Złote serce
Zylo próbował napisać sms. Wyciągał prze siebie rękę i patrzył w wyświetlacz mrużąc oczy; przechylał przy tym głowę na boki jak kura. Zaklął pod nosem. W końcu: - Pierdolę, w dupie to mam - schował telefon i pociągnął spory łyk piwa.
- Nie masz okularów, nie zrobiłeś nowych - zapytałem.
- Nie, kasy nie mam.
- Pamiętasz ilu nas wtedy było?
- Kiedy?
- No, na spływie, kiedy okulary zgubiłeś.
- Dziewięć osób, chyba. Dekiel też był, pamiętasz?
- Jego i ciebie pamiętam, innych mniej. Za dużo tej księżycówki było.
- Zjemy coś? o kawie tylko od rana jestem - spojrzał pytająco na mnie potem na wiszącą na ścianie, zapisaną kredą, tablicę z jadłospisem.
- Do czternastej mamy sporo czasu – rzucił.
- Dobrze, wybierz coś ja płacę.
Czytał półgłosem menu pisane w słupek:
- Zraz wieprzowy siedem złotych. Ziemniaki cztery złote. Surówka z kiszonej kapusty trzy złote. Razem czternaście złotych.
- Popatrz, „Razem” najdroższe - stwierdził.
- To dwa razy zrazik i dwa Tyskie - zamówił.
Kelnerka jakby tylko na to czekała, bo prawie natychmiast zmaterializowała obstalunek.
- Dokończyłeś powieść o ludziach z Kazimierza? - zagabnąłem.
- Nie, ciągle mi brakuje weny, potrzebnych materiałów źródłowych i tak już prawie rok drepcę w miejscu.
- Mnie też jakoś nie idzie, przeskakuję ciągle od jednego opowiadanie do drugiego; nie jest to z korzyścią ani dla jednego ani drugiego.
Trzynasta trzydzieści.
-Tak sobie myślę, że może by wcześniej wyjść, mamy kawałek drogi, a nie wypada się spóźnić - sceptycznie spojrzałem na kwestię dla, której tu siedzimy.
- Dobrze, to idziemy - zareagował Zylo podnosząc ociężale swoje sto kilo.
- Wypada jakieś kwiaty kupić. Flachy mu przecież nie postawimy - rozwiałem wątpliwości wyboru.
- Na mnie nie licz, nie dlatego, że nie chce, mówiłem - golas jestem.
- Ok, zrobimy trzy goździki. Tak trzeba. - A co się dzieję z Zębatką, siostrą Dekla?
- Mieszka z matką, razem w trójkę mieszkali. Jaśko jej mąż, pamiętasz go?, zostawił ją i zwiał do Stanów. Zapił się tam podobno na śmierć - mówiła mi kiedyś Zębatka. Tam trzeba bracie zapierdalać, on się do tego nie nadawał. Myślał, że w Ameryce graniem na perkusji fortunę zarobi, a tam - dachy smołą trzeba było polewać; znaleźli go sztywnego w Central Park.
Mamy kwiaty, idziemy mostem nad Wisłą. Nagle Zylo przystanął, spojrzał w dół na wartki strumień rzeki.
- Wiesz, Dekiel kiedyś latem chciał przejechać motorem w poprzek Wisły, złożył się nawet. Pewnie by mu sie udało, gdyby nie szarżował. Utknął pod drugim brzegiem. We czwórkę ledwie wyciągnęliśmy go z tym motorem. Zresztą sam wiesz jaki był nieprzewidywalny i uparty.
Mały kościół przy Staffa, wchodzimy. Wewnątrz trzydzieści parę osób. Poznaję kilka znajomych twarzy: Bingo, Mucha, Dyzio, matka Dekla w żałobie - podtrzymywana przez Zębatkę.
Ksiądz zaczyna mowę -Tragiczne zmarły Zygmunt Koterski, to muszę powiedzieć, nie należał do żarliwych katolików. Nie widywałem go w kościele, choć należał do naszej parafii. Trudnym był człowiekiem, wdawał się w awantury, od alkoholu też nie stronił. Ale czy był złym człowiekiem? Pozbawionym ludzkich uczuć? Nie, tak o nim mówić nie wolno. Zrobił swoim czynem więcej niż niejeden gorliwy katolik. Bezinteresownie oddał soje organy do przeszczepu na wypadek swojej śmierci, której nikt z nas nie jest w stanie przewidzieć. I stało się. Jego serce uratowało ludzkie życie, gdzieś w dalekim Olsztynie. Mam tu list dziękczynny od osoby, która ten dar życia otrzymała. Podziękowanie i serdeczne Bóg zapłać składam na ręce tu obecnej matki zmarłego. Ciszę na chwilę przerwał szloch matki Zygmunta.
- Wiedziałeś o tym - zwróciłem się szeptem do Zylo. Przecząco pokręcił głową.
Idziemy w kondukcie; do cmentarza jest niedaleko. Mży deszcz.
- Wiesz coś więcej jak zginął? - spytałem.
– Piętnastego, w niedzielę to było – ściszonym głosem mówił Zylo - Dekiel, Bingo i jakaś grupa z Kobierzyna do Lanckorony motorami jechali. Dekiel jechał pierwszy, zawsze się wyrywał do przodu, i wpierdolił się w kombajn, który z bocznej drogi nagle wyjechał. Masakryczny widok Bingo mówił. Dwa dni jeszcze życie się w nim tliło, trzeciego dnia zmarł.
- Domyślam się, że nie zmartwychwstał. Miki, Jaśko, Zuza, teraz Dekiel; kto następny? - pytająco spojrzałem w niebiosy.
- Dyzio raka w sobie nosi, Lolo oczubiał i w Kobierzynie go trzymają - uzupełnił Zylo.
- Kurczy się nasza paka, rozpływa w nicość; ostatni zgasi światło i przejdziemy do historii, albo nie przejdziemy* - dopadła mnie melancholia.
Nad grobem, ceremonię pożegnalną, rozpoczął ksiądz modlitwą po czym powtórzył podziękowania podobnie jak w kościele. Blisko księdza stojąca, około czterdziestoletnia kobieta, położyła na trumnie dużą wiązankę czerwonych i białych róż, a wśród kwiatów niewielkie złotawo-błyszczące serce. Była to żona obdarowanego nowym życiem. Jej córka podobną wiązankę podała matce Zygmunta.
Łzy wzruszenia pojawiły się u wszystkich, nie dało się nad tym zapanować.
- Coś w tym jest - powiedział Zylo wpatrzony w opuszczaną do grobu trumnę. Nie wiem co miał na myśli, ale dodałem uniwersalne – Na pewno.
KoRd
..............................
*”Nie przejdziemy do historii” – piosenka Krzysztofa Klenczona.
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt