- Urocza scenka, zaprawdę diabelnie urocza – wymruczał jakiś głos wprost przed Lanncą. Wciąż przytulona do Hasha otworzyła oczy. Płonął w nich wściekły, niebieski ogień. Żądza mordu. Mężczyzna zgiął się wpół i upadł.
- Lann! Co ty wyprawiasz?! Przed chwilą o tym rozmawialiśmy! – krzyknął Hash.
W tym samym momencie mężczyzna poczuł, że dziwny ból w brzuchu znika.
- Przepraszam. Odruch, on mnie przestraszył. Rozumiesz mnie, prawda?
- Nie, nie do końca. Nie zrobiłaś tego odruchowo, czułem jak się spięłaś.
Dziewczyna opuściła głowę, żeby ukryć łzy wstydu. Których paradoksalnie wstydziła się równie mocno jak swojego zachowania. I chętnie rozpłakałaby się z tego powodu.
- Dobrze – szepnęła – Źle to określiłam. Miałam na myśli nawyk, nie odruch.
- Mało gościnny ten nawyk – zauważył przybysz – Jesteś nekromantą?
- Nie! Nie waż się tak o mnie mówić! – wrzasnęła, a ogień w jej oczach znów zapłonął.
- Dobrze, dobrze, przepraszam – wyrzucił z siebie szybko mężczyzna, machając rękami jakby odganiał muchy - W takim razie z kim mam przyjemność? Jestem opiekunem tego starożytnego cmentarza. Chciałbym wiedzieć cóż to za osobistości spadają z nieba, przy okazji oślepiając wszystkich w zasięgu wzroku.
Dziewczyna coraz szerzej otwierała oczy. Szykowała się do jakiegoś ważnego pytania, tak ocenił Hash.
I coś poczuł. Wszechogarniającą radość. Siłę, ba, potęgę wręcz. Nieograniczoną moc. I smutek. Choć ukryta, dawała o sobie również znać chęć zniszczenia czegoś. Lub kogoś.
Spojrzał na nowo przybyłego i oniemiał. Poczuł od tego starego człowieka mądrość tak wielką, że żaden Bóg by się jej nie powstydził.
Spojrzał jeszcze raz na dziewczynę i znów ogarnęło go poprzednie uczucie.
- Powiedz - zaczęła podniecona Lannca – powiedz mi, opiekunie cmentarza… gdzie jesteśmy? Błysk światła był moim błędem. Nie wyszło mi przywołanie wody.
- Jak to gdzie? Żarty sobie stroicie, dzieciaki? Starożytne cmentarze były budowane tylko tutaj, w Menilli! – odpowiedział.
Wtedy radość Lanncy eksplodowała. Krzyknęła ze szczęścia, po czym zaczęła się śmiać, płakać, przytulać i cmokać Hasha w policzek. Raz przez przypadek musnęła swoimi wargami jego usta, ale nawet tego nie zauważyła. W końcu, z nowym rodzajem ognia w oczach, stanęła przed Opiekunem Cmentarza. Był to ogień najczystszej, bezgranicznej radości. Hash też czuł tą radość. Nie własną. On współczuł radość dziewczyny. Tak jak wcześniej chciało mu się płakać, tak teraz chciał śmiać się w głos. Obydwie te rzeczy były nowościami w jego życiu. Nigdy nie uważał się za osobę empatyczną.
- W takim razie pozwólcie, Opiekunie, że nas przedstawię – zaczęła Lannca – Jestem Nenia Lanx Lamia Satura L’Oiseau Bleu, córka Lotharia L’Oiseau Bleu, króla Menilli a to mój przyjaciel oraz rycerz, sir Hash.
Mężczyzna uśmiechnął się tylko. I wyciągnął dłoń w stronę wąskiej ścieżki.
- Tą ścieżką do głównego traktu. Później skręcacie na północ. Macie szanse przed zmrokiem dotrzeć do De Baldur.
Szczęście jeszcze bardziej skondensowało się dookoła dziewczyny.
- Dziękujemy, mości Opiekunie. Żegnajcie. Może się jeszcze spotkamy! – pożegnała się, po czym dygnęła wdzięcznie, odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę ścieżki. Hash rzucił tylko zdawkowe „Do widzenia” podczas składania strasznie niezgrabnego ukłonu.
- Spotkamy się, spotkamy. Kto by pomyślał, takie dzieciaki, a taka odpowiedzialność- szepnął mężczyzna za odchodzącymi, po czym odwrócił się i wszedł do małego budynku pośrodku cmentarza.
Hash dogonił Lanncę.
- Dobra, teraz powiedz mi co jest granę, bo nic a nic nie rozumiem.
- Jesteśmy w Menilli!!! W moim świecie! – krzyknęła szczęśliwa dziewczyna – Idziemy do stolicy, De Baldur. Pałac, służba, pyszne jedzenie, tata, mama, Tiana, Nuva, Rasen! Już nie mogę się doczeka… - nagle zaburczało jej głośno w brzuchu - A właśnie, przydałoby się coś zjeść.
- Szczerze mówiąc jestem koszmarnie głodny. Tak strasznie, że nie wiem czy dałbym radę dalej iść.
- W takim razie ja coś złapię i przyrządzę a ty zbierzesz chrust na ognisko.
- Lann – rzucił niepewnie chłopak za odchodzącą już dziewczyną – a jak rozpalimy to ognisko?
- Głupie pytanie. Niektóre gazy lubią się palić, jeśli by je podgrzać. A to też mogę z powietrzem zrobić – powiedziała zatrzymując się i ruszyła dalej.
Pół godziny później już jedli. Lannca za pomocą swojej magii upolowała pięknego bażanta, po czym rozpaliła ognisko, oporządziła ptaka i go upiekli.
- Pyszne! Dobrze ci poszło, Lann – rzucił Hash jedząc smakowite, choć nieco mdłe z powodu braku jakichkolwiek przypraw i dodatków mięso.
- Tobie też. Świetnie zebrałeś ten chrust – wypaliła od razu z radością w oczach i mięsem w buzi.
Nagle zesztywniała.
- Cicho – uciszyła Hasha zanim zdołał cokolwiek powiedzieć, po czym dodała szeptem – Słyszysz? Konni.
Chłopak dopiero teraz zdał sobie sprawę, że faktycznie słyszy stukanie czegoś twardego o bruk dziedzińca.
Zza zakrętu wyjechało kilkunastu jeźdźców. W zbrojach, z bronią białą i tarczami. Hash dopiero teraz zaczął rozumieć, co się stało. Naprawdę byli w innym świecie. To go ciekawiło, ale jednocześnie się bał. Szczególnie teraz, kiedy jeźdźcy się zatrzymywali.
Lannca wstała, otrzepała się i stanęła na środku drogi. Hashowi zamarło serce.
- Stać! - Krzyknęła, gdy kawalkada zbliżyła się na bardzo małą odległość. Hash bez problemu mógłby zobaczyć twarze jeźdźców, gdyby nie zasłaniały ich przyłbice. Zatrzymali się kilka metrów od Lanncy.
- Zejdź z drogi kobieto, albo zginiesz! – krzyknął jeden ze zbrojnych.
- Czyimi rycerzami jesteście?
- Nie zwykłem odpowiadać pospólstwu, ździro. Zejdź z drogi, bo inaczej nie rę..
Nie skończył. Wyleciał z siodła po tym, jak Lannca machnęła ręką.
Rycerze dobyli broni.
- Nielegalna wiedźma! – krzyknął któryś. I natychmiast wyleciał z siodła.
- Jestem czarodziejką, psie! Krzyknęła Lannca do rycerza wiszącego kilka metrów nad ziemią – Następna próba obrażenia mnie będzie wyrokiem śmierci!
- W takim razie podaj swą godność – odparł zimno wyróżniający się krwistoczerwonym płaszczem z godłem Menilli przedstawiającym czarnego lwa rycerz.
- Jam jest Nenia Lanx Lamia Satura L’Oiseau Bleu, córka Lotharia L’Oiseau Bleu, króla Menilli. Ta, która zaginęła.
Hash poczuł niesamowite gorąco. Uderzyło go w twarz jakby stanął przy ogromnym ognisku. Rycerze pochowali się w lesie. Ten, którego Lannca trzymała w powietrzu, upadł na bruk. Wszyscy obserwowali moc swojego dowódcy.
Rycerza w czerwonym płaszczu otoczyły płomienie. Nic jednak nie zrobiły ani jemu, ani jego wierzchowcowi. Nawet nie naruszyły płaszcza.
- Ja, Rasen z Rodu L’Oiseau Bleu, pierworodny Lotharia L’Oiseau Bleu nie pozwolę byle dziewce obrażać pamięci mojej siostry! Duchu ognia, wspomóż mnie!
W odpowiedzi Lannca jedynie się wyprostowała. Potężna wichura targnęła drzewami.
- Ja, Nenia Lanx Lamia Satura z rodu L’Oiseau Bleu nie pozwolę szargać mojego dobrego imienia i nazywać się byle dziewką, wiedźmą ani ździrą! Duchu powietrza, daj mi moc!
Buchnęły płomienie otaczające Rasena. Wiatr dokoła Lanncy wył ogłuszająco.
I nagle wszystko zniknęło. Rasen ruszył biegiem w stronę Lanncy, wziął ją na ręce i krzyknął:
- Rycerze! To jest wasza księżniczka! Nenia L’Oiseau Bleu! Ależ ty wyrosłaś – zwrócił się do siostry – jesteś naprawdę piękna. Sir Marricku, pędź niczym wiatr, który właśnie do nas powrócił, i powiadom stolicę o tej radosnej wieści!
- Tak jest, panie! – odkrzyknął jeździec i pognał w stronę, z której przybył.
Rycerze powyjeżdżali już z lasu. I ustawili się w szeregu obok swego dowódcy.
- Sir Alistairze, czy mógłbyś, proszę, odstąpić swego wierzchowca jej wysokości? – zapytał, skłaniając leciutko głowę, Rasen.
- Oczywiście, panie – skinął w stronę Rasena, po czym klęknął przed Lanncą i dodał – To będzie dla mnie zaszczyt, pani.
- Dziękuję – odpowiedziała grzecznie Lannca i dotknęła jego głowy na znak, że może wstać.
Książę spojrzał na Hasha i zmarszczył czoło.
- Plebs chodzi piechotą – rzucił tylko i już miał się odwrócić, kiedy poczuł silniejszy podmuch wiatru. Spojrzał na Lanncę. Na twarzy miała wypisane poirytowanie, może nawet gniew.
- Może i tak. Tylko, że on nie należy do plebsu, bracie - syknęła
- Dla mnie tak – nie dawał za wygraną Rasen.
- Mogę iść - zaczął nieśmiało Hash, ale przygasiło go srogie spojrzenie królewskiego syna. Jednak zanim następca tronu zdążył się odezwać, Lannca dosiadała już konia i rzuciła do Hasha krótkie „jedziesz ze mną”.
Chłopak się zmieszał, ale nie chciał zaostrzać i tak już napiętej sytuacji. Podszedł do konia, na którym siedziała Lannca.
- Z przodu – powiedziała, stając w jednym ze strzemion i odchylając do tyłu, żeby zrobić mu miejsce. Posłuchał i niezgrabnie wdrapał się na grzbiet pięknej, białej klaczy. Nie był to koń rosły, ale wielkiej urody.
Rasen wyglądał na strasznie niezadowolonego. I tak było w istocie. Nic jednak nie powiedział. Wydał tylko rozkaz, żeby ruszać. Hash bardzo dobrze się czuł będąc tak blisko kogoś, kogo bardzo polubił - I kto mógł go obronić w razie potrzeby.
Jechali dość wolno, ale zdecydowanie przewyższali tempem pieszych podróżnych. W każdej mijanej wiosce czekało wiele kobiet i mężczyzn, stadko dzieciaków i młodzieńcy ciekawi urody Zaginionej Księżniczki. Ci ostatni byli zdecydowanie zadowoleni. Sir Marrick najwidoczniej wykorzystał sensacyjną nowinę, żeby zmieniać konia tak często jak było trzeba i teraz wiedzieli już wszyscy. Im bliżej De Baldur, tym więcej ludzi czekało. Nawet podróżni bili pokłony. Ludność Menilli była może nie biedna, ale jednak musieli walczyć o przetrwanie. Nie była to walka łatwa, bo w Menilli aktualnie panowała okrutna susza, trzeci rok z rzędu. Hash widział brudne dzieci, choć nie było ich aż tak dużo, ale jednak były szczęśliwe widząc młodą księżniczkę. Ludzie wiwatowali.
Muszą tu bardzo szanować rodzinę królewską – pomyślał chłopak – Nie wyglądają na bogatych, ale mimo to się cieszą. Czuje to, tą aurę wszechogarniającej radości i podniecenia. Nie taką jak ta Lanncy – skondensowaną, w najczystszej postaci, ale rozhukaną, zbiorową radość rozrzuconą po całej okolicy. Martwi mnie w sumie to uczucie. Nie wydaje mi się, żeby to było normalne.
- Lann – powiedział cicho, gdy opuścili teren kolejnej przepełnionej radością wioski – Czy ty też jesteś w stanie wyczuć radość ludzi? Albo ich smutek, czy coś...
- Mhm, chyba tak. Coś czuję i jestem w stanie z tego, hm, zapachu wywnioskować, czy ktoś się cieszy, czy smuci. I czy się boi. A ty się boisz.
Hasha trochę zatkało, ale nie dał po sobie niczego poznać. Jednak…
- Mhm, trochę się boję. Widzisz, ten pokaz siły był zaskakujący. A wracając do tematu, nie chodzi mi o czucie takiego zapachu. Ja to czuję świadomością, tak jak by. Mam na myśli to, że po prostu wiem. Znam dokładnie uczucia danego człowieka.
- W takim razie jakie są uczucia mojego brata? – zapytała chyba zbyt chłodno. Hash aż się wzdrygnął, słysząc ten głos. Postanowił jednak, że powie prawdę.
- Jest mocno rozgniewany i poirytowany. Czuję, że ten gniew jest wykierowany prosto we mnie. I trochę się boi, ale jednocześnie cieszy. Tylko, że to nie jest radość taka jak tych ludzi czy twoja, kiedy dowiedziałaś się, gdzie jesteśmy. To jest tak, jakby... tak, jakby się cieszyć z zysku.
- Rozumiem - szepnęła bardzo smutnym głosem, po czym dodała tonem zdecydowanie cieplejszym – a moje? Jak ja się czuję?
Czuł, że się uśmiecha. Też się uśmiechnął.
- Śmiejesz się! – wzburzyła się, ale Hash wiedział, że jest szczęśliwa.
- Ty jesteś prze szczęśliwa. Mam wrażenie, że… - zawahał się na moment, ale po chwili kontynuował – że cały smutek, który widziałem w twoich oczach zmienił się w szczęście. Ej, co?
Lannca przytuliła się do niego, ale ciągle pewnie trzymała wodze. Hash poczuł coś, co go przeraziło. Chęć mordu skierowaną w jego stronę. Pochodziła od Rasena. A po chwili poczuł kontrę. Moc, gromadzącą się wokół niego i księżniczki. Wiedział, że spojrzała na brata. Też musiała poczuć ukryte zamiary księcia.
Napięcie prysło po chwili.
- Za tym zakrętem jest mój dom. Patrz! – powiedziała zdecydowanie głośniej.
Rycerze z pewnością interesowali się tą dziwną parą. Obserwowali ich.
Niedługo potem grupa wyjechała z ciemnego lasu. Hasha zatkało.
Przed nimi, na końcu traktu, ukazały się wielkie, białe mury najeżone wieżami strażniczymi. Za murami widać było tylko jeden budynek. Wielki pałac, czy raczej zamek, stojący na wzniesieniu. Dachy wysokich, okrągłych wieżyc i samego pałacu połyskiwały złotem. Dokoła murów wykopana była fosa. Most zwodzony był rzecz jasna opuszczony. A wzdłuż ostatniej części traktu prowadzącego do stolicy stało wojsko, odgradzając go od mnóstwa ludzi wiwatujących na cześć księżniczki.
Jednak zarówno Hash, jak i Lannca zwrócili uwagę na kogoś innego. Na najbiedniejszych, którzy nie mogli sobie pozwolić na przerwę w pracy. Rozkopywali wielkie pola, zerkając tylko w stronę wiwatującej gawiedzi. Kilku z nich wyprostowało się, po czym złożyło ukłon w stronę grupy konnych. Prawdopodobnie nie mieli nawet nadziei na to, że zostaną zauważeni.
A jednak zostali. Lannca wstrzymała konia. Było strasznie gorąco, a wiatr nie sprzyjał pracującym. Zwyczajnie go nie było. Księżniczka krótkim ruchem ręki uciszyła sporą część zebranych przy trakcie ludzi. Zjechała z traktu, bezlitośnie rozpychając straże i zebranych tam mieszczan. Hash czuł ich zaciekawienie nie tylko samą księżniczką, ale też nim samym. Tymczasem dziewczyna podjechała do przestraszonych, trwających w ciągłym ukłonie biedaków.
- Tutaj zacznę moją pomoc – szepnęła do Hasha, po czym dodała głośniej – zsiadamy.
Posłuchał. Lannca podeszła i głowę każdego z dziewięciu biedaków musnęła koniuszkami palców. Niepewnie podnieśli głowy, ale nie śmieli spojrzeć na księżniczkę. Bali się kary.
- Wyprostujcie się, na wszystkich królów – rzuciła Lannca z udawanym poirytowaniem. Posłuchali, ale nadal nie podnosili głów, więc dodała cieplej – spójrzcie na mnie, dobrzy ludzie.
Spojrzeli. Mieli łzy w oczach. Hash wyczuł, że to ze strachu i ze szczęścia jednocześnie. Będą mieli co opowiadać swoim dzieciom i sąsiadom. O ile przeżyją.
- Ja, Nenia Lanx Lamia Satura L’Oiseau Bleu błogosławię wszystkich ciężko pracujących w te gorące dni. Duchu wiatru, przybądź i daj tym ludziom ulgę. Duchu wody, proszę, usłuchaj mojego wezwania i niech susza nie zniszczy zbiorów! – wydeklamowała mocno podniesionym głosem. Chłopi padli jej do stóp. Sześciu mężczyzn i trzy kobiety płakały ze szczęścia, czując, jak wiatr zmniejsza dotkliwość upału.
- Dzięki ci, Pani Wiatru, Księżniczko Menilli! Dzięki ci! – Wykrzyczał jeden z mężczyzn. Cała reszta od razu mu zawtórowała. Z tyłu wiwaty wybuchły ze zdwojoną siłą.
Wsiedli z powrotem na konia i ruszyli dalej, w stronę De Baldur, odległego o mniej więcej dwa rzuty kamieniem.
- Lann – zaczął Hash – wiesz, że ci ludzie cię kochają?
- Hm, tak, zdaję sobie z tego sprawę. Zawsze byłam tym ukochanym przez lud dzieckiem; ale czy tylko ci biedni mieszkańcy Menilli mnie kochają? – zapytała, niezauważalnie przysuwając się do Hasha. Nikt nie zauważył, ale on zrozumiał, co miała na myśli.
I nie wiedział, czy powinien się cieszyć, czy bać.
***
Wkrótce potem, odprowadzeni przez wiwatujące tłumy dotarli do Pałacu Królów, jak nazwała ogromny zamek Lannca. Przed wielkimi, zdobionymi w złote lwy wrotami czekał nie kto inny a sam Lothario L’Oiseau Bleu, Wielki Król Menilli. Krótko przystrzyżone włosy miał gładko zaczesane na bok, dość kształtną i inteligentną twarz okalała poczochrana broda. Okazałej postury ciało było zakryte pięknymi, czarnymi szatami o pozłacanych brzegach. Na piersi wyszyty był czerwony lew stojący na zadnich łapach. Procesja, teraz już złożona z wielu rycerzy, wreszcie się zatrzymała. Eskortujący – w większości od kilku minut – księżniczkę rycerze na znak księcia Rasena zsiedli z koni i przyklęknęli. Lannca czekała wciąż siedząc za Hashem na klaczy sir Alistaira. Lothario skinął dłonią, każąc im podjechać. Tak też zrobili.
- Powinienem skazać tego chłopca na śmierć – zaczął król. Miał donośny, gruby, ale przyjazny głos. Hash zaczął się obawiać, ale nie wyczuwał żadnej niechęci w swoją stronę, z wyjątkiem tej pochodzącej od Rasena – ale tego nie zrobię, córko. Podaruje ci jego życie, jako że nie zdążyłem przygotować żadnego lepszego prezentu. Wybacz, że tak marny.
Lannca zeskoczyła z konia i pociągnęła Hasha za rękaw, każąc zrobić to samo.
- Witaj, ojcze. Uwierz mi, że to najlepszy prezent jaki mogłeś mi teraz dać. W końcu to ten prezent mnie tu sprowadził. Nie bezpośrednio, ale to jego sprawka.
- W takim razie dziękuję ci chłopcze. Mam nadzieję, że zostaniesz kilka dni w moich skro… - Lannca mu przerwała.
- Ojcze, chcę, żeby on z nami został. Proszę. Opowiem ci co zaszło, wtedy podejmiesz decyzję, czy mu pozwolić.
- Dobrze. Na razie zostanie tutaj jako twój gość. A teraz idźcie się umyć i przebrać. Kazałem przygotować specjalną wieczerzę.
Po tych słowach podszedł do Lanncy i mocno ją przytulił.
- Dobrze, że wróciłaś. Matka umarła blisko trzy lata temu. Cieszę się, że już jesteś, skarbie - powiedział cicho. Tak, że tylko Hash i Lannca go słyszeli. Oczywiście było to przeznaczone tylko dla jej uszu, ale wyszło tak, że przez przypadek usłyszał i on.
- Powstańcie! – krzyknął do zebranych, którzy natychmiast usłuchali a on ryknął z całych sił – Niech żyje księżniczka Nenia!!!
Tłum zgodnie zawtórował.
***
Hash trzymał się blisko Lanncy tak, jak małe dziecko nie opuszcza matki. Pałac Królów był olbrzymi. Liczne korytarze wyglądały w większości identycznie. Wszechobecna służba skakała dokoła nich, przyjmując wprawnie wydawane polecenia księżniczki. Czuł, że jest rozbawiona jego zażenowaniem. Jemu nie było do śmiechu. Szczególnie, gdy wyobraził sobie Rasena czyhającego gdzieś za rogiem w którymś z ciemnych korytarzy zdobionych gobelinami i płaskorzeźbami przedstawiającymi bitwy, bogów, bohaterów i straszne bestie, otoczonego płomieniami i chcącego jego śmierci.
- Nie bój się, Hash. Jesteś bezpieczny – szepnęła do niego, biorąc pod rękę i prowadząc na górę.
- Gdzie idziemy? Nie, nie wiem, co powiedzieć. Nie nadążam…
- Do moich komnat. Musimy się przebrać na wieczerzę.
Chłopak poczuł palącą czerwień zalewającą mu całą twarz.
- Komnat - podkreśliła - Hash. Nie martw się, będę za drzwiami obok.
Ulżyło mu. Nie wiedziałby jak zachować się w sytuacji, którą sobie wyobraził. I po chwili sam zirytował się z powodu swoich myśli. Były złe, tak zawsze wmawiała mu matka.
- Dobra, spróbuje nie zrobić z siebie błazna - szepnął.
- Nie zrobisz, cały czas będę przy tobie. Wybacz, ale nie zdążyłam nauczyć cię etykiety. Będziemy improwizować. To tutaj – zatrzymała się na początku długiego korytarza – tutaj będziemy mieszkać. Całe skrzydło dla nas - Uśmiechnęła się i ignorując obecność służki cmoknęła go w policzek. Służka otworzyła szerzej oczy, ale nic nie powiedziała. Będzie miała co opowiadać w kuchni.
- Możesz odejść. I pogoń tych od ubrań, nie wypada spóźnić się na wieczerzę z okazji własnego powrotu – powiedziała do nadal przypatrującej się ze zdumieniem dziewczyny Lannca.
- Tak, pani. Już biegnę!
Obróciła się na pięcie i szybko ruszyła na dół. Hash obejrzał się za nią i zobaczył, że kolejne dwie służki idą w ich stronę. Jedna trzymała ciemnoniebieską, ładnie złożoną suknię a druga męskie odzienie w odcieniu ciemnej czerwieni i błękitu.
Hash natychmiast poczuł wielką radość. Lannca uśmiechała się od ucha do ucha.
Dziewczyny stanęły przed nimi i skłoniły skromnie. Lannca roześmiała się głośno i dźwięcznie widząc ich figlarne uśmiechy.
- Tiana, Nuva! – krzyknęła rzucając się na nie i ściskając mocno.
- Nenia, wiedziałyśmy, że wrócisz! – krzyknęła śliczna brunetka, śmiejąc się głośno. Oczy miała brązowe, tak jak Hash. Białe ząbki migały między palcami zgrabnej dłoni, gdy dziewczyna mało skutecznie próbowała zdusić głośny śmiech. Druga dziewczyna stała troszkę z tyłu. Była zadowolona, ale nie aż tak szczęśliwa jak Tiana. Hash czuł jej szczęście, ale poza nim także zadowolenie. Zwykłą radość z zysku, taką, jak u Rasena. Śmiała się głośniej od brunetki, jej blond włosy poruszały się niby węże. Jednak w jej błękitnych, zimnych oczach nie widział choćby odrobiny tak bardzo okazywanej radości. Obie dziewczyny były ładne i zgrabne. Poza włosami i kolorem oczu różniły się karnacją i wzrostem. Tiana, śniada, niewysoka wyglądała naprawdę przyjaźnie. Z kolei Nuva, blada i wysoka, zachowywała dystans. Nie podobało mu się zachowanie tej dziewczyny.
- Gdzieś ty była, Nen? – Zapytała Tiana.
- Hm, sama nie wiem. Gdzieś daleko. Wróciłam dzięki Hashowi – spojrzała na chłopaka – to mój rycerz.
I znowu cmoknęła chłopaka w policzek i przytuliła się do jego ramienia. Czuł, że się czerwieni, ale górą była radość. Cieszył się z tego, że spotkał tą dziwną dziewczynę.
Tiana od razu dygnęła wdzięcznie, uśmiechając się. Nuva tylko delikatnie skłoniła głowę, mierząc chłopaka przenikliwym wzrokiem.
- Nen, musimy porozmawiać dzisiaj w nocy! Teraz czas na wieczerzę. Chodź, pomogę Ci się ubrać, moja kochana księżniczko – powiedziała ze szczerą radością Tiana.
Lannca puściła Hasha i spojrzała na niego.
- Kurde, przydałoby ci się golenie i strzyżenie, wyglądasz jak jakiś bandzior z lasu. No, ale nie mamy na to czasu. Nuva pomoże ci się ubrać.
- Chodźmy, sir Hash. Pomogę panu odziać się odpowiednio na dzisiejszy wieczór – powiedziała Nuva i ruszyła głębiej w korytarz.
Rozeszli się. Komnata chłopaka była wielkości domu, z którego uciekł. Złoto, atłasy i inne dziwnie nazywane, drogie rzeczy wypełniały całe pomieszczenie.
- Panie, pomóc Ci się rozdziać? – zapytała spokojnie służąca. Hash okropnie się zmieszał.
- Ja… - zaczął niepewnie – chyba dam sobie radę sam – powiedział i odwrócił się do dziewczyny tylko po to, by stracić resztki odwagi, które mu pozostały. Nie zauważył, czy dziewczyna już wcześniej miała tak głęboko rozpięty uniform, który nosiła cała żeńska część służby. To, co teraz było odsłonięte, odezwało się dreszczem w dole jego pleców. Podeszła do niego powoli, a on nie miał pojęcia, co zrobić. Dziewczyna przysunęła się bliżej niego.
- Chcesz? – zapytała, jeszcze bardziej odsłaniając i tak już mocno odsłonięte duże, kształtne piersi.
Hash zamknął oczy. Nie miał pojęcia, co zrobić. Nuva była piękna, ale nie mógł. Chciał zobaczyć, jak to jest, ale wyobraził sobie wściekłą Lanncę stojącą w drzwiach. Uśmiechnął się sam do siebie. Delikatnie, ale stanowczo odepchnął Nuvę od siebie.
- Nie. Nie chcę. Wyjdź, proszę. Dam sobie radę z ubieraniem – powiedział grzecznie, ale stanowczo i uśmiechnął się do dziewczyny, skinąwszy jej przyjaźnie głową. Poczuł, że nagle zażyczyła sobie jego śmierci. Wcześniej chciała dać sobie przyjemność kosztem jego cierpienia. Czuł to, ale dopiero teraz to sobie uświadomił. Odwróciła się i wyszła bez słowa.
Hash ubrał się i podszedł do wielkiego lustra. Czuł się tutaj dziwnie. To wszystko było dziwne. Bał się, mimo zapewnień Lanncy, że jest bezpieczny. Już dwie osoby chciały jego śmierci.
Patrzył w lustro i zastanawiał się ile mógłby kupić za taki strój w swoim świecie. Skórzane buty były dość niewygodne, ale dostojnie wyglądające. Spodnie w odcieniu brązu takiego jak buty wyglądały na nowe. Nie były nawet trochę wytarte. Skomplikowane wzory wyszyte złotą nicią robiły piorunujące wrażenie. Narzucona na błękitną koszulę szkarłatna kamizelka również prezentowała się ładnie. Usiadł na ogromnym łożu i czekał.
W końcu usłyszał pukanie do drzwi. Chciał je otworzyć, ale nie zdążył. Lannca weszła i przyjrzała mu się z zadowoleniem.
- No, no. Bardzo ładnie wyglądasz. Dostojnie... - podeszła do niego – podoba mi się. Nuva powiedziała, że wstydziłeś się przy niej rozbierać? Nie chciałeś pomocy służki, bo się wstydziłeś – roześmiała się.
- Ty również wyglądasz pięknie – powiedział Hash. Lannca była ubrana w zwiewną, ciemnoniebieską suknię ściśniętą w talii. Włosy miała splecione w prosty warkocz, który również wyglądał wspaniale. Niebieskowłosa piękność patrzyła mu prosto w oczy. Teraz naprawdę widać w nich było prawdziwe, czyste szczęście. Księżniczka poprawiła odrobinę jego koszulę. Pod wpływem nieznanego dotąd impulsu dotknął jej twarzy. Zamknęła oczy i uśmiechnęła się. Powoli, lecz nieuchronnie ich twarze zbliżały się do siebie. W końcu ich wargi się złączyły. Pocałunek trwał długo. Oboje poczuli mnóstwo nieznanych dotąd uczuć. Roześmiali się.
- Niech to zostanie między nami, dobrze, Hash? – szepnęła. W odpowiedzi otrzymała kolejny pocałunek - Okej, niech to znaczy tak. Chodźmy na dół, nie wypada się spóźnić. Ha, ależ się Rasen wpieni, jak nas zobaczy!
- No, cudownie. Jeszcze bardziej mnie znienawidzi – rzucił beztrosko. Tak przynajmniej mógł ukryć swój prawdziwych strach.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt