Do domu wróciliśmy około północy. Gabi, lekko wstawiona, przez całą drogę śmiała się z byle głupoty. Była przy tym tak ponętna, że na miejscu nie mogłem się opanować, by nie zaciągnąć jej do łóżka i to nie w celu utulenia do snu kołysanką o Wojtusiu.
Kiedy więc uległem pokusie i zacząłem rozpinać drobne guziczki jej bluzki, kompletnie nie chcące współpracować z moimi palcami, roześmiała się głośno i pokazała mi suwak z boku.
- To atrapa. Nie rozpiąłbyś ich do rana. – Uniosła ręce do góry i szybko pozbyliśmy się uroczo pachnącej szmatki z zamkiem ukrytym dla niepowołanych rąk.
Gabrysia zrobiła to samo z moją koszulką, która lotem F-16 śmignęła mi przed oczami i wylądowała bezpiecznie na podłodze. Skierowaliśmy się na schody i szybko wbiegliśmy na górę, do pokoju Anki, gdzie było szerokie łóżko i czerwone ledy, które dodały pikanterii naszym igraszkom. Chwilę po tym, jak rozpiąłem skrzydła i zbombardowałem malutki schron mojej ukochanej, a mój czuły radar przestał działać i obydwoje opadliśmy na pościel, usłyszałem dzwonek.
- Też to słyszysz? – Popatrzyłem na Gabi pytająco, strzygąc uszami jak owczarek niemiecki, choć nie miałem germańskiego pochodzenia.
- Yhy – mruknęła i zapadła w sen nocy letniej.
Dzwonek wciąż dzwonił i to coraz bardziej rozpaczliwie. Naciągnąłem więc bokserki i zszedłem na dół.
Przy drzwiach stal Arnold, który ledwo trzymał pion.
- Marcel, przyjasssielu – wybełkotał. – Ratuj moją Milęękę.
Okazało się, że Milenka, nowa dziewczyna Arnolda, studentka III roku Uniwersytetu Przyrodniczego, mieszkająca w Lublinie na stancji, lubiąca hodować u siebie na wsi nowe odmiany zbóż, a w Lublinie kamienie nerkowe, dostała właśnie ataku. I to nie śmiechu.
- Muusisz nas zawieźć do szpitala, bo jak soś się stanie mojej Milęęse, to nigdy sobie nie wydaruję, że piłem ziś s Chrzyśkiem.
- Wejdź, Arnold. – Wpuściłem go do środka. – Pojedziemy zaraz po twoją Milenkę, tylko się ogarnę.
Pozbierałem po drodze ciuchy zostawione w drodze do sypialni i wpadłem do pokoju, chcąc poinformować Gabi o nagłej potrzebie opuszczenia domu. Nie zrobiłem tego, bo moja dziewczyna spała, pochrapując całkiem konkretnie.
Ubrałem się więc i zszedłem na dół, gdzie zobaczyłem Arnolda, który zrobił coś odwrotnego niż ja. Zdjął ubranie i w samych gaciach w czerwone diabełki zwinął się na pierwszym schodku, zamierzając spać.
Od razu przypomniałem sobie nasze męskie imprezy przy ognisku. Tam też, gdy przychodziła na niego pora, rozbierał się i zasypiał na trawie jak go Pan Bóg stworzył. Kiedy się ożenił, bo zaliczył wpadkę w ostatniej klasie liceum, zdejmował też obrączkę i kiedyś musieliśmy pożyczyć od pana Franka sprzęt do wykrywania metalu, bo żonka się wściekła, gdy wrócił do domu bez złotego dowodu na to, że do niej należy. Niestety, małżeństwo kolegi wkrótce trafił szlag, a on sam topił smutki w alkoholu częściej niż przeciętny obywatel w jego wieku.
Obudziłem marudę, wsadziłem mu łeb pod lodowatą wodę i za chwilę mknęliśmy ulicami Lublina po sławetną Milenkę. Stanąłem pod domem, gdzie wynajmowała pokój i szczerze się zdziwiłem, gdy Arnold wyprowadził z niego śliczną blondyneczkę, która chociaż skrzywiona od bólu, wyglądała jak milion dolarów, a nie przyszła pani rolnik.
Na pogotowiu też zrobiła piorunujące wrażenie, bo dyżurujący lekarz olał siedzącego w kolejce chłopaka z uczuleniem i wprowadził ją do gabinetu jako pierwszą. Zapomniał zamknąć drzwi, więc choć nie widzieliśmy ani Milenki ani lekarza, słyszeliśmy dokładnie ich rozmowę. Dość długo ją macał, badał i ugniatał na leżance, próbując być przy tym zabawny, aż Arni wstał z krzesła i z zaciśniętą pięścią stanął przy futrynie.
- Zaraz mu wpierdolę – oznajmił i huknął pięścią w ścianę.
- Uspokój się. – Pociągnąłem go z powrotem na krzesło. – To rutynowe badanie.
- Taaa. Zaraz ją zacznie badać od wewnątrz.
Tymczasem Milena z leżanki przeniosła się na krzesło przy biurku, do którego zasiadł lekarz, uśmiechając się do niej czarująco i próbując zagadywać na różne sposoby.
- Rozluźnia ją doustnie, zamiast dożylnie. – Arnold trzeźwiał z każdą upływającą chwilą.
- Gdzie pani mieszka? - zapytał lekarz.
- Na Jasińskiego. – Milenka podała numer domu, a wtedy doktorek znowu zadał pytanie:
- A kto to był Jasiński?
- Nie wiem, ja tam tylko na stancji mieszkam – odrzekła bidulka i znowu zajęczała.
Wtedy do akcji wkroczył Arnold, niczym ten z Hollywood i zaczął się czepiać doktorka, że zamiast pomagać, pogarsza stan jego narzeczonej. Niestety, nie trwało to długo, bo wkrótce przyszło dwóch ochroniarzy i wyprowadziło nas z budynku, gdyż jako dobry kolega, chciałem pomóc przyjacielowi. Bowiem na atak jego pięści, doktorek wprawił w ruch swoją i to całkiem sprawną. Tyle ludu obserwowało tę akcję, że poczułem się jak flaga amerykańska czwartego lipca. Milenka zdecydowanie zeszła na dalszy plan.
Poczekaliśmy na nią przed szpitalem. Ze zdenerwowania tą sytuacją wypaliłem fajkę, którą poczęstował mnie Arnold. Smakowała jak podeszwa.
- Co to jest? – Rzuciłem peta pod nogi i zdeptałem zdecydowanym ruchem.
- Taki tam skręcik mojej roboty. Robiłem wczoraj, ale zwilgotniała mi bibułka. Nie chciały się sklejać, więc potraktowałem je klejem starego.
Ojciec Arnolda był szewcem. Kiedyś zatrudnił chłopaka, którego przyuczał do zawodu, ale ten wolał wąchać klej, zamiast reperować buty, które też nieźle jechały. Któregoś razu pan Rogalski pojechał do Warszawy i Waldek został sam. Mieliśmy więc z Arnim zajrzeć do zakładu i zobaczyć, jak się chłopak sprawuje. Poszliśmy tuż przed zamknięciem. W pomieszczeniu stała jakaś para, czekająca zapewne na buty, ale Waldka nie było przy ladzie. Musiał siedzieć chyba za zasłonką i wąchać coś jak zwykle, bo nagle wyjrzał zza kotary rozczochrany i rozanielony, jakby miał bliskie spotkanie z Rafaelem albo innym Aniołem Gabrielem i powiedział z błogim uśmiechem zupełnie bez sensu:
- A ja walę konia!
Po tym wydarzeniu chłopak wyleciał z roboty, ale ksywka została. Nikt już nie chodził do Rogalskiego, tylko do "konia", by podkuć podkowy.
Pamiętam też jak w czasach, gdy jeździliśmy z Arnoldem na kolonie, siadaliśmy nieraz na ławce przy boisku, a pod stołówkę, która była obok, podjeżdżał pan Mietek, żeby zabrać swoim drewnianym wozem resztki posiłków dla świń. W metalowych pojemnikach kołysała się brudno-szara breja z kawałkami chleba, a my z głupim uśmiechem pytaliśmy:
- Panie Mieciu, wali pan konia?
Nieświadomy podtekstu właściciel starego wałacha odpowiadał:
- Jak zasłuży.
Wtedy cała banda parskała śmiechem, a pan Miecio świstał batem w naszym kierunku, tak że gromada niedorostków rozpierzchała się ze śmiechem na wszystkie strony. Stare, dobre czasy...
Milena wyszła ze szpitala po godzinie. Zawieźliśmy ją pod stancję i wróciliśmy z Arnim w nasze rewiry. Pożegnałem się z kolegą, mieszkającym dwa domy dalej, i ruszyłem do drzwi. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że są otwarte, a pamiętałem, że je zamykałem i to na dwa razy.
Nagle ciszę nocy rozdarł przeraźliwy krzyk. Serce mi zamarło, bo był to głos Gabi.
Koniec cz. XXIII
Poprzednie części:
cz I - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/44732/pompon-z-marabuta-1
cz II - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/44854/kielbasa-z-mysich-psitek-2
cz III - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/45058/ze-szczeka-w-zebach-3
cz IV - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/45278/szynka-z-murzynka-4
cz V - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/45376/ciota-niemota-i-pancia-co-miala-za-mala-5
cz VI - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/45500/kocie-jezyczki-i-psi-wech-6
cz VII - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/45629/cialo-z-ktorym-by-sie-chcialo-7
cz VIII - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/45789/atomy-i-glupki-8
cz IX - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/46020/dziesiec-zlotych-w-naturze-9
cz X - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/46110/schowek-z-klejnotami-10
cz XI - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/46298/bystre-oko-miszy-11
cz. XII - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/46560/klozeolit-i-szuflada-pani-cecylii-12
cz. XIII - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/47144/slowniczek-katoliczek-13
cz. XIV - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/47293/permanentna-inwigilacja-14
cz.XV - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/52418/krolik-w-zajacowatym-kolorze-15
cz. XVI - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/52514/zucie-pszczol-16
cz. XVII - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/52639/trafiony-zatopiony-17
cz. XVIII - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/53171/czy-bede-musiala-sie-rozbierac
cz. XIX - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/53555/sezamie-otworz-sie
cz.XX - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/53681/czerwcowa-majowka-20
cz. XXI - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/53796/klucha-21
cz.XXII - http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/54066/grota-i-poszukiwacze-zlota-22
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt