Wietrzny dzień - Bereno Acz
A A A
Wietrzny dzień Paweł Ćwiertniak

Dzisiejszy dzień był bardzo wietrzny. Pranie sąsiadki chyba wybrało się na szybką wycieczkę dookoła świata, bo pędziło przed siebie nie oglądając się na nic. Jakieś spodnie trafiły w nasze ogrodzenie. Trzeba je zdjąć i odnieść, żeby sąsiad nie został goły.
Wyszedłem. - Naprawdę wieje r11; stwierdziłem. Złapałem spodnie, które już wybierały się w dalszą drogę i mocno przycisnąłem do siebie. Szczęśliwy ruszyłem w stronę domu, a tu jak nie dmuchnie! Poczułem się dziwnie. Jakby w stanie nieważkości. Nie musiałem się niczego trzymać, nigdzie iść. Coś mnie trzymało i niosło. Tylko kto i gdzie? A kto to wie?
Trzask! Kolana ugięły się pode mną, gdy upadłem na ziemię. Zawirowało koło mnie i wiatr zniknął. Jakby go nigdzie nie było. Rozejrzałem się. Tak, tego miejsca nie znam. To na pewno nie moja ulica. Ani żadna sąsiednia. I gdzie ja jestem?
Żeby się dowiedzieć ruszyłem przed siebie. Jedną z tych fajnych uliczek, kolorowych i śmiesznie szumiących. Stały przy nich świetne domki. Czyje? Tego nie wiedziałem tak jak wielu innych rzeczy. Nigdzie nikogo nie spostrzegłem. Czyżby to wymarłe miasto? Nie poddawałem się. Skoro coś mnie tu dostarczyło w stanie nieuszkodzonym, to pewno z jakiegoś powodu. Albo dla jakiegoś celu. Wszystko okaże się w swoim czasie. Tego byłem pewny.
Omal nie wpadłem r11; przez gapienie się na boki r11; na bramę wielkiego budynku. Ciekawy! Chyba największy z wszystkich. Taki jakiś dostojny, poważny. Pierwszy raz widziałem coś takiego. Zastukałem. Nic. Znowu zastukałem. I znowu nic. Wszedłem. A co! Głusi czy śpią?!
Idę i idę, ale nikogo nie widać. O, coś wreszcie słychać! Podchodzę, staję za ścianą i dyskretnie zerkam. O kurczę! Ilu tu dziwnych facetów siedzi! Jacyś tacy przedpotopowi! Nagle poczułem, ze coś mnie unosi w powietrze i znalazłem się na środku sali. Wcale nie chciałem podsłuchiwać! r11; chciałem krzyknąć i uciec, ale nic z tego. Trzymano mnie mocno. Wszyscy wstali. No chyba nie moje powitanie! Nie. To nadchodził ktoś bardzo ważny, bo wszyscy się pochylili. No to ja też. Żebym nie wyszedł na wieśniaka. Dobrze zrobiłem. To ich władca, znaczy król wiatrów, jak się dowiedziałem. Ciekawe jak to jest, że nie uczyłem się ich języka a wszystko rozumiem, a angielskiego uczę tyle czasu i dalej jestem dętka...
Posadzili mnie na siedzeniu i zapomnieli chyba o mnie. Radzili i radzili, gdzie który z nich ma jutro dyżur. Co za dyżur?! Kim oni są?!No tak. To narada u króla wiatrów. Przydział pracy na następny tydzień. Ciekawe. Nie wiedziałem, że oni też planują zajęcia. Nadstawiłem uszu, gdy padła nazwa mojego miasta. Słuchałem i słuchałem, jak na ciekawej lekcji, gdy zaczęli móić o mojej dzielnicy, potem mojej okolicy... Na jutro wypadł tam dyżur orkana.
- Tylko nie to!- wyrwało mi się z paszczy. No, może nie umiałem się kulturalnie zachować, ale to mój mały świat. Popatrzyli zdziwieni na mnie, jakbym spadł z księżyca.
- Bo? r11; zapytał ich władca.
- Bo ja tam mieszkam.
- I co?
- I chciałbym dalej mieszkać!
- Bo?
- Bo tam jest mój dom!
- Dom. Dom?
- Dom! Czy wy nie macie domów?!
- Mamy.
- To rozumiecie!
- A nie nasz!
- Ale mój! Nie burzcie mi domu!
- Ale musimy pracować.
- To sobie znajdźcie pusty kawałek ziemi. Albo jakiegoś oceanu! Albo pustynię! Albo inny koniec świata. U mnie nie wolno! Nie pozwolę!
Zapadła cisza. Długa cisza. Później pochylili się nad sobą i szeptem rozmawiali. Coś pewnie knują! Ciekawe co teraz ze mną zrobią. Zdmuchną czy wrzucą w wir powietrzny?
Skończyli. Władca podniósł się i powiedział, że jeśli wymienię imiona przynajmniej czterech z nich, zmienią plan.
Ale wymyślił! Nie sprecyzował, o co im chodzi. Dobra, niech się zastanowię... Szkwał, wichura, orkan, tajfun, tornado. Więcej nie pamiętam... To z przyrody. Teraz polski. To znaczy mitologia! Jak to było? Był Boreasz r11; król wiatrów, król Eol, ten od worka z wiatrami dla Odysa, Zefir jak kefir i ... No właśnie. I? Ryzyk kwizyk! Próbuję!
- Orkan, szkwał, tajfun, tornado, wichura, zamieć.
- To nie w naszym języku, nie w naszym świecie! Jeszcze raz próbuj.
Może być ciekawie. Jak się z tego wykręcić? Powiem co wiem! Raz kozie śmierć!
- Najważniejszy jest król Boreasz, potem Eol, później Zefir. A po nim, no ten... Ten... No to s... r11; chciałem brzydko skończyć, ale nie zdążyłem.
- Notos! Oczywiście, że Notos r11; usłyszałem zadowolone głosy.
- Dobrze się spisałeś! Dobrego masz nauczyciela.
- Dobrą nauczycielkę r11; sprostowałem, ale nie wdawałem się w dyskusje, bo nie chodziło o wychwalanie zgredów, tylko o mój dom. Krótko i zwięźle wyjaśniłem wiatrowemu towarzystwu: moją szkołę mogą sobie zdmuchnąć, ale co innego nie!
- Dobrze, dobrze r11; usłyszałem odpowiedź jak przez mgłę. Znalazłem się w... chyba w jakieś chmurze albo czymś takim lepkim i zupełnie nieprzeźroczystym. Straciłem poczucie czasu i miejsca. Naraz poczułem dziwny stan nieważkości i łup! Aż nogi ugięły się pode mną! Wylądowałem na ścieżce do domu. Ze spodniami sąsiada w garści.
- Paweł! Paweł!!! Na ci spodnie mojego męża? r11; usłyszałem.
- Sprawdzaliśmy, kto szybciej biega: one czy ja!
W ten sposób ocaliłem siebie, moje miasto i spodnie sąsiada. Następnego dnia w wiadomościach pokazywano straszliwy orkan nad którymś z oceanów. Nie dosłyszałem nad którym, bo za późno włączyłem telewizor. Ale tyle wytargowałem.
Wietrzny dzień Paweł Ćwiertniak

Dzisiejszy dzień był bardzo wietrzny. Pranie sąsiadki chyba wybrało się na szybką wycieczkę dookoła świata, bo pędziło przed siebie nie oglądając się na nic. Jakieś spodnie trafiły w nasze ogrodzenie. Trzeba je zdjąć i odnieść, żeby sąsiad nie został goły.
Wyszedłem. - Naprawdę wieje r11; stwierdziłem. Złapałem spodnie, które już wybierały się w dalszą drogę i mocno przycisnąłem do siebie. Szczęśliwy ruszyłem w stronę domu, a tu jak nie dmuchnie! Poczułem się dziwnie. Jakby w stanie nieważkości. Nie musiałem się niczego trzymać, nigdzie iść. Coś mnie trzymało i niosło. Tylko kto i gdzie? A kto to wie?
Trzask! Kolana ugięły się pode mną, gdy upadłem na ziemię. Zawirowało koło mnie i wiatr zniknął. Jakby go nigdzie nie było. Rozejrzałem się. Tak, tego miejsca nie znam. To na pewno nie moja ulica. Ani żadna sąsiednia. I gdzie ja jestem?
Żeby się dowiedzieć ruszyłem przed siebie. Jedną z tych fajnych uliczek, kolorowych i śmiesznie szumiących. Stały przy nich świetne domki. Czyje? Tego nie wiedziałem tak jak wielu innych rzeczy. Nigdzie nikogo nie spostrzegłem. Czyżby to wymarłe miasto? Nie poddawałem się. Skoro coś mnie tu dostarczyło w stanie nieuszkodzonym, to pewno z jakiegoś powodu. Albo dla jakiegoś celu. Wszystko okaże się w swoim czasie. Tego byłem pewny.
Omal nie wpadłem r11; przez gapienie się na boki r11; na bramę wielkiego budynku. Ciekawy! Chyba największy z wszystkich. Taki jakiś dostojny, poważny. Pierwszy raz widziałem coś takiego. Zastukałem. Nic. Znowu zastukałem. I znowu nic. Wszedłem. A co! Głusi czy śpią?!
Idę i idę, ale nikogo nie widać. O, coś wreszcie słychać! Podchodzę, staję za ścianą i dyskretnie zerkam. O kurczę! Ilu tu dziwnych facetów siedzi! Jacyś tacy przedpotopowi! Nagle poczułem, ze coś mnie unosi w powietrze i znalazłem się na środku sali. Wcale nie chciałem podsłuchiwać! r11; chciałem krzyknąć i uciec, ale nic z tego. Trzymano mnie mocno. Wszyscy wstali. No chyba nie moje powitanie! Nie. To nadchodził ktoś bardzo ważny, bo wszyscy się pochylili. No to ja też. Żebym nie wyszedł na wieśniaka. Dobrze zrobiłem. To ich władca, znaczy król wiatrów, jak się dowiedziałem. Ciekawe jak to jest, że nie uczyłem się ich języka a wszystko rozumiem, a angielskiego uczę tyle czasu i dalej jestem dętka...
Posadzili mnie na siedzeniu i zapomnieli chyba o mnie. Radzili i radzili, gdzie który z nich ma jutro dyżur. Co za dyżur?! Kim oni są?!No tak. To narada u króla wiatrów. Przydział pracy na następny tydzień. Ciekawe. Nie wiedziałem, że oni też planują zajęcia. Nadstawiłem uszu, gdy padła nazwa mojego miasta. Słuchałem i słuchałem, jak na ciekawej lekcji, gdy zaczęli móić o mojej dzielnicy, potem mojej okolicy... Na jutro wypadł tam dyżur orkana.
- Tylko nie to!- wyrwało mi się z paszczy. No, może nie umiałem się kulturalnie zachować, ale to mój mały świat. Popatrzyli zdziwieni na mnie, jakbym spadł z księżyca.
- Bo? r11; zapytał ich władca.
- Bo ja tam mieszkam.
- I co?
- I chciałbym dalej mieszkać!
- Bo?
- Bo tam jest mój dom!
- Dom. Dom?
- Dom! Czy wy nie macie domów?!
- Mamy.
- To rozumiecie!
- A nie nasz!
- Ale mój! Nie burzcie mi domu!
- Ale musimy pracować.
- To sobie znajdźcie pusty kawałek ziemi. Albo jakiegoś oceanu! Albo pustynię! Albo inny koniec świata. U mnie nie wolno! Nie pozwolę!
Zapadła cisza. Długa cisza. Później pochylili się nad sobą i szeptem rozmawiali. Coś pewnie knują! Ciekawe co teraz ze mną zrobią. Zdmuchną czy wrzucą w wir powietrzny?
Skończyli. Władca podniósł się i powiedział, że jeśli wymienię imiona przynajmniej czterech z nich, zmienią plan.
Ale wymyślił! Nie sprecyzował, o co im chodzi. Dobra, niech się zastanowię... Szkwał, wichura, orkan, tajfun, tornado. Więcej nie pamiętam... To z przyrody. Teraz polski. To znaczy mitologia! Jak to było? Był Boreasz r11; król wiatrów, król Eol, ten od worka z wiatrami dla Odysa, Zefir jak kefir i ... No właśnie. I? Ryzyk kwizyk! Próbuję!
- Orkan, szkwał, tajfun, tornado, wichura, zamieć.
- To nie w naszym języku, nie w naszym świecie! Jeszcze raz próbuj.
Może być ciekawie. Jak się z tego wykręcić? Powiem co wiem! Raz kozie śmierć!
- Najważniejszy jest król Boreasz, potem Eol, później Zefir. A po nim, no ten... Ten... No to s... r11; chciałem brzydko skończyć, ale nie zdążyłem.
- Notos! Oczywiście, że Notos r11; usłyszałem zadowolone głosy.
- Dobrze się spisałeś! Dobrego masz nauczyciela.
- Dobrą nauczycielkę r11; sprostowałem, ale nie wdawałem się w dyskusje, bo nie chodziło o wychwalanie zgredów, tylko o mój dom. Krótko i zwięźle wyjaśniłem wiatrowemu towarzystwu: moją szkołę mogą sobie zdmuchnąć, ale co innego nie!
- Dobrze, dobrze r11; usłyszałem odpowiedź jak przez mgłę. Znalazłem się w... chyba w jakieś chmurze albo czymś takim lepkim i zupełnie nieprzeźroczystym. Straciłem poczucie czasu i miejsca. Naraz poczułem dziwny stan nieważkości i łup! Aż nogi ugięły się pode mną! Wylądowałem na ścieżce do domu. Ze spodniami sąsiada w garści.
- Paweł! Paweł!!! Na ci spodnie mojego męża? r11; usłyszałem.
- Sprawdzaliśmy, kto szybciej biega: one czy ja!
W ten sposób ocaliłem siebie, moje miasto i spodnie sąsiada. Następnego dnia w wiadomościach pokazywano straszliwy orkan nad którymś z oceanów. Nie dosłyszałem nad którym, bo za późno włączyłem telewizor. Ale tyle wytargowałem.

Paweł Ćwiertniak Kraków ul. Danalówka24a 012/659-07-75
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Bereno Acz · dnia 01.11.2008 14:15 · Czytań: 539 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty