Nadzieja
Noc była pochmurna.
Matka szła powoli. Tak, jakby nie istniał żaden cel jej podróży. Może nie miała dokąd, a może dlatego, że zmęczenie dawało jej znać o sobie.
Wiedziała, że tej nocy, jak i poprzedniej i poprzedniej i poprzedniej nie zmruży oka. Tyle było już tych, nieprzespanych nocy…
Mijała właśnie duży mocno oświetlony budynek, ogrodzony wysokim murem zakończonym kolczastym drutem. Zmrużyła oczy od nadmiaru światła.
- Tak, to tutaj... Tu jest zawsze tyle pracy… Stara już jestem, odpoczęłabym chętnie, ale nie ma nikogo, kto chciałby mnie zastąpić. Są wygodni.
Obiecują pomoc..., nagle umiera im babcia. Mają do wykonania projekt z terminem na wczoraj. Żenią się, kupują dom... tyle jest tych wymówek.
Matka zaczyna jak zwykle od pierwszej celi po prawej stronie wielkiego holu. Dawno tu nie była, chce sprawdzić, czy człowiek zamieszkujący skrawek więziennej podłogi jest ciągle ten sam. Odetchnęła z ulgą. Dalej mieszka tu Johan.
Nachyla się nad skuloną postacią i delikatnie gładzi jego skronie.
-Miałeś kiedyś takie bujne, jasne włosy, które opadały ci luźno na ramiona- szepcze.
Gdyby można było cofnąć czas, choć raz, gdyby otrzymała choć jednorazowo taką możliwość, wykorzystałaby ją dla niego.
Johan „mieszkał” w tym miejscu najdłużej. Na początku zauważała na jego twarzy coś, co przypominało uśmiech. Teraz była tam tylko pustka. Prawie nie zmieniał pozycji. Wszystko działo się obok niego. Nie było niczego, co mogło spowodować jego zaciekawienie.
Wiedziała o tym. Bolała nad tym bardzo. Był jej najważniejszym podopiecznym. Próbowała do niego dotrzeć używając wszystkiego co było w jej zasięgu. Na nic się to zdało. W ostatnich latach tak często przegrywała. Może potraktowałaby przypadek Johana jak pozostałe, gdyby nie obietnica złożyła jego babce.
Poprzednio, gdy odwiedzała to miejsce, poznała po oczach Johana, że był u niego jej największy, najbardziej zacięty przeciwnik. W tym miejscu zbierał wielkie żniwo. Paradoks polegał na tym, że ona musiała bardzo ciężko pracować, by odnieść jeden malutki sukces, on - prawie nie robił nic. Zwykle wystarczało jedno niedokończone zdanie, które niczym zakażenie wywołane wirusem Ebola, zatruwało ciało, umysł i wolę człowieka. Matka nie wypowiadała tego zdania nigdy. Ono nie było w zgodzie z jej istotą, z sensem jej istnienia.
Podniosła zsunięty koc z pleców Johana, poprawiła spadającą poduszkę i postanowiła czekać.
Będzie czekać do świtu, aż się przebudzi, może dziś będzie miała więcej szczęścia. Może dziś podejmie on próbę odróżnienia prawdy od fałszu, dobra od zła. Może zauważy, że jego życie zmierza prosto do unicestwienia, do zaspokojenia żądzy jej największego przeciwnika. Może…
Od zawsze wiedziała, że będzie nieznośnie trudno.
Zaczęło świtać. Johan poruszył się niespokojnie na swym posłaniu.
Strażnicy nie zmuszali go do opuszczania celi. Patrzyli na niego, jak patrzy się na starego psa w schronisku dla bezdomnych zwierząt. Johan nie miał już nadziei na nic. Stracił ją ostatecznie, gdy jego matka wybrała wolność, jaką dawała jej nieobecność syna, nie tylko nie mówiąc w sądzie prawdy, ale zmyśliła, obciążając go dodatkowymi oskarżeniami. Johan miał wtedy 12 lat.
To było dawno.
Kobieta stała teraz nad pryczą i bardzo ubolewała. Nic nie mogła zrobić, by cofnąć czas. Matka Johana w końcu żałowała tego co zrobiła, ale nie miała okazji powiedzieć o tym nikomu. Pewnego dnia znaleziono ją w domu martwą z przedawkowania.
Zaczęła myśleć. Może jest jeszcze ktoś, komu mogłoby zależeć na nim, może jakaś ciotka, kuzynka, koleżanka z dawnych lat. Przeglądała w pamięci życie Johana, kadr po kadrze, robiła to już setki razy . Za każdym razem łudziła się że coś przeoczyła… nic … I tym razem nic nie znalazła.
Gdyby ludzie mogli zobaczyć prawdziwą rzeczywistość, nie miałabym w ogóle pracy…
Z zamyślenia wyrwała ją postać Johana stojącego nad pustą szklanką. Zrobi teraz to, co zwykle robi rano, napije się wody, zje przyniesiony więzienny posiłek, skorzysta z latryny i znów legnie na swej pryczy.
Matka nie próbowała już szeptać mu do ucha, nie próbowała wykorzystywać światła słonecznego, motyli, zapachu wiosny, śpiewu ptaków. To wszystko było na nic..
Dziś spróbuje jeszcze raz, może ostatni. Wyjmie z zanadrza najsilniejszą broń, której używa w starciu z tym, który doprowadzał Johana i innych do stanu, w którym Matka nie mogła już nic zrobić. Położy na stoliku małą książeczkę i poprosi podmuch, by otworzył ją na pewnej konkretnej stronie…
Rozległ się dźwięk kluczy, i odgłos przesuwanej ciężkiej zasuwy. Do celi wszedł strażnik. Położył na stoliku małą książeczkę, coś wymamrotał, po czym zamknął celę, głośno już dodając, że temu to przecież na nic, bo i tak nie przeczyta, że ten pewnie czytać nie umie a nawet jeśli kiedyś umiał, to z pewnością teraz już nie umie.
I być może to lub może jakieś dotkliwe ukąszenie przez moskita spowodowało, że Johan nagle usiadł. Matka spojrzała przenikliwie: po oczach poznawała stan duszy swoich podopiecznych. Johan siedząc tyłem do światła bezwiednie sięgnął ręką po małą książeczkę. Zaczął powoli przewracać kartki, jedna po drugiej i nagle jego palce zatrzymały się. Matka zastygła w bezruchu, Johan czytał. Czytał Starą Księgę, która w formie małej książeczki znalazła się w więziennej celi, nie tylko jego, również pozostałych więźniów, gdyż była to akcja grupy zapaleńców, którzy wierzyli w moc Starej Księgi.
Johan czytał.
Matka kątem oka zobaczyła cień obecnej w celi postaci. Miał na sobie długi płaszcz. Twarzy jak zwykle nie można było dostrzec, gdyż szczelnie osłaniał ją długi szpiczasty kaptur. Myśląc o nim, nazywała go Kapturowcem. Był istotą, jak ona pochodzącą z innego wymiaru.
Tak, jego nie mogło tu zabraknąć.
Pojawiał się, by zaburzyć jasność myśli człowieka, by zatruć jadem wszelkie oznaki nadziei, radości, szczęścia. Pojawiał się ,by krzyczeć do uszu człowieka, że nie ma nadziei, że nikt go nie kocha, że jest na świecie sam, że śmierć da mu ulgę, że śmierć stanowi najlepsze rozwiązanie, że śmierć w końcu stanowi jedyne rozwiązanie.
Zbliżał się właśnie do Johana i Matka wiedziała, że teraz ona ma ostatnią szansę, by dotrzymać złożonej kiedyś obietnicy.
Stanęła za plecami podopiecznego. Objęła go swymi ramionami najsilniej jak potrafiła. Zostanę tu tak długo jak będzie trzeba. Będę tak stała cały dzień, całą noc, może dwa dni a może miesiąc. Nie usunę się i nie opuszczę go.
To była jej jedyna szansa. Kapturowiec nigdy nie odważy się jej uderzyć lub siłą odepchnąć. Wiedziała, że będzie próbował różnych sztuczek, ale póki ona jest tak blisko, Johan może być bezpieczny.
Lektura Starej Księgi wciągnęła go tak dalece, że nie zauważył obiadu, który strażnik postawił na stoliku, z dziwnym wyrazem twarzy widząc jak ten czyta.
"Będzie pewnie stary umierał", pomyślał. "Im wszystkim przed śmiercią się odmienia, niektórzy nawet zdrowieją".
Johan dotarł do miejsca, gdzie Stara Księga opowiada historie pewnej owcy, która nie słuchając głosu pasterza oddaliła się od stada, zaplątała w ciernie nie mogąc wrócić do stada, pobekiwała zrozpaczona. Pasterz zostawia stado i szuka tej jednej, nieposłusznej, niepokornej, lekceważącej niebezpieczeństwo owcy. Johan przeczytał tę opowieść, trzy razy. Nie słyszał nigdy, by ktokolwiek postąpił w podobny sposób. Pasterz nie poświęci stada dla jednej owcy, poświęci owcę, to jasne.
To zdarzyć się może tylko w bajce. Nie ma takiej możliwości, by w normalnym życiu ktoś dokonał tak nielogicznej kalkulacji, wybrał jedno zamiast wielu. Po tej historii następowała inna opowieść o tym, że ktoś szuka jednego małego grosza, gdy do dyspozycji ma wiele innych. „Co to za nieżyciowa książka, co to za nierealne historie”- myślał. Zaczęła go również drażnić postać jakiegoś Jezusa, który opowiadał o sobie niestworzone rzeczy, że jest Synem Bożym, że przyszedł zbawić świat od złego. „Biedny ten Jezus” - myślał Johan – „Nie udało mu się."
Spróbował znaleźć w pamięci jakieś dobre wspomnienie.
Może jeden dzień, gdy był małym chłopcem. Matka wzięła go na kolana, by udowodnić jakimś obcym ludziom, że jest dobrą matką . Pogładziła go po głowie. Poczuł się wtedy dumny..., ale to było tylko jeden raz…
Jednak nie odkładał książki, czytał dalej, jakby jakaś siła nie pozwalała mu przestać czytać.
Czytał historię człowieka, który dziwnie przypominał mu jego samego z tą tylko różnicą, że nie pamiętał, by zrobił kiedyś cokolwiek dobrego. Kiedy matka go oskarżyła, poczuł kompletny bezsens swojego istnienia. Nie pytał, dlaczego. Nie dziwił się. Z nikim o tym nie rozmawiał. Co można sadzić o człowieku, którego wyrzeka się własna matka?
Zakończyłby to cierpienie, gdyby nie fakt, że brakowało mu odwagi.
Wróciły wspomnienia. Tym razem o dziwo związane z lekturą książki. Zobaczył swoją
starą babcię, która nocą, przy kuchennym stole czyta jakąś książkę i płacze. Łzy spływają po jej pomarszczonej twarzy na stary fartuch. Johan słyszy szept babci, jakąś prośbę do Jezusa, by zbawił jej córkę i wnuka.
Te wspomnienia jak siła obucha trafiają prosto w serce Johana. Coś zaczyna palić jego wnętrze. Jakaś siła rozdziera w bólu jego pierś. Babcia modliła się o mnie do tego Jezusa, o którym jest Księga.
Jakieś dziwne światło zaczyna zalewać celę. Wlewa się do jego wnętrza. Przenika ciało, umysł i wolę. Po jego twarz zaczynają spływać łzy.
Matka uwalnia uścisk. Siada na jego pryczy. Po raz niezliczony widzi jak działa moc Starej Księgi.
I nie ma to znaczenia ile czasu zabrało jej przyprowadzenie tej owcy z powrotem do stada.
Lipiec 2012
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt