Wieczór - Gorgiasz
Proza » Inne » Wieczór
A A A
Od autora: Kategoria: realizm magiczny/philosophical fiction

Zmierzchało. Mrok gęstniał. Ostatni promień słońca dawno już opuścił ramy okna, sądzącego zapewne, iż jest jego stwórcą i rodzicielem. Obejmujące je zasłony stanęły na straży mego odpoczynku, zadowolone, że wreszcie mogą okazać swoją przydatność. Objęty miękkością fotela, w zamyśleniu trwałem wpatrzony w otoczenie. Kontury sprzętów ulegały powolnemu zatarciu, a przestrzeń pokoju nabierała cech realności, materializując się i coraz szczelniej otulając ustawione w niej meble. Jej półprzezroczysta, ciemno skrząca materia gęstniała, przybierając odcień głębokiej umbry, przetykanej plamami ociężałego indygo, które złączone i lekko przetarte odcieniem sinej poświaty, sprawiały wrażenie kompletnej palety barw, tworzących obraz zbudzonej do życia ciemności. Liczne rozbłyski matowej żółci, zmieniały stopniowo charakter, jaśniejąc i jednocząc w wydłużonych pałeczkowatych formach lub kulistych ziarnach rzucanych przez niewidzialnego siewcę, w środku ciemniejszych, otoczonych lśniącymi obrzeżami. Zjednoczenie to było jednak tak nietrwałe, tak ulotne, że wzrok nie był w stanie przyjrzeć się dokładniej tym efemerydom, choć kilka z nich zdołało przetrwać dłuższą nieco chwilę, budząc niejasne uczucie, iż to nie one podlegają obserwacji, lecz same są obserwatorami moich spojrzeń, podległych płynnym ruchom tańczących w nowo narodzonej przestrzeni, oczom mroku. Całość sprawiała wrażenie świadomej istoty, istniejącej niezależnie od otoczenia, która z rozmysłem pochłaniała moje ciało, nie szkodząc mu zresztą w niczym, choć jego obecność czy nieobecność nie miała żadnego znaczenia, jakbym był tylko kolejnym sprzętem w nieco zagraconym pokoju, bądź składową częścią mroczniejącej wciąż rzeczywistości, żółtą kroplą laserunku w tonacji późnego Rembrandta.
Zapaliłem stojącą lampę. Przestrzeń zniknęła. Meble, wiszące na ścianach obrazy i pozostałe przedmioty, majestatycznie trwały w pełnym szacunku milczeniu, całą swoją powagą wpajając przekonanie, że były tu zawsze, a nie będąc przecież obdarzone życiem, nigdy samodzielnie nie wykonały najmniejszego ruchu. Nawet niewielki, prostokątny stolik na kółkach, który niegdyś stłukł grube szkło pokrywające jego blat, za co oczywiście zrzucił winę na mnie, w poczuciu solidarności udawał, że nie zdarzyło mu się jeszcze nigdy zmienić miejsca i nie ma najmniejszego pojęcia, do czego mogą służyć okrągłe elementy, w niewiadomym celu wieńczące jego cztery nogi. Tylko drzwi, którymi pokój korzystając z półmroku i zasłony zmaterializowanej przestrzeni lekko się wachlował, nie zdążyły zatrzymać w porę swoich skrzydeł i wzrok zarejestrował ich zamierający ruch, który zresztą leniwy umysł natychmiast wytłumaczył przeciągiem. Żyrandol wiszący pod sufitem, samotny, opuszczony przez balet much śpiących teraz w różnych kątach, z wyrzutem spoglądał na mnie z góry, gdyż nie skorzystałem z pięciu jego żarówek, zadowalając jedną u konkurencji. Dywan, wyrwany z drzemki, przykurzoną miękkością zapraszał do dwumetrowego spaceru. Ociężała wersalka uprzejmie oferowała swe sfatygowane wiekiem ciało. Krzesła spały, przytulone do opiekuńczego stołu. Telefon wyglądał na zmartwionego. Było cicho i zwyczajnie.
Stanowcze, choć nienatarczywe pukanie do drzwi stanowiło coś, co absolutnie nie mogło się wydarzyć, gdyż pogrążone za nimi w drzemce dwa duże psy, z ich całkowitym brakiem tolerancji i zrozumienia wobec wszystkiego co żyje, z wyjątkiem gospodarzy czyli członków swojego stada, były tego gwarancją. Lecz się wydarzyło.
Pukanie zabrzmiało raz jeszcze, ponownie zakłócając prawa logiki i zmuszając mnie do opuszczenia przytulnego fotela. Lekko zaniepokojony wstałem i podszedłem do drzwi, nasłuchując, lecz trwała tylko niezmącona niczym cisza, zawieszona na mojej niepewności, jakby leżące za nimi psiska, ktoś wyprowadził na spacer do innego świata. Pozostawało jedynie je otworzyć, burząc ostatnią linię obrony przed Nieznanym.
Stał bez ruchu, niższy ode mnie, siwa, zwężona ku dołowi broda, białe, ale gęste, lekko ufryzowane włosy zachodzące na czoło, kolorem harmonizowały z długą, powłóczystą szatą spiętą czymś na ramieniu, którą machinalnie obdarzyłem mianem chitonu. Błyszczące, ciemne oczy, osadzone w okrągłej, zatroskanej i pooranej bruzdami twarzy, swym blaskiem przypominały lśnienia zmaterializowanych punktów przestrzeni.
- Mogę. – Raczej stwierdzenie niż pytanie.
Bez słowa odsunąłem się, robiąc przejście i wyglądając na korytarz. Wtulone w siebie psy, leżące na czerwonym, kraciastym kocu, nawet nie drgnęły. Uświadomiwszy sobie ostatecznie całkowity brak zainteresowania oraz wsparcia z ich strony, co oczywiście przekraczało granice jakichkolwiek reguł rządzących znaną rzeczywistością, zamknąłem starannie drzwi i skupiłem na przybyszu. Znów stał nieruchomo, w skupieniu taksując wzrokiem półki z książkami. Milczenie podkreślające niezwykłość sytuacji przeciągało się dłuższą chwilę, w końcu spojrzał w moją stronę.
- Widziałem już kilka takich zbiorów, większych nawet, ale ciągle mnie fascynują, to wygodna forma przechowywania słów. – Mówił niskim, spokojnym głosem, w języku którego nie znałem, ale w niewytłumaczalny sposób rozumiałem, jak również fakt, że była to greka koine. – Widzę, że masz sporo moich, od niedawna potrafię czytać wasze litery.
Jak mam się do niego zwracać? - Przemknęło mi przez myśl, z jednoczesnym uświadomieniem kim jest, co wydało się nie tyle oczywiste, ile nie budzące nadmiernego zdziwienia. - Skoro mówi do mnie „ty”, to chyba tak samo, pewnie taką formę mieli.
- Proszę. – Wskazałem fotel, na wszelki wypadek jeszcze bezosobowo. Usiedliśmy. Patrzył wciąż na książki.
- Chyba nie muszę dokonywać autoprezentacji – odezwał się w końcu – mylą mnie czasem z moim uczniem.
- Nie – potwierdziłem.
- Miło, że poznajesz, lepiej się czuję.
- To dla mnie zaszczyt. – Slogan, ale jakoś musiałem odpowiedzieć stosownie do okoliczności i nie okazać przy tym braku kultury, postanawiając równocześnie unikać pytań dążących do wyjaśnienia jego przybycia, urągającego zasadom logiki i wszelkim prawom natury.
- Wciąż nie mogę przywyknąć do waszych ciasnych pomieszczeń – zauważył z lekkim uśmiechem.
No cóż, należało podjąć rozmowę, niezależnie od tego czy był halucynacją, snem czy też należał, w niepojęty co prawda sposób, do świata realnego. Ciekawość, obowiązki gospodarza i konieczność dostosowania do sytuacji, bezwzględnie za tym przemawiały.
- Rozumiem, ale pomieszczenia to przestrzeń, a dziś stworzenie ich i utrzymanie wiele kosztuje, no i klimat tutaj mamy chłodny taki, zimą ogrzewać trzeba. U was jest cieplej.
- Tak, przestrzeń to skomplikowana istota – stwierdził enigmatycznie. Wstał, podszedł do okna, uchylając zwisające zasłony.
- Widzę wiele domów i wiele drzew, dużych, rosły długo. Jak one się uchowały? Nie ścięliście ich na opał?
- Ogrzewamy czym innym. Jakby to wyjaśnić...
- Nie trzeba. – Zasłony opadły z ulgą, on usiadł ponownie. – Wiem, że wielu rzeczy nie rozumiem, tak jak wy nie rozumiecie wielu z moich czasów. Tyle stuleci minęło, czemuż tu się dziwić. Przybyłem aby coś wyjaśnić, coś ważnego, najważniejszego, zapomnieliście o tym, zgubiliście drogę, przypomnieć sobie nie potraficie. Napisałem o tym kiedyś, dawno tak, masz to tutaj, widzę, ale nie wszystko pojąłeś.
- Pisałeś przecież, że spraw najważniejszych nigdy żadna twoja rozprawa nie będzie dotyczyć, bo nie da się ująć tego w żadnych słowach.
- Tak, tak, wiem, pisałem o tym, do przyjaciół Diona, zamordowali go w Syrakuzach, tak, pamiętam... ta nieszczęsna Sycylia budziła moją troskę, wojna domowa jest straszna, no i ci barbarzyńcy, cóż, przyznaję, myślałem też o swoim wzorcu państwa, w końcu... ech, nieważne.
- Wiemy o tym. - Usiłowałem dociec do czego zmierza.
- Aha... – Potarł czoło. - Słyszałem, że podobno Kartagina upadła, nie ma jej już?
- Nie.
- To dobrze, bardzo dobrze. – Wyraźnie się ucieszył. - A ten Dionizjos... zostawmy, tyle lat minęło. Miałem trochę nie o tym. Bo jednak zdążyłem słowami ująć to, co za najważniejsze uważałem i jako że wiele razy czytałeś ten mój dialog, wiele myślałeś o nim, chcę ci coś powiedzieć, a właściwie dopowiedzieć, bo większość w nim jest już zawarta, tylko odczytać po tysiącleciach minionych trudno być może, znaczenie i zrozumienie słów ulega zmianom, a i my dalecy tak od siebie jesteśmy, obcy prawie, jakbyśmy istotami tej samej rasy nie byli.
- Przesada. – Nie wiedziałem, czy zaprzeczanie wynikało bardziej z przekonania czy grzeczności.
- Jest w tym pewien paradoks – ciągnął dalej – bo rozróżnienie, tak samo jak każde inne, nie istnieje realnie, aczkolwiek wydawać tak by się mogło. To tylko nasze złudzenia, nic niemówiące nazwy do rojeń i snów przyczepione, a to co jest prawdą, obdarzone rzeczywistością, istnieje poza nimi.
- Idee?
- Nie, nie, choć one również są nierozpoznawalne, ale przynajmniej nazwać je można. Jest coś, co nie ma nazwy, a i wiedzy o nim nikt posiadać nie może, czego dostrzec, ani o czym mówić, ani nawet mniemać nie można, co w żadnym czasie nie uczestnicząc, nigdy nie powstało ani nie istnieje, bo pojęcia te, z tego świata są zrodzone i w nim źródło mają. Ale ono również nigdy nie ginie i wszędzie jest obecnym, w każdej, najbardziej znikomej części wszystkiego co nas otacza, jest i nie jest.
- Jedno? - Zacząłem wreszcie kojarzyć.
- Właśnie. – Uśmiechnął się. - Nie tylko ja o tym mówiłem, w innych krainach też ongiś je znali, wiedzieli, dawno tak, choć inaczej określali, imieniem swego Theosa niekiedy, ale też nadaremno, mało kto zrozumieć chciał i potrafił.
- Bo istniejąc i nie istniejąc, przekraczało ono ramy naszego bytu i nie będąc w nim zanurzone powstawało i ginęło, nie powstawało i nie ginęło?
- Tak, dobrze to rozumiesz, jak również pewnie i to, że jeśli go nie ma, oznacza, że nie ma niczego. - Patrzył na mnie przenikliwie, oczy nabrały żółtego blasku, jednocząc z otoczeniem i stając się jednymi z wirujących ziaren otaczającej nas przestrzeni, chwilowo przywróconej życiu. - Wszystko co widzimy, czujemy, o czym myślimy i rozmawiamy, wydaje się i nie wydaje.
- To kwestia naszych myśli, świadomości? Jedno jest świadomością? - Lekki dreszcz wzbudzony tym określeniem znaczącej i brzemiennej w skutki prawdy, powinien wstrząsnąć moim, czy też nie moim ciałem. Ale nie wstrząsnął.
- Każdy element tego świata jest myślą utworzony, jest tylko jej przedmiotem. Idee też. Rozum jest przyczyną wszystkiego i wszystko porządkuje według swego zamysłu, swego ograniczonego zamysłu. A to, co powstaje, powstaje ze swoich przeciwieństw, więc skoro istnieję, powstałem z nieistnienia. A tym wszystkim i poza tym wszystkim jest Jedno. - Wyprostował się, głos nabrał mocy, gdy wygłaszał te jakże potężne, w swoim mniemaniu, słowa. - Możesz to nazwać jak chcesz, niech będzie świadomość, to dobre określenie, choć oczywiście fałszywe, tak jak każde inne. Nie można nazwać tego co istnieje i nie istnieje, umykając logice, o czym mój ukochany uczeń zapomniał. - Nagła nuta smutku zagrała teraz w jego głosie. Przygasł, opuścił głowę na piersi, wpatrując się w przytłumione barwy dywanu, być może podobnego do tego, który kiedyś zdobił jego nieistniejący od tysiącleci dom, w przeszłość, w pamięć, wbrew woli podsuwającą obrazy dawno minione, bolesne. Lampa przygasła nagle, stężało powietrze. Zza drzwi doszedł szmer kręcącego się psa.
- Widzisz – ciągnął – prawda nie może być przekazana słowami, musi zostać przeżyta, oddzielnie przez każdego, a pismo przypomina tylko duszy pełnej mądrości to, co kiedyś, w inną formę odziana, znała, lecz zapomniała.
Przytaknąłem, dostosowując wyraz twarzy do powagi chwili. Nie chciałem wprawić staruszka w zakłopotanie, a tym bardziej sprawić mu przykrość, ale przecież wiedziałem o tym wszystkim i to nie tylko z jego dialogów. I nagle wydał mi się jakiś mały, prawie godny pożałowania, on, w znacznym stopniu twórca całej filozofii i norm kształtujących nasze pojmowanie, ikona myśli ludzkiej, a tak niewiele mający dziś do powiedzenia.
- Czy mogę cię czymś poczęstować? – Nie bardzo wiedziałem jak to sformułować, aby wypadło właściwie. Odczułem gwałtowną chęć wykonania jakiejś konkretnej czynności, równoważącej te górnolotne i prawdziwe zresztą, ale nienaturalnie dziś brzmiące słowa i jakoś tak nieprzystające do współczesnego świata, a pewnie ukryć też swoje zażenowanie, które nieproszone i niezrozumiałe pojawiło się znikąd.
- Jeśli masz wodę, bez wina, albo sok z owoców, to chętnie.
Przyniosłem pomarańczowy w prostokątnym kartonie, spojrzał ze zdziwieniem, ale nie skomentował. Nalałem do szklanek z uszkami. Ujął je delikatnie, jakby w obawie, że odpadnie.
- Dziękuję. – Zajrzał do wnętrza częściowo opróżnionego naczynia. – Inne pomarańcze dziś macie, ale dobre, dobre. - To była uprzejmość; zauważalnie był zdegustowany smakiem; nie tylko słowa uległy daleko idącym metamorfozom i nie tylko one nie dawały się łatwo, a może nawet wcale, rozpoznać. - Skoro Jedno, będąc przywiązane do rzeczy każdej istnieje i nie istnieje, jest i nie jest postrzegane, to i rzecz owa, takaż sama być musi. Każda z tych rzeczy, czyli cały świat.
Zastanowiło mnie, co on rozumie pod pojęciem świata, jaką jest jego wiedza astronomiczna i na ile koreluje z naszymi wyobrażeniami o tamtej epoce, gdyż obecnie była ona jakimś kryterium postrzegania wielkości otaczającego nas Kosmosu. Jak daleko może sięgać zbieżność światopoglądów ludzi, których dzielą ponad dwa tysiąclecia, czy na pewno rozmawiają o tym samym? W jakim stopniu ich mowa jest odbiciem zbliżonych pojęć i obrazów i czy obrazy te są na pewno jednakowe? Być może nie czytał w moich myślach, ale następne słowa nie były tego potwierdzeniem.
- A jego wielkość każdy z nas sam ustali, sam określi i dopasuje doń siebie. W moich czasach była ona na pewno różna niż dziś, ale to bez znaczenia, liczy się tylko Jedno, a ile wyobrazimy sobie materii i jak ją ułożymy w swoich myślach, jakie kształty, jaką formę i wielkość nadamy, rzutując później w przestrzeń, w Kosmos... cóż... każda epoka dokona tego inaczej, używając własnych pojęć, które uzna za najdoskonalsze i ostateczne. A w następnej zbledną one i opadną, jak zeschłe liście.
Na korytarzu dały się słyszeć stłumione prychnięcia, wsparte gardłowym pomrukiem. Wstałem. W uchylonych drzwiach ukazał się pochylony, czarny łeb, zakończony niespokojnie nawąchującym nosem i zwieńczony postawionymi na sztorc uszami, według którego wreszcie coś było nie w porządku. Ślepia patrzyły złowrogo. - Spokój, leżeć. - Miejsce łba zajął puszysty ogon i po kilku gniewnych warknięciach, nastała względna cisza. Wróciłem do swego gościa. W zamyśleniu obracał szklankę w pomarszczonych, starczych dłoniach.
- Jeśli coś jest złem, to człowiek mądry naprawdę odwrócić to potrafi, przenicować jakby wewnętrzną stronę misy na zewnętrzną i rzecz ta nie tylko wyda się dobrą, ale takową się stanie. I to jest mądrość. Działanie i tworzenie. Umiejętność zmiany rzeczywistości wedle swej woli. Tego nie potraficie, zapomnieliście, czytać znaki tylko jako litery umiecie i jeszcze jesteście z tego dumni. - Niespodziewanie zaśmiał się nieprzyjemnie, mój obraz wielkiego filozofa nie mieścił w sobie tego śmiechu. – A przecież już bóg Ammon tłumaczył, że z liter nic jasnego wyjść nie może, one tylko przypominają człowiekowi co wiedział wcześniej. I istnieje inna mowa i inna wiedza, siostra tej tutaj, która więcej znacznie potrafi.
Tym mnie zaskoczył, choć czytałem o tym kiedyś, nie znalazłem jednak odpowiedzi, uświadamiając sobie nagle, powracającą istotę kluczowego pytania: jakim sposobem tutaj przybył, on, nieżyjący przecież od dwudziestu kilku wieków, jak możemy rozmawiać? I znów jakby czytał w moich myślach.
- Dzięki takiej wiedzy jestem tutaj, bo być chciałem, to wystarczyło, tylko tyle. Zgodność tego co wydarzyć się może i naszych pragnień, właściwych, silnych pragnień, jest istotą, ideą mądrości, odsłaniającą Jedno. A główną rolą słów nie jest przedstawianie rzeczywistości, lecz jej kształtowanie, tworzenie. Prawdziwa natura języka jest magiczna, lecz wy odrzuciliście tę wiedzę. I albo bijecie czołem przed materią, albo zatrudniacie różne bóstwa i na nie zwalacie troskę o świat i siebie. Wygodnie, lecz dzięki temu wciąż jesteście dziećmi, zabawkami tylko, o których pisałem niegdyś, dawno tak. Ty i twoi pobratymcy nic o tym nie wiecie i nie będziecie wiedzieć, jak długo pozostaniecie przywiązani do liter, słów, zdań i swego niby myślenia, opartego na waszym własnym wyobrażeniu prawdy, wyrosłym z ugruntowanych, fałszywych schematów żałośnie płaskiej, dwuwymiarowej pseudo wiedzy, pociesznie i całkiem błędnie uważanej za mądrość. Eskato Bebeloi.
I nagle poczułem, że za jego myślą, za spisanymi dialogami stoi inna moc i potęga, taka, której nie tylko określić i nazwać nie potrafiłem dotąd, ale nawet dostrzec, że istnieje. I dzięki niej, jego pisma przetrwały tysiąclecia i przetrwają następne, bo w nich ona drzemie ukryta, czekając na epokę, w której będzie mogła rozbłysnąć. A czasem otwiera niektóre ze swych mnogich oczu, sprawdzając, czy ten czas już nie nadszedł. I nie jest najważniejszym to, co zapisał on przed wiekami w swych dziełach, lecz to, co dziś odczytać potrafimy. I pojąłem, że odczytać potrafimy niewiele, bardzo niewiele, ślizgając się po powierzchni, dopasowując znaczenie słów do własnego, jakże niepełnego i dziecinnego wręcz pojmowania tego, co uważamy za sens i treść przekazu, za rzeczywistość, nieporadnie układając ze stworzonych przez siebie wyobrażeń czy iluzji przestrzeń naszych czynów, dokonań, myśli, którą chcemy wypełnić oraz zastąpić To, co najważniejsze i jedynie prawdziwe, nie dostrzegając, że stworzona przez nas ułuda otacza nas i obejmuje, tuląc w kołysce swego snu.
Czas jakiś siedziałem nieruchomo. Bez wątpienia dostrzegł przemianę, która we mnie nastąpiła, pokiwał siwą głową i uścisnął ramię. W oczach zajaśniał krótki błysk radości. Obaj wiedzieliśmy, że dalsze wyjaśnienia są już zbędne. Wstał lekko tak jakoś i podszedł do drzwi, za którymi nie było teraz żadnych oznak życia.
- Wiem, ta wizyta wydaje ci się dziwna i jeśli nawet nie teraz, to w przyszłości za sen ją możesz uznać, pisałem kiedyś też i o tym, spornym jest czy we śnie przebywamy w tej chwili czy też może na jawie, świadectwo pewne trudno przedstawić, wiem o tym i przekonywać nie będę.
- Dziękuję Mistrzu – wyrwało mi się.
Podniósł rękę, jakby chciał zaprotestować, ale zrezygnował, uznawszy zapewne, że nie ma to znaczenia. Otworzyłem, psy spały, dysząc miarowo. Nie zdziwiłem się. Wiedziałem też, że nie powinienem go odprowadzać. Zszedł na parter wąskimi, trzeszczącymi schodami, z dołu dobiegł odgłos zamykanych drzwi wyjściowych. Potem zapadła cisza, kołysana oddechem śpiących spokojnie zwierząt.
Wróciłem do pokoju. Zrozumienie, iż kwestia realności tego spotkania, oparta tylko na wpojonych i bezzasadnych nawykach, nie powinna i nie będzie zaprzątać moich myśli, przyszło natychmiast, a wraz z nim bezruch, nagłe poczucie pustki i osamotnienia, tak jakby zabrał ze sobą fragment czegoś ważnego, najważniejszego. Zwrócony w stronę okna czułem, jak blask Księżyca usiłuje sforsować barierę nieustępliwych zasłon, a lekki wiatr głaszcze powierzchnie szyb i nie mogąc ich przeniknąć, podejmuje przerwaną wędrówkę. Odsunąłem zwisający bezwładnie ciemno-rdzawy materiał. Poświata nawiedziła wnętrze, zmieniając nieco jego wyraz i wdając się w konflikt ze światłem stojącej lampy. Brzęczenie zbudzonej muchy ucichło na mojej znieruchomiałej dłoni, zamienione na przemierzające ją lekkie łaskotanie i po krótkiej chwili zapadło w nicość; ciszę przerywało tylko dobiegające z korytarza podwójne pochrapywanie. Otaczająca mnie przestrzeń ożyła, wskrzeszając połyskliwe żółte ziarna swoich oczu, tańczące w nieznanym rytmie na jej ciemnym tle, rozciągającym się teraz daleko poza niepotrzebne już ściany. Odwzajemniłem ich spojrzenia. Zniknęły.
Należało wszystko przemyśleć, uporządkować, wpleść jakoś w swoją rzeczywistość i na nowo sformować nadwyrężony porządek świata. Zgasiłem lampę. Pokój, opuszczony przez widma przestrzeni, emanował teraz milczeniem, mrokiem i obcością, wieczorny spacer wydał się więc dobrym pomysłem. Nie chcąc niepokoić psów, ani czynić nadmiernego hałasu burzącego spokój otoczenia, wyszedłem przez zamknięte okno.

Aleksander Litto Strumieński

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Gorgiasz · dnia 19.03.2016 18:35 · Czytań: 914 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 21
Komentarze
purpur dnia 21.03.2016 13:48
No witaj Gorgiasz!

Nie powiem, poprzedni tekst ujmował swoją deliatnością, ale i kreował bardzo fajną atmosferę. Mając go w pamięci, wpadłem w powyższy...

Widzę, że bardzo osamotniony w komentarzach jest i tylko dlatego ja dodam coś od siebie.
Dlaczego?

Bo nie za bardzo powinienem się wypowiadać na jego temat, nie jest dla mnie, ani w treści ani w słowie. No i do tego, nie byłem w stanie przebrnąć przez całość...

I dlatego powinienem zamknąć go i pójść sobie... no ale, ty bardzo dokładnie czytasz teksty i masz bardzo konkretne komentarze do nich. Fakt, że głównie w kwestii literówek/przecinków, no ale pracy wkładasz w co niemiara, więc z powagą czytam Twoje opinie...

Słuchaj... tak jak purpur z Gorgiasz-em -> nie za bardzo mi się to podobało... Ciężko się pisze taki komentarz, bo naprawdę nie chce urazić, a zresztą co ja tam mogę wiedzieć...

No ale dla mnie, to sporo za długie opisy atmosfery i całych dialogów, ładnie - umiesz operować ( do tego z wyczuciem ) słowem, no ale... dla mnie za dużo, znużyło... Dialogi też jakieś takie, nie wnoszące za dużo treści - rozumiem potrzebę zakamuflowania jej, ale...

Masz bardzo ładne zdania - czyta się je z prawdziwą przyjemnością. Treść jak i prowadzenie opowiadania były dla mnie nie za ciekawe. Poprzednia opowieśc, mimo iż też za wiele się tam nie działo, dużo bardziej mi się pdoobała. To chyba wystarczy za całe to ględzenie powyżej.

Na pewno zajrzę do Ciebie w kolejny tekst, nie obrażaj się proszę :) Naprawdę chciaełm tylko pomóc, zresztą... pewnie ktoś inny stwierdzi że świetne!

Pozdrawiam,
Pur
Gorgiasz dnia 21.03.2016 16:39
Dziękuję purpur za wypowiedź. Rzeczywiście, smutno trochę, że nie ma komentarzy, no, ale cóż, bywa i tak. Dziękuję również za szczerość; nawet do głowy mi nie przyjdzie obrażanie.
Niestety, większość moich tekstów jest taka, gorzej, bo ten wcale do najcięższych nie należy; zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim takie odpowiadają, a że tak piszę – mea culpa. Ich celem jest najczęściej przedstawienie pewnych teorii filozoficznych, teologicznych (i na dokładkę często nowatorskich) bądź ocierających się o współczesną fizykę, a akcja (o ile w ogóle jest), stanowi kwestię drugorzędną - więc trudno się dziwić, że mogą się one okazać niestrawne. Jeśli nie będzie innych opinii, to nie będę tutaj ich wstawiał.
Również pozdrawiam
Gorgiasz
purpur dnia 21.03.2016 16:56
Fajnie, że nie bierzesz do siebie czyjejś krytyki... to jest przecież tylko czyjaś opinia...

Wiesz, o kocie też było "filozoficznie", ale jednak tam danie było podane w zupełnie innej formie. Miało jednak trochę kolorków, trochę wiercących w nosie przypraw... a tam temat też nie prosty, bo jak by się w niego zagłębić, to i słów i wódki by zabrakło :)

Tutaj po prostu, wydaje mi się, iż opakowanie trochę zawiodło - no albo potrzebny jest odpowiedni czytacz! Co przecież jest ważne, jeden lubi baranki, a drugi kobiety w ciąży! Rzadko komu udaje się pisać tak, aby był "wielbiony" przez wszystkich i jest to nie tylko normalne, ale i zdrowe! Sam wiem, że moje pisanie, też pewnie do Ciebie nie trafi - pomijam "Tonto" bo to dla mnie też nowość...

Pisać umiesz, więc pokombinuj, jak zrobić tak, aby to co chcesz powiedzieć było "dobrze słyszalne" dla odbiorcy. Każdy ma coś do nauki, no dobra, poza mną, bo ja mam wszystko do nauki :)
Może Twoim "wyzwaniem" jest znalezienie formy dla treści?

Tyle marudzenia - znajdź coś "lżejszego" w zbiorach, wstaw, to chętnie spojrzę!
Gorgiasz dnia 21.03.2016 17:03
Tak, masz absolutną rację. Wciąż próbuję znaleźć odpowiednią formę wyrazu, tylko nie bardzo wychodzi.
purpur dnia 21.03.2016 17:23
W "kotku" wyszło... Było tam ciekawie, bez względu na treść jaką przekazałeś... Było tam coś, co sprawiało, że chciało się czytać, chciało się dowiedzieć co też kryją kocie słowa...

Nie jestem fanem gadających kotków - a przeczytałem z przyjemnością!

Nie mów więc że nie wychodzi! Może nie zawsze wychodzi... za to na pewno, nie będzie tak zawsze!

Pozdrawiam i już nie zawracam głowy!
KoRd dnia 24.03.2016 14:32
Świetne:) Przeczytałem uważnie. Jest to jeden z lepszych tekstów na portalu. :)
Jest tu trochę przebarwień, co może stanowić pewnego rodzaju wadę, dla mnie jest to plus wyrażający się głębią przemyśleń.

Może sam początek:
Cytat:
Zmierz­cha­ło. Mrok gęst­niał. Ostat­ni pro­mień słoń­ca dawno już opu­ścił ramy okna, są­dzą­ce­go za­pew­ne, iż jest jego stwór­cą i ro­dzi­cie­lem. Obej­mu­ją­ce je za­sło­ny sta­nę­ły na stra­ży mego od­po­czyn­ku, za­do­wo­lo­ne, że wresz­cie mogą oka­zać swoją przy­dat­ność.


zmienił bym na:
Zmierzchało. Ostatni promień słońca opuścił ramy okna. Mrok z każdą chwilą gęstniał. Zasłony okienne stanęły... "

i jeszcze:
Cytat:
Kon­tu­ry sprzę­tów ule­ga­ły po­wol­ne­mu za­tar­ciu


na:
Kontury instalacji/obrazu wnętrza mieszkania/pokoju ulegały powolnemu zatarciu. "

Jakoś słowo"sprzętów" w tym miejscu nie bardzo przemawia :)

Tekst byłby całkiem inny w odbiorze - czytany przez dobrego lektora. :)

Mi się podoba i oby takich więcej ;)
Gorgiasz dnia 24.03.2016 15:26
KoRd, jestem Ci niezwykle wdzięczny za te dwa konkretne spostrzeżenia. Właśnie o to mi chodziło! Nie mogłem sobie poradzić z tym początkiem, miesiące z nim wojowałem, a i tak czułem się zaplątany w zbędne słowa. W ten sposób należy to poprawić.
I dzięki za miłe słowa.
Wasinka dnia 01.04.2016 21:02
Widzę, że lubisz dzięki wnikliwym dialogom, pokazywać światy wewnętrzne (lub nie) różnych istnień, dzięki czemu czasem stawiasz czytelnika na rozdrożu, by sam pomyślal, przemyślał. Zainteresowałeś.

Od strony terchnicznej bardziej, jeśli mogę. Lubisz dlugie zdania; i dobrze. Ja też. Smakują mi, gdy się wiją, zakręcają, podrażniają skupienie. Czasem jednak warto przerwać ciąg krótszym. Ale nie o tym chciałam, bo czasem i ciąg długich daje zamierzony efekt. Bardziej skupiłabym się na tym, żeby owe szersze zdania miały różną budowę. Czyli poszczególne cząstki łączyły się na różne sposoby. U Ciebie np. przeważają w tym celu imiesłowy przymiotnikowe (choć w sumie nie tylko w tym celu), które w połączeniu z przymiotnikami i imiesłowami przysłówkowymi zaczynają tworzyć lekką monotonię. Zdarza się wtedy też pogubić składnię czy gramatykę.

Aha, w moim odczuciu niepotrzebne jest podkreślanie, że coś działo się wbrew prawom logiki itp. Wystarczy raz to zaznaczyć, a moze nawet i wcale. Czytelnik sam się zorientuje...


Pozdrawiam z uśmiechem księżycowym.


Z innej beczki między innymi:
Cytat:
Jakby to wy­ja­śnić...
- Jak by
Gorgiasz dnia 01.04.2016 21:18
Cytat:
Zainteresowałeś.

Cieszę się.
Cytat:
Zdarza się wtedy też pogubić składnię czy gramatykę.

Bo to takie irytujące wynalazki... emotikona.pl/emotikony/pic/0what.gif
Cytat:
Aha, w moim odczuciu niepotrzebne jest podkreślanie, że coś działo się wbrew prawom logiki itp. Wystarczy raz to zaznaczyć, a moze nawet i wcale. Czytelnik sam się zorientuje...

Tak, masz rację.
Wasinka dnia 01.04.2016 21:44
Gorgiasz napisał:
Bo to takie irytujące wynalazki...

Rozbroiłeś mnie. :)


edyt. (chwilkę później piszę, bo zapomniałam)
Np. tutaj:
Cytat:
Licz­ne roz­bły­ski ma­to­wej żółci, zmie­nia­ły stop­nio­wo cha­rak­ter, ja­śnie­jąc i jed­no­cząc w wy­dłu­żo­nych pa­łecz­ko­wa­tych for­mach lub ku­li­stych ziar­nach rzu­ca­nych przez nie­wi­dzial­ne­go siew­cę, w środ­ku ciem­niej­szych, oto­czo­nych lśnią­cy­mi obrze­ża­mi.

Gubi Ci się tutaj sens, jakby zdanie nie było dokończone. bo co jednoczyły owe rozłyski? A może wystarczy dodać "się"? "(..) jaśniejąc i jednocząc się w wydużonych (...)"
No i przy okazji owe imiesłowy; można np. zamienić "rzucanych" na "które rzucał niewidzialny siewca
Wazne bywają też przecinki. Tutaj nie są potrzebne: ma­to­wej żółci, zmie­nia­ły / siew­cę, w środ­ku ciem­niej­szych
Usunięty dnia 15.04.2016 09:28
Gorgiaszu, ode mnie uwag technicznych nie będzie, ponieważ to nie moja bajka. Za to treść i ogólne wrażenia, są jak najbardziej moja bajką.

W zasadzie, treść tekstu znajduje się w środku, początek wprowadza w nastrój i w podobnym nastroju tekst się kończy. Pięknie piszesz, używasz bardzo elokwentnego języka, widać tu duża kulturę pisania. Jednak tego typu opisy mogą wydawać się nużące dla zwykłego czytelnika, tym bardziej, że tematyka utworu nie jest łatwa i dla każdego zrozumiała.
Dla mnie brzmi jak sfabularyzowany traktat filozoficzno-metafizyczny, w którym poruszyłeś kilka wątków, co dodatkowo nadaje tekstowi pewnego rodzaju ciężkości. Gdyż to nie sama fabuła skłania do refleksji, ale tematy, które poruszał niespodziewany przybysz. I tu jako czytelnik wykaże się ignorancja, ponieważ nie wiem kim on był, bo nie posiadam wiedzy w tym temacie i w zasadzie nie muszę, skoro tekst kierowany jest do ogólnego czytelnika, a nie do konkretnej grupy znającej temat.
To jedna rzecz, druga natomiast dotyczy jego wypowiedzi. I na ten temat mogłabym napisać komentarz dłuższy, niż sam tekst. Jednak nie o to chodzi, bo treści skłaniającej do myślenia jest w tekście po prostu za dużo. Jakbyś w jednym opowiadaniu chciał zawrzeć wszystko.
Jest temat przestrzeni, myśli tworzących rzeczywistość, absolutu, który jednocześnie jest i nie jest. Odnosząc się do tego w skrócie, wg mnie przestrzeń jako taka nie istnieje, jest tyko kwestią percepcji. Myśli same w sobie nie tworzą rzeczywistości, są jednym z etapów jej tworzenia. Myśli to emocje nazwane słowami, słowa to zwerbalizowane myśli, które dają impuls do działania i to działanie tworzy fizyczną rzeczywistość. Same myśli tworzą jedynie rzeczywistość mentalną, która nazywana jest marzeniami.
No i istnienie Jednego, Świadomości czy Absolutu przy jednoczesnym nie istnieniu. Dla mnie polega na tym, że z ludzkiego, fizycznego punktu widzenia, Ono nie istnieje, bo fizycznie go nie widać. Ludzki umysł w swoim ograniczeniu uznaje za realne tylko to co widzi, a właściwie to postrzega zmysłami, bo one dają złudzenie realności świata. Więc to nieistnienie jest tylko metaforyczne. Poza tym, biorąc pod uwagę to, że fizyczny świat istnieje dzięki wibracji, która wytwarza dźwięk, w momencie ustania wibracji, zaniku dźwięku powstaje jego przeciwieństwo czyli cisza, a cisza to nic. Więc Jedno, Bóg, jak zwał tak zwał, jest wszystkim i niczym. Bo wszystko funkcjonuje na zasadzie przeciwieństw, nawet sam Bóg, który jednocześnie jest i nie jest i który ma formę zarówno materialna jak i duchową, energetyczną.

Takie mam wrażenia i refleksje na temat tekstu, w wielkim skrócie. Nie będę się rozpisywać, bo naprawdę mój komentarz będzie za chwilę dłuższy, niż tekst. ;)

Ja bardzo lubię Twoje pisanie, bo tematyka jest mi bliska, tylko tu akurat jest zbyt duży środek ciężkości, jeśli wiesz co mam na myśli.

Pozdrawiam serdecznie :)
Gorgiasz dnia 15.04.2016 20:03
Wiktorio, bardzo dziękuję za rozbudowaną i życzliwą opinię.

"Jednak tego typu opisy mogą wydawać się nużące dla zwykłego czytelnika, tym bardziej, że tematyka utworu nie jest łatwa i dla każdego zrozumiała."
Zdaję sobie z tego sprawę.

Cytat:
Dla mnie brzmi jak sfabularyzowany traktat filozoficzno-metafizyczny,

Bo właściwie nim jest.

Cytat:
Jednak nie o to chodzi, bo treści skłaniającej do myślenia jest w tekście po prostu za dużo. Jakbyś w jednym opowiadaniu chciał zawrzeć wszystko.

I tu mam dylemat, jak podejść do tej uwagi. Bo z jednej strony, to chyba dobrze, skoro skłania do myślenia. Ale z drugie twierdzisz, że jest tego za dużo i jakbym chciał zawrzeć wszystko (co prawda nie bardzo wiem o jakie „wszystko” chodzi; temat postrzegam tylko jako jeden problem). I to mnie martwi, to znaczy – jak rozumiem – ten przerost treści i jej zbyt duży ładunek.

Cytat:
Myśli same w sobie nie tworzą rzeczywistości, są jednym z etapów jej tworzenia. Myśli to emocje nazwane słowami, słowa to zwerbalizowane myśli, które dają impuls do działania i to działanie tworzy fizyczną rzeczywistość. Same myśli tworzą jedynie rzeczywistość mentalną, która nazywana jest marzeniami.

Można i tak do tego podejść. Ale myśli traktowałbym jako bardziej realną siłę, a rozgraniczenie między rzeczywistością mentalną a tzw fizyczną czy materialną, nie jest tak ostre i jednoznaczne, jak mogłoby się to wydawać.

Cytat:
Bo wszystko funkcjonuje na zasadzie przeciwieństw,

Owszem.

Cytat:
Nie będę się rozpisywać, bo naprawdę mój komentarz będzie za chwilę dłuższy, niż tekst.

Byłoby wspaniale!

Jeszcze raz dziękuję za wizytę.
Margharet dnia 13.07.2016 21:38 Ocena: Świetne!
Witaj Georgiaszu, musiałam się bardzo skupić, żeby czytać bo piszesz długimi zdaniami i stosujesz wiele opisów, ale ja tak lubię. Moja koleżanka powiedziała kiedyś, że wyrzuciłaby z książek wszystkie opisy. Spytała po co komu SPRAWOZDANIE o tym jak słońce zachodzi. Wydaje mi się, opisami właśnie tworzy się obrazy w głowie. w mojej na pewno było ich mnóstwo nawet zapach psów poczułam. A warsztatowo nie wypowiadam się bo sama dopiero się uczę . w moim dorobku jest dopiero jedno opowiadanie i dwa wiersze więc sam rozumiesz. Bedę tu zaglądać. Pozdrawiam
Gorgiasz dnia 13.07.2016 21:54
Dziękuję Margharet za wizytę i opinię. :)
al-szamanka dnia 14.07.2016 11:25 Ocena: Świetne!
Cytat:
pu­ka­nie do drzwi sta­no­wi­ło coś, co ab­so­lut­nie nie mogło się wy­da­rzyć, gdyż po­grą­żo­ne w drzem­ce za nimi dwa duże psy

szyk chyba kuleje, przez co łamie się rytm... a tak:
pu­ka­nie do drzwi sta­no­wi­ło coś, co ab­so­lut­nie nie mogło się wy­da­rzyć, gdyż po­grą­żo­ne za nimi w drzem­ce dwa duże psy
tu te aż
Cytat:
Błysz­czą­ce, ciem­ne oczy, osa­dzo­ne w okrą­głej, za­tro­ska­nej i po­ora­nej bruz­da­mi twa­rzy, swym bla­skiem przy­po­mi­na­ły lśnie­nia zma­te­ria­li­zo­wa­nych punk­tów prze­strze­ni.

a tak:
Błysz­czą­ce, ciem­ne oczy, osa­dzo­ne w okrą­głej, za­tro­ska­nej i po­ora­nej bruz­da­mi twa­rzy, przy­po­mi­na­ły swoim blaskiem lśnie­nia zma­te­ria­li­zo­wa­nych punk­tów prze­strze­ni.
Dialogi, dialogi, dialogi - dobrze się domyśliłeś kto Cię odwiedził:)

To Twój drugi tekst, który przeczytałam. Musiałam to zrobić, gdyż tak bardzo przypadł mi do gustu ten pierwszy.
I nie mam zamiaru się nad nim rozwodzić. Bo cóż tu można dodać albo powiedzieć oprócz... świetny!

Pozdrawiam
Gorgiasz dnia 14.07.2016 12:35
Ad. al-szamanka
Dziękuję za opinię i uwagi. W pierwszym przypadku masz absolutną rację, poprawiłem. W drugim - muszę się zastanowić.
Josef Hosek dnia 14.07.2016 14:06
Pozwoliłem sobie zanotować Twoje nazwisko, Gorgiaszu. Będę zapytywał o Twoje dzieła w księgarniach, a kiedy już się w któreś zaopatrzę i przeczytam, wtedy ułożę na półce, tej bliższej sufitu.
Gorgiasz dnia 14.07.2016 19:04
Dziękuję; ale możesz sobie oszczędzić (na razie - mam nadzieję) fatygi. www.cosgan.de/images/midi/froehlich/g030.gif
JOLA S. dnia 17.07.2016 15:18
Witaj Gorgiaszu! Wybacz, że powtórzę za jednym z przedmówców, ale też mi się "wydaje, iż opakowanie trochę zawiodło - no albo potrzebny jest odpowiedni czytacz!" Plastyczne opisy, znakomicie oddana atmosfera wnętrza, ale co właściwie chciałeś powiedzieć, szukałam i nie znalazłam. Gdyby to był rozdział powieści to rozumiem. Ona jako gatunek rządzi się innymi prawami, potrzebuje przymiotników, ozdób rozmaitych. Opowiadanie jest gatunkiem bardziej prostackim, zwięzłym w języku i formie, nie potrzebna mu poezja, to zbędna, dymna zasłona. Wybacz, że się mądrzę. Czytałam inne Twoje utwory, jestem pod ich wrażeniem. Esej - znakomity! Tym razem rozczarowałeś mnie. To nic, każdemu się zdarza.
Pozdrawiam gorąco :) :) :)
Jolka
Gorgiasz dnia 17.07.2016 17:05
Cytat:
Plastyczne opisy, znakomicie oddana atmosfera wnętrza, ale co właściwie chciałeś powiedzieć, szukałam i nie znalazłam.

Pozwól, że w takim razie podpowiem: jest to próba interpretacji przewodniej idei jednego z późnych dialogów Platona - „Parmenides” (nawiązującego również, choć trudno powiedzieć w jakim stopniu do myśli tego filozofa). Powszechnie uważa się go za najtrudniejsze i najbardziej niejasne dzieło Platona, skwapliwie unikając precyzowania jego istoty i przesłania. Niektórzy (na przykład sztandarowy polski tłumacz, profesor Władysław Witwicki) posuwają się do postawienia tezy (kuriozalnej w mojej opinii), że jest ono tylko i wyłącznie żartem. Ale świadczy to o skali problemu. Tak więc zadanie, które podejmuję, nie należy do najłatwiejszych i trudno się dziwić, że nie udało się najlepiej.

Cytat:
Gdyby to był rozdział powieści to rozumiem.

To już przerasta moje możliwości.

Cytat:
Opowiadanie jest gatunkiem bardziej prostackim, zwięzłym w języku i formie, nie potrzebna mu poezja, to zbędna, dymna zasłona.

Z tym ostatnim się nie zgodzę; poezja (w szerokim rozumieniu) stanowi pełnoprawny środek wyrazu i nie widzę powodu, aby go unikać. Oczywiście, odrębną kwestią jest umiejętność jej zastosowania w takiej formie. Ale przecież często można spotkać takie teksty. Natomiast masz rację, że forma i styl winny być odpowiednio zwięzłe, widocznie tutaj nie wyszło to jak należy, ale przynajmniej po części jest to spowodowane tym, że mają one dla mnie znaczenie drugorzędne; najważniejszą kwestią jest sformułowanie, wyartykułowanie i przekazanie pewnych koncepcji, często natury filozoficznej (tak jak w tym przypadku).

Cytat:
To nic, każdemu się zdarza.

Jasne, że tak. www.cosgan.de/images/smilie/liebe/f030.gif

Bardzo dziękuję za wizytę i cenne uwagi. www.cosgan.de/images/smilie/froehlich/p015.gif
JOLA S. dnia 17.07.2016 17:19
Intrygujesz mnie, będę Cię śledzić ;) Masz ciekawe zainteresowania, jesteś ambitny. Może powinieneś się zmierzyć z czymś większym. Jest na ten Twój "kierunek" w literaturze popyt. Sztuka dla sztuki, a może tak o krok dalej. Namawiam Cię, gdyż czuję w Tobie potencjał. Masz chłopie charakter...
Serdeczności :)
Jolka
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marek Adam Grabowski
29/03/2024 13:24
Dziękuję za życzenia »
Kazjuno
29/03/2024 13:06
Dzięki Ci Marku za komentarz. Do tego zdecydowanie… »
Marek Adam Grabowski
29/03/2024 10:57
Dobrze napisany odcinek. Nie wiem czy turpistyczny, ale na… »
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty