Bo zupa była za słona... - gerard
Proza » Długie Opowiadania » Bo zupa była za słona...
A A A
-Dzień dobry. Co Panią do mnie sprowadza?
Trudno mi było opanować zaskoczenie, gdy ją zobaczyłem; szara, niepozorna, stała skulona w wejściu do gabinetu. Może nie byłoby w tym nic dziwnego; mało kto, wchodząc do mojego gabinetu, czuł się pewnie (w końcu kto czuje się pewnie przychodząc po raz pierwszy do psychoterapeuty!) gdyby nie fakt, że w drzwiach stała... solniczka!
Nie przesłyszeliście się. Solniczka. Wysoka na jakieś dziesieć centymetrów, w kształcie walca, ceramiczna, barwy raczej szaro-piaskowej niż szarej, jak się okazało, gdy przyjrzałem się jej dokładniej. Gdy podeszła, zauważyłem, że ów trudny do określenia kolor nadawały jej delikatne kropki, wyglądające jak gdyby ktoś lekko przyprószył ją zmielonym pieprzem. Była nawet dość ładna, mogła stanowić całkiem ciekawą ozdobę kuchni w stylu retro, pasowałaby do takiego wystroju nie tylko z powodu swego prostego i lekko rustykalnego kształtu, co raczej z powodu zamknięcie jej wieczka. Stanowiła je gustowna, mosiężna klamra, nadająca całości staroświecki wygląd i spinająca korpus z wieczkiem, w którym dało się zauważyć trzy otwory, w jedną gustowną całość. Naprawdę, mogła się ona komuś podobać. Jej wygląd szpeciła tylko długa rysa, ciągnąca się ukośnie przez całą wysokość walcowatego korpusu. Widocznie musiała kiedyś spaść z wysoka i pęknąć lub nawet potłuc się na kawałki, pomyślałem, ale widać ktoś ją złożył i skleił. Z moich rozmyślań wyrwał mnie nagle jej cichy głosik:
- Mogę tu usiąść?
Zrobiła to dopiero wtedy, gdy skinąłem głową. Gdy w końcu (nie bez mojej pomocy) usadowiła się na krześle, spostrzegłem, że bez słowa wpatruje się we mnie, z uniesionym nieco w górę wieczkiem, podobna do postaci z kreskówek, rozdziawiających szeroko swe usta w momentach zdziwienia lub zaskoczenia. Zorientowałem się nagle, że nie zdążyłem się nawet przedstawić.
- Yyy, mam na imię Gerard, jestem psychoterapeutą specjalizującym się w terapii rodzinnej. Z kim mam przyjemność i w czym mogę Pani pomóc?
Milczała przez dłuższą chwilę. W końcu, z ociąganiem, zaczęła mówić.
- Ja nie mam żadnego imienia. Nigdy nie miałam. Jestem po prostu zwykłą solniczką, a co mnie tu sprowadza?...
Nagle zatrzęsła się i przez chwilę miałem wrażenie, ze przewróci się i stoczy z krzesła na podłogę. Taki upadek byłby dla niej na pewno zabójczy, lecz na szczęście szybko się opanowała.
- Może się Pan zdziwi, ale sprowadzają mnie tutaj... wyrzuty sumienia. Przeze mnie rozpadł się związek dwojga kochających się osób...
Tego już było za wiele. Solniczka z wyrzutami sumienia? Co tu, do jasnej cholery, jest grane! W mgnieniu oka przypomniały mi się wykłady z psychologii klinicznej i nagle poczułem, jak oblewa mnie zimny pot. Schizofrenia! Widzę gadające przedmioty. Nie!!! Wszystko, tylko nie to! Ale z drugiej strony gdybym miał prawdziwe urojenia, nie byłbym przecież świadom ich nienormalności, lecz przyjął je za pewnik. Co tu więc jest grane?!
- Czy coś się stało?
Widocznie prowadzona przeze mnie walka w głębi mojego umysłu była jaskrawo wymalowana na mojej twarzy, skoro padło to pytanie.
- Nnic, proszę kontynuować. Rozumiem, że odczuwa Pani poczucie winy z powodu rozpadu czyjegoś związku i czuje się za to odpowiedzialna?
Nie, to niemożliwe, ja chyba naprawdę jestem chory! - pomyślałem z rozpaczą.
- Tak. Wie Pan, może mi Pan nie wierzyć, ale rozeszli się, bo zupa była za słona! A to z kolei moja wina... Mogłam bardziej uważać, ale nie wiedziałam, nie mogłam temu zapobiec, nie...
Wybuchła płaczem. Mnie zaś ogarnął w duszy pusty śmiech, zmieszany z przerażeniem. Solniczka. Wyrzuty sumienia. Za słona zupa. Rozpad małżeństwa. Gdzie jest mój telefon! Gdzie ja wsadziłem numer do tego psychiatry, z którym odbywałem praktyki w szpitalu? Dlaczego właśnie ja i dlaczego mnie przytrafia się ta pieprzona choroba? Terapeuta - schizofrenik!
Z gorączkowych rozmyślań wyrwało mnie głośne chlipnięcie.
- Przepraszam, nie mogę... do dziś nie mogę się pozbierać...
Spojrzałem błędnym wzrokiem na krzesło. Była tam cały czas. Zamknąłem oczy i po chwili je otworzyłem. Była tam ciągle, ze łzami spływającymi z otworów w wieczku i skapującymi na siedzisko z trawy morskiej. Nagle ogarnęło mnie poczucie obojętności. A co mi tam. Może i mam schizofrenię. Ale ta solniczka na pewno nie jest wytworem mojej wyobraźni. A jeśli nawetr30; nagle zaciekawiło mnie, co tak naprawdę spowodowało jej przyjście do mnie. I o co do jasnej cholery chodzi z tą zupą?!
Opanowałem się i zadałem pytanie:
- Rozumiem, że czuje się Pani z tym źle. Ale zanim o tym porozmawiamy, czy może Pani zacząć od początku i opowiedzieć, jak do tego doszło?
Spojrzała na mnie przez łzy i kiwnęła wieczkiem, po czym zaczęła:
- Piotra ujrzałam po raz pierwszy w sklepie 1001 drobiazgów, gdy przechadzał się między półkami, szukając jakiegoś drobnego i niekonwencjalnego prezentu dla swojej dziewczyny...
Po chwili przerwy i kilku ponownych chlipnięciach usłyszałem jej historię. Stała przez dłuższy czas na półce w sklepie, zepchnięta przez ekspedientkę na sam koniec półki, prawie pod samą ścianę, będąc zasłoniętą przez inne solniczki. Każdy zbliżający się klient wzbudzał jej nadzieję na wyrwanie się z tego ponurego miejsca i wyruszenie w nieznany, ciekawy świat. Ale okazywało się, że zwykle klienci szukali prostych, plastikowych solniczek, lub większych, szklanych, pasujących do ascetycznych wnętrz nowoczesnych i sterylnych kuchni. Ona pasowałaby do kuchni starszej babci, która postawiłaby ją na starym, powojennym kredensie, obok fajansowe cukiernicy i ręcznego młynka na kawę. Jednakże starsze panie nie zaglądały, nie wiadomo czemu, do tego sklepu, a młodsi klienci, nawet gdy brali ją w dłonie, odstawiali po chwili namysłu na półkę. Do czasu, gdy pomiędzy współsiostrami wypatrzyły ją oczy Piotra. Duże, głębokie, piwne oczy, w których krył się jakiś dziwny blask i radość, więcej, szczęście, którego nigdy u nikogo nie widziała. Chwilę później była już w jego dłoniach, a kilka minut potem znalazła się w jego plecaku.
Piotr, jak się okazało, kupił ją jako prezent dla Magdy, swej dziewczyny, z okazji urodzin . Wyznawał zasadę, że prezent musi mieć swoją historię lub co najmniej nieść ze sobą jakiś przekaz. Wręczając ją Magdzie, powiedział:
- Kochanie, to dla Ciebie. Do naszej wspólnej kuchni, którą mam nadzieję urządzimy, gdy wyjdziesz za mnie za mąż...
W taki oto niekonwencjonalny sposób Piotr oświadczył się swojej wybrance, a zwykła, kuchenna solniczka stała się świadkiem tej niecodziennej ceremonii. Wtedy zrozumiała ów błysk i iskrę szczęścia w spojrzeniu Piotra. Taki sam błysk i iskrę można było zauważyć w spojrzeniu Magdy. Oni naprawdę się kochalir30;
Jakiś czas później odbył się ślub i wesele, a rok po ślubie młodzi wprowadzili się do nowego mieszkania. Nie przeszkadzało im to, ze kredyt zżerał większość ich wspólnych zarobków ani to, że w ich wspólnej kuchni obiad gotowało się w jednym z dwóch garnków, a herbatę słodziło się jedną łyżeczką. Uczucie, które ich łączyło, pomagało im przetrwać te spartańskie warunki. Każdego dnia nasza szaro-piaskowa bohaterka widziała ów błysk w oczach obojga, który powodował, że świat wokół nich przestawał istnieć, a liczyli się tylko oni.
Pierwszy zgrzyt nastąpił dokładnie w dniu, gdy jedna z dziurek w wieczku solniczki zapchała się przez większy kryształek soli. Tego dnia Piotr nie wrócił na noc do domu. Gdy nad ranem, zataczając się, wszedł do mieszkania, czekała na niego wzburzona Magda. Po burzliwej wymianie zdań, wymachiwaniu rękami i uderzaniu kubkiem w stół, skruszony Piotr wyznał Magdzie prawdę. Wieczór spędzony w pubie z kumplami trochę się przedłużył, ale to był pierwszy i ostatni raz. Udobruchana Magda postawiła na stole wazę z zupą, doprawiwszy ją nieco do smaku solą z solniczki. Wszystko znów wróciło do normy.
Piotr faktycznie spędził wieczór z kumplami na spotkaniu klasowym w dziesięciolecie zakończenia liceum. Zapomniał tylko dodać, że na spotkaniu była także Asia, urocza brunetka, w której podkochiwał się w klasie maturalnej...
Od tamtej pory błysk w oczach Piotra przygasł. Niby wszystko było jak dawniej i przez kilka pierwszych tygodni faktycznie wszystko grało. Solniczka nie zauważyła niczego nienormalnego. No, może to, że Piotr coraz rzadziej używał jej wieczorem, bo coraz rzadziej jadał kolację w domu. A to trzeba było wziąć nadgodziny, a to gonią potrzeby, poza tym kredyt - musiał zostawać dłużej w pracy. Mimo tej troski o ich byt solniczka zauważyła, że ów błysk zaczął gasnąć także w oczach Magdy. Nie przejmowała się jednak tym zbytnio, skoncentrowana na kryształku tkwiącym ciągle w otworze jej wieczka.
Zobaczyła ów blask ponownie w jej oczach, gdy pewnego dnia, gdy Magda wyjątkowo długo potrząsała nią, by doprawić zupę, usłyszała dzwonek do drzwi. To nie mógł być Piotr; powinien wrócić dopiero następnego dnia z delegacji, na którą został wysłany przez swoją firmę. Po chwili do kuchni wszedł wysoki brunet - jak się potem okazało, szef z pracy Magdy. Przez chwilę solniczkę ścisnęło coś w środku, choć sama nie wiedziała czemu - Adam wpadł przecież tylko zjeść obiad. Co prawda czasami łapał Magdę za dłonie, a ta z zażenowaniem lecz i z pewnego rodzaju skrywaną, dziewczęcą radością nieudolnie wysuwała je z jego dłoni, ale przecież nie było w tym nic niestosownego, tłumaczyła to sobie solniczka. Tego dnia, podczas obiadu, kolejny kryształek wpadł w otwór jej wieczka.
Od tamtego wydarzenia także i Magda zaczęła pracować więcej i dłużej zostawać w pracy. Zaczęła przytakiwać Piotrowi, że ma rację, że kredyt, że potrzeby, że faktycznie ona także musi wziąć nadgodziny i zostać dłużej w firmie. Przestali chodzić do teatru, a wspólne posiłki jadali tylko w niedzielę. Podczas jednego z nich dawało wyczuć się jakąś dziwną i nerwową atmosferę. Podczas doprawiania przez Magdę swojej porcji zupy, kolejny kryształek wpadł do ostatniego wolnego otworu w wieczku i zatkał go na amen. Solniczka zaczęła się dusić. Atmosfera między małżonkami zagęściła się jeszcze bardziej, gdy zadzwonił telefon Piotra. Magda wyciągnęła rękę, by mu go podać, gdy nagle zobaczyła na wyświetlaczu komórki, kto dzwoni. Z wściekłością wcisnęła aparat w dłoń męża. Piotr, zobaczywszy imię na ekranie swojej komórki, zbladł. I wtedy solniczka ostatkiem sił wypuściła przez otwór resztki powietrza. Kryształek chlorku sodu wystrzelił w powietrze, a w tym samym czasie Magda wybuchła płaczem.
Zarzuciła Piotrowi zdradę, wykrzykując, że niejednokrotnie widziała go na mieście z jego byłą sympatią. Piotr oskarżył ją o szpiegowanie i w rewanżu wykrzyczał, co słyszał o jej szefie, który niedawno awansował swą pracownicę i bez której nie mógł załatwić żadnej, nawet najbardziej błahej sprawy. Reszty epitetów i oskarżeń solniczka nie pamiętała, ciężko dysząc i próbując złapać powietrze. Pamięta tylko, że w pewnym momencie chwyciła ją dłoń Magdy i rzuciła z furią w kierunku Piotra. Ten, uchyliwszy się w porę, zdołał uchronić swoją głowę od bliskiego spotkania z ceramicznym pociskiem. Niestety, solniczka nie zdołała zmienić trajektorii swego lotu i z impetem uderzyła w ścianę, rozpadając się na kilka kawałków.
Kilka dni po tym wydarzeniu Piotr przeprosił Magdę i posklejał solniczkę. Oczyścił przy okazji jej zapchane otwory i od tej pory znów wszystko było jak kiedyś. Przynajmniej pozornie. Co prawda w oczach Piotra ani Magdy nie było tego blasku, jaki widziała ona w momencie, gdy po raz pierwszy wziął ją w swe dłonie, ale przez jakiś czas wracali wcześniej do domu i wspólnie jadali kolację. Czasem rozmawiali, o tym co słychać w pracy, jak minął dzień. Na tym zwykle rozmowa się kończyła. Niekiedy miała wrażenie, że Piotr, wstając w nocy i wysyłając z kuchni smsy, niekoniecznie adresuje je do swego kolegi z firmy, bo który to kolega odpisywałby od razu w środku nocy, wywołując rozmarzony i tęskny uśmiech na twarzy Piotra? Czasami też zastanawiała się, czy Magda także nie przesadza, siedząc do późna przy kuchennym stole i redagując w swoim laptopie maile z zamówieniami, które, jak mówiła, miała wysłać rna wczoraj, od czasu do czasu zatrzymując się wyjątkowo długo przy niektórych z nich. Wszystko toczyło się swoim trybem i solniczka miała nadzieję, że niebezpieczeństwo już zażegnane, że groźby o rozstaniu, wykrzykiwane owej pamiętnej niedzieli, gdy została boleśnie potłuczona, zostały już dawno zapomniane przez obydwoje małżonków. Do czasu, gdy innej niedzieli, podczas przygotowywania obiadu, zamyślona Magda przesoliła zupę. Solniczka dziwiła się, czemu dziś gospodyni tak długo nią potrząsa, że aż poczuła mdłości. Gdy nadeszła pora obiadu, Piotr po kilku łyżkach zupy wstał nagle, rzucając łyżkę na stół, i wybiegł z domu, trzaskając drzwiami, Magda zaś oparła głowę na rękach i zaczęła szlochać. Piotr zrozumiał, że jego żona przestała gotować tak, jak on lubił, a Magda uświadomiła sobie, że przygotowując obiad i myśląc o Adamie, podświadomie doprawiła zupę zgodnie z jego gustem...
- Niech Pan mi pomoże... Nie mogę dłużej tego znieść. Ja naprawdę nie chciała doprowadzić do rozpadu ich związku. Gdybym wiedziała, nie dopuściłabym do tego, żeby zupa była przesolona...
Te słowa i następujący po nich szloch wyrwał mnie z zamyślenia. Czy naprawdę była temu winna? Co za absurdalna myśl! Solniczka winna rozpadu związku! A jeśli nie, to jak się stało, że doszło do takiego finału, gdzie małżonkowie popełnili błąd, uczynili fałszywy ruch? Nie miałem siły o tym myśleć. Przerażała mnie terapia rozdygotanej solniczki, trzęsącej się na krześle przede mną. Nie chciałem wgłębiać się w problem, który po części był moim. Wypisz, wymaluj mój przypadek. Ja też odnalazłem swoją dawną sympatię i mimo tego, że niczego między nami jeszcze nie było, zacząłem zaniedbywać dom i Kasię, moją żonę...
W tym momencie w mojej głowie usłyszałem przenikliwy dźwięk. Jak wiertarka świdrował w moim mózgu, nieprzyjemny i znajomy zarazem. Zdenerwowany obróciłem się gwałtownie, szukając jego źródła i nagle poczułem, że spadam i uderzam głową w coś twardego. Gdy przerażony otworzyłem oczy ujrzałem, że leżę na podłodze, a obok mnie leży budzik, próbujący przywołać mnie do rzeczywistości.
- Jak dobrze, że był to tylko sen! Wyłączyłem budzik i odetchnąłem z ulgą.
- Co za odlot! Takiego snu jeszcze nie miałem! Zacząłem śmiać się do rozpuku. Ale numer! Koledzy z poradni będą mieli niezły ubaw, jak zaczną analizę projekcyjną mojego snu!
Wstawszy z podłogi i chichocząc pod nosem, skierowałem się do kuchni. Kaśka już dawno poszła do pracy, świadczyły o tym naczynia w zlewie i niedopita filiżanka zimnej już kawy. Nalałem wody do czajnika, ciągle rozbawiony zacząłem kroić chleb, chcąc postawić go potem na stole, gdy nagle śmiech zamarł na moich ustach. Na krześle przy kuchennym stole leżała mała, szaro-piaskowa, zaopatrzona w gustowną klamrę... solniczka.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
gerard · dnia 09.11.2008 20:56 · Czytań: 756 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 5
Inne artykuły tego autora:
Komentarze
SzalonaJulka dnia 09.11.2008 21:35 Ocena: Bardzo dobre
Ciekawy pomysł - rozpad małżeństwa z punktu widzenia solniczki - może nie trzeba było budzić bohatera i zostawić historię w stanie pół-surrealistycznym? w każdym razie podoba mi się takie ujęcie problemu - no i bawią mnie wszystkie uczucia odbijające się na twarzy - wieczku solniczki
ginger dnia 09.11.2008 22:23 Ocena: Dobre
Pomysł z solniczką u terapeuty świetny. Opisany problem - ciekawy, powszechny. Sposób opisu - do ideału sporo brakuje, ale jest dobrze, momentami całkiem zabawnie. Końcówka - nie. Za dużo tego budzenia się. Każde opowiadanie nie może kończyć się przebudzeniem. To jest już tak wytarte... Pomyśl nad tą końcówką, może przyszłoby Ci do głowy coś bardziej nowatorskiego...? Gdzieś tam jakieś błędy były, ale ja się rozbierania nie podejmuję ;) Generalnie mi się podoba. Udany debiut ;)
gerard dnia 09.11.2008 23:58
Dzięki, wasze komentarze przekonują mnie do jednego - przed ostatecznym wklejeniem tekstu warto "przespać się z nim" i na drugi dzień, bez emocji towarzyszących pisaniu dzień wcześniej, przejrzeć go krytycznie. Tego już mi zabrakło :) ale postaram sie co nieco skorygować :) Pozdrawiam!
Jack the Nipper dnia 10.11.2008 10:56 Ocena: Dobre
Cytat:
gabinetu. Może nie byłoby w tym nic dziwnego; mało kto, wchodząc do mojego gabinetu,


Gabinetu x 2

Cytat:
się okazało, gdy przyjrzałem się jej dokładniej.


sugestia: jak się okazało po dokładniejszych oględzinach.

Cytat:
zamknięcie jej wieczka


jej bym skreslił.

Cytat:
Naprawdę, mogła się ona komuś podobać.


komyś zbędne moim zdaniem

Cytat:
na kawałki, pomyślałem, ale


Ja bym wziął w cudzysłów myśli narratora.

Cytat:
gdy skinąłem głową. Gdy


2 x gdy.

Cytat:
- Czy coś się stało?


Wypadłem tutaj. Chwile mi zajęło, zanim sie zorientowałem, że to mowi solniczka. Zaznacz, proszę, ze to jej wypowiedź.

Cytat:
półce w sklepie, zepchnięta przez ekspedientkę na sam koniec półki


Jedno półki zamień na regał.

Cytat:
jego dłoniach, a kilka minut potem znalazła się w jego


2 x jego.

Cytat:
prezent dla Magdy, swej dziewczyny, z okazji urodzi


Sugestia: prezent urodzinowy dla Magdy.

Cytat:
wspólnych zarobków ani to, że w ich wspólnej


Jedno i drugie "wspólne" zbedne moim zdaniem.

Cytat:
wzburzona Magda. Po burzliwej


Powtórka.

Cytat:
wszystko było jak dawniej i przez kilka pierwszych tygodni faktycznie wszystko


2 x wszystko

Cytat:
dłonie, a ta z zażenowaniem lecz i z pewnego rodzaju skrywaną, dziewczęcą radością nieudolnie wysuwała je z jego dłoni


Dłonie - dłoni.

Cytat:
Podczas jednego z nich dawało wyczuć się jakąś dziwną i nerwową atmosferę. Podczas


2 x podczas.

Cytat:
gdy została boleśnie potłuczona, zostały już dawno zapomniane


została - zostały. Sugestia: odeszły już w niepamięć.

"Się" - sprawdź sam.

Wszystko ładnie, pomysł mi sie podoba, braki warsztatowe, naduzywanie zaimków, powtorki to mozna wyeliminować.
Tekst jest troche lepszy od poprzedniego. Tylko zakończenie... Nie Twoja wina, ale chyba w związku z zapadaniem w zimowy sen co chwila ktos pisze o śnie. I znowu tak się wszystko kończy u Ciebie. Ogólnie - dobrze.
bassooner dnia 11.11.2008 14:04 Ocena: Przeciętne
Ja bym jeszcze jakąś "scenkę" na kuchennym stole walnął... z Piotrem albo Adamem... ;-)))
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty