To się wytnie - Quentin
Proza » Humoreska » To się wytnie
A A A
Od autora: Nieco krótsza odsłona telewizyjnych perypetii.
Klasyfikacja wiekowa: +18

"To się wytnie"

Życie pisze najlepsze scenariusze. I najgorsze

Pochylony nad talerzem płatków kukurydzianych myślałem o kolejnym dniu, jaki przyjdzie mi spędzić w towarzystwie próżniaków, ignorantów i głupców. Najchętniej nie ruszyłbym zadu z domu, ale w tym otoczeniu królował mój ojciec. Poza tym musiałem działać w myśl zasady, że nic się nie zmienia od na dupie siedzenia.  
Stary właśnie przemaszerował obok w samych gaciach. Stanął przy kuchence, chwycił czajnik i ugasił pragnienie w najbardziej ordynarny sposób. Po każdym łyku wody z kamieniem brał głęboki wdech i zalewał gębę raz po raz, dopóki nie opróżnił wszystkiego.
Nieco orzeźwiony zapytał:
− Gdzie matka?
− Bo ja wiem − odparłem. − Może odeszła.
− Akurat. Musiałbym jej nie znać.
Zacząłem zbierać się do wyjścia.
− Kup mi fajki jak będziesz wracał − powiedział ojciec.
− Sam sobie kup. Mam dużo pracy.
− Też mi co, bieganie za ważniakami z kubkiem kawy.
− Jeszcze się zdziwisz. Wkrótce doprowadzę do prawdziwego trzęsienia ziemi.
− Żebyśmy się z wrażenia nie porzygali na tej karuzeli. Posłuchaj, synu, wojsko nauczyło mnie dwóch ważnych rzeczy. Po pierwsze, lepiej nie zasypiać z kiepem, a po drugie nie wolno się wychylać.
− Masz mi coś jeszcze do powiedzenia?
− Tak. Ludzie to świnie. Idę się wysrać.
Mój ojciec regularnie zatruwał powietrze i życie nam wszystkim. Czy miał jakieś zalety? Owszem, póki co miał rodzinę.

Jego wady? Chyba to, że pił
A zalety? Potrafił wypić dużo

− Chryste Panie, cóż za tępe kloce! − Załamywał ręce Leon Buchner, który w naszej stacji prowadził słynny teleturniej. Był świeżo po nagraniu do kolejnego odcinka. − Nalej mi, młody, kawy.
Postawiłem przed nim filiżankę z czarnym, aromatycznym napojem, do którego Buchner dolał odrobinę wódki.
− Pan pije? − spytałem.
− Tylko, kiedy jestem trzeźwy − odparł.
Do garderoby wszedł reżyser Kosoń, który od progu usiłował załagodzić sytuację.
− Daj spokój, Leon. Unosisz się jak balon.
− Ty i te twoje porównania. Jeżeli myślisz, że ludzie nie połapią się, że to pic, jesteś tak samo głupi jak twój pustak.
− W porządku, może i dziewczyna nie błyszczy intelektem, ale dajmy jej szansę.
− Lepiej od razu powiedz, komu dała dupy. Szansę? To nie talent show, do chuja.
Reżyser pochylił się nad zezłoszczonym Buchnerem. Teraz mówił do prezentera jak do dziecka.
− Plan jest taki: pokazujemy ludziom Lidię od czasu do czasu w różnych programach, a kiedy przyjdzie pora odpalimy tę rakietę w kosmos. To chyba zrozumiałe, że zanim poprowadzi coś sama, musi złapać nieco ogłady i talentu.
Buchner myślał chwilę, nim odparł:
− Niech prowadzi psa na smyczy. Prędzej anioł wyfrunie z mojej dupy niż ta idiotka zwycięży.
− Nikt nie mówi o wygranej. Na początek skromnie niech znajdzie się na podium. Poza tym wygrać i tak musi Murzyn.
− Samuel?
− Kto?
− Murzyn, do cholery!
Kosoń wzruszył ramionami.
− Może i Samuel. Ja tam ich nie odróżniam.
− Niby dlaczego ma wygrać? Są lepsi, mądrzejsi i bardziej lotni.
− Ale żaden nie jest ciemniejszy. Zasada jest taka, że nie narażamy się mniejszościom.
− Może, kurwa, od razu ogłosimy wyniki!
− Nie złość się. Nie ja ustalam zasady. To jak będzie?
− Do Murzyna nic nie mam, ale pindzie poradź, żeby od razu szukała roboty w burdelu.

Kim byłbym, gdybym nie został sławnym prezenterem?
Prawiczkiem

Denis Polak przygotowywał się do nagrania. Maszerował z jednego końca planu na drugi, powtarzając w myślach scenariusz. Swój autorski program pod tytułem "Opowiedz swoją historię" prowadził od ponad trzech lat. Jeżeli ktoś mógł nazywać się twarzą stacji Majer TV, to właśnie on.
Rutynowy spacer przerwał mu Herman, jego osobisty asystent, zwany przez wielu człowiekiem od zadań specjalnych.
− Cześć, Denis − przywitał się doradca, który przyprowadził ze sobą jakiegoś obwiesia. − Poznaj swoją nową gwiazdę − oznajmił, wskazując na obwiesia. − Witek zrobi wszystko za pięćdziesiąt złotych.
− Tylko gwoździa nie wsadzę sobie w odbyt − przyznał Witek. − Trzeba by z dychę dopłacić.
− Zabawny koleś, co? − zauważył Herman
− Chodź na stronę − rzekł Polak, po czym odszedł wraz z asystentem kilka kroków. − Co to za jeden?
− Mówiłem przecież, że Witek.
− I wziąłeś go, kurwa, ze sklepu z Witkami, co? Wszystko po cztery złote. Natychmiast zabieraj się z tym pokurczem i nie wracaj, dopóki nie znajdziesz kogoś atrakcyjnego.
− Czyli kogo?
− Chuj wie. Może być nawet pół człowiek, pół ryba, byle miał w sobie to coś.
− Witek jest naprawdę niezły. Dla kasy powie przed kamerami wszystko, co zechcesz.
− Chcę, żeby wypierdalał w podskokach.
− Hej ty, Pilśniak − zawołał mnie Herman.
− O co chodzi? − zapytałem, a Herman wskazał palcem na rozglądającego się obwiesia imieniem Witek.
− Widzisz go?
− Nie jestem ślepy − odparłem.
− Powiesz mu, żeby poczekał na zewnątrz przed biurem.
− Sam nie możesz?
− Nie. Zresztą jesteś stażystą, więc nie pierdol.
Zrobiłem, co mi nakazał.
− Długo będę czekał? − zapytał Witek
− Chwilę − odrzekłem odprowadzając go do wyjścia.
− Gdzie są pogodynki? Żadnej nie widziałem. Pewno trzymacie je w specjalnym pomieszczeniu pod kloszem, co? Takie kwiatuszki.
− Zadzwonimy do pana − rzekłem na koniec.
Kiedy wróciłem do studia, natknąłem się na Jolantę Cudnik. Nasza gwiazda numer dwa była ponura i najprawdopodobniej wściekła jak osa. Nic dziwnego, wszak nieoficjalnie mówiło się coraz więcej o jej odejściu ze stacji.
− Cześć, Jolu − przywitał ją Polak. − Mówił ci ktoś, że wyglądasz olśniewająco? Pewnie ze dwadzieścia milionów ludzi, co? I jak ty sobie dasz radę, maleńka, kiedy wypierdolą cię stąd na bruk.
Uśmiechnięta od ucha do ucha Cudnik odparła:
− Wiesz, dlaczego Majer tak cię lubi? Bo ma słabość do pedałów.
Te słowa najwyraźniej wywołały oczekiwany efekt, bo zaraz gdy tylko sławna prezenterka odeszła, Polak spochmurniał.
− A ty tu czego? − spytał mnie.
− Chciałem powiedzieć, że z tamtym gościem załatwione − oznajmiłem.
− Super, no to spierdalaj.

Człowiek może się rozmnażać, ale lepiej, żeby tego nie robił

− Jaką metodę antykoncepcji pani preferuje? − spytała Nina, nasza specjalistka od makijażu. Przygotowywała właśnie do programu panią Żanet Coco Żmijewską, która na antykoncepcji zna się jak mało kto. − Mój narzeczony wyjmuje w ostatniej chwili, ale zawsze mam pewne obawy.
− Moje "wyjmę w ostatniej chwili" w przyszłym roku idzie na studia − odparła Żmijewska. − Umaluj mnie, złotko, delikatnie. Nie chcę wyglądać jak stara kurwa z odpustu albo moja matka.
− Czyli nie poleca pani?
− Matka nie jest taka zła, ale ma koszmarną twarz.
− Pytam o stosunek przerywany.
− Specjaliści już dawno udowodnili, że najlepszy środek anty, to środek dupy. − Tu Żmijewska puściła do mnie oko. − Przyniosłeś mi scenariusz, skarbie?
− Tak jest, proszę pani − odparłem jak zwykle grzecznie, po czym przekazałem kobiecie kartki.
− Myśli pani, że podczas kąpieli może dojść do zapłodnienia? − zadała kolejne pytanie Nina.
− Pod warunkiem, że siedzisz w wannie wypełnionej po brzegi spermą − rzekła Coco.
− A gadżety erotyczne są dobre?
− Na niektórych działają. Pewna moja koleżanka aż się zsikała, kiedy jakiś zboczeniec przyłożył jej pistolet do głowy i kazał się rozebrać.
− Ojejku i co się z nią stało?
− Powiedzmy, że wyszła z tego bogatsza o nowe doświadczenia.
− Wie pani, coraz częściej myślę o dziecku.
− A ja o papierosie.
− Tyle, że mój narzeczony chyba nie dorósł. Zapytałam go ostatnio czy nie chciałby zostać ojcem. Gnojek powiedział, że był już raz w Simsach i nie podobało mu się.
− Pokaż mi, skarbie, takiego, który dorósł. Faceci najchętniej oglądaliby mecze, grzebali przy samochodach i w gaciach. Dla większości ojcostwo to kwestia przypadku. Niedługo mężczyzna będzie całkowicie zbędny.
− Naprawdę? Wszyscy?
− Oczywiście. Wyjdą z mody jak mokasyny albo dzwony.
− Jezu...
− Jego też nie będzie.
Coco znowu spojrzała na mnie.
− Nie bój się, skarbie, ładni chłopcy zostaną dziewczynkami. A gdzie ta wasza czarna gwiazda?
− Słucham? − Nie zrozumiałem.
− Ten Murzyn z teleturnieju.
− Samuel. Chyba nie ma dziś nagrania.
− A szkoda. Z nim byś sobie zrobiła dziecko, kotku. Już widzę tego małego gnojka w kolorze kawy z mlekiem. Prześliczna małpeczka.

A w filmie polskim, proszę pana, to jest tak: nuda...

Siedzieliśmy wraz z prezesem i jego asystentem w gabinecie. Właściwie to tamci dwaj siedzieli, a ja stałem i katalogowałem segregatory z dokumentacją. Mniejsza z tym, w każdym razie do gabinetu, bez pukania wszedł Lipski, nieudolny reżyser, który marzył o podboju kina przez srebrny ekran.
− Dlaczego odrzuciłeś mój scenariusz?! − Naskoczył od progu na Majera.
− Miło, że wpadłeś − rzekł prezes na przywitanie. − Posłuchaj, Janie...
− John − przerwał mu reżyser. − Mów mi John. Muszę myśleć o międzynarodowej karierze.
− Dobrze więc, niech będzie John. Słusznie, John, że bierzesz się za klasykę. "Hair" to wspaniały musical, ale nie sądzisz, że przerobienie Let the Sunshine In na wpuście trochę słońca do tego smutnego jak pizda kraju jest nieco agresywne?
− Nonsens − odpowiedział Lipski. − Formanowi zarzucano, że treść filmu i tło mijają się z epoką. W ten sposób uwspółcześniłem dzieło.
− Pomyśl lepiej o czymś innym.
− To samo mówiłeś, kiedy chciałem zekranizować historię katastrofy statku.
Majer powoli tracił cierpliwość, ale jeszcze się kontrolował.
− Racja − przyznał. − Taki film już powstał, John.
− Serio? − zdziwił się reżyser.
− "Titanic" − wyjaśnił asystent prezesa, Tracz.
− Dobra − Nie dawał za wygraną Lipski. − A moja opowieść o cyborgu przybywającym z przyszłości, żeby zabić jednego ważniaka?
Znowu wkroczył Tracz.
− Mówisz o "Terminatorze". Wszystko już było, John.
− Szlag by trafił. Nie znam kinowych nowości. Jeszcze tu wrócę. Hm... Jeszcze tu wrócę dobrze brzmi. Wykorzystam to w jakimś filmie.
− Posłuchaj, John − na koniec ponownie zabrał głos Tracz. − Bylibyśmy wdzięczni, gdyby w twoim dziele znalazło się miejsce dla czarnoskórego aktora.
Lipski myślał chwilę, nim rzekł:
− Nie ma sprawy. Mam już pewien pomysł. Ludzie pospadają z krzeseł.
− Trzymamy kciuki, John.
Kiedy Lipski opuścił gabinet, Majer nie krył niezadowolenia.
− Robisz za agenta naszego Murzyna czy co?
Zanim Tracz odpowiedział, zwrócił się do mnie:
− Dzięki za pomoc. Możesz odejść.
− Do widzenia − powiedziałem na koniec.
Nie musiałem nawet podsłuchiwać, żeby wiedzieć, o co chodzi. Oczywistym było, że Samuelowi należało dać szansę, której na pewno nie wykorzysta. Lipski nie miał ani talentu, ani dobrych pomysłów. Na etacie trzymano go tylko dlatego, że jego ojciec zasiadał w senacie. W ten sposób zaspokoi się potrzeby pana senatora i publiczności, dla której poprawność polityczna ma podstawowe znaczenie.

Wszyscy są tacy sami. Tylko ja jestem inny

Pewnego dnia sama Jolanta Cudnik poprosiła, żebym przyszedł do jej garderoby.
− Siadaj, mały − powiedziała, gdy zajrzałem do środka.
− Tak jest, proszę pani − odparłem i zrobiłem, co kazała.
− Jak masz na imię?
− Krystian, proszę pani.
− Przestań z tym psze pani, nie jesteśmy w wojsku. Napijesz się czegoś, mój mały Kristiano?
Zaskoczyła mnie jak cholera, ale nie dałem po sobie tego poznać.
− Dziękuję bardzo − odmówiłem.
− A ja owszem. − Nalała sobie wódki, którą zmieszała z sokiem pomarańczowym. − Jak ci się u nas podoba?
− Jest całkiem przyjemnie. Dużo się nauczyłem przez ten czas.
− To dobrze. Wyglądasz na ambitnego człowieka. Z pewnością chciałbyś po stażu robić coś pożyteczniejszego.
− Byłoby nieźle − odparłem.
− Co byś powiedział, gdybym zaoferowała ci pracę, Kristiano?
Teraz byłem w szoku i nie potrafiłem tego ukryć.
− Pracę? − zapytałem.
− No wiesz, na początek zostałbyś moim osobistym asystentem, a potem płyń na szerokie wody.
− Brzmi naprawdę dobrze.
− Tylko widzisz, najpierw musisz pokazać, co jesteś wart. Chyba rozumiesz, że nie mogę kupić kota w worku. Jesteś gotów, by udowodnić na co cię stać?
− Chyba tak.
Cudnik przylgnęła do mnie całym ciałem. Wepchnęła mi w usta swój język, aż o mało nie puściłem pawia. Trwaliśmy tak oboje w najbardziej zboczonym pocałunku świata, dopóki prezenterka nie straciła tchu.
− Załatw Denisa − powiedziała po wszystkim kobieta.
− Przepraszam, ale nie rozumiem − odparłem.
− To proste. Zepchnij go ze schodów, rozwal łeb o muszlę klozetową albo wypchnij z pędzącego pociągu. Wszystko jedno. Pokaż, jaki jesteś kreatywny.
− Mogę się nad tym zastanowić?
− Byle nie za długo. Kristiano?
− Tak?
− Spójrz na mnie.
Znowu nasze spojrzenia spotkały się. Tym razem była nieco mniej napastliwa. Polizała mnie tylko po twarzy.
Kilka godzin po spotkaniu z Jolantą szedłem korytarzem, myśląc o całej sytuacji, kiedy usłyszałem za plecami czyjeś "pssst". Obróciłem się i ujrzałem postać wychylającego się zza rogu Denisa. Prezenter nawoływał mnie ruchem ręki. Nie miałem ochoty z nim gadać, ale w końcu byłem stażystą.
− Masz chwilę? − zapytał Polak.
− Szczerze mówiąc śpieszę się − odparłem.
− Świetnie. Chodź ze mną.
Przeszliśmy do pomieszczenia, które wyglądało jak stare, opuszczone biuro.
− Co słychać? − zapytał Polak.
− W porządku − rzekłem.
− Słuchaj, przyjacielu, miałbym dla ciebie propozycję. Taka drobna przysługa, ale zapewniam, że umiem się odwdzięczyć. Chyba wiesz, kto w naszej stacji jest gwiazdą numer jeden, co?
− Myślę, że pan.
− Bystrzak! − Objął mnie ramieniem i poklepał po plecach. − Od razu widać, że trafiłem na właściwego człowieka. Taki gość jak ja jest nie do ruszenia. Gdyby przyszedł huragan i zmiótł wszysto jak stąd do Chin, tylko ja bym przetrwał. Stój przy mnie, a ozłocę cię, przyjacielu. Pamiętaj tylko, że przysługa za przysługę.
Miałem na dzisiaj dość niespodzianek, mimo to odparłem:
− Słucham?
− Wyznam ci w sekrecie, że są ludzie, którzy najchętniej nabiliby mój łeb na pal.
Też mi sekret, pomyślałem.
− Otrzymuje pan pogróżki? − spytałem.
− Pieprzyć to! − odparł Denis. − Gdybym przejmował się każdą groźbą, już dawno mieszkałbym w czołgu. Jesteś jeszcze młody i nie wszystko wiesz, dlatego czuję się w obowiązku zadbać o ciebie. Posłuchaj, chłopcze, telewizja to wojna totalna. Gdzie się nie ruszysz tam Izrael albo Palestyna. A spróbuj tylko być neutralny, a jedni i drudzy zrobią ci z czaszki popielniczkę. Po czyjej stronie jesteś?
− Nie znam się na polityce.
− I dobrze, bo nie o władzę tu idzie, a o życie. Jesteś jeszcze taki młody, biedaku.
Polak popatrzył z politowaniem, a następnie obsypał mnie tyloma pocałunkami, że dostałem zawrotów głowy. Był bardziej powściągliwy niż Cudnik, ale i tak przesadził.
− Nie bój się, mały − mówił do mnie. − Na wojnie homoseksualizm jest całkiem normalny. Masz wazelinę?
− Przepraszam, ale jestem już spóźniony − rzekłem i zacząłem się wyrywać.
− Zapewnię ci tyle kobiet, mężczyzn i zwierząt, że będziesz drugim Kaligulą. Zniszcz tylko tę sukę, mały książę. Daj jeszcze całusa.
− Przemyślę to.
Z największym trudem zdołałem wydostać się z rupieciarni na korytarz. Czym prędzej pobiegłem na plan.

Show musi trwać, dopóki świeci się czerwone światełko.

Przez następne dni byłem najbardziej rozchwytywanym człowiekiem w całej Majer TV. Pilśniak chodź tu, chodź tam, przynieś to, przynieś tamto. Jak tylko mogłem unikałem Polaka i Cudnik. Dokoła panowała napięta atmosfera, jakby coś miało eksplodować. Nic dziwnego, wszak końca dobiegał marzec, a więc najwyższy czas na wiosenną ramówkę.
Już dawno chciałem porozmawiać z Traczem albo najlepiej Majerem, ale żaden nie potrafił poświęcić mi uwagi. Każdy gonił za własnymi sprawami, tym bardziej, że po studiu coraz częściej kręcili się nowi ludzie. Łatwo było ich rozpoznać, bo byli czarni.
Wszystko co najważniejsze wydarzyło się w drugiej połowie marca. Odbyłem wówczas rozmowę z Buchnerem.
Prowadzący popularny teleturniej wyglądał na przemęczonego. Właściwie w jego oczach widziałem obłęd, ale nie chciałem uprzedzać faktów.
− Życie mnie przygniotło jak tłusta baba − oświadczył Buchner popijając drinka w zaciszu swojej garderoby. − Utknąłem między jednym pośladkiem, a drugim. I co pan zrobisz, jak nic nie zrobisz.
Zdziwiłem się, bo zwykle pił po nagraniu.
− Zdaje pan sobie sprawę, że dziś prowadzi pan wielki finał serii? − spytałem.
− Żebyś wiedział, chłopcze − odparł. − Dobrze mówisz. Oto stoję przed wielkim finałem. Dosłownie i w przenośni. Kurtyna w górę, a potem w dół. Ukłon. Na scenie zostaną sami próżniacy, głupie pindy i Murzyni.
− Bez przesady − rzekłem. − Pana program na sto procent zostanie w ramówce na przyszły sezon.
− Program może i tak, ale co ze mną? Nie ma ludzi niezastąpionych.
− Zwalniają pana?
− Jeśli nie, sam odejdę.
− Widzom to się nie spodoba. Będą protesty.
− Daj spokój, kolego. Ludzie kupią wszystko, co ma naklejoną cenę. Czasy są takie, że laska, która nie odróżnia harakiri od sushi i wysportowany Murzyn, znaczą więcej niż ślepy starzec. Nawet gdybym urodził się geniuszem, dziś zamiatałbym liście na podwórku jakiegoś ważniaka. Otwórz, proszę, okno. Wpuśćmy trochę sprawiedliwości do tego pomieszczenia.
Zrobiłem, co mi kazał.
− Pogadam z prezesem − oznajmiłem. − Dopóki nie było oficjalnego oświadczenia, nic się nie wydarzyło.
Buchner machnął ręką.
− Majer trzyma łeb w murzyńskiej dupie. Zapomniał już, jakim językiem mówił. Tylko czekać, kiedy się przefarbuje.
− Proszę na mnie poczekać. Chce się upewnić.
Z garderoby poszedłem prosto do gabinetu Majera. Już dawno miałem zrobić, to, co zrobię za chwilę. Pomyślałem, że trudno o lepszą okazję.
Zarówno Majer jak i Tracz nie mieli ochoty na pogaduszki ze stażystą, ale przyparłem ich do muru. Pozostawiłem na biurku artykuł na temat dwójki sławnych dziennikarzy, z którymi miałem "przyjemność" zetknąć się podczas swojego pobytu w stacji.
Najpierw tekst przejrzał Tracz. Dopiero gdy ten uznał, że sprawa jest poważna, przekazał kartki prezesowi.
Po lekturze Majer odrzucił kartki na biurko.
− No, no − powiedział z uznaniem. − A to ci dopiero.
− I to wszystko? − spytałem. − Nic więcej nie ma pan do powiedzenia.
− Skup się, młody człowieku. Czy tę historyjkę można znaleźć na biurku w jakiejś redakcji? To bardzo ważne.
− Skąd − odparłem. − Przyszedłem z tym od razu do pana. Nie jestem tropicielem sensacji. Pomyślałem tylko, że chciałby pan wiedzieć, z kim ma do czynienia.
− I słusznie. Tylko co to znaczy? Słuchaj, dzieciaku. Mam na głowie masę pierdolonych spraw. Nie ma potrzeby szukania nowych problemów. Starych mamy tyle, że brakuje miejsca w magazynie.
− Ale to okropne. Woli pan bezwzględnych karierowiczów od Buchnera?
− Pozwól, młody, że coś ci wyjaśnię − głos zabrał Tracz. − Panna Cudnik wstrzykuje sobie w wargi i w dupę botoks. Pan Denis natomiast uwielbia rurki z kremem, ale o tym wiedzą jedynie nieliczni. Dla tych, którzy wlepiają gały w telewizor, to najbardziej nieskazitelni prezenterzy, jakich znają. Chcesz wszystko przekreślić tylko dlatego, że gość chciał cię zerżnąć? Dorośnij, mały.
Chciałem coś powiedzieć, ba, wykrzyczeć, ale do gabinetu wparowała roztrzęsiona sekretarka. Kobieta dopiero po chwili zapanowała nad nerwami i rzekła:
− Tragedia, panie prezesie.
− Co tam znowu, tusz w drukarce się skończył?
− Pan Buchner skoczył...
Natychmiast wybiegłem z gabinetu.
W garderobie Buchnera stłoczyło się już mnóstwo ludzi. Każdy chciał dotrzeć do okna, skąd rozpościerał się widok na ruchliwą ulicę i ciało znanego prezentera roztrzaskane o chodnikowe płytki.

Psy szczekają, a karawana jedzie dalej

− I co pan zrobisz, jak nic pan nie zrobisz − powiedział Majer, gdy ponownie znaleźliśmy się w prezesowskim gabinecie.
Siedzieliśmy we trzech, jako że nie wyjaśniła się jeszcze sytuacja mojego artykułu.
− Dobra − odrzekł po chwili namysłu Tracz. − Trzeba obstawić wszystkie wejścia i wyjścia. Za chwilę zlecą się padlinożercy z innych stacji, a lepiej nie mieć teraz kreta.
Obaj spojrzeli na mnie.
− Psia mać! − zaklął Majer. − Że też nie mógł się powiesić.
− Może łatwiej otworzyć okno niż znaleźć sznur − rzekł Tracz.
− Jak my to teraz wyjaśnimy?
− Za godzinę wydamy oficjalne oświadczenie, że chłop miał problemy osobiste i tyle. Wymyśli mu się jakąś depresję albo coś.
− Wcale nie trzeba wymyślać − odparłem.
− Widzisz, młody − powiedział Majer. − Jak wszystko w życiu się zmienia. Śpieszmy się kochać ludzi, kurwa mać.
− Ostatecznie nikt nie wie, że strzelił samobója − mówił dalej Tracz. − Zawsze można wymyślić nieszczęśliwy wypadek.
− Powiedzcie, że skoczył po fajki do kiosku − rzekłem.
− Nie bądź taki mądry − skarcił mnie Tracz. − Trzymałbyś go za rączkę jak wzorowy przydupas i nic by się nie stało.
− Nie czas na gorzkie żale − wtrącił Majer. − Problem jest inny. Kto poprowadzi finał?
Zapadło długie milczenie, które przerwał zastępca prezesa.
− To może nasz młody kolega pisarz...
Obaj znowu spojrzeli na mnie.
− Zwariowaliście? − spytałem.
− Nie da rady − stwierdził Majer.
− Co ma nie dać? − odrzekł Tracz. − Wszystko ustawimy na próbach tak, żeby wygrał bambus. Musi się udać.
− A jak coś spieprzy?
− To się go wytnie.
Zapadło długie milczenie. Przerwałem ciszę jako pierwszy.
− Co mam robić?
− Trzymać mordę na kłódkę. Zacznij ćwiczyć od teraz.

Gorszy od wstydu jest brak wstydu i Modern Talking

Przed debiutem w telewizji byłem zdenerwowany jak jasna cholera. Nie chodziło wcale o tremę. Myślałem o Buchnerze. Facet wiedział, że świata zmienić nie można. Najlepiej w ogóle się nie urodzić.
Ktoś zapukał do drzwi.
− Proszę − powiedziałem i do środka wszedł chłopak przypominający studenta.
− Dzień dobry − przywitał się gość. − Może ma pan ochotę na kawę.
− Kim jesteś? − spytałem.
− Stażystą. Właśnie zacząłem pracę. Oddelegowali mnie do pana.
Po chwili zadumy, odparłem:
− Nigdy nie miałem pomocnika. Chyba nie potrafię znaleźć ci zajęcia.
− Mogę robić wszystko.
− Umiesz szczekać?
− Proszę?
− Zaszczekaj.
− Jak pies?
− Może być nawet pies.
Chłopak zaszczekał niczym jamnik mojej sąsiadki. Potem zapytał:
− I jak? Co pan myśli?
− Nieźle. Znasz jeszcze jakieś numery?
− Mogę spróbować polizać się po jajach.
− Innym razem. Jak ci na imię?
− Stefan, proszę pana.
Spojrzałem na zegarek. Do nagrania pozostało kilka minut.  
− Posłuchaj, Stefanie. Pewnego dnia poproszę cię, żebyś otworzył okno. Poradzisz sobie?

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Quentin · dnia 28.03.2016 01:19 · Czytań: 904 · Średnia ocena: 4,75 · Komentarzy: 8
Komentarze
Dobra Cobra dnia 28.03.2016 12:16 Ocena: Bardzo dobre
Bardzo celna rzecz!


Quentinie,

Na przykładzie szoł byznesu najłatwiej pokazać krwiożercze cechy coraz większej ilości byznesów. A nako, że w tej sprawie ostatnimi czasy też zabieralem głos tworczy, tym bliższyś sercu memu.

Kiedyś gadałem z dziewczyna, ktora przez krótki czas była pogodynką na głównym kanale. Niestety, kariera nie była jej pisana, bo nie dała tyłka przełożonemu. Więc od razu miała pod górę. Oświetleniowcy nie robili wlasciwego światła, makijażystka się nie pojawiała, stylistka... Chwilę wytrzymała tę sytuacje, po czym dała se spokój z kariera pogodynki.

Więc akurat ja rozumiem wszystko, co piszesz w tej opowieści.

Tradycyjnie napisane z mocą, dobrym językiem i składnią.

Kto przeczyta, może i nie uwierzy, ale nie zawiedzie się. I na tym polega kunszt, żeby wciągnąć czytelnika i zainteresować tematem.


Pozdrawiam, mile ukojony lekturą w ten dzień świąteczny śmigusa dyngusa, który nigdzie indziej, tylko w naszym kraju, z dziwnych powodów jest dniem świątecznym. Widać taka nasza pogańska tradycja, choć kraj w teorii bardzo wierzący.

Dobra Cobra
skroplami dnia 28.03.2016 21:05 Ocena: Świetne!
Dobra treść :).
Zgadzam się do każdego szczegóły :). Nie wiem czy fikcją powstał czy opisem z rzeczywistości, wiem że wszystko powyższe istnieje realnie :). Wszędzie, i jeszcze gorzej fakty wyglądają.
Żyjemy w g....., i g.... wygrywa, od wieków. Przykre, wręcz farsa z zasad i charakterów, czyli realna codzienność. Oczywiście, każda ma inne kolory, codzienności, ale tak samo obrzydliwie śmieszne tragicznie. Tak, w pracy na pierwszym planie. Za tą prawdę maks. ocena. Styl, dopasowany do farsy która rzeczywistością :).
Quentin dnia 28.03.2016 22:11
Cześć

DoCo, to prawda. Świat, o którym ty, ja i wielu innych mówi, pisze jest świetnym tłem do ukazania okropności, głupoty i bzdurności piekiełka z napisem show. Dobrze, że większość nie ma pojęcia, jak się robi show, bo wszystkie telewizje świata musiałyby upaść na wieki. Sam też nie wiem, ale - jak mówi Tadeusz Sznuk - "domyślam się" :-)

skroplami, miło cię widzieć. Prawda czy nie wiedzą jedynie ci, co widzieli na własne oczy i na własnej skórze doświadczyli. Ja raczej wyobrażam sobie niż obserwuję, bo nie mam gdzie obserwować, ale chyba nie trzeba ;) Telewizja od dawien dawna serwuje nam kiepski produkt, który, jak sądzę, powstaje wg ściśle określonych zasad. Tutaj troszkę było o tych właśnie zasadach. Mam nadzieję :)

Dziękuję serdecznie za wizytę.

Pozdrawiam
Quen
mike17 dnia 03.04.2016 15:01 Ocena: Świetne!
Mocny, korzenny tekścior, czyli jak to mówią, prawdziwa, męska proza, w której ja się animuję od dnia narodzin i o jeden dzień dłużej, a więc znów trafiłeś w me gusta, stary :)

Jako wielbiciel mocnych rzeczy (poza alkoholem), zawsze z radością czytam podobne teksty.
Raduje piękna stylizacja językowa, gdzie mistrz Pasikowski mógłby się jeszcze wiele nauczyć, bo ostatnio trochę kolo krzywi, i dręczy naród jakimiś pokłosiami, a my chcemy znów coś z jajcem, na twardo, nie na miętko, bo jeszcze się kosałka w kieszeni otworzy i będzie sajgon.

Piszesz bardzo wiarygodnie i z ogromną dozą autentyzmu.
Nie ma tu lipy: mam na myśli super dialogi, z których dowiadujemy się o kolejnych przełomach akcji, nie ma smęcącego narratora, jest bardzo dynamiczna opowieść, bo właśnie oparta na dialogach, co tę dynamikę bezpośrednio nakręca.

Sam temat, hm...
Miałem w życiu roczny epizod w szołbiznesie, więc wiem, że piszesz prawdę.
To światek, w którym więcej nie chciałbym się znaleźć, no może jako szef stacji he he :)
Generalnie klimaty syfiaste...

Kolejny wylaszczony tekścior, który czytałem z niekrytym podziwem.
Brawo, stary, brawa dla Quentina za bystre oko w podpatrywaniu skurwiałości świata tego!
A masz ku temu wybitny talent, ale to już pewnie wiesz :)

Well done, my friend, no i czekam na dalsze kawałki by Quentin.

Pozdro!
Quentin dnia 03.04.2016 20:59
Hello

Maestro, miło cię tradycyjnie widzieć :)
No cóż mogę powiedzieć, poza tym, że bardzo mi miło i w ogóle super, że wciąż przybywasz ty i wy wszyscy, moi mili :)
Z tym Pasikowskim coś jest na rzeczy. "Psy", "Kroll", "Demony..." robią swoje. Po obejrzeniu tych filmów masz ochotę, ambicję i przymus być prawdziwym facetem. Tak oto twórczość wdziera się poza ekran, kartki i istnieje ponad tym.
O ile kojarzę Pasikowski zrezygnował z "psiej" stylistyki po klapie "Reichu". Uznał, że taki klimat już nie interesuje widzów. Ale miło, gdyby te czasy wróciły, w końcu już sporo czasu minęło ;)

O twojej przygodzie z showbiznesem chętnie bym posłuchał, a jeszcze chętniej przeczytał. Pomyśl o tym, Maestro, bo takie rzeczy biorę w ciemno. Zresztą jak wszystko, co napiszesz.

Wielkie dzięki za odwiedziny i krzepiący komentarz.
3maj się, chłopie :)

Pozdro
Quentin
Miroslaw Sliwa dnia 05.04.2016 16:41 Ocena: Świetne!
Znam jednego reżysera, który dlaczegoś wypadł z obiegu, a dobrze się zapowiadał; nakręcił nawet kilka teledysków dla gwiazd polskiej muzyki i to tych naprawdę z extra ligi. Oczywiście nie ujawnię jego nazwiska, ale ilekroć się z nim spotykam, to natychmiast szukam pretekstu i możliwie najszybszej drogi ucieczki. Buc załatwił sobie nawet hasło w Wikipedii. Żadna ze znanych mi kobiet nie gada o sobie tyle co on. Kurwa, to chyba jakiś zboczony podgatunek homo sapiens ci wszyscy showmani.
Fajnie Quen, nawiązałeś w tekście do ostatnich awantur związanych z galą oskarową. Poza tym ostatnie i nie tylko ostatnie zmiany w stacjach telewizyjnych mają dokładnie takie tło jakie zobrazowałeś w swoim tekście. Cóż począć; smutne pustostany, które muszą kryć się za maską cynizmu.
Jest takie staropolskie powiedzenie: "Dłużej klasztora niż przeora". Każdy sensowny twórca o tym wie i stara się stworzyć własne, w miarę uniwersalne dzieło, ale dupki telewizyjne będą zawsze gzić się w swojej jakże nieistotnej, cuchnącej sosjerce. Cóż warta taka egzystencja? Dla mnie nic. Pustostany.
Dobry i ważny tekst.
Trzymaj się Quen.

Mirek
mike17 dnia 05.04.2016 17:03 Ocena: Świetne!
Quentin napisał:

O twojej przygodzie z showbiznesem chętnie bym posłuchał, a jeszcze chętniej przeczytał.

Pracowałem u pana "Gdzie się podziały tamte prywatki", owszem fajnie płacił, ale...
I tu zamilknę, bo nie mam w zwyczaju gadać źle o ludziach, których dali mi pracę, i...
Powiem, że było sympatycznie, ale nie każdy rodzi się dobrym szefem.
Mile wspominam zespół, z którym miałem okazję pracować.
Ale poczułem ulgę, kiedy z kumplem odeszliśmy i założyliśmy własny biznes :)

Dziś kiedy słyszę przebój Gąsa, pamiętam te pierwsze prywatki niezapomniane, kiedy chodziłem do podstawówki, pierwsze tańce, pocałunki, objęcia...
To zapamiętam przede wszystkim.

To tyle :)
Quentin dnia 06.04.2016 12:30
Cześć,

Mirek, coś w tym musi być, że tele przyciąga jakoś ludzi ze skłonnościami narcystycznymi, albo odwrotnie ;) A z Oscarami to faktycznie zabawna historia.
kojarzy mi się jeden skecz Monty Pythona, gdzie był jakiś festiwal i nominowani do nagrody byli między innymi Richard Attenborough i Ricardo Attenbergi :)
Poprawność polityczna nasz niszczy i to regularnie. Świetne narzędzie do "wpływania" na opinie.

Dzięki, Mirku, za wizytę i poświęcony czas.
Trzymaj się

Mike, no to dotknąłeś gwiazd, bracie :) i mówię zupełnie poważnie. Na mnie i tak największe wrażenie zrobił "twój" Himilsbach. To legenda. Z całym szacunkiem, ale panu od prywatek jakoś dziwnie z oczu patrzy. Nie ufam ;)

Dzięki
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty