Walczą, nadal walczą. Operacja się nie udała i moja żona zmarła. Walczyli, walczą, walczyli. Operacja się nie udała i moja żona zmarła. Operacja... Nie udała... Zmarła. Moja żona. Moja żona zmarła. Za ciasne ja, nielegalne ja. Jestem, bo nie myślę. Pustka. Jestem? Piekąca fala nagiego smutku. Pierwiastek z ja, to ja. Ja do potęgi drugiej to ja. Nauczyć się, że ja to ja. Gdzie ja?
*
- Mam nadzieję, że nie cierpiała... Doktorze, najszczersze wyrazy współczucia. Ja... - to będzie dwa tysiące, plus dwieście za urnę, mamy takie z ręcznie zdobionymi wzorami, brązowe, białe... - mówił przedstawiciel firmy zajmującej się paleniem zwłok.
*
Upośledzony skurczem krtani, rządzony siłą, którą nie w pełni kierował, mówił coś o niej, coś wyuczonego i nieszczerego do ludzi, których nawet nie poznawał, a za ścianą płonęło miękkie ciało jego młodej żony.
*
- Wiem, że jest trzecia nad ranem, ale znalazłam pana numer w książce telefonicznej, dr Henry Jones, prawda? Pan jest psychiatrą. Muszę opowiedzieć coś o sobie. Mam dwadzieścia pięć lat i jestem zaręczona. Trzy lata temu zdałam egzamin pielęgniarski. Matka też jest pielęgniarką, ojciec prowadzi rodzinny interes. Pragnę się zabić. Zrobię to, doktorze Jones, przysięgam, że zrobię. Ja, teraz, właśnie teraz, ale najpierw, no właśnie... Coś opowiem, muszę opowiedzieć. W narzeczonym zakochałam się ot tak, banalnie prosto, było to jak drobny deszcz, a ja nawet nie zorientowałam się kiedy przemokłam. Jeszcze niedawno wydawało mi się, że... Wyjdę za niego, będziemy mieli dzieci, wychowam je, wszystko postanowione. Rok temu byłam co do tego przekonana, nie miałam nad czym myśleć, to mi dawało poczucie spokoju. Miałam pracę, lubiłam ją, to dobrze - myślałam sobie, jest dobrze.
To było we wrześniu, wszędzie pusto. Wynajęliśmy domek w Hiszpanii, nad morzem. Pojechał do miasta, a ja poszłam na plażę. Ciepły dzień, wdychałam w całe ciało zapach upału. Opalała się tam dziewczyna, plaża była na odludziu, więc musiała dopłynąć tam łódką albo kajakiem. Leżałyśmy obok siebie zupełnie nagie i opalałyśmy się. Drzemałyśmy, budziłyśmy się, smarowałyśmy się olejkiem, na włosach kapelusze, a na oczach okulary przeciwsłoneczne. Zerkałam spod kapelusza na moje rozczochrane rzęsy, krajobraz, morze i wszechobecne słońce. Było wspaniale. Nagle ujrzałam trzy postacie skaczące po skałach, co sekundę kryły się i wychylały. "Podglądają nas trzej chłopcy" - powiedziałam do dziewczyny. "Niech sobie patrzą" - odpowiedziała i odwróciła się z brzuchu na plecy. Chciałam się zakryć, zrobić coś, ale się nie ruszyłam. Leżałam spokojnie i bezwstydnie z nagą pupą, a obok mnie ona - siedemnastolatka z pulsującymi sutkami i zakurzonym, puszystym łonem. Chłopcy podeszli bliżej, stali i zjadali nas wzrokiem. Byli bardzo młodzi. Potem jeden z nich przykucnął obok niej i udawał, że szuka czegoś w piasku. Wtedy ona wzięła go za rękę i pomogła zdjąć jeansy. Znalazł się na niej, całował ją tak jakby jego język był językiem węża, a ona pokierowała nim trzymając najpierw za plecy, a potem za pośladki. Dwóch innych siedziało za wydmą i patrzyło. Miałam jego twarz tuż obok, była świeża i ponętna, ale taka młoda. Wtedy ona, promieniując w ekstazie, powiedziała -"teraz idź do niej". Zszedł z niej, odwrócił mnie na plecy i położył się na mnie. Złapał mnie za pośladki tak mocno, że aż zabolało, byłam już tak mokra, że doszłam prawie od razu, właśnie miałam mu powiedzieć, żeby nie... ale wtedy on też doszedł. Poczułam jego histerycznie gorące, tryskające nasienie w środku. To była rozkosz, która trwała i trwała... Wtedy ona zaspokoiła się moją ręką, a on leżał obok mnie. Potem zawołała dwóch pozostałych chłopców - wyglądali na zastygłych, ale widać było, że ich ciała rozpierane są przez twarde i głodne kończyny. Rozpięła dwa rozporki i zaczęła się z nimi bawić, a kiedy byli gotowi brała do ust te miejscowe przekrwienia, by wypełnić je suchą twardością. Szybko doszli. Na koniec wykąpaliśmy się w pięcioro w morzu. Gdy wróciłam mój narzeczony był w domu, przygotował kolację. Zjedliśmy i wypiliśmy czerwone wino, a potem kochaliśmy się, namiętnie. Było mi wspaniale. Słyszy pan? Wspaniale. Jasne, czułam gorzki posmak grzechu, a może nawet i hańby, jakiś niejasny fetor, smród, ale to była inna miłość, wreszcie jakaś prawdziwsza, już nie było w niej cukru, pudru i lukru, lecz najczystsze pożądanie, jakaś szatańska rozkosz.
Ale dziewięć miesięcy później urodziło się dziecko - dziewczynka, bardziej latynoskie niż miało prawo się urodzić, a ja poczułam dreszcz w kościach, tak, wiem - nadzieja zbyt często jest diaboliczna, ale jednak miałam ją do końca. Do samego porodu chciałam ją czuć, do pierwszego półrocza nie było zbyt wiele widać, potem jednak te kręcone włoski, skóra stawała się zbyt ciemna... Mój mąż, z początku nie zwracał na to uwagi, ale w końcu nadszedł ten dzień, gdy przebudzona świadomość czegoś nieokreślonego, zaczęła w nim rozbłyskiwać coraz silniej, aż w końcu ponura ciekawość zamieniła się w oczywistość zdrady. Nie wiem czego oczekiwałam, byłam na to wszystko w pewien sposób przygotowana, ale to co nastąpiło - ten pełen bitew urywany krzyk...
Czułam wstyd, a on jest w stanie doprowadzić do sytuacji, gdzie poczucie sensu cierpienia zanika. Jaźń się synkretyzuje, wstyd wkradał się w moją tożsamość, a ja już nie mogłam odnieść się w stosunku do niego w sposób świadomy. Autoalienacja. Zniszczenie od środka. Brak identyfikacji ze sobą moralnie. Nostalgiczny, moralny ból. Więc lepiej przyjmować to wszystko jak dziecko.
Sypkie piaski, które wciągają jak lej. Przeżerają duszę, niszczą, a potem ta dusza jest skażona złem.
Całą noc przeczuwałam, że coś się może wydarzyć więc położyłam dziecko przy sobie, próbowałam nie usnąć, ale gdy się przebudziłam nie było jej już przy mnie. Poczułam, jakby ktoś wydarł ze mnie jakieś nieokreślone korzenie pokryte jeszcze świeżą krwią. Nie wiem co jej zrobił, ale byłam pewna, że nie żyje, że udusił ją gdzieś, a potem wyrzucił albo obciążył kamieniami i wrzucił do rzeki, ale ja nie chciałam tego wiedzieć, zresztą nie było go jeszcze w domu. Mój los jest przesądzony. Zginę, ale nic więcej nie może mi zrobić. Czuję jakby absolutne bezpieczeństwo. Już się ze sobą nie identyfikuję, identyfikuję się ze swoją duszą, to ciału można coś zrobić, ale nie mnie. Obręcz opresji nigdy nie zaciśnie się do końca.
Słyszy pan co robię, jest pan świadkiem zła, które mój mąż mi wyrządza, jest pan człowiekiem, niech pan się o mnie zatroszczy! Niech pan przejmie moje doświadczenie zła, niech pana wzrok, pana słuch weźmie na siebie mój los. To było pół godziny temu, doktorze. Co mam zrobić? Jak mam się zabić? Ile tabletek już połknęłam? Jest dwadzieścia osiem po trzeciej, już pewnie zbyt wiele, żeby mnie odratować. Ja się naprawdę boję, po tamtej stronie może być za ciemno...
Pamiętasz? Już wiesz kim jestem? No, odezwij się. Myślisz, że blefuję, co? Mnie nikt nie chciał słuchać, poświęcić uwagi, tak jak ty teraz, doktorze, jesteś pierwszą osobą która mnie słucha, mógłby pan pójść spać, ale nie, pan słucha. Nie irytuje to pana? To - że tak dużo gadam? Jakie to ciepłe uczucie - zostać wysłuchanym. Niech pan się wreszcie odezwie, doktorze.
Och, jasne, że pamiętasz. Henry, biedy Henry Jones. Z zawodu psychiatra, od dwudziestu pięciu lat - od czasu śmierci swojej żony, głuchy rencista. Wszystkie badania prawidłowe, wszystkie somatyczne przyczyny głuchoty już dawno zostały wykluczone, po prostu nagle i gwałtownie stracił słuch, zapadł się w skurcz ciszy - ktoś się wygadał, myślałeś, że się nie dowiem, co? Wystarczyła głupia gazeta z plotkarską rubryką, z ciekawostkami medycznymi nie do rozwiązania, a do tego przyszywana siostra i matka zastępcza, która coś kiedyś do niej powiedziała po kilku kieliszkach.
Rozumiem... Być, nie stwarzać pozoru, ale być. Stałe pragnienie, by zostać zdemaskowanym, zredukowanym, unicestwionym do ziarenka piasku, do egg ze swojego ego, do jądra swojego ja. Każdy ton głosu jest fałszem, każdy gest kłamstwem, odebrać sobie życie? Nie - to zbyt proste, ale zrobić coś innego - odizolować się od innych, by być sobą w cierpieniu, wtedy przynajmniej się nie kłamie. Więc stwierdziłeś, że ogłuchniesz i w gładkiej ciszy odnajdziesz sam siebie wraz ze swoją złością, swoje cierpienie, ale zrozumiałeś, że to nie jest takie proste. Wokół ciebie próżnia, ale wiedziałeś dobrze, że niebawem zaczniesz trząść się w tej głuchej pustce. Życie wżerało się powoli w twoje tkanki, a ty chociaż byłeś i jesteś głuchy to musisz reagować, musisz odgrywać swoją rolę. Tak, odgrywałeś ją wyśmienicie, miałeś do tego prawo, a teraz? Teraz jesteś już zdrowy, wiem, że słyszysz. Wiem, że czujesz do mnie wstręt, a w twojej pulsującej głowie syczy głos zgrozy, gotuje się wszystko jak wrzątek, ale niech zasyczy głośniej! Głosem wybawienia. Jeszcze mam szanse, jeszcze można zrobić płukanie żołądka, uratuj, na litość, córkę swojej żony, którą dwadzieścia cztery lata temu oddałeś do sierocińca, skazałeś na niewiadomy los, przynajmniej mnie ochroń od nieruchomości bezkostnego zwęglenia. Wdzięczna, tak, jestem ci wdzięczna, że nie zrobiłeś tego w inny sposób, że pomimo wszystkiego dałeś mi szanse na mętne życie, bo otarłam się o bez - życie, ale teraz ja... Naprawdę...
- Gdzie jesteś?
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt