Historia Hasha i Lanncy cz. 5 - mcharazka
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Historia Hasha i Lanncy cz. 5
A A A

Trening szedł bardzo ciężko. Hash po prostu nie był w stanie załapać, co to znaczy prawidłowo trzymać miecz, nie mówiąc już o takiej magii jak wykonanie prawidłowego ciosu. Jednak Magnus był cierpliwy, bo to zawsze popłacało.

Tym razem nie było inaczej. Po godzinie ciągłych prób, młodemu rycerzowi udało się wykonać prawidłowe cięcie oraz zachować poprawną postawę.

- Brawo, chłopcze! – zawołał rosły mężczyzna – jeszcze raz!

- Dobrze, synu! Niech teraz szkolą cię tacy ludzie jak ten. Możesz mu w pełni zaufać. W swoim czasie poznasz twego prawdziwego nauczyciela. Pamiętaj, że nie możesz się poddać bez względu na wszystko. Trenuj, by móc walczyć, bo twoje przeznaczenie jest przepełnione szczękiem oręża!

Hash, słysząc znowu głos, który ostatecznie uznał za wymyślony przez siebie, ten sam, który nakazał mu przyjęcie propozycji Magnusa, całkowicie wypadł z rytmu.

- No co jest? Udało ci się przez przypadek? – zadrwił wielki rycerz.

- Nie, ale… nieważne. Kontynuujmy trening!

Po ciężkim treningu przyszedł czas na kąpiel i posiłek. Sir Magnus zabrał chłopaka do łaźni, które swoją drogą były wspaniałym udogodnieniem, a następnie poszli się posilić.

- Hash – powiedział mężczyzna przełknąwszy kolejny kawał mięsa – szybko łapiesz. Będzie dobrze, sądzę, że dojdziesz do poziomu strażnika miejskiego za jakieś dwa, trzy miesiące takiego treningu.

- To trochę długo… - mruknął chłopak. Ręce bolały go od ciągłego machania mieczem.

Wielki rycerz wstał i ruszyli razem w dół schodów. Hash zapamiętał już drogę do Sali jadalnej, swoich komnat oraz na arenę.

- Na dzisiaj koniec. Oddaję cię księżniczce. Swoją drogą, dużo czasu zajęła jej rozmowa z królem. Nie przyszła popatrzeć na twoją nieudolność.

Hash jęknął głośno, słysząc te słowa.

- Czyli jednak nie jest tak dobrze?

W odpowiedzi usłyszał tylko śmiech Magnusa.

- Tylko żartuję. Uczysz się tak, jak na Lawrence’a przystało. Masz, weź to – podał mu małą sakiewkę – jesteś teraz jednym z nas. A my nigdy nie żałujemy złota, może tylko czasem, w sytuacjach, kiedy nie robią tego Vaerowie. A teraz idź i znajdź księżniczkę. Czy co tam chcesz robić. Widzimy się na wieczerzy, a po niej przedstawię cię reszcie członków naszego rodu. Lepiej się przygotuj – to mówiąc ruszył w stronę koszar gwardii królewskiej.

- Trenuj, synu! Nie stosuj się do jego nakazów! Trzymaj miecz jednorącz, mimo, że nie używasz tarczy! Ćwicz! – kobiecy głos w jego głowie znów się odezwał. Chłopak, po raz kolejny zdezorientowany, wrócił na arenę, po czym przybrał odpowiednią pozę stosując się do coraz to kolejnych poleceń rozbrzmiewających w jego głowie. Ćwiczył zamachy, cięcia, pchnięcia. Nawet nie zauważył, że po godzinie tego treningu Lannca i Tiana rozsiadły się wygodnie i, szepcząc między sobą, obserwowały.

Hash improwizował, ale mimo wszystko wprawiał się w wykonywaniu coraz to lepszych cięć. Głos, poza ustawieniem chłopaka w odpowiedniej pozycji na początku treningu, nie powiedział nic. Młody rycerz przerwał dopiero, gdy słońce zaświeciło mu w oczy. Oparł się na rękojeści miecza i przetarł czoło.

- Hej, sir Lawrence’ie! – zawołała głośno Tiana, śmiejąc się razem z księżniczką – chyba pora troszkę odetchnąć! Nie było by dobrze, gdybyś jutro nie miał sił utrzymać się w siodle!

Chłopak był kompletnie zaskoczony. Czuł się podglądany i zawstydzony.

- Wiem, pani – odpowiedział, odwracając się w stronę dam – Kiedy wieczerza?

Lannca wybuchła niekontrolowanym już teraz śmiechem.

- Ten – zaczęła, ledwo wyduszając słowa przez śmiech i łzy – ten to by tylko jadł, trenował i spał! Panie rycerzu, nie przemęczaj się za bardzo! Do wieczerzy jeszcze ładne kilka godzin. Jeśli jednak jesteś głodny, możemy przejść się po De Baldur. Nawet ja, księżniczka Menilli, będąc pod ochroną kogoś, kto tak pilnie trenuje, będę się czuła bezpiecznie!

- Śmiej się, śmiej! Zobaczysz, że nie odpuszczę. Będę silny – zawołał chłopak, uśmiechając się, powoli i ostrożnie schował miecz do pochwy, po czym sprawnie wskoczył na murek odgradzający arenę od miejsc dla widowni. Szybkim krokiem podszedł do uśmiechniętych od ucha do ucha dziewczyn.

- No to co – rzucił – pokażecie mi, jak wygląda De Baldur poza murami pałacu?

- Jasne! – zawołała księżniczka wstając, po czym otrzepała zieloną suknię i kurtuazyjnie podała Hashowi rękę.

Gdy mijali bramę oddzielającą pałac od miasta, strażnicy ukłonili się im głęboko.

- Wciąż nie mogę się przyzwyczaić do tych ich ukłonów – zauważył Hash – ale to całe chodzenie pod rękę przypadło mi do gustu.

Dziewczęta w odpowiedzi parsknęły.

- Tak, jasne! – zawołała księżniczka, nachylając się w stronę chłopaka i dodając szeptem – mi też, ukochany – po czym, ku zdziwieniu strażników oraz widzących ich już ludzi cmoknęła chłopaka w policzek.

- Co ty, tak przy ludziach? Lann… a twój - jęknął chłopak, czerwieniejąc, ale nie dała mu skończyć.

- A co? Mi wolno, jestem księżniczką, która dopiero co wróciła. Nikt nie powie o mnie złego słowa. W każdym razie nie w Menilli.

Jeden ze strażników nieśmiało zaczął klaskać. Po chwili całe przedzamcze wrzało. Klaskano, wiwatowano na cześć księżniczki i jej wybranka, sir Hasha Lawrence’a. Wieści szybko się rozchodziły, szczególnie, jeśli szło o tak słynny ród. Kilku młodzieńców wiwatowało także na cześć „uroczej damy”, która towarzyszyła parze. Cała trójka, rozpromieniona, kłaniała się we wszystkie strony. Hash naprawdę szybko opanował etykietę, nie tylko w mowie, ale i w zachowaniu.

Po kilku minutach oklaskiwania i wiwatów, a z drugiej strony ukłonów i podziękowań, dwie damy i rycerz powoli ruszyli przed siebie. Otaczający ich ludzie z głębokimi ukłonami rozchodzili się przed nimi na boki. W końcu otaczające trójkę tłumy stopniały a ci, którzy zostali, zajęli się rozmowami między sobą.

- Nie spodziewałem się takiej reakcji ludzi… - powiedział wciąż zszokowany młody rycerz – ich radość, ta irracjonalna radość z cudzego szczęścia. Dziwne. To naprawdę magiczny świat.

- Mhm, bardzo magiczny. W taki właśnie magiczny sposób zachciało mi się czegoś słodkiego… Tu, w De Baldur, robią najlepsze cukierki lukrowe.

- Życzysz sobie, pani, skosztować tych smakołyków? – zaptał Hash

- Oczywiście, mój panie. Z największą rozkoszą przypomniałabym sobie smak tych wspaniałych słodyczy.

Hash już miał ruszać tam, gdzie można lukrowane cukierki dostać, gdy zdał sobie sprawę z faktu, że nie wie, w którą stronę należy iść. W sukurs na szczęście przyszła mu Tiana.

- Prosto, potem w prawo, mijasz dwie uliczki, skręcasz w lewo, i tam po lewej stronie znajdziesz najlepszą ze wszystkich cukrowni – szepnęła chłopakowi do ucha podczas udawanego poprawiania jego koszuli.

- Dzięki – odszepnął, po czym ruszył, prowadząc księżniczkę pod rękę, we wskazanym przez Tianę kierunku.

Kilkanaście minut później udało im się dojść do alejki, na której końcu znajdowała się owa cukiernia. Nic nie wskazywało na to, żeby coś miało się stać. Jednak, jak wiadomo, pozory mylą…

 

***

 

- Ferrentes-Zanie! – rozbrzmiało w głowie brudnego, niemłodego już mężczyzny z przetłuszczonymi włosami i przerażająco przekrwionymi oczami – Ubierz się jak należy, gdy rozmawiasz z żoną!

- Och niech to diabli, zaskoczyłaś mnie, Dravo! Daj mi chwileczkę, albo dwie. Godziny.. – pomyślał w odpowiedzi.

- Kpisz sobie ze mnie, mężu? Spotkałeś już go i nic mi nie powiedziałeś. Zapomniałeś, że wszystko widzę. Przemówiłam do niego. Doradziłam mu już kilka razy – również w kwestii walki. Teraz zobaczymy, jak szybko łapie. Cholerni Terraksańczycy zażyczyli sobie głowy jego i tej Menilijskiej księżniczki. Wybacz, ale muszę wracać i mu doradzać. A ty ruszaj na dwór cesarski. Tam przejmiesz pieczę nad jego losem. Do zobaczenia, ukochany.

- Żegnaj, moja piękna czarnowłosa. Chciałbym cię zobaczyć…

- I zobaczysz. W swoim czasie!

Głos jeszcze przez chwilę rozbrzmiewał w głowie Ferrentes-Zan’a.

- Dobra – powiedział, rozglądając się po cmentarzu, którym się opiekował – pora powrócić na scenę!

 

***

 

- Stać – powiedział nagle Hash, któremu serce stanęło w gardle – mamy problem, Lann.

Dokoła siebie wyczuł aurę okrucieństwa. Ktoś zdecydowanie chciał kogoś zabić. I czuł, że jedną z ofiar miał być on sam.

Jest ich ośmiu – powiedział – wszyscy lubią zabijać. To płatni mordercy.

- O czym ty mówisz, Hash? – zapytała Lannca – kto w De Baldur miałby nas skrzywdzi… - nie skończyła. Mała strzałka, którą pokrywała specjalna trucizna blokująca zdolności magiczne i paraliżująca, tkwiła w jej udzie. Dziewczyna szybko wyciągnęła przypominającą igłę broń z nogi, ale było za późno. Czuła, że kontrola nad powietrzem opuszcza ją z każdym następnym oddechem. Trucizna była silna.

Cztery zamaskowane postaci wychynęły zza zakrętu przed nimi. Druga połowa atakujących już odcięła im drogę odwrotu.

- Nen! – krzyknęła Tiana, łapiąc upadającą księżniczkę i amortyzując jej upadek. Hash wyciągnął miecz. Nie wiedział, co dzieje się z jego ukochaną, ale miał pewność co do tego, że to on będzie tutaj walczył.

- Synu! Niech strach cię nie powstrzymuje. Jesteś po stokroć potężniejszy od tych nieudolnych morderców. Pamiętaj o odpowiedniej pozycji!

Tym razem nie było miejsca na dezorientację. Strach i niepewność zajmowały umysł chłopaka. Przez to właśnie źle się ustawił.

- Źle! Popraw, póki jeszcze możesz. Oni chcą was zabić! – zagrzmiało w jego głowie.

Strach przed atakującymi uleciał. Teraz przeraził się tego, że ktoś do niego mówi w jego myślach. I ten ktoś musi być bardzo potężny…

- Tiana – zaczął, kopiąc mocno w drzwi obok nich. Wyleciały z zawiasami – schowaj się tu z księżniczką.

- Sir Hash… - zaczęła służąca, ale stwierdziła, że nie będzie go rozpraszać. I tak nie mieli szans na ucieczkę. Zaciągnęła Nenię do otwartego teraz już domu.

- Bardzo dobrze, synu – przemówił znowu głos – znakomicie! Teraz zachowujesz się jak prawdziwy mężczyzna. Pamiętaj, że masz znaczącą przewagę. Jeśli dobrze się skupisz, wyczujesz jak i kiedy któryś z nich zaatakuje. Twoja nowa moc jest w tym świecie nowością, nikt się przed nią nie uchroni, bo nikt nie jest w stanie jej zrozumieć. Wykorzystaj swoją przewagę. I nie bój się krwi, bo oni się nie boją!

- Dobrze… matko – pomyślał chłopak – kimkolwiek jesteś.

Odpowiedziała mu cisza. Dopiero po chwili doszła do niego odpowiedź. Głos się trząsł.

- Synu, nazwałeś mnie… - kolejne załamanie – nazwałeś mnie matką, Hash. Nie mogę w to uwierzyć. Dlaczego?

- Nie wiem. Po prostu ci ufam – pomyślał, zdawszy sobie sprawę, że ten ktoś lub coś słyszy jego myśli – ufam ci tak, jak syn ufa matce lub ojcu. Nigdy nie znałem swojej matki, ojca z kolei znać nie chcę. Myślę, że chcesz dla mnie dobrze, bo twoje podpowiedzi takie są. Pomagasz mi, uczysz walczyć. Chciałbym tylko wiedzieć kim jesteś…

- Na imię mi Drava. Na dworze cesarskim dowiesz się, kim jestem. A powie ci o tym mój mąż. Teraz jednak walczmy, bo inaczej nigdy nie dotrzesz do Asharotu. Musisz chronić tą dziewczynę, jeśli ją kochasz. Miłość to jedyne, co jest silniejsze od śmierci. Możesz mi wierzyć, bo o śmierci wiem więcej niż ktokolwiek inny. Przygotuj się! Pozycja do ataku!

- Tak jest, mamo! – odpowiedział, tym razem na głos, chłopak, po czym przyjął odpowiednią pozycję.`

Czwórka, którą zauważyli pierwszą stała bez ruchu. Nie musiał się obracać, po prostu ich wyczuwał. Z kolei ta, która odcięła im odwrót, poruszała się w parach ku nim. Atakujący już obnażyli miecze. Hash wziął głęboki wdech. Dzięki nowej mocy miał, z niezrozumiałych przyczyn, całkowitą pewność, że zaatakuje go ten, który szedł z przodu po prawej stronie, następnie ten z lewej. Idąca za nimi para była tylko ubezpieczeniem. Gdyby zginął któryś z frontowych zabójców, zastąpiłby go ten z tyłu.

- Spokojnie. Nie denerwuj się. Zachowaj zimną krew. Już wiem, że wiesz, kto i jak pierwszy zaatakuje. Spróbuje ciąć od góry. Najlepszą kontrą byłoby w takim razie szybkie pchnięcie, o ile dasz radę od razu wyszarpną… - głos nie skończył. Przerwała ma rozpoczęta walka.

Ten, który szedł po prawej stronie, zaatakował od góry. Hash nie był zaskoczony. Pchnął. Czuł, jak ostrze przebija skórę i rozcina trzewia zaskoczonego przeciwnika. Przeraziło go to uczucie, zrobiło mu się strasznie niedobrze.

- Wytrzymaj! Ich jest ośmiu! Jeśli nie dasz rady zabić kolejnego, zarżną ciebie, Tianę i Nenię! – rozbrzmiał głos – teraz ten z lewej. Spróbuje pchnąć. Sparuj jego atak uderzając od góry, wykorzystaj to, że miecz się odbije i tnij go w gębę!

- Nie, nie dam rady… nie dam rady zabić kolejnego! – krzyczał w myślach chłopak. Jednak myślał o ukochanej dziewczynie. Mimo ogromnego obrzydzenia, strachu i zdenerwowania, mimowolnie zastosował się do poleceń głosu. Ustawił się bokiem, po czym z całych sił rąbnął w miecz przeciwnika. Broń odbiła się według przewidywań Dravy, a Hash pociągnął ją do góry najmocniej jak potrafił, kierując w twarz zabójcy. Chrzęst przecinanych kości rozbrzmiał głośno w głowie młodego rycerza.

- Cięcie od góry, z lewej strony! Zastaw się i tnij przed siebie! – gorączkował się głos. Hash od razu zastosował się do polecenia. Czuł się tak, jakby to nie on kierował swoim ciałem. Jakby był w kinie i oglądał film. Trzeci przeciwnik padł z rozpłataną klatką piersiową. Czwórka za nim ruszyła śpiesznie.

- Znowu pchnięcie, na wysokości pachwiny. Wskocz na te kamienne wypusty i pchnij gnidę w serce!

Znów wykonanie polecenia przyniosło skutek w postaci umierającego przeciwnika. Chłopak doskonale wiedział, że reszta przeciwników jest tuż za nim.

- Wiem, zaatakują. Jeden tnie z góry na dół, drugi będzie próbował uderzyć od boku. Wiedzą, że atakują moje plecy. Co zrobić? – pomyślał bez żadnej emocji chłopak. Teraz, kiedy zabijał tych najemników czuł, że to dla niego nic wielkiego. Tak, jakby od dawna znał śmierć.

- Dobrze, synu. Pamiętaj, ze nie wolno ci okazać litości wobec kogoś, kto chce cię zabić. Jeśli to zrobisz, zginiesz. Tnij na wysokości szyi, z obrotu. Sam wiesz, kiedy to zrobić.

I tak też było. Chłopak stał, odwrócony plecami do nadciągających zbirów. Nagle, ku przerażeniu obu napastników, obrócił się na pięcie, z całych sił tnąc na wysokości ich szyi. Krew obficie napoiła ściany zaułka. Dwóch pozostałych napastników zawahało się. Hash wyczuł wypełzającą z nich śmierdzącą aurę strachu.

- Twoja kolej, synu. Teraz ty ich zaatakuj! – nakazał głos. Hash nie był pewien, czy tego chce. Wątpliwości pozbawił go nagły przypływ chęci zabicia go u jednego z przeciwników. Ruszył do niego. Wiedział, że ten chce zaatakować mieczem dla odwrócenia jego uwagi, po czym pchnąć ukrytym w rękawie sztyletem. Chłopak bez problemu uchylił się przed nadciągającym sztychem, który atakował jego twarz. Podczas kucania pchnął miecz w kierunku podbródka zamaskowanego mężczyzny. Sięgnął celu. Wyszarpując ostrze z roztrzaskanej szczęki umierającego słyszał jeszcze, jak pękają mu kości. Ostatni z niedoszłych zabójców emanował teraz nie strachem, a śmiertelnym przerażeniem. Hash zawahał się.

- Zabij go. Jeśli tego nie zrobisz, on może kiedyś wrócić. Przepełniony pragnieniem zemsty, będzie chciał za wszelką cenę dokończyć dzieła swoich kompanów! – nakazał głos.

- Nie, nie ma mowy. Teraz to już nie jest napastnik, to ofia… - nie było mu jednak dane skończyć. Przerwała mu nagła eksplozja wściekłości, która po chwili zmieniła się w jawną chęć zabicia młodego rycerza. Kolejny raz wyzbył się jakichkolwiek wątpliwości.

Zaledwie pół minuty później chłopak wycierał zakrwawione ostrze o płaszcz jednego z martwych napastników. Tuż obok posoka rytmicznie tryskała ze świeżo rozciętej tętnicy.

- Tiano! – zawołał, wiedząc, ze usłyszy odpowiedź, bo czuł strach służącej a nawet wściekłość i bezsilność Lanncy. Słysząc jego głos, obie dziewczyny bardzo się ucieszyły. Było jednak coś jeszcze, jakby był tu ktoś trzeci. Zadowolony, że nie musiał ingerować.

- Sir Hash! Chodź, pomóż mi z księżniczką! – zawołała Tiana w odpowiedzi. Chłopak schował miecz do pochwy, po czym wszedł do kryjówki dziewcząt. Wziął wciąż sparaliżowaną księżniczkę na ręce, była dość lekka. Powoli przeszedł przez próg. Tiana, która wcześniej nie zdawała sobie sprawy z ilości przeciwników i tego, co się działo przed jej schronieniem, otworzyła szerzej oczy.

- Ty sam dałeś radę ich pokonać? – zapytała z niedowierzaniem.

- Nie, nie sam. Choć jedynie ja tu byłem. I tak nie zrozumiesz, Tiano. Wracajmy do pałacu, muszę porozmawiać z Magnusem…

Dziewczyna w odpowiedzi jedynie skinęła. Czuł strach i podziw, które walczyły w jej głowie między sobą. Po drodze kazali mijanemu mężczyźnie powiadomić straż. Hash zapłacił mu jedną złotą monetę za fatygę. Za taką sumę można by nabyć konia, ale chłopak o tym nie wiedział. Mimo wszystko w oczach wysyłanego tylko dowiódł, że naprawdę jest z rodu Lawrence’ów, których herb miał na pochwie. Ludzie panikowali, widząc, jak zbryzgany krwią rycerz niesie nieruchomą księżniczkę. Tiana na szczęście szybko wszystkim wyjaśniała, co zaszło. Wszyscy z podziwem patrzyli na sir Hasha Lawrence’a, pogromcę ośmiu. Nie każdy mógł popisać się takim wyczynem. A już na pewno nie w stosunku do samej księżniczki. Jeszcze zanim dotarli do zamku, spotkali wychodzącego im naprzeciw króla w towarzystwie sir Magnusa, Rasena oraz kilku urzędników, w tym Verusa.

- Nenio! – zawołał król, niemalże podbiegając do Hasha – Co tam się stało młodzieńcze?!

- Sam nie wiem, panie… - zaczął, ale natychmiast przerwała mu Tiana.

- Zaatakowało nas ośmiu płatnych morderców. Ich celem musiała być księżniczka, bo zanim się ujawnili, ugodzili ją tym – dziewczyna podała królowi zatrutą strzałkę – trucizna paraliżująca i wytłumiająca magię. Widocznie wiedzieli, że śmiertelne trucizny nic nie zdziałają w starciu z magią powietrza. Ponadto, mój panie, wiedzieli, jak wygląda księżniczka, gdyż to właśnie w nią celowali ową strzałką. Ani ja, ani sir Hash nie byliśmy atakowani w ten sposób.

- Rozumiem, dziewczyno. Skoro moja córka została sparaliżowana i pozbawiona zdolności magicznych - przerwał, ponieważ dwóch służących przyniosło specjalne nosze. Skinieniem dłoni nakazał Hashowi położenie na nich księżniczki, po czym wrócił do przerwanego wątku – Dlaczego tutaj jesteście, skoro moja córka nie była w stanie walczyć?

- Sir Hash - zaczęła powoli Tiana – on zabił ich wszystkich…

Lothario popatrzył na chłopaka przeszywającym wzrokiem. Magnus również mu się przyglądał. Wszyscy zebrani emanowali ogromnym zdziwieniem. W szczególności Lothario, Rasen i głowa rodu Lawrence’ów.

- Czy to prawda, chłopcze? – zapytał król, nie spuszczając wzroku z rycerza.

- Tak, panie. To prawda.

- W takim razie nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli każę walczyć ci z jednym z moich gwardzistów, którzy byli na poziomie atakującego was, doskonale nam znanego Krwawego Księżyca. Ochroniłeś księżniczkę oraz pozbyłeś się bardzo groźnych, międzynarodowych bandytów. Z tym, że jako nowicjusz nie byłbyś w stanie zabić choćby i jednego z nich. A chwałę każdy chciałby sobie przywłaszczyć. Zapytam jeszcze raz, ostatni. Czy to prawda, że zabiłeś wszystkich ośmiu członków Krwawego Księżyca, sir Hashu Lawrencie?

- Tak, synu. To ty ich zabiłeś. I nie masz się czego bać, w każdej walce będę ci pomagać. Z twoją mocą nie groźna jest dla ciebie walka z byle gwardzistą. Przyznaj się! – rozbrzmiał znów głos w głowie chłopaka. Zastosował się do polecenia i tym razem.

- Tak, mój panie. To ja zabiłem tych najemników chroniąc księżniczkę Menilli, Nenię Lanx Lamia Satura z rodu L’Oiseau Bleu, oraz życie jej służącej, Tiany i własne – odpowiedział głosem tak twardym, że aż przestraszył się, czy aby na pewno nie zostanie odebrany za agresywny wobec króla.

Od Lotharia wyczuwał odrobinę podziwu, ale głównie chłód. Z kolei Rasen był bardzo zadowolony, choć nadal zaskoczony i odrobinkę speszony.

- W takim razie sir Magnusie, zabierz go sprzed moich oczu. Podczas wieczerzy urządzimy mały turniej z udziałem tego chłopca.

Wielki rycerz skinieniem dłoni przywołał chłopaka. Tiana przerażona rozglądała się po wszystkich zebranych.

- Wybacz sir Hash… ja, ja nie wiedziałam! – wyszeptała. Moc młodego Lawrence’a znacznie się rozwinęła podczas walki, którą przeżył. Bez problemu usłyszał słowa dziewczyny, których w teorii słyszeć nie powinien.

- Nie martw się, Tiano. Nie zrobiłaś nic złego – odpowiedział, odwracając się do dziewczyny z uśmiechem, ale się nie zatrzymał. Wszyscy dokoła, w tym i służąca, byli zdziwieni. Ci najbliżej dziewczyny, czyli król i Verus, patrzyli z niedowierzaniem. Nikt jednak nic nie powiedział. Cały komitet powitalny, w otoczeniu kilkunastu strażników i wielu mieszczan, zaintrygowanych tą sytuacją, ruszył w drogę powrotną.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
mcharazka · dnia 06.01.2016 19:35 · Czytań: 466 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 3
Komentarze
Bernierdh dnia 14.01.2016 04:21
Cytat:
Gdy mijali bramę oddzielającą pałac od miasta, strażnicy ukłonili się im głęboko.

Ja to bym chyba jednak wolał "nisko" :)

Ten fragment bardzo mi się podobał. Zastanawiam się tylko nas sceną walki - do eksperta mi bardzo daleko, ale nie jestem pewien, czy Hashowi nie poszło jednak zbyt łatwo, nawet mimo pomocy tajemniczej kobiety.
Ale to żaden zarzut, z racji tego, że się nie znam. A napisane jest fajnie :)
To ja pozdrawiam i czekam na dalsze części.
mcharazka dnia 16.01.2016 20:29
Poszło mu łatwo z powodu "doradcy" i jego mocy. Głównie jego mocy, Drava go tylko ukierunkowała :p
Bernierdh dnia 16.01.2016 22:48
Oki doki, łapię :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Jacek Londyn
07/02/2025 19:10
I niech tak pozostanie. To była odpowiedź na komentarz.… »
Florian Konrad
07/02/2025 12:54
Dziękuję za komentarze. Wiersze króciuśkie mi "się nie… »
Florian Konrad
07/02/2025 12:49
Dziękuję Wam za czytanie i komentarze. Nie, to w żadnej… »
domofon
05/02/2025 08:55
ajw – ja tak mam ze swoim kotem. :) »
Dar
05/02/2025 07:12
Miłość w czasach internetu »
wolnyduch
04/02/2025 22:01
Życiowy obrazek... Jak dla mnie najbardziej poetycki… »
wolnyduch
04/02/2025 21:56
Jak dla mnie to miniatura, msz napisać dobrą miniaturę wcale… »
wolnyduch
04/02/2025 21:40
Dzięki za czytanie gitesiku Tak, masz rację, że trup… »
wolnyduch
04/02/2025 21:37
Jak dla mnie to wiersz ironiczny, tak go odbieram, ale może… »
wolnyduch
04/02/2025 21:27
Ciekawie na temat sensu tworzenia. Sądzę, ze każdy piszący… »
domofon
04/02/2025 21:20
Nie pomogę, ale dzięki za wizytę. :) »
Bishop LML
04/02/2025 20:45
Pięknie opisana namiętność :). »
Bishop LML
04/02/2025 20:43
Bardzo dziękuję za to słowa »
gaga26111
04/02/2025 16:44
Połknęłam kilka ostatnich wierszy na raz. Malowniczo… »
gaga26111
04/02/2025 16:40
Hej ajw. Racja już radko piszę i tu bywam. Cieszę się mimo… »
ShoutBox
  • Szymon K
  • 30/01/2025 06:22
  • Dlaczego zniknęły moje linki do ksiażki?
  • Wiktor Orzel
  • 02/01/2025 11:06
  • Wszystkiego dobrego wszystkim!
  • Janusz Rosek
  • 31/12/2024 19:52
  • Udanego Sylwestra i szczęśliwego Nowego Roku 2025
  • Zbigniew Szczypek
  • 30/12/2024 22:28
  • Iwonko - dziękując za życzenia - kocham zdrowie i spokój oraz miłość, pełną świąt! A Tobie Iwonko i wszystkim na PP życzę Szczęśliwego Nowego Roku, by każdy dzień był święty/świętem
  • ajw
  • 22/12/2024 11:13
  • Kochani, zdrowych, spokojnych i pełnych miłości świąt!
  • Berele
  • 16/11/2024 11:56
  • Siema. Znalazłem strasznie fajną poetkę: [link] Co o niej sądzicie?
  • ajw
  • 01/11/2024 19:19
  • Miło Ciebie znów widzieć :)
  • Kushi
  • 31/10/2024 20:28
  • Lata mijają, a do tego miejsca ciągnie, aby wrócić chociaż na chwilę... może i wena wróci... dobrego wieczorku wszystkim zaczytanym :):)
  • Szymon K
  • 31/10/2024 06:56
  • Dziękuję, za zakwalifikowanie, moich szant ma komkurs. Może ktoś jeszcze się skusi, i coś napiszę.
  • Szymon K
  • 30/10/2024 12:35
  • Napisałem, szanty na konkurs, ale chciałem, jeszcze coś dodać. Można tak?
Ostatnio widziani
Gości online:42
Najnowszy:Maksimus