Rozdział I
Za oknem karczmy widać było jasną poświatę księżyca. Z palącego się drewna w kominku wydobywał się przyjemny zapach. Zadbane i czyste wnętrze sprawiało, że czas tu spędzony należał do tych przyjemniejszych. O tej porze dnia nie trwały już żadne głośne zabawy, a nieliczne osoby, które jeszcze były tu obecne, zajmowały się swoimi sprawami.
Spokojny urok tego miejsca zniszczyło głośne skrzypienie otwierających się drzwi, w których stanął niski tajemniczy przybysz. Tym przybyszem okazał się być krasnolud. Miał on długie rude włosy, które sięgają mu barków i brodę zakończoną dwoma warkoczami opadającymi aż na brzuch. Ubrany był w solidną kolczugę z żelaznymi opięciami na ramionach i klatce piersiowej, a na plecach zarzuconą miał skórę niedźwiedzia. Podszedł do lady, która znajdowała się z lewej strony drzwi wejściowych.
- Witam, w czym mogę służyć zacny krasnoludzie! – Zapytał właściciel karczmy.
- Piwo proszę, byle mocne. – Odpowiedział cichym głosem krasnolud.
Właściciel wstał i poszedł na zaplecze, po czym zaczął nalewać piwo do kufla. Krasnolud czekając na zamówienie obejrzał się za siebie i spostrzegł kątem oka, że obserwuję go jakiś człowiek. Twarz miał zakrytą zielonym płaszczem, lecz krasnolud już domyślał się kto to może być.
- Proszę, oto pańskie piwo. Najmocniejsze jakie aktualnie miałem w spiżarni.
- Dziękuje.
- Może by pan coś ciepłego wrzucił na ząb? Na pewno jeszcze coś się znajdzie.
- Nie, dziękuje wpadłem tylko na chwilę. – Odpowiedział krasnolud, po czym wziął piwo i ruszył w stronę człowieka, który wciąż nie spuszczał go z oczu. Nieliczni klienci karczmy patrzyli z niepokojem na przebieg wydarzeń. Z każdym krokiem napięcie wśród nich rosło. Gdy doszedł do stolika, wziął swoje piwo i położył je, po czym jak gdyby nigdy nic, dosiadł się do swojego obserwatora.
Po chwili siedzenia w ciszy, wraz z napięciem miejscowych spadło także zainteresowanie całą sytuacją. Krasnolud spojrzał przed siebie i uśmiechnął się szeroko. Człowiek siedzący przed nim odziany był w długi ciemny zielony płaszcz i twardy skórzany kaftan chroniący jego tułów. Spod kaptura widać było tylko krótko przystrzyżoną brązową brodę.
- Ty jesteś Adrelan. Czyż nie? – Spytał krasnolud pochylając się w jego stronę.
- Owszem, tak mam na imię. Z kim mam przyjemność? – Odrzekł mu Adrelan opierając się o ścianę.
- Zwą mnie Khadrak, lecz niewiele ci to powie.
- Owszem, jednak lubię wiedzieć z kim rozmawiam. W czym mogę ci pomóc Khadraku?
- Mam do ciebie prywatne pytanie. – Krasnolud obejrzał się dookoła, po czym powiedział - To ty byłeś dowódcą w bitwie pod Rontarem, mam rację?
Gdy Adrelan usłyszał tą nazwę skrzywił się i zacisnął pięść. Znowu zapadła cisza
- Byłem dowódcą i najwyższym zwierzchnikiem króla Erica. – Potwierdził Adrelan.
- Długo cię szukałem, Adrelanie. – Powiedział z przyjaznym uśmiechem Khadrak, po czym wziął łyk piwa.
- Ja wiem, że mnie szukałeś. Już od jakiegoś czasu słyszę, że ktoś się o mnie wypytywał. Tylko jaki jest cel twoich odwiedzin? – Spytał patrząc w oczy krasnoludowi z założonymi rękoma.
- Powiedzmy, że moja propozycja przyniesie ci spokój ducha w związku z tym co cię aktualnie trapi…
Bitwa pod Rontarem była najbardziej krwawą bitwą ostatnich lat. Królestwo Luminu odpowiedzialne jest za pilnowanie zachodniej części Żelaznych Wzgórz. Jest to jedyne miejsce, z którego mogłyby zaatakować armie orków ze swojej plugawej siedziby – Arstad. Niecałe dziesięć lat temu taka sytuacja właśnie miała miejsce. Niespodziewanie ogromna ilość żelaznych orków przedostała się na północ Luminu. Był to ciężki okres dla wszystkich królestw, które były mocno osłabione po niedawno zakończonej wojnie co spowodowało brak wsparcia z ich strony. Król Eric pomimo ogromnej przewagi wroga musiał stanąć do walki. W tym czasie Adrelan był głównym dowodzącym armii Luminu, a także najwierniejszym przyjacielem króla. Na polu bitwy, gdy armie stanęły naprzeciw siebie, wiadomo już było jaki będzie ostateczny wynik. Jednak to nie złamało ducha żołnierzy, ponieważ wierzyli w swojego króla i poszliby z nim na śmierć. Król Eric był wielkim władcą, który dbał o poddanych, czym zasłużył sobie na szacunek swojego ludu jak i władców pozostałych królestw. Niestety wiara w króla nie mogła przezwyciężyć tak licznej przewagi. Ostatecznie bitwa skończyła się druzgocącą porażką Luminu i śmiercią króla Erica. Jedynie nieliczni uszli z życiem, jednym z nich był właśnie Adrelan, który po tej bitwie nie był jednak już taki sam jak dawniej.
- Skąd możesz wiedzieć co mnie trapi, krasnoludzie? – Zapytał dosadnie Adrelan.
- Wiem tyle, że chcesz bronić Luminu, i dbać o ludzi tak jak robił to król Eric. – Stanowczym tonem odpowiedział Khadrak – I powiem ci, że nie jesteś sam. Grupa, do której należę potrzebuje takich osób jak ty. Z takimi wartościami i umiejętnościami, jakie posiadasz.
- Grupa, do której należysz? Robi się coraz bardziej interesująco. – Zaśmiał się cicho Adrelan pod nosem.
- Adrelanie, masz wielki potencjał, który się jak na razie marnuje. Z nami mógłbyś przyczynić się do wielkich rzeczy. Nie myśl sobie ,że jesteśmy amatorami…
- A czemu miałbym do was dołączyć?
- Bo my wiemy kto jest odpowiedzialny za inwazje, przez którą król Eric poległ w bitwie. – odpowiedział z determinacją krasnolud, patrząc jak Adrelan zmienia swoje nastawienie do rozmówcy.
- Żebym nie tracił swojego czasu, powiem ci tak. – Rzekł Khadrak po czym upił kilka łyków z kufla - Jutro rano będę na ciebie czekał przed karczmą do południa, jeżeli się nie zjawisz to odjadę i już więcej się nie spotkamy.
- A jak się pojawię? – Wtrącił się Adrelan.
- Jak się pojawisz to dowiesz się w jak gównianej sytuacji wszyscy jesteśmy.
Adrelan zastanawiał się jeszcze jakiś czas. Khadrak nie zamierzał czekać na odpowiedź tylko wstał, wypił swoje piwo do końca, po czym odstawił kufel na ladę wraz z zapłatą.
- Żegnam i zapraszam ponownie! – Powiedział miłym głosem stary właściciel karczmy siedzący na małym drewnianym taborecie.
- Do widzenia. – Odpowiedział mu z uśmiechem krasnolud, po czym wyszedł na zewnątrz.
Były dowódca nawet nie zauważył, kiedy Khadrak ruszył się z miejsca, rozmyślał teraz długo nad propozycją. Musiało minąć sporo czasu – pomyślał. Było już naprawdę późno, tak więc Adrelan wstał i ruszył drewnianymi schodami w stronę swojego pokoju, gdzie czeka go podjęcie decyzji, która zmieni jego życie.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt