„Ballada o wędrowcu”
Przybył z daleka wędrowiec nikomu nieznany.
Zapewne w wiele spraw poważnych zamieszany.
Włosy w nieładzie, nieogolona broda,
Spojrzenie zmęczone. Straszności mu doda
Lalka ceramiczna wielkości małego człowieka,
Bez lewego oka. Drży mężczyźnie powieka.
A w oku jego lewym jak u upiornej lalki,
Pustka zionie, ciemna, nikła. Balerinki
ze sztucznych stóp powoli się zsuwają,
Gdzie kroczy wędrowiec, tam ludzie umierają.
Do Gold City swego czasu też i zawędrował.
Nikogo nie prosił by go przenocował,
tylko zaszedł cichcem do salonu.
Burza była, padła trakcja telefonu.
Cisza w spelunie przytłaczająca panowała,
Pianistka na fortepianie nawet grać nie śmiała.
Siedząc sączy whisky nieznajomy zamówioną,
Odzywa się, głos jego głębokością przepełnioną
Być się zdaje: „Grzeszników tyle to miasto wychowuje,
Śmierć bardzo chętnie was wszystkich ucałuje.
Ciebie, Joe, szeryfie- zawszony partaczu,
Przekupcze, brudnych pieniędzy łuskaczu.
Ty również Bernard, księże, gwałcicielu,
W alkoholu wolności szukający, niegodny mścicielu.
Jane moja droga, życie dalsze i ciebie ominie,
Za to, że powiesiłaś swego męża na linie.
A ty zdradziecka świnio, żmijo upodlająca,
Jensey! Krowy martwe do studni wrzucająca.
Marry twoich wdzięków słodkich, wszędzie sprzedawanych
Przez wielu mężczyzn i kobiet w mieścinie próbowanych,
Skończyła się ich chwała, szczęściem swym się mylisz,
Roznosząc reszcie parszywców parszywy syfilis.”
Wtem zaniemówili wszyscy jak im się tu żyło.
Tylko szeryf, Joe, czy jak mu tamże było
Skoczył po nóż i do nieznajomego sięga.
Ten lalkę wyciąga, szeryfa ręka pęka.
Krew się leje. Szeryf wrzeszczy
Kość łamana głośno trzeszczy.
Wędrowiec nóż bezrękiemu zabiera,
Podrzyna mu gardło, tłum zamiera.
Oczy mu wyłupia, jedno sobie w pustkę wciska,
Drugie lalce darowuje, podłoga od krwi śliska.
Słońce zachodzi, wiatr wiać zaczyna ze wszech stron.
Lalka ani drgnie, spojrzenie jej wyraża podgarliwy ton.
Słychać głos, jakby z ceramiki się dobywający,
Charkot, półszept jedno mówiący:
„Zabij, zabij wszystkich”, tak głos woła.
Przed wędrowcem ciężka noc, pracowita pora.
Rankiem dnia następnego wychodzi z lalką już pół żywą,
Oczy jej ruchome, ręka prawa. Z nogą krzywą
porusza się sama o swych siłach własnych.
Pozszywana, zakrwawiona, z mięśni jasnych.
Podchodzi do wędrowca, bez oka drugiego,
Pokazując brak warg uśmiecha się do niego.
Pyta się jej czy to już, czy odejść może.
Ona na to: „Tak, wreszcie szczęście dopomoże,
W życiu wiecznym twym wyborze.”
I jej mroczny uśmiech, bezzębny, zakrwawiony,
Wpija się w jego krtań, wędrowca żywot skończony.
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt