Powietrze na Cimetiere monumental de Rouen skażone
jest wszechobecną wilgocią, trudno jednak zarzucić zaniedbanie
zarządcy. Mimo, że ład każdego kroku graniczy z ruiną, zieleń
pręży się z szacunkiem, gdy w odwiedziny do niewidzialnego
narratora przychodzi Pani Bovary.
Nikt się jednak nie pali, żeby jej szepnąć, gdzie powinna szukać.
Przyjaciele błękitu i różu, zajęci są plątaniem ścieżek, kusząc
odzianych w białe szaty młodzieńców kamiennymi ramionami
boskich matek. Kobiety o oczach pokrytych światłoczułą błoną,
wiecznie o włos tylko odległe od życia, oddają się w uniesieniu
ich anielskiej cierpliwości, usta jednak pozostają zamknięte
jak gardła gołębi, których młode opuściły gniazda. Bez wzbudzeń,
lecz w pełni zrozumienia, nekropolię serc wskrzesić jest zdolna
już jedynie Izis, napinając z całej siły tęczowy łuk, w zdumieniu
jak szybko można się zapomnieć, mając przed oczami człowieka.