Księżycowy Łowca - marlip
Proza » Historie z dreszczykiem » Księżycowy Łowca
A A A
Był zimny późny wieczór. Lato w tym roku bardzo wcześnie się zakończyło. Jeszcze powinno być ładnie, jeszcze nie wszyscy urlopowicze zdążyli powrócić z urlopów, a już zaczęła się słota. Temperatury spadały do kilku stopni powyżej zera. Prawdziwa szaruga, prawdziwe utrapienie dla psychologów, wcześniej niż zazwyczaj zaczęły się jesienne depresje. Roman jechał starym fordem krętą leśną drogą. Był niewysokim mężczyzną w wieku czterdziestu i trzech lat. Powinien nosić okulary, ale częściej używał szkieł kontaktowych, bardzo wstydził się wady wzroku. Miał ją od urodzenia i pamiętał dobrze jak w szkole dzieciaki skandowały "cztery oczy, piąta szyja, okularnik dostał w ryja". Czasami groźby te bywały spełniane. Zwłaszcza jeden chłopak wiąż sobie młodego na widelec. Zawsze jak tylko nadarzała się okazja bił go i śmiał się z niego publicznie. Roman nie potrafił tego wybaczyć. Był z natury człowiekiem bardzo spokojnym, ale jeżeli ktoś zaszedł mu za skórę wiedział jak się odegrać. Czekał i marzył o zemście. Nadarzyła się kilka lat później, kiedy ów starzy kolega szedł sobie spokojnie uliczkami między domami. Jeden z nich dopiero się budował i Roman wraz z dwoma jeszcze kolegami poszedł tam na wagary. Nikogo nie było, właściciel, który postanowił postawić dom własnymi siłami przychodził na plac budowy po powrocie z pracy, czyli całkiem pod wieczór. Chłopaki mogli bawić się tam do woli, czując się zupełnie jak u siebie. Nagle Roman będąc na dachu dostrzegł swego śmiertelnego wroga. Postanowił się zemścić. Wziął w rękę pierwszy przedmiot leżący obok niego. Była to cegła. Przymierzył i rzucił. Nie czekał na efekt uderzenia, wziął następną cegłę i cisnął, wziął następną i uczynił to samo. Cegły uderzały biedaka jedna po drugiej, dopiero gdy padł na ziemię Roman zaprzestał ciskania. Na ulicy leżał krwawiący i szlochający chłopak, a obok kilkanaście cegieł. Mściciel podszedł do swojej ofiary, stanął nad nim i głosem pełnym tryumfu wyrzekł:
- Jak jeszcze raz coś mi zrobisz to cię zabiję - powiedział to tak poważnie, że leżący na ziemi nie miał żadnych wątpliwości, że groźba ta zostanie spełniona.
Było to wiele lat temu, ale Roman dokładnie pamiętał tej jedyny raz, kiedy zemścił się na kimś i zapewnił sobie spokój.
Teraz siedział za kierownicą, padał deszcz, a wieczór wydawał się szczególnie ciemny. Miarowy szum opon i wycieraczek usypiał. Ziewnął i zmienił nastawienie radia. Zagrała skoczna muzyka. Przycisnął mocniej pedał gazu i auto pomknęło szybciej. Mijały sekundy, minuty a oczy stawały się coraz cięższe. Od kilku dni miał problemy ze snem, lecz teraz kiedy właśnie musiał być rozbudzony sen zapukał do jego drzwi. Gdzieś daleko w światłach błysnęły dwa małe punkty ale jego mózg ledwie zauważył tę ważną informację, nie powiązał jej z niczym i natychmiast o niej zapomniał. Ułamek sekundy później w świetle reflektorów ukazał się pokaźnych rozmiarów jeleń. Zareagował zupełnie odruchowo natychmiast nacisnął hamulec, było już za późno.

Mocne uderzenie. Zbyt silny ruch kierownicą. Brzęk tłuczonego szkła i pisk opon. Kolejne uderzenie i auto zatrzymało się zupełnie, silnik jednak ciągle pracował, a w radio słychać tylko stary radosny szlagier. Nigdy nie myślał tak jasno, jak w tej jednej chwili. Przekręcił kluczyk wyłączając zapłon, odpiął pasy bezpieczeństwa i otworzył drzwi. Wysiadł z samochodu i rozejrzał się. Pusta droga, padający deszcz i wiejący z coraz większą siłą wiatr. Spojrzał na auto, było w rowie, miało rozbity przód. Miał ogromne szczęście, że nic mu się nie stało. Nie wiedział jak i kiedy to wszystko się stało. Chwila nieuwagi i teraz przyjdzie mu słono za to zapłacić. Popatrzył na będące w rowie auto. Ciekawy ile będzie kosztować jego naprawa. Ciekawe czy w ogóle będzie to opłacalne.

Stanął na środku drogi, zapalił papierosa. Był zupełnie bezradny. Jak okiem sięgnąć las i zupełnie pusta droga. Szum drzew przybrał złowieszcze ton, a jakieś dziwne dźwięki wydobywające się z trzewi lasu zaczynały go przerażać. Był zwykłym mieszczuchem zupełnie nienawykłym do przebywania w nocy w środku lasu.
Już krótka awaria prądu była dla niego wystarczającą klęską by natychmiast wzywać pomocy. Teraz był zupełnie sam. Wyjął z kieszeni telefon komórkowy i chciał zadzwonić. Wybrał 112 i czekał. Chwilę później w słuchawce usłyszał serię krótkich, szybkich sygnałów i telefon ucichł. Spojrzał na wyświetlacz i zorientował się, że nie ma zasięgu.
- Kurwa mać. Gorzej chyba już nie może być - zaklął głośno i jeszcze nie wiedział jak bardzo się mylił.

Podszedł do samochodu aby ocenić jak bardzo jest źle. To co zobaczył zmieniło się w koszmar. Auto było kompletnie zniszczone i nie nadawało się do użytku. Ciemna ciecz znaczyła pogniecioną maskę i rozbitą przednią szybę. Nieopodal leżał martwy jeleń. Obszedł auto dookoła i przyjrzał mu się uważnie. Dostrzegł jeszcze inne rzeczy, które zupełnie mu się nie podobały. Oba przednie koła wydawały się być złożone. Wiedział już, że ma zupełnie połamane zawieszenie.
- Co robić? Co robić - pytał sam siebie.

Patrzał przez chwilę na rozbity wóz, po chwili jednak podjął nieoczekiwaną decyzję i ruszył skrajem drogi. Liczył na to, że prędzej czy później trafi na jakiś ludzi, może ktoś będzie jechał i go podwiezie, a jeśli nie to może gdzieś niedaleko jest jakaś miejscowość. Szedł tracąc poczucie czasu, deszcz stawał się coraz mocniejszy, a wiatr wiał z siłą huraganu ciskając mu w twarz połamane gałązki, liście i ziarenka piasku.

Nagle zobaczył majaczące w oddali światła. Zbliżał się jakiś samochód. Postanowił go zatrzymać, wiedział, że jest mało widoczny więc wziął w rękę telefon komórkowy, spowodował by zaświecił i stojąc na drodze zaczął machać rękoma. Samochód nawet nie zwolnił. Kierowca nie zamierzał się zatrzymywać, tylko chwilę zanim dojechał do Romana nacisnął klakson.
- Ażeby cię szlag trafił! - zaklął mocno Roman.

Szedł dalej pustą drogą i zastanawiał się jak daleko przyjdzie mu iść. Nie widział żadnych znaków, nie znał zupełnie tej drogi. Postanowił pojechać na skróty i teraz zaczynał żałować tej decyzji. Ciekawe ile razy w życiu człowiek podejmuje takie złe decyzje, jak bardzo ich żałuje i ile by dał, żeby cofnąć czas. Niestety czas cofnąć się nie chce, śmieje się tylko z ludzkiej głupoty i zaciera ręce patrząc jak stworzenie mieniące siebie panem świata miota się nieświadome nieuchronności własnego losu.
Chciał zapalić papierosa, lecz wiatr był zbyt mocny. Stanął plecami do wiatru, przystanął i w ciemności zabłysła zapałka. Zaciągnął się rzadkim dymem i zaklął pod nosem. Nie lubił palić na wietrze, a do tego jeszcze ten deszcz. Wyrzucił dopiero co zapalonego papierosa i ruszył dalej. Po kilkudziesięciu minutach szybkiego marszu dostrzegł skręcającą w prawo gruntową drogę. Nieopodal widniała biała tabliczka z napisem rleśniczówka 2 kmr1;. Uśmiechnął się zadowolony i natychmiast ruszył błotnistą drogą. Szedł szybko, niemal biegł, w głowie układał sobie wszystkie słowa które wypowie, aby jak najlepiej opisać swoje położenie. Po pierwsze musiał zatelefonować i powiadomić kogoś o wypadku. Po drugie trzeba jak najszybciej ściągnąć pomoc drogową i zabrać auto. Po trzecie wreszcie się rozgrzać. Wiatr i deszcz spowodowały, że cały drżał. Takiego zimna nie pamiętał. Z uporem parł do przodu starając się omijać kałuże i błoto.

Wychodząc z za zakrętu zobaczył niewielką drewnianą chatkę stojącą po środku sporych rozmiarów polany. Kryta strzechą chata miała niewielkie okna i mocne dębowe drzwi wejściowe. Polana z wszystkich stron otoczona była lasem, który pochylał się nad samotnym domem z niejaką czułością. Z boku domu stała niewielka drewutnia be drzwi, a w niej poukładane równo stosy suchego drzewa, które zgromadził na zimę przezorny gospodarz. Droga prowadząca do chaty wyglądała na dawno nieużywaną, jednak zawsze była to droga i miała swój kres. Ucieszył się na ten widok. Przyśpieszył kroku i potknął się o wystający korzeń. Zadziałało prawo Murphy'ego. Jak długi runął w kałużę rozbryzgując ogromne krople brudnej wody wszędzie dookoła. Wstał jak oparzony, właściwie zerwał się na równe nogi i z rezygnacją zamknął oczy. Nie miał siły kląć, był wściekły, ręce drżały, serce waliło jak oszalałe, ale bezsilność jak szczur zakradła się do wnętrza jego serca. Nie umiał nic poradzić na tak bardzo nieoczekiwany splot zdarzeń, które zaprowadziły go aż tu, do samego serca mrocznego lasu. Ta deszczowa jesienna noc, wycie wiatru i wysoko górujący nad lasem pełny księżyc tworzyło oprawę jak z filmu grozy. Przeszedł go dreszcz, w ogóle nie powinien dopuszczać do siebie takich myśli. Wbrew wszystkiemu ruszył znów do przodu zdecydowany dotrzeć do leśniczówki. Tam na pewno będzie telefon, na pewno będą jacyś ludzie, którzy udzielą mu pomocy, poczęstują kubkiem gorącej herbaty. Przyjrzał się bardziej i zauważył ze strachem, że wszystkie okna leśniczówki były ciemne.
- Przecież musi tu ktoś być - powiedział, a słowa natychmiast zostały porwane przez wiatr.

Podszedł do drzwi i zapukał. Nic. Zapukał jeszcze raz. I znów nic. Nie wiedział co powinien był robić. Stał przed drzwiami nie chcąc odchodzić, ale nie zamierzał także denerwować mieszkających w głuszy ludzi. Kto wie, jakby mogli zareagować na nagłe pojawienie się nieznajomego. Zakładał, że mają broń, przecież nie sposób mieszkać w takim lesie i nie mieć co najmniej strzelby. Może zaskoczony gospodarz poderwie się ze smacznego, kolorowego snu i chwyciwszy stojącą koło łóżka broń wypali zanim jeszcze zapyta co się dzieje. Na pewno nic takiego nie chciał ryzykować więc postanowił najpierw dać dokładnie i głośno znać, że tu jest, że chce wejść do domu i nie ma żadnych złych zamiarów. Potrzebował jedynie pomocy i właściwie tylko to go interesowało.
- Jest tu ktoś? - krzyknął w nadziei, że ktoś odpowie ze środka. Nic takiego nie nastąpiło. Prawdopodobnie w środku wszyscy spali lub może nikogo nie było.
- Halo. Czy jest ktoś w środku? - zakrzyknął po raz kolejny, lecz tym razem z taką mocą na jaką było go stać. - Potrzebuję pomocy.
- Hej - krzyczał już z całych sił, - czy tam ktoś jest.
Zupełna cisza, nikt nie odpowiadał. Walił pięściami w drzwi, stukał do okien ciągle głośno krzycząc i nawołując. Wszystko daremnie, z chaty nie było żadnego odzewu. Nie chciał dłużej marznąć i moknąć. W miejscu klamki była zasuwka przesunął ją i drzwi ustąpiły, nie były zamknięte. Chwilę się wahał lecz szybko nabrał odwagi i wszedł do środka.

Zapach stęchlizny natychmiast podrażnił nos, ciemność która panowała w środku wydawała się tak gęsta, że niemal namacalna. Stanął w drzwiach i poczekał aż oczy przyzwyczają się do mroku. Rozejrzał się po izbie. Stół, kilka krzeseł, łóżko w kącie, a tuż obok dawno wygasły piec. Teraz był pewien. Tu nikt nie mieszkał i najprawdopodobniej nie ma także telefonu. Ta wiadomość nie przyniosła pocieszenia. Chyba będzie musiał pozostać to przez całą noc, ale lepsze to niż bycie na dworze.
- Ale przynajmniej nie leje mi się na głowę - głos zadźwięczał obco i strasznie. Przestraszył się swojego tonu i sposobu w jaki to powiedział. To miejsce napawało go lękiem. Jakaś podświadoma część jego samego mówiła, że powinien jak najszybciej się stąd wynosić. Uciekać tak szybko jak mogą ponieść go nogi i tak daleko na ile starczy tchu. Wbrew temu uczuciu zamknął za sobą drzwi. Podszedł do stołu i zapalił lampę naftową, dziwne było to, że była napełniona, gotowa do użycia. Chata napełniła się chybotliwym słabym blaskiem. Rozejrzał się jeszcze raz omiatając całe wnętrze napełnione słabym światłem. Dostrzegł obrazy wiszące na ścianach. Mad łóżkiem wisiał wielki obraz Pana Jezusa w ogrojcu. Klęczał on przed wielkim kamieniem z głową wzniesioną ku niebu. Ciemna noc podkreślała blask aureoli wokół głowy. Pewnie w tym momencie modlił się do Ojca aby zabrał od Niego ten kielich, który musi wypić. Lecz za chwilę zgodzi się z Jego wolą. Po przeciwnej stronie ściany wisiały obok siebie dwa inne obrazy. Te były niewielkie, przedstawiały jeden Pana Jezusa i Jego serce, a drugi Matkę Jezusa i jej serce. Rozglądał się, ale więcej obrazów nie widział.
Podszedł do pieca i z niejakim zaskoczeniem stwierdził, że tu również wszystko jest przygotowane. Równo ułożone suche drewno czekało aby włożyć je do pieca. Natychmiast wsunął kilka kawałków w drzwiczki pieca i już po chwili z jego wnętrza dobywało się przyjemne ciepło. Z pieca dobywał się dźwięk strzelającego w ogniu drewna, a sam blask ognia ożywił ponure wnętrze.
- Zaczyna być miło - powiedział do siebie, a jego głos nie brzmiał już tak obco jak wcześniej. W chacie zaczynała robić się miła swojska atmosfera. Zaczął dokładniej rozglądać się po pomieszczeniu. Pod oknem stała masywna drewniana ława, na środku stół i kilka krzeseł. Obok pieca kredens z naczyniami, a na przeciwległej ścianie jakieś komody. Obok pieca były również jakieś drzwi. Roman podszedł do nich i nacisnął klamkę. Wszedł do niewielkiego pokoju w którym stały dwa łóżka i szafa. Tu również nikogo nie było, lecz dojrzał kolejne drzwi. Poszedł dalej i otworzył je. Kolejne łóżka i kolejna szafa, jakaś komoda, kilka foteli i ława. Upewnił się, że nikogo nie ma w domu, wrócił do kuchni i otworzył kredens. Znalazł w nim herbatę i szklanki. Ucieszył się bardzo. Poszukał wody, ale znalazł tylko puste wiadro. Przed wejściem do chaty, niedaleko i trochę z boku dostrzegł studnię. Teraz przypomniał sobie o tym i natychmiast chwycił wiadro. Stał przed studnią, ale nie wiedział jak zabrać się do wydobycia drogocennego płynu z jej trzewi. Po krótkich oględzinach znalazł drzwiczki w jej drewnianej obudowie i otworzył je.
Wyciągnięcie wody ze studni nie jest wcale takie trudne, ale Romanowi sprawiło wiele wysiłku. Zupełnie nie miał pojęcia jak się do tego zabrać. Był człowiekiem wychowanym w mieście, nie lubił wsi, nie zamierzał przeprowadzać się w prymitywne wiejskie warunki. Zresztą zupełnie nic nie wiedział o współczesnej wsi. Miał obraz osiemnastowiecznych czworaków i nie tęsknił by obraz ten zmienić. Tego dnia stanął przed prawdziwym wyzwaniem. Wyszedł z niego zwycięsko i po krótkiej acz zaciętej walce szedł do domu z wiadrem wypełnionym w trzech czwartych wodą.
Wziął czajnik i szybko napełnił go, a jakiś czas później siedział sobie wygodnie przy starym stole popijając gorący napój. Herbata koiła i krzepiła. Jej przyjemy smak i ciepło rozlewały się po organizmie niosąc odprężenie. Pił i rozglądał się rozmyślając co mogło się stać z ludźmi tu mieszkającymi. Dlaczego ich tu nie ma i co powinien zrobić opuszczając to miejsce. Może zostawić kartkę z numerem telefonu? Może podać im swój adres, a może po prostu pójść na posterunek policji i poinformować ich o wszystkim. Przecież wszedł do czyjegoś domu, nie był zaproszony i pojawił się zupełnie przypadkowo i niespodziewanie. Może ludzie, którzy tu mieszkają będą mieli do niego żal, że pozwolił sobie poczuć się tak bardzo swobodnie.
W chacie zrobiło się ciepło i niemal natychmiast ogarnęła go senność. Głowa opadła na ułożone na stole ręce i pogrążył się w głębokim śnie. Senne obrazy przychodziły i odchodziły, śnił o wielkim sukcesie, był początkującym pisarzem i właśnie kończył swoją pierwszą książkę. Widział siebie w świetle jupiterów, swoją książkę obok najsławniejszych tomów, swoje nazwisko w towarzystwie najznamienitszych. Śnił i marzył nie wiedząc wcale, że drzwi chaty się uchyliły i ktoś jeszcze znalazł się w pomieszczeniu. Zaskrzypiały deki starej podłogi, ale nie spowodowało to żadnej reakcji opartego o stół człowieka. Spał kamiennym snem, kiedy obca istota zbliżała się do niego. Był to potwór wielkości około dwóch metrów, potężnie zbudowany. Miał głowię wilka, lecz postać jakby trochę humanoidalną. Potężne mięśnie widać było na całym jego ciele, które pokryte było brązową ostrą sierścią. Śpiący człowiek nie obudził się gdy ostre pazury szarpały jego ciało, a stwór rzucił się na niego. Potężne łapy zakończone wielkimi pazurami robiły swoje. Potwór pracował cierpliwie, poszarpał człowieka i niemalże pozbawił życia, już miał przystępować do uczty, gdy niespodziewanie dał się słyszeć narastający warkot silnika. Spłoszony szybko wyskoczył przez drzwi, zawahał się i zamknął je na zasuwkę. Rozejrzał się i w momencie kiedy auto wtaczało się na podwórko dał nura w krzaki. Zatrzymał się tam i uważnie obserwował obcych którzy się pojawili. Dwóch mężczyzn siedziało w środku policyjnego radiowozu. Dostrzegli światło w oknach leśniczówki i postanowili zapytać czy nie zbłądził tu kierowca rozbitego samochodu, który znaleźli kilka minut wcześniej w pobliskim rowie. Siedzieli jeszcze przez chwilę dając czas ludziom na przygotowanie się na przyjęcie gości. Wysiedli z samochodu i nieśpiesznie ruszyli do chaty.
Przystanęli przed drzwiami i zapukali w nie tak, aby nie przestraszyć tych co znajdowali się w środku. Wiedzieli, że swymi mundurami nie budzą euforii, ale wiedzieli też, że jest to ich praca i chcieli wykonywać ją, najlepiej jak potrafili.
- Jest tam kto? - zakrzyknął starszy stopniem i wiekiem mężczyzna pukając jednocześnie do drzwi. Nie było odpowiedzi.
- Halo? Jest tam ktoś? - próbował znowu, ale i tym razem nie było odpowiedzi.

Młodszy obszedł leśniczówkę dookoła. Próbował zajrzeć przez okna do środka, ale nie mógł dostrzec niczego osobliwego. Na stole były przewrócone szklanki i innych kilka rzeczy, obok stołu leżało przewrócone krzesło i coś jeszcze, ale nie mógł dojrzeć co się tam znajdowało.
- W domu chyba nikogo nie ma - powiedział do swojego kolegi.
- To co wracamy? - spytał tamten.
- Nie wiem, ja bym wszedł i zobaczył.
- Czemu?
- Powiedzmy, że mam przeczucie - zaśmiał się młodszy, a starszy mężczyzna zawtórował mu ile sił w płucach.
- Ty i te twoje przeczucia.
- No co? Czasami się sprawdzają - przekomarzał się młodszy z policjantów.
- Za dużo oglądasz filmów.
- Wcale ich nie oglądam.
- Nie? A kto wypożyczył wszystkie odcinki brudnego Harrego? - starzy nie dawał za wygraną.
- Po prostu lubię kryminały.
- Tak, tak - śmiał się starszy otwierając drzwi do leśniczówki.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
marlip · dnia 09.11.2008 20:57 · Czytań: 888 · Średnia ocena: 2 · Komentarzy: 9
Inne artykuły tego autora:
Komentarze
dwa_warkocze dnia 10.11.2008 08:25 Ocena: Słabe
Cytat:
Był zimny późny wieczór.


A przecinka po zimnym, niestety, nie było.

Cytat:

Jeszcze powinno być ładnie, jeszcze nie wszyscy urlopowicze zdążyli powrócić z urlopów, a już zaczęła się słota.


Może z wakacji?


Cytat:
Prawdziwa szaruga, prawdziwe utrapienie dla psychologów, wcześniej niż zazwyczaj zaczęły się jesienne depresje.


Dobrze, że tak podkreślone - jeszcze by ktoś pomyślał, że szaruga i utrapienie były nieprawdziwe :)

A depresje to chyba raj dla psychologów (zresztą, na marginesie, raczej psychiatrów), zwłaszcza dla tych, którzy mają prywatne gabinety.


Cytat:
Roman jechał starym fordem krętą leśną drogą. Był niewysokim mężczyzną w wieku czterdziestu i trzech lat.


Niezgrabnie powiązane zdania. bez "i" obeszłoby się, moim zdaniem.


Cytat:
Miał ją od urodzenia i pamiętał dobrze jak w szkole dzieciaki skandowały "cztery oczy, piąta szyja, okularnik dostał w ryja".


Rym, jakiego nie powstydziłby się niejeden z netowych poetów :)


Cytat:
Zwłaszcza jeden chłopak wiąż sobie młodego na widelec.



Wziął? Wciąż? Nagły a niespodziewany tryb rozkazujący w kierunku czytelniczki, że ma ma sobie młodego związać - ale po co widelec do tego?


Cytat:
Roman nie potrafił tego wybaczyć. Był z natury człowiekiem bardzo spokojnym, ale jeżeli ktoś zaszedł mu za skórę wiedział jak się odegrać.


No to spokojny jak cholera. I przecinek znowu poszedł się... widelcować :)


"Nadarzyła się kilka lat później, kiedy ów starzy kolega szedł sobie spokojnie uliczkami między domami. "

Chyba nie muszę mówić, o co chodzi.

Uliczkami między domami - brzmi uroczo :)


Cytat:
Jeden z nich dopiero się budował i Roman wraz z dwoma jeszcze kolegami poszedł tam na wagary.


Przy okazji mógł sobie na budowie dorobić :)


Cytat:
Nikogo nie było, właściciel, który postanowił postawić dom własnymi siłami przychodził na plac budowy po powrocie z pracy, czyli całkiem pod wieczór.


Chyba własnymi rękami? Bo siłami nie oznacza własnoręcznie. Po jakie licho te szczegóły? Kogo to obchodzi i jakie ma znaczenie dla historii?
I jak może być całkiem pod wieczór? To się wyklucza. Całkiem to może być ciemno.


Cytat:
Wziął w rękę pierwszy przedmiot leżący obok niego.Była to cegła.


Chyba lepiej po prostu napisać, że wziął cegłę.


"Przymierzył i rzucił. Nie czekał na efekt uderzenia, wziął następną cegłę i cisnął, wziął następną i uczynił to samo. Cegły uderzały biedaka jedna po drugiej, dopiero gdy padł na ziemię Roman zaprzestał ciskania"

Jeśli to miało zabrzmieć dramatycznie to obawiam się, że Ci nie wyszło. Czyta się to jak opis wzoru szydełkowego.

Zaprzyjaźnij się z zasadami interpunkcji polskiej, bo przez te byki tekst traci resztkę ewentualnych walorów. Kto tu padł na ziemię - biedaczek czy Roman z dachu?


Cytat:
Na ulicy leżał krwawiący i szlochający chłopak, a obok kilkanaście cegieł.


Autorze/ autorko, jak komuś przywalą kilkunastoma cegłami z odległości kilku metrów i to z góry, to ten ktoś nie leży se i nie szlocha, tylko sobie nie żyje. Chyba, że wszystkie cegły trafiły w palce u stóp :)

Cytat:

Mściciel podszedł do swojej ofiary, stanął nad nim i głosem pełnym tryumfu wyrzekł:


Wyrzekł? A nie mógł powiedzieć?

No i jeszcze zastanawiam się, po co cegły leżały na dachu - może komin właściciel stawiał własnymi siłami :)


Cytat:
- Jak jeszcze raz coś mi zrobisz to cię zabiję - powiedział to tak poważnie, że leżący na ziemi nie miał żadnych wątpliwości, że groźba ta zostanie spełniona.



Przedtem, oberwawszy kilkunastoma cegłami, mógłby podejrzewać, że bohater się z nim drażni albo focha jakiego ma :)


Cytat:
Było to wiele lat temu, ale Roman dokładnie pamiętał tej jedyny raz, kiedy zemścił się na kimś i zapewnił sobie spokój.



Jako osoba dyskretna nie będę wnikała, co autorowi po głowie chodziło, kiedy pisał "tej jedyny raz" :)

Cytat:

Miarowy szum opon i wycieraczek usypiał. Ziewnął i zmienił nastawienie radia.


Najpierw sobie ten szum usypiał, a potem sobie ziewnął :)


Cytat:
Ziewnął i zmienił nastawienie radia.


Nastawienie do czego?


Cytat:
Od kilku dni miał problemy ze snem, lecz teraz kiedy właśnie musiał być rozbudzony sen zapukał do jego drzwi.


W aucie był, to chyba drzwiczek :)


Cytat:
Gdzieś daleko w światłach błysnęły dwa małe punkty ale jego mózg ledwie zauważył tę ważną informację, nie powiązał jej z niczym i natychmiast o niej zapomniał.


W jakich światłach?


Cytat:
Ułamek sekundy później w świetle reflektorów ukazał się pokaźnych rozmiarów jeleń.


W przeciwieństwie do jeleni-ułomków.


Dalej mi się nie chce komentować.


Autorze/ autorko, wybacz, że tekst Ci zmasakrowałam, ale to jest okropnie napisane, widać problemy nie tylko z interpunkcją (pól biedy), ale także kłopoty z budowaniem poprawnych zdań. Poza tym to się niczego nie trzyma, opisywane sytuacje są niewiarygodne, no i nudne to jest.
A te literówki to już wstyd.
Jakby była możliwość, to dałabym tekstowi minus jeden.
ginger dnia 10.11.2008 14:37 Ocena: Przeciętne
Dwa Warkocze, uśmiałam się :D
Marlip - tekst niestety kiepskawy. Końcówka w miarę, ale nie ratuje. Osobiście za leniwa jestem na wyłapywanie tych wszystkich literówek i dziwnie skleconych zdań, ale faktycznie momentami to brzmi średniawo. Pomysł jakiś jest, więc jakbyś nad tym opowiadaniem popracował, to mogłoby wyjść coś całkiem przyzwoitego ;)
marlip dnia 11.11.2008 01:21
No cóż. Wygląda na to, że raczej powinienem zająć się czytaniem. Z pisania niewiele mi wychodzi.
valdens dnia 11.11.2008 01:35 Ocena: Dobre
Pooooczekaj. Przeczytałem kilka pierwszych zdań i wcale nie widziałem tam katastrofy. A byłem świadkiem kilku niezawinionych odautorsko masakr (np. lincz wiedźmina89).

Ale dziś już nie dam rady, sorry, bo mi się ślepka zamykają. Jutro powiem Ci zupełnie szczerze (jak zwykle), co myślę.
valdens dnia 11.11.2008 02:24 Ocena: Dobre
No, już przeczytałem. Powiem krótko: olać literówki i interpunkcję. Literówki każdy głupi potrafi poprawić, a interpunkcji nawet znani pisarze nie znają (i się do tego przyznają).
Nie widzę, tu "dziwnie skleconych zdań". No może kilka, ale jak na tak długi tekst, to i tak jest całkiem przyzwoicie. Widzę za to, że pisanie przychodzi Ci z dużą łatwością; narracja jest naturalna, zdania i akapity zrozumiałe. Czuć też, że nieźle bawisz się tym i tak powinno pozostać.
Prorokuję ;), że równo za rok będziesz nas zaskakiwać bardzo dobrymi tekstami.
amoryt dnia 11.11.2008 13:32
przeczytałem. średnio mi podchodzi, ale tragedią tego nie nazwę.

problem jest jednak inny.

jeśli parę zdań krytyki ma Cię zniechęcić, to możesz zapomnieć o zawodowym pisarstwie. każda osoba, która odważa się coś własnego pokazać, zostanie przez kogoś innego skrytykowana. to jedna z podstawowych zasad fizyki, a z fizyką nie wygrasz :>

pisz dalej, chwal się dalej tekstami i lej na cudze komentarze. takiego reżysera, co uwe boll się nazywa, wszyscy nienawidzą, bo kręci same gówniane filmy. ale nie zmienia to faktu, że wciąż je robi i wciąż na tym zarabia. wszystko jest kwestią determinacji.
marlip dnia 11.11.2008 17:45
Co racja to racja. Nie chodzi o zniechęcenie, ale z natury jestem przejmujący się. Raczej cieszę się, że ktoś pokazuje mi moje błędy, a najważniejsze, że wiem co poprawiać. Dzięki za dobra słowa :)
dwa_warkocze dnia 11.11.2008 22:58 Ocena: Słabe
Offtop - przepraszam


Cytat:
pisz dalej, chwal się dalej tekstami i lej na cudze komentarze.


amoryt, nie będę Twoich tekstów komentowała (czytała zresztą też), bo nie mam ochoty, żeby ktoś lał na to, co piszę.
ginger dnia 11.11.2008 23:10 Ocena: Przeciętne
Dwa Warkocze: bierzesz pewne rzeczy zbyt dosłownie i za bardzo do siebie. Bo ja wiem, że Amoryt nie olewa krytyki, tylko ją z godnością przyjmuje ;) Chodzi o to, że czasem krytyka nie jest konstruktywna, i trzeba wierzyć w siebie, żeby coś osiągnąć...
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ajw
04/12/2024 13:50
Świat oszalał. Tyle w temacie. Pozdrawiam serdecznie :) »
ajw
04/12/2024 13:48
Byś się zdziwił. Jest wielu ludzi, którzy kochają wyłącznie… »
gitesik
04/12/2024 11:45
Bardzo intymna zwrotka. »
ajw
04/12/2024 11:40
Bardzo ładna pełna delikatności miniatura. Lubię Twoją… »
gitesik
04/12/2024 11:39
Rzeczywiście to słowo "grzyby" użyłem cztery razy… »
Wiktor Mazurkiewicz
04/12/2024 10:57
Dziękuję Iwonko, a któż by śmiał nie kochać przyrody,… »
domofon
04/12/2024 10:52
ajw, nie namawiam, nie zniechęcam. ;) »
valeria
03/12/2024 17:36
Ja to się targuję przez cały rok, nie kupuję normalne:) »
pociengiel
03/12/2024 16:10
widziałem ten filmik potykając się o kartony, zagarniam… »
Kristof
03/12/2024 10:17
Dzięki za poświęcony czas, ale całości niestety nie mogę tu… »
ajw
02/12/2024 11:17
Nie smakowałam tych pocałunków i nie zamierzam, ale wiersz… »
ajw
02/12/2024 11:14
Zastanawiam się dlaczego w Twoim portalowym zbiorze tylko… »
ajw
02/12/2024 11:13
Kupuję cały klimat wiersza, bo kocham naturę. Podobają mi… »
domofon
30/11/2024 23:29
Bo tak smakuje pierwsza dawka hery. Nie do powtórzenia.… »
nicekk
30/11/2024 22:24
Fajnie się czyta, ale czemu pocałunek boga? »
ShoutBox
  • Berele
  • 16/11/2024 11:56
  • Siema. Znalazłem strasznie fajną poetkę: [link] Co o niej sądzicie?
  • ajw
  • 01/11/2024 19:19
  • Miło Ciebie znów widzieć :)
  • Kushi
  • 31/10/2024 20:28
  • Lata mijają, a do tego miejsca ciągnie, aby wrócić chociaż na chwilę... może i wena wróci... dobrego wieczorku wszystkim zaczytanym :):)
  • Szymon K
  • 31/10/2024 06:56
  • Dziękuję, za zakwalifikowanie, moich szant ma komkurs. Może ktoś jeszcze się skusi, i coś napiszę.
  • Szymon K
  • 30/10/2024 12:35
  • Napisałem, szanty na konkurs, ale chciałem, jeszcze coś dodać. Można tak?
  • coca_monka
  • 18/10/2024 22:53
  • hej ;) już pędzę :) taka zabiegana jestem, że zapominam się promować ;)
  • Wiktor Orzel
  • 17/10/2024 08:39
  • Podeślij nam newsa o książce, wrzucimy na główną:)
  • coca_monka
  • 14/10/2024 19:33
  • "Czterolistne konie" wyszły na początku września, może nawet gdzieś się wam rzuciły pod oczy ;)
  • coca_monka
  • 14/10/2024 19:32
  • Bonjour a tout le monde :) Dawno mnie tu nie było! Pośpieszam z radosną informacją, że można mnie zakupić papierowo :)
  • mike17
  • 10/10/2024 18:52
  • Widzę, że portalowe życie wre. To piękne uczucie. Każdy komentarz jest bezcenny. Piszmy je, bo ktoś na nie czeka :)
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty