściany pękały, co pół roku zalanie mieszkania. Dobrze, że już dzieciaki samodzielne, myślał. A może to gorzej, bo widzą, co się dzieje.

Uwierał brak kobiety, brak widoku płynnych ruchów, brak dotyków. Chodził więc z ponurą miną, świętym zmęczeniem. Pomimo tego znajome z pracy uśmiechały się: „Panie Tomaszu, proszę się rozpogodzić, wszystko się ułoży. Na kawę chyba dałabym się zaprosić.” Coraz trudniej pozostawał obojętnym. 

Za plecami dotkliwe szepty. „Jego żona odeszła, szlaja się po całym świecie. Chyba z jakimś sportowcem albo zagranicznym aktorem. Może jest stewardessą. To już rok, drugi rok. Zostawiła chłopa. Listonosz paczki przywozi. Z całego globu: Toronto, Paryż, San Francisco. Sama widziałam. Ich Pawełek znaczki mi pokazywał.”

 „Jak pan to robi, panie Tomaszu, że radzi sobie z dwójką dzieci. Sam, bez tej, no jak tam jej było... Ostatnio skąd paczka przyszła? Aż z Tokio? Daj pan spokój, panie Tomaszu. Ona już nie wróci.”

 

 Jej nieobecność… Niegdyś w niedzielne popołudnia wychodzili rodziną do cukierni. Dla chłopaków ptyś do podziału, dla niej ciastko francuskie. Po kąpieli zaś wynurzała się z łazienki pachnąca cytrusami. Co trzy dni podlewała kwiaty doniczkowe: paprotki i jeden piękniejszy z czerwonym sercowatym kwiatostanem. Kiepsko znając się na roślinach, nie znali nazwy. Może wyrośnie z niej paprotka, żartowała. W szufladzie miała schowaną książkę Ernesto Sabato, z zakładką tkwiącą od lat na sześćdziesiątej stronie. Katarzyna nie miała czasu i chęci na czytanie, ale „O bohaterach i grobach” cierpliwie czekało jak kubek wiecznie gorącej herbaty na spodku.

 

Po półtora roku Tomasz znów odwiedził teściową, bo zwykle to ona wpadała z wizytą. Niby nic się nie zmieniło, a jednak kilka zabawek dało się zauważyć. Oszukańcza grzechotka pod stołem czuwała, zdradziecki miś z urwanym uchem spozierał z kąta. Teściowa krygowała się niepewnie:

–  Opiekuję się czasem dzieckiem sąsiadów. Nie kłamałabym! Nie wiem, gdzie jest moja córka i dlaczego odeszła od ciebie! Ty mi odpowiedz!

–  Mieszkanie ci wyładniało, skąd wzięłaś na remont?

– Spółdzielnia dostała. Jak możesz mnie podejrzewać o cokolwiek!? Szukaj jej, a nie oskarżaj matki! Siebie też nie oskarżaj… 

Ostatnich słów nie usłyszał, trzasnął drzwiami. Nie sprawdzał kątów w mieszkaniu teściowej, może faktycznie tylko się opiekowała dzieckiem sąsiadów, może wszystko paranoja, a Katarzyna po prostu odeszła i jest gdzieś szczęśliwa. Skołatana dusza nie mogła jednak wytrzymać obecności w kłamstwie, poczuciu śmieszności, kompletnej niewiedzy. Już nie wiedział, jakiej odpowiedzi od nieobecności żony oczekuje.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
suld · dnia 19.08.2015 23:57 · Czytań: 797 · Średnia ocena: 3,67 · Komentarzy: 9
Komentarze
skroplami dnia 20.08.2015 08:21 Ocena: Bardzo dobre
Dobrze oddaje rozchwianie bohatera, i jak nie wiadomo tak nie wiadomo, do końca. Tekstu i dalej :). Te kobiety. I mężczyźni.
Chwilami przedziwna "podejrzana" atmosfera. Chociaż jakby normalnieje na końcu, tajemnica pomieszana z domyślnością tylko, pozostaje.
W sumie, czegoś w tekście brakuje, mi :(. Wielka niewiadoma a ja chcę wiedzieć,
jak bohater opowiadania: gdzie ona do cholery ;). Ech, sadystyczna ta żona jest lub była.
Alicja225 dnia 20.08.2015 18:10
Tak to w życiu bywa, niestety... Ciekawe opisujesz przeżycia opuszczonego mężczyzny.
Cytat:
Życz­li­wy są­siad wi­dział, że jest jakiś po­waż­ny pro­blem, ale nie wni­kał. Po­twier­dził, uśmiech­nął się do dzie­ci. Wchodź­cie.

To mi się troszkę nie podoba. Niby narracja, a potem wypowiedź sąsiada? Może ,,myślniczek" użyj?:)
Ogólnie podoba mi się pomysł na ten tekst - wszechobecny problem dzisiejszych czasów analizowany od środka.
Czuję, iż będzie kolejna część i czkam na nią :)
euterpe dnia 21.08.2015 12:25 Ocena: Bardzo dobre
Trudno powiedzieć czyja wina przy rozstaniu. Zazwyczaj obojga, choć opuszczenie dzieci jest dla mnie karygodne. Nigdy bym tak nie postąpiła, choć oczywiście zdarzają się dni kiedy chciałabym uciec z domu gdzieś daleko, ale potem przybiega moje "słonko" i wiem, że nie mogłabym go opuścić. Jest wszystkim dobrym co mam.
Opowiadanie w pewnych momentach niezbyt wiarygodne, szczególnie pobyt na milicji, choć wiem, że obyczajowe kawałki są zwykle trudne do przedstawienia. W każdym razie w ogólnym rozrachunku podobało się i z tym wrażeniem odchodzę.
Pozdrawiam serdecznie,
Ewa
suld dnia 21.08.2015 21:17
Dziękuję wszystkim za komentarze.
Oczywiście fragment, więc trudno oceniać, do czego zmierza historia.

Nie ma czego ukrywać, więc wyjaśnię, że najbliżej jest temu, co napisała skroplami, a co spodobało mi się:
"Chwilami przedziwna "podejrzana" atmosfera. Chociaż jakby normalnieje na końcu, tajemnica pomieszana z domyślnością tylko, pozostaje."

Bo faktycznie jest to bardziej wątek kryminalny niż obyczajowy, który ma jednak wyglądać na obyczajowy.
skroplami dnia 22.08.2015 09:01 Ocena: Bardzo dobre
Dzięki suld :).
Jestem rodzaju męskiego :), nie tylko Ty się pomyliłeś :).
Trzymam kciuki za c.d. i czekam, bo zapowiadasz thiller wręcz psychologiczny. Dobrze "ujmujesz" także swego rodzaju zwątpienia mężczyzny, który w pewnym momencie sam nie wie co myśleć, bo czuje co innego a widzi co innego :).
Powodzenia na wąskich ścieżkach tworzenia.
Bartek Tr dnia 25.08.2015 13:49 Ocena: Dobre
Hej :)
Początkowy opis, choć bardzo zręcznie napisany, odcina się grubą kreską od reszty opowiadania. Po atmosferze można wywnioskować, że strata nie jest wydarzeniem sprzed dwóch godzin, a raczej czymś, co ciągnie się już przynajmniej od dnia, dwóch, lub więcej. Rozważył bym na Twoim miejscu wciśnięcie go po wizycie na posterunku.
Cytat:
Nie da się tych miesięcy i lat owinąć w kilka zdań, by z nich wycisnąć całą poniesioną udrękę.

Mowa o latach, choć minęło półtora roku ;)
Duży plus za nakreślenie postaci Tomasza. Dobrze wyważone rozterki i opis postaci przez pryzmat jej działań, a nie udręczonego spojrzenia, lub przygarbionych ramion.
Powodzenia, podczas gdy ja szukam kolejnych Twoich opowiadań! :)
suld dnia 27.08.2015 19:35
Bartek Tr, masz rację z tymi "latami", niezręczne.
Pomyślę nad Twoimi pozostałymi uwagami co do tego fragmentu.
purpur dnia 22.03.2016 16:56
No wpadłem, jak widzisz :)

Zachęcony autorem z "polecenia" spojrzałem na inne teksty. Od razu mówię, bardzo dobre opowiadanie, ciekawe, wciągające od pierwszych liter. Fakt, popieram Bartka TR, bo faktycznie od początku wydawało się że to dawno, a tymczasem, minęły dwie godziny.

Reszta smakowita!
Poza...

No powiem Ci, że nie doceniam tego końcowego urwania. Oczekiwałbym wytłumaczenia, w jakiejś formie, bez tego to jest to trochę wstęp do czegoś... Rozumiem "dizwność" i "tajemniczość" - świoetnie ci to wyszło, ale wiesz, doceniasz to dopiero jak dowiesz się wszystkiego, jak zrozumiesz co autor ukrył w tekście. Bez zakończenia, to jest to tajemniczośc dla tejemniczości...

No ale czytało się świetnie!

pozdrawiam
suld dnia 25.04.2016 21:12
Hej, to fragment, więc urywa się jak to fragment. Dziękuję za komentarz i czas.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
viktoria12
03/12/2023 18:02
Zajefajny wierszyk. »
mike17
01/12/2023 16:30
... było nas trzech, w każdym z nas inna krew... Świetny… »
Marek Adam Grabowski
01/12/2023 15:57
Dobrze napisane opowiadanie. UFO to nie muszą być kosmici -… »
valeria
30/11/2023 22:59
Dziękuję, czytam, a byłam zajęta:) »
valeria
30/11/2023 22:58
Dziękuję:) »
dach64
28/11/2023 16:55
Bardzo słuszny wiersz. Niezwykle istotny i prawdziwy.… »
Marian
28/11/2023 08:25
Marku, dziękuję za odwiedziny. »
gaga26111
27/11/2023 17:56
Dziękuję:) za opinie i czas poświęcony na komentarze.… »
Lilah
26/11/2023 20:13
Bardzo dziękuję, ajw. Moje strofki mają trochę inne metrum… »
ajw
26/11/2023 19:47
Przepiękne tłumaczenie. Pozdrawiam serdecznie, Lilah :) »
ajw
26/11/2023 19:45
Wiolinie - piękna interpretacja :) »
ajw
26/11/2023 19:45
Niby nic, a jednak dzieje się w tym wierszu pomiędzy… »
mike17
26/11/2023 17:54
A ty liż mnie, to taka piękna gra :) Sztuka lizania to nie… »
Yaro
26/11/2023 14:12
Pozdrawiam:) »
Yaro
26/11/2023 14:11
Nie wiem czy celowy rozjazd światów , taki obraz się… »
ShoutBox
  • Berele
  • 28/11/2023 08:40
  • Poranek; dźwięk budzika, odcisk brudnej ręki na ścianie, szum czajnika, strumień wody do kubka, silnik samochodu dostawczego za oknem; wciśnięcie klawisza w starym radio.
  • mike17
  • 14/11/2023 20:43
  • Sweet dreams, my love :)
  • Jaaga
  • 14/11/2023 12:23
  • Dzień dobry, zapraszam na herbatkę.
  • mike17
  • 13/11/2023 14:45
  • Dzień doberek całej literackiej społeczności :)
  • aleksander81
  • 13/11/2023 09:16
  • I dzień dobry w poniedziałek, do piątku już niedaleko ;)
  • mike17
  • 12/11/2023 14:02
  • Wesoły pozdrowczyk ślę dla wszystkich :)
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty