Radykalne działania
Kiedy tata zniknął za drzwiami gabinetu niejakiej pani J.K.Ravelle, skręciłam w drugą stronę, kierując się prosto do sali Ani. Szłam szybkim i zdecydowanym krokiem, nie oglądając się za siebie. Ostatni raz serce biło mi tak szybko, kiedy leżałam w szpitalu z powodu bezdechu. Za każdym razem, kiedy wchodziłam na oddział dziecięcy towarzyszyło mi to samo uczucie. Wcale nie było ono pozytywne. Było to uczucie rozgoryczenia, żalu i sarkastycznego śmiechu dla tego co się tutaj dzieje. Jak bardzo pozory mogą mylić. Przeoczyłam pokój Ani i zaszłam tak daleko, że w głębi korytarza zobaczyłam otwarte drzwi. Stała w nich zaniedbana sprzątaczka w brudnym, białym fartuchu, która wyszła, żeby zapalić papierosa. Powiedziałam tylko „dzień dobry”, po czym odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem ruszyłam naprzód w obawie przed zatrzymaniem przez kobietę. Kiedy wróciłam do 11 pokoju, z hukiem otworzyłam drzwi. Trzy dziewczynki, razem z Anią, które przestraszone siedziały w środku, dużymi oczami patrzyły na mnie. W pierwszym momencie myślałam, że to ja je przestraszyłam, ale kiedy rozejrzałam się po pokoju wiedziałam, że nie chodzi tu tylko o mnie. Z wentylacji, która była zamontowana przy samym suficie wydobywał się szaro-fioletowy, wręcz siny, dym. Unosił się na górze pokoju, schodząc coraz niżej. W pierwszej chwili nie było czuć żadnego zapachu, ale kiedy wzięłam głębszy oddech, dym zaczął drażnić moje płuca. Okno, które chciałam otworzyć, nie miało klamki. Było stare i całe odrapane. Zaraz za nim stał mur, pewnie od jakiegoś budynku. Nagle w pokoju zrobiło się ciemno. Gęsty dym zasłonił prawie całe światło dobiegające z zewnątrz.
-Anka idziemy stąd! – krzyknęłam głośno do siostry. Ania wstała – no już, szybciej, szybciej, nie słyszysz co powiedziałam?
Ania jakby nie reagowała na moje słowa. Kiedy ją poganiałam bardzo wolnym krokiem szła do drzwi, nawet na mnie nie spojrzała. Ale widziałam, że była bardzo wystraszona. Jednak moje emocje, nie pozwalały mi na okazanie jej współczucia. Jej koleżanki nawet nie wstały z miejsc, pomimo tego, że dym prawie dosięgał ich włosów. Pociągnęłam je mocno za koszulki i wyprowadziłam z pokoju. Ania już stała na korytarzu. Zamknęłam pokój i zaczęłam biec w stronę wyjścia, trzymając Anię za rękę. Kiedy znalazłyśmy się na korytarzu, natychmiast otworzyłam pomarańczowe drzwi dyrektorki i wykrzyczałam jej wszystko, co zobaczyłam. Taty już w środku nie było. Ona, jak prawdopodobnie nigdy wcześniej, zwróciła uwagę na moje słowa i od razu na nie zareagowała. Z trzaskiem odsunęła krzesło, na którym siedziała, obijając je tym samym o szklaną szafkę za jej biurkiem. Ominęła mnie nie popychając, jak to zazwyczaj robi, i z jak na nią niespotykanie przejętą twarzą wbiegła do gabinetu obok. Na korytarzu pojawiła się sprzątaczka, którą wcześniej widziałam. Zapukała ona do tych samych drzwi, po czym mężczyznę w średnim wieku zawiadomiła, że zadzwoniła na straż pożarną, wyjaśniając całą sytuację. On zrobił się cały czerwony i wbiegł powrotem do pokoju. Za chwilę wyszła z niego dyrektorka z bardzo innym wyrazem twarzy. Tym razem przedstawiał on wściekłość, nawet jak na nią zdecydowanie za dużą.
-Julka! Co tu jeszcze robicie?! Do pokoju! – krzyknęła wskazując na korytarz prowadzący do mojej sali. Jej ton głosu był dla nas bardzo poniżający. W taki sposób zdecydowanie nie mówi się do ludzi. Ale nie czekając dłużej, posłuchałam jej i owszem udałam się, trzymając Anię za rękę w stronę pokoju. Dwie pozostałe dziewczynki gdzieś zniknęły. Cieszyłam się z rozkazu kierowniczki, ponieważ od razu uświadomiłam sobie, że nie kazała Ani iść na jej oddział. Było to dla mnie dużym plusem, bo wreszcie choć na chwilę mogłam mieć siostrzyczkę przy sobie. Nie miałam zamiaru jej oddać do tych niebezpiecznych dla dzieci zamkniętych pomieszczeń. Za plecami słyszałam jej wrzask do sprzątaczki, która cicho płakała. Została zwolniona. Nie zdążyłam za wiele usłyszeć, ale domyślam się, że musiało mieć to związek z jej telefonem do straży. Nie wydaje mi się, by w tym domu dziecka była to pierwsza taka sytuacja. Ale skoro dzieją się w nim takie rzeczy, nie może mieć on dobrej opinii. Więc dlaczego tata zaprowadził nas właśnie tutaj? Chyba ma jeszcze w sobie szczątki jakiejś ojcowskiej miłości i jest w stanie znaleźć dla nas lepszy „dom”.
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt