Curriculum vitae - KenG
Proza » Inne » Curriculum vitae
A A A
Urodziłam się bardzo zwyczajnie, w szpitalu, bez niespodziewanych atrakcji i ponoć szybko. Mama, co prawda, napomykała kiedyś, że zepsułam jej andrzejki, ale jakoś mi się nie wydaje, żeby tak ochoczo pomknęła na imprezę (przepraszam! Wtedy to się nazywało "prywatka") będąc w zaawansowanej ciąży. Chyba od zawsze byłam nieznośnie chuda i mizerna, ale opieram ten wniosek tylko na dedukcji, bo nie mam z okresu niemowlęctwa ani jednego zdjęcia. Może i dobrze. Pierwszą fotografią mojego oblicza jest zdjęcie zrobione podczas chrzcin kuzynki. Siedzę sobie cichutko przy stole, obok jakieś dzieciaki beztrosko zajadają się lodami, a ja patrzę naburmuszona raz w jedną, raz w drugą stronę (bo zapomniałam wspomnieć, że pierwsza fotografia mojego oblicza to jednak dwa zdjęcia). Pamięć wyczynia czasem dziwne rzeczy. Nie ruszyłam wtedy tych lodów, a do dzisiaj tego żałuję, bo wiem - tylko niby skąd? - że były fantastyczne.

Chodziłam do maciupkiej szkółki, mieszczącej się w organistówce. Droga mojej edukacji była długa i zawiła, ale akurat nie ta, która prowadziła od przedszkola do klasy pierwszej. Wystarczyło tylko obejść dookoła budynek i siup! było się już na miejscu.

Z nauką nigdy nie miałam specjalnych problemów, ale zanim otrzymałam zaszczytne miano kujona i mola książkowego, musiałam przejść przez żmudny proces przyswajania alfabetu. "Saa... sa... sa... sanki!" Nie pamiętam czy wiedziałam co to są te sasanki, ale pamiętam dobrze, że rozłożyły mnie wtedy na łopatki.

Kiedy już uporałam się z alfabetem, poszło właściwie z górki. Mama puszyła się jak paw i opowiadała wszystkim jaką to ma zdolną córeczkę (biedna, nie wiedziała jeszcze co ją czeka!), a ja przynosiłam do domu kolejne świadectwa z czerwonym paskiem, nagrody i wyróżnienia. Kiedy w trzeciej klasie zmieniła nam się polonistka, nowa pani na dzień dobry powiedziała mi, że poprzedniczka napomknęła jej coś w stylu: "Na nią trzeba uważać, bo ona pisze wiersze!" Zupełnie jakbym miała jakąś straszną chorobę zakaźną.

Sportowiec ze mnie był żaden, ale zaprzyjaźniłam się wielce z panem od wf-u, bo ubzdurało mu się nagle, że zabierze się za pomoc uzdolnionym artystycznie dzieciom. Stworzył specjalną świetlicę, do której ponoć należałam (tyle, że mnie tam ani razu nie widzieli) i gorliwie poszukiwał dla mnie konkursów. Oczywiście świetlica powstała nie tylko dla mnie, byli tam też miłośnicy składania modeli samolotów czy statków, wielbiciele szachów i puzzli... Sama śmietanka, rzekłabym. Pamiętam pewną zabawną historię, kiedy to mój pan wuefista znalazł wreszcie konkurs, zmusił mnie do wyplucia z siebie kilku wierszy (bo jakoś wcześniej obiecywałam i obiecywałam, a efektów nie było), wysłał je pewnej mądrej kobiecie do oceny, a ta odpisała coś w stylu "Nędznie, słabiutko, to i tamto wyrzucić, usunąć, zamienić. Nie masz dziecinko specjalnie szans, ale spróbuj swoich sił, co ci szkodzi." Śmialiśmy się z tego potem, kiedy pisałam tej pani dedykację na pierwszej stronie almanachu. Słaba i nędzna dziecinka była jednym z pięciu laureatów ogólnopolskiego konkursu TPD. Przekonałam się wtedy, że nie trzeba się poddawać tylko dlatego, że ktoś postawił na mnie krzyżyk.

Już wtedy kroił się ze mnie niezły charakterek. O, do dzisiaj pamiętam jak bardzo się zeźliłam na panią polonistkę, kiedy oddała mi mój zbiorek dziecięcych wierszyków, zapisany w zeszycie w krateczkę. Pobazgrała mi w nim, pokreśliła, dopisała przecinki, poprawiła co jej się wydawało nie tak jak trzeba. O, co to to nie, paniusiu! To, że chciała mi dać celujący z polskiego, nie uprawniało jej w niczym do poprawiania moich poetyckich wizji i rodzącego się w bólach geniuszu! To był chyba mój pierwszy niekontrolowany wkurw, który zaowocował chęcią buntu i nienawiścią do przecinków i kropek. Za ten gwałt na mojej próżności, samozachwycie i próbie okiełznania poetyckiego temperamentu mściłam się potem bezlitośnie, pisząc prowokacyjne wiersze wypełnione warczącą interpunkcją. Owa interpunkcja sprawiała wrażenie, że patrzy na czytelnika i syczy: "Co, kurwa, masz jakiś problem?" Potem jakoś ją okiełznałam, ale dalej rządzi się ustalonymi przez siebie samą prawami pt: "I co mi zrobicie? I co mi zrobicie?" Swoją drogą zeszycik w krateczkę zaginął gdzieś w czasoprzestrzeni i straciłam już wszelką nadzieję na jego odzyskanie.

Czasy podstawówki minęły i 14-letnia dziewuszka ruszyła na podbój wielkiego miasta. Jako że żyła wcześniej z dala od zgiełku i problemów, big city wprawiło ją w popłoch tak, że już w pierwszym dniu szkoły nie mogła trafić z powrotem do internatu. Ale miała mapkę, więc po nitce do kłębka jakoś doczłapała. Do dziś nie mogę pojąć jakim cudem, będąc w posiadaniu olbrzymiej wałówki z domu i dosyć na te czasy sporej sumki kieszonkowego, zdołałam wydać wszystkie pieniądze i wrócić pod rodzinną strzechę biedna i głodna. Prawie dziesięć lat zajęła mi nauka oszczędzania i niech mi teraz ktoś powie, że nie da się wyżyć za dwadzieścia złotych na tydzień, to szyderczo wyśmieję!

Liceum otworzyło przede mną swe podwoje, ale prędko dało mi porządnego kopniaka w rzyć i uświadomiło dobitnie, że szkoła podstawowa się skończyła i tu trzeba... o zgrozo! się uczyć! Długo nie mogłam sobie tego przyswoić. Przez te parę lat miałam kilka buntowniczych fochów i dąsów na kolejne przedmioty, za które to fochy i dąsy przychodziło mi potem drogo płacić. Wolałam inne przyjemności niż zdobywanie piątek. Ach, te przemykanie po korytarzu i zerkanie zza winkla! Ach, to kilkuletnie śledztwo i żądza informacji! Ach, te nerwowe chichoty i dziewczęce fantazje! Bogu ducha winny chłopiec nawet nie przypuszczał, że moje świdrujące oczka znajdą go wszędzie, jestem coraz bliżej, bo poznaję kolejne osoby i przekraczam kolejne kręgi wtajemniczenia... Piękna historia, szkoda tylko, że bez happy endu. Ta platoniczna miłość uratowała mnie przed paroma głupstwami, bo miast zawzięcie romansować i zdobywać nowych chłoptasiów, żeby móc mówić "Chodziłam już z dziesięcioma!" wolałam siedzieć z maślanymi oczami i uśmiechać się sama do siebie. Niestety zaraz po wyfrunięciu mojego lubego ze szkoły rzuciłam się w objęcia największej pierdoły, jaka chodziła po ziemi. Nie pytajcie dlaczego, bo nie wiem. Za to pierdoła zaserwowała mi nieświadomie ponad rok wyrachowanego feminizmu, bo po tym pożal się Boże związku przez długi czas wychodziłam z założenia, że facet to produkt wybrakowany i najlepiej wszystkich zagazować. Daliby mi wtedy samego Keanu, rzuciłabym mu się do gardła. Przeszło. Dziś zgodzę się z tym, że mężczyźni czasem się przydają. Umiem już sama wykręcić żarówkę, ale dalej boję się prądu (wspomnienia z dzieciństwa... "Uwierz mi, nic ci się nie stanie! Włóż gwoździka do kontaktu!"). No i jestem beznadziejna w otwieraniu słoików.

Zapomniałabym o moim przejściu na Ciemną Stronę! Miałam natenczas siedemnaście lat, to znaczy dokładnie zbliżały się moje siedemnaste urodziny. Widziałam już wcześniej na ulicy dziwacznie ubrane długowłose istoty, ale nie wiedziałam kto zacz. Po wielkim wrażeniu wywołanym przez "Matrixa" (mmm... Keanu...) natychmiast nabyłam w posiadanie kasetę - tak, było wtedy coś takiego - z muzyką filmową, bo byłam ciekawa co to takiego ten gotyk. Dziś lekko mnie dziwi fakt, że ktoś gotykiem nazwał piosenki Marylin Mansona, Prodigy czy Roba Zombie, ale ze znawcą kłócić się nie będę. W każdym razie mój kontakt z metalowym światkiem był coraz bliżej. Nadchodził czas andrzejek, pamiętnej imprezy porodowej mojej mamy. Koleżanki "szatanice" zaproponowały, że zaspokoją moją ciekawość i zabiorą mnie na andrzejkową rockotekę. I poszłam. Pamiętam jak dziś - wchodzę na salę, a tam tłumy, ciemno, ciasno, na scenie jakiś spocony i łysy spaślak wydziera się do mikrofonu. Pomyślałam sobie wtedy: "O Boże, jestem w piekle! Czeka mnie cała noc piekła!" Takie z grubsza były moje wrażenia z koncertu Proletariatu, pierwszej "diabelskiej" imprezy w moim życiu. Reszta jakoś rozmyła się w mgle, a może raczej w dymie wypuszczanym spod sceny. A, był jeszcze tajemniczy młodzieniec, który rzucał w moją stronę równie tajemnicze spojrzenia. Nie mam pojęcia czy wyrażały zachwyt czy raczej chęć spuszczeniu mi łomotu w toalecie. Nie wiem, może po prostu nie lubił, kiedy ktoś miał tę samą koszulkę co on.

W każdym razie potem spodobało mi się "mroczne" życie i przez kolejne kilka lat (a nawet łapię się na tym do tej pory) selekcjonowałam mężczyzn na długowłosych i nieciekawych. Ale, jako że człowiek mądrzeje z wiekiem, dziś wiem, że nie wszystko złoto co się świeci i nie wszystko fajne co metal. Domownicy z czasem pogodzili się z tym, że raczej nie ujrzą mnie w różowej sukience i butach na obcasie, pastele to stanowczo nie moje kolory, a zamiast wrzasków i dźwięków piekielnych nie usłyszą nagle dobywających się z głośników skocznych pieśni czy najnowszego utworu Dody. Kiedyś czcigodny wujaszek wszedł do pokoju akurat w momencie, kiedy zaczynała się jedna z moich piosenek, przez chwilę uważnie słuchał, a potem wypalił: "Co się zepsuło?" Na dzień dzisiejszy już nie ubieram się jak matrona cmentarna, ale dalej preferuję glany, postrzępione dżinsy i zdecydowaną większość garderoby mam w kolorze czarnym. Nie wyrosłam z tego jak zagniewane nastolatki, które przeszły przez etap "mhrooku, ciemności i buntu, bo trza się buntować", a potem wróciły na dobrą drogę i spoważniały. Zamiłowanie do "klimatów" zostało mi już chyba na dobre, ale niestety czas częstych imprez i pociągania z kartonika na Błoniach tudzież w innych krzakach podwawelowych odszedł w niepamięć, bo wyżej wymieniony czas zaczął się złośliwie kurczyć i maleć. I wciąż się kurczy i maleje. Nie wejdzie się już nigdy do tej samej wody...

Szkołę zakończyłam jako mroczna i pewna siebie persona. Czas wygrywania konkursów poetyckich przeminął wraz z hucznie obchodzoną osiemnastką (na której udało mi się zaliczyć koncert O.N.A, zanim Skawiński doszedł do wniosku, że na śpiewaniu o randewu zarobi więcej niż na chrapliwych wrzaskach Agnieszki), bo zrobiłam się wyraźnie za stara na TPD. Bez impresario od wf-u to już nie było to samo...

Mimo, że powinnam dawno pojąć, że nauka ważną rzeczą jest, dopiero na rozmowie kwalifikacyjnej na rosjoznawstwo dowiedziałam się, że do tej rozmowy miałam się przygotować. A to się zdziwiłam! Dziwiłam się potem cały rok, kiedy drałowałam na zajęcia z psychologii stosowanej, na które się zapisałam, żeby mimo wszystko edukację kontynuować. Wracałam późną nocą przez ciemny las, bo zajęcia były w trybie zaocznym i trwały do wieczora. Mój biedny brat wychodził po mnie, żeby żadna bestia po drodze nie zeżarła mu siostry, tak że do dziś jestem mu dozgonnie wdzięczna za poświęcenie. A bestyj po drodze mijało się sporo, bo ogrodzeń szczelnych i wysokich było wtedy jak na lekarstwo i łaziły te psie pokraki po szosie jak panowie i władcy. Dzisiaj bardzo popieram polskie budownictwo - najpierw ogrodzenie, a potem ewentualnie wychodek dla robotników. Dom na samym końcu.

Po studium nadszedł czas szkoły policealnej, bo a. pan na rozmowie mnie oszukał ("Czy interesuje się pani polityką?", "Nie", "No to proszę w takim razie opisać mi sytuację polityczną w Rosji". Był kompletnie nieczuły na mój niemy wyrzut w oczach. Nigdy nie ufajcie egzaminatorom!), b. miałam dość łażenia ciemną nocą i szukałam internatu, c. a może by tak jakiś zawód zdobyć? Trafiła się całkiem sympatyczna szkółka, a przy niej jeszcze sympatyczniejszy internat - widział ktoś czynsz za 35 złotych? - i mogłam sobie w końcu beztrosko studiować, uczyć się i pracować. Łączenie tylu rzeczy nie wyszło mi na dobre, bo nie miałam czasu na życie prywatne ani w ogóle na cokolwiek, prędko wyczerpały mi się bateryjki i doszłam do wniosku, że skoro jeszcze nie przymieram głodem, nie muszę się tak męczyć. Zrezygnowałam z pracy, a z czasem przyłożyłam się bardziej do studiów (bo nie samym rosjoznawstwem człowiek żyje, filologia też nie jest zła), traktując szkołę po macoszemu. A nie powinnam, bo przecież tyle jej zawdzięczam! Przez dwa tygodnie praktyk nauczyłam się genialnie podcinać róże, bo przez cały czas owych praktyk nic tylko je podcinałam, podcinałam, podcinałam... A potem wpadłam do domu w odwiedziny i pierwsze co zrobiłam, to podcięłam wszystkie róże w ogródku. Babcia przycupnęła obok i szepnęła cichutko: "Czy aby nie za bardzo?" Ale nie miałam litości! Ochędożyłam je i zmasakrowałam tak, że niektórym kikutki ledwo wystawały z ziemi. Ale odwdzięczyły mi się za to, bo pięknie wyrosły.

Co prawda obrona pracy była Wielką Improwizacją (chm... jak to się zabezpiecza urządzenia wodne na zimę? Trzeba je porozkręcać?) i do tej pory nie wiem czy różanecznik to róża, rododendron czy może jednak coś innego, ale samą szkołę miło wspominam. No i technik architektury krajobrazu brzmi niegłupio. A nie mówię już nawet o mojej miłości do koparek! Nie nauczyłam się, co prawda, ile ziemi trzeba nabrać łyżką, żeby powstała taka a taka wyrwa i mógł tam wejść taki a taki kawałek asfaltu, ale mogę rozłożyć sobie krzesełko przy dowolnych robotach drogowych i podziwiać, wzdychać, przymykać oczka z rozanieloną miną...

I oto dziś jestem. Taka a nie inna, magister in spe, technik, specjalista, grafoman, wierszokleta, istotka złośliwa i zadziorna, czasem kłótliwa i wredna (ach, te ostre pazurki!), czasem rozmarzona i sentymentalna. Z kompleksem starej panny - po choćby krótkim pobycie w rodzinnej miejscowości ("A ty wiesz, że Jolka w zeszłą sobotę wyszła za mąż?"). Z ćwierćwieczem na karku. Stan jak u Bridget Jones:
Mąż - brak.
Dzieci - nie w tym życiu.
Ślub - chm... Nic mi na ten temat nie wiadomo.
Facet - no niby jest... Miesięcy kilkanaście.
Bilans - mimo wszystko powiedziałabym, że na plus.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
KenG · dnia 11.11.2008 10:13 · Czytań: 1155 · Średnia ocena: 4,4 · Komentarzy: 29
Komentarze
ginger dnia 11.11.2008 11:22 Ocena: Świetne!
O mamusiu moja kochana... Uśmiałam się :D Nie mam pojęcia, czy są tu jakieś błędy, bo w ogóle na to uwagi nie zwracałam. A momentami miałam wrażenie, że piszesz o mnie ;) Najpierw świadectwa z paskiem, brak zamiłowania do lekcji wychowania fizycznego, potem w liceum o zgrozo trzeba się uczyć było, potem krok w stronę mroku... A przy tym opisane to wszystko ciekawym, i naprawdę zabawnym językiem. Ja Ci za to po prostu muszę dać najlepszą ocenę :D
KenG dnia 11.11.2008 12:18
Cieszę się bardzo, że ci się spodobało :) Ale zobaczysz jak tu wpadnie Jack i przesieje mi ten tekst przez sięsitko, to niewiele z niego zostanie ;) Lubię czasem śmiać się z samej siebie, odrobina autoironii i dystansu pomaga w życiu, zwłaszcza kiedy ma się gorszy dzień.
ginger dnia 11.11.2008 12:25 Ocena: Świetne!
Oj tam Jack... Każdy ma jakieś hobby, on po prostu lubi nam swoją nadludzkość uświadamiać (bo pewnych rzeczy normalny człowiek nie jest w stanie wyłapać)... :p
Mi się podoba, bo jest takie... Nie wiem, jak to określić. Bliskie mi po prostu. A autoironia i dystans są bardzo pożądane i dają ciekawe efekty :yes:
Miladora dnia 11.11.2008 12:28 Ocena: Świetne!
To Ty z Krakowa jesteś Kendżijko?
Ach, te Błonia... też coś wiem o tym (niestety) :D
No i dam Ci 6 jak malowanie, ale nie przez patriotyzm lokalny, tylko za to,że ubawiłaś mnie serdecznie i to w dobrym stylu.
I mały minus do tej 6, za to "chm" :D
KenG dnia 11.11.2008 12:31
Moja koleżanka ma taki cudowny dar, że o wszystkim, a nawet, za przeproszeniem, o dupie Maryni, potrafi opowiedzieć w tak zabawny sposób, że idzie się tarzać ze śmiechu. W sumie nic się nie wydarzyło, a nie da się nie śmiać :) Powoli się tego uczę i może kiedyś dojdę do jej mistrzostwa :)
Miladora - moje "chmm" niefajne? ;) Gdybyś mnie usłyszała, wiedziałabyś, że to ja, bo uwielbiam tak chmykać ;) Ano z Krakowa, z Krakowa.
Miladora dnia 11.11.2008 12:40 Ocena: Świetne!
Twoje chmm byłoby fajniejsze jako hmm - Skarbeńku!
Miej na uwadze wrażliwe dusze niektórych polonistów (nie mnie, bo ja jestem światły, były wuefiak,hi,hi)
To co, idziemy na kielicha? :D
milla dnia 11.11.2008 12:45 Ocena: Świetne!
"Pierwszą fotografią mojego oblicza są chrzciny kuzynki." jakoś to zdanie niezgrabnie brzmi, do poprawy moim zdaniem. i to chm nieszczęsne. ja z błędów wyłapałam tyle. przeczytałam z ogromna przyjemnością. i od razu pojawiła mi się w głowie moja polonistka, podpisująca MOJE wypracowania; praca niesamodzielna itp. Obym jej kiedyś mogła podesłać książkę z osobistą dedykacją:)
Pozdrawiam
KenG dnia 11.11.2008 15:40
Zdanie poprawiłam - faktycznie brakowało mu nóżek ;) Dziękuję bardzo za wskazanie palcem. A co do chm/hm to mam czasem takie same wątpliwości jak z pewnym słowem będącym określeniem męskiego organu. Ch czy h? Trudno wyczuć, zwłaszcza kiedy nie ma go w żadnym słowniku :D "Hm" tak mi bidnie wygląda, ale sprawdzę w mądrych książkach i może uda mi się przestawić, jeśli rzeczywiście "chm" to forma "niepoprawna" :)
Miladora - kiedy i gdzie? Niedługo andrzejki, więc kto wie kto wie... ;)
valdens dnia 11.11.2008 15:53
Zrób jakieś akapity. To ułatwia czytanie. Potem zobaczę, o co tu chodzi.
KenG dnia 11.11.2008 15:55
Łokej, zobaczę co da się zrobić :)
valdens dnia 11.11.2008 16:01
Łojej, aleś Ty szybka :bigeek: Mówię oczywiście o robótkach portalowych, bo osobiście to Cię nie znam :bigrazz::D
KenG dnia 11.11.2008 16:07
Cóż ja mogę rzec. BIP BIP!!! Postukam stópkami i jak to Pędziwiatr zwykł czynić, umknę zostawiając za sobą jedynie obłoczki kurzu. Dla poprawiaczy tekstu wszystko ;)
milla dnia 11.11.2008 17:19 Ocena: Świetne!
KenG podam Ci łatwy sposób na poprawną pisownię ch.... Przez ch. Bo widzisz, ciągle pokutuje gdzieniegdzie przeświadczenie, że im dłuższy, tym lepszy. no wieć, pamiętaj, ze ma być dłuższy :)
roman dnia 11.11.2008 18:04 Ocena: Świetne!
Zawsze lubiłem podglądać innych:lol:, stąd chyba sentyment do biografii. Twoja (peelki) lekko zwariowana, ale w swoim zwariowaniu urocza i mądra. Oby tak dalej, do przodu, z głową i sercem.
Tekst uważam za niezły wstęp do czegoś obszerniejszego.
SzalonaJulka dnia 11.11.2008 18:33 Ocena: Świetne!
Przeczytałam z przyjemnością i szerokim uśmiechem. Jeżeli narratorka ma choć cosik wspólnego z autorką to gratuluję umiejętności patrzenia z dystansem :)
PS. Ja też z Krakowa chętnie się wproszę z wami na kielonek :)
KenG dnia 11.11.2008 19:52
To widzę, że powoli zbiera nam się grupka na ten kielonek :D Chm../hmm ;) Szczerze mówiąc nie pomyślałam, że ktoś może wziąć to moje dziełko za wytwór literackiej fantazji. Peelka to nikt inny jak sama Ken.G - wystarczy spojrzeć choćby na moje dane i zobaczyć kiedy mam urodziny. Poszłam na łatwiznę i po prostu opisałam siebie. Tym bardziej mi miło z powodu takiej reakcji komentujących. Dziękuję za uwagę i komentarze :)
Jack the Nipper dnia 11.11.2008 20:43 Ocena: Bardzo dobre
Cytat:
uporałam się z alfabetem, poszło właściwie z górki. Mama puszyła się


Za blisko "się".

Cytat:
ale zaprzyjaźniłam się wielce z panem od wf-u, bo ubzdurało mu się nagle, że zabierze się


3 x się

Cytat:
mnie tam ani razu nie widzieli) i gorliwie poszukiwał dla mnie konkursów. Oczywiście świetlica powstała nie tylko dla mnie,


3 x mnie

Cytat:
Przekonałam się wtedy, że nie trzeba się


2 x się w bliskości.

Cytat:
mi mój zbiorek dziecięcych wierszyków, zapisany w zeszycie w krateczkę. Pobazgrała mi


Drugie "mi" zbędne.

Cytat:
mi nauka oszczędzania i niech mi


j.w.

Cytat:
rzuciłabym mu się do gardła. Przeszło. Dziś zgodzę się z tym, że mężczyźni czasem się


3 x się

Cytat:
czas zaczął się złośliwie kurczyć i maleć. I wciąż się kurczy i maleje. Nie wejdzie się


Znów 3 x "się" w dużej bliskości.

Cytat:
Ale, jako że człowiek mądrzeje z wiekiem, dziś wiem, że nie wszystko złoto co się świeci i nie wszystko fajne co metal. Domownicy z czasem pogodzili się z tym, że


3 x że

Cytat:
czas częstych imprez i pociągania z kartonika na Błoniach tudzież w innych krzakach podwawelowych odszedł w niepamięć, bo wyżej wymieniony czas


Ktoryś "czas" zmień na "okres".

Cytat:
Mimo, że powinnam dawno pojąć, że nauka ważną rzeczą jest, dopiero na rozmowie kwalifikacyjnej na rosjoznawstwo dowiedziałam się, że do tej rozmowy


3 x że

Cytat:
Dziwiłam się potem cały rok, kiedy drałowałam na zajęcia z psychologii stosowanej, na które się


"Się" za blisko siebie.

Cytat:
wyczerpały mi się bateryjki i doszłam do wniosku, że skoro jeszcze nie przymieram głodem, nie muszę się tak męczyć. Zrezygnowałam z pracy, a z czasem przyłożyłam się


3 x się.

Bardzo ładnie, lekko napisane, dystans i poczucie humoru na wysokim poziomie. Bdb.
Miladora dnia 11.11.2008 20:49 Ocena: Świetne!
KenG - czy dostąpiłaś już kiedyś zaszczytu rozbierania przez de Nippera? Prawda, że przyjemne?
Ale niestety, nie rób sobie żadnych nadziei - On rozbiera wszystkich jak leci - taki biseksualista... :lol: Kogucik Edwin...?
tequila dnia 11.11.2008 21:01 Ocena: Świetne!
:) Same wspomnienia:D Chyba wywlekę z dna szafy moje zielone glany z żółtymi sznurówkami:D Od razu mi się przypomniała moja Siostra otwierająca szafę pełną czarnych ciuchów (wnioskuję, że podobną do Twojej:)) ze stwierdzeniem "Gdzie jest moja CZARNA bluzka?.." Też mnie zaskoczyło w L.O. to, że tam ktoś chce, żebym się uczyła i już mi nie dadzą świadectwa z czerwonym paskiem ot tak:D
Mama wchodzi do pokuju: "Co tam ciekawego znalazłąś, że tak się szczerzysz do tego monitora?" to dałam jej poczytać Twoje CV. Powinna być ocena 12 za nas obie, ale skoro się nie da to będzie 6:)
KenG dnia 11.11.2008 22:14
Wiedziałam, że Jack dobierze mi się do skóry :) Ginger miała rację - w życiu nie wpadłabym na te rzeczy, które mi wyświetlił. Ale nawet nie zmasakrował mi tak bardzo tekstu :)
Tequila - ja na razie pomykam w niebieskich, bo na Woodstocku ukradli mi moje ukochane, niezniszczalne czarne glany (żałowałam wtedy, że nie mam grzybicy), ale że niebieskie całe w dziurach, trzeba je niedługo wymienić na lepszy model :) A w szafie znajdzie się nawet jedna niebieska i jedna bordowa bluzka. Tyle, że muszę długo wygrzebywać je spod stosu czarnych ;)
valdens dnia 11.11.2008 23:20
Życiorys jak życiorys. Trudno mi czymś się tu zachwycać, a jeszcze trudniej mówić, że coś się nie podoba. Nie Twoja wina, że nikogo nie zabiłaś, że nikt Cię nie zgwałcił, że tramwaj nie odciął Ci nóg... Rozumiesz chyba, że wówczas byłoby ciekawiej? Rzecz jasna, nie życzę Ci tego, ani nie namawiam, nie warto. Dla sztuki zwłaszcza hehe.
Nie potrafię tego ocenić, więc wychodzę po cichutku...
Schakalica dnia 12.11.2008 09:00 Ocena: Dobre
Czytałam z dużą sympatią do autorki, jako że i fragmenty życiorysu nieco przystają do mojego (hehehe nawet muzyka z Matrixa) no i humor się pojawia... jednak... jak na przyjęta perspektywę czasu (czyli wczesną dorosłość) dość infantylnie to wszystko wygląda. Nieco boli mnie, że przejście "na ciemną stronę" oznacza dla Ciebie jedynie imprezy i czarne ciuchy, ale być może wycięłaś resztę, żeby nie psuć lekkości tekstu. Czegoś mi w Twoim pisaniu brakuje... być może jak zuważył valdens jakichś mocniejszych punktów kulminacyjnych, tak żeby czytanie bardziej wciągało.
KenG dnia 12.11.2008 10:00
Ano tak bywa. Ja raczej nie żałuję, że brakuje tu smaczków, bo to zwykły życiorys i wolałabym, żeby żadnych "atrakcji" w nim nie było. A że nie jest przez to odpowiednio ciekawy... Nawet prostą rzecz można odpowiednio przedstawić, myślę, że nie zawsze akcja musi porażać czytelnika :) Już wcześniej o tym pisałam - moja Mistrzyni potrafi o niczym świetnie opowiadać i można jej słuchać bez końca, mimo że właściwie nie ma o czym słuchać. A co do Ciemnej Strony to to, że o czymś nie napisałam nie znaczy, że tego tam nie było. Nie rozumiem zupełnie czemu przyszło ci to do głowy, zwłaszcza, że pisałam, że z tego nie wyrosłam. Chyba że faktycznie zrozumiałaś, że nie wyrosłam z czarnych ciuchów - i tyle. Ale to trochę nielogiczne... No nic, różne są style pisania i może humorystyczny wydaje się komuś infantylny. Ważne, że nie każdemu. Pozdrawiam :)
alleluja con dnia 12.11.2008 10:13 Ocena: Bardzo dobre
Mając porównanie mogę stwierdzić, że zdecydowanie bardziej wolę Cię w prozie. Dobrze czyta się takie teksty - lekko, przyjemnie i z uśmiechem. Autoironia to cały urok tekstu.
bury_wilk dnia 12.11.2008 11:12 Ocena: Dobre
Hmmm...
Valdens ma chyba rację, że nic Ci tramwaj nie obciął i że to lepiej... pewnie ma też racje, że byłoby wtedy ciekawiej, ale tu już niekoniecznie...
Forma i styl, jaki wybrałaś do tego tekstu moim zdaniem świetnie pasuje. Nie ma tu wszystkiego i fakt, Ciemna Strona sprowadza się do czerni ubrań, ale w tym konkretnym przypadku to chyba też nie jest błędem. W końcu sama wybierasz o czym chcesz opowiedzieć, a co zostawić dla siebie.
Według mnie opowiastka zupełnie ciekawa, ale żeby miała na dłużej zapaść w pamięć, musiałaby być częścią jakeigoś większego pamiętnika lub wstępem do czegoś. Jako osobna całość staje się kilkoma stronami, które wiatr przywiał i zaraz wywiał gdzieś dalej.
KenG dnia 12.11.2008 16:47
Alleluja con
No widzisz, wszystko rozbija się o gusta :) Ja siebie stanowczo wolę w poezji, bo ona się we mnie rodzi, a proza... ona się tworzy, robi. Łatwiej ją tak przerobić, żeby wszystkim "spasiła", co nie jest takie oczywiste przy poezji. Jestem tutaj dopiero/już miesiąc z haczykiem, a znalazłam tylko dwa wiersze, które mnie zachwyciły. Na te całe tłumy utworów :)
Bury wilku
Gdybym chciała zrobić z tego część czegoś większego, nie miałabym problemu - uzbierałoby się trochę materiału z dwóch lat bloga i kilkunastu pamiętników ;) Ale przyznam, że nie myślałam o tym. Na razie ;)
Schakalica dnia 13.11.2008 09:51 Ocena: Dobre
Punkty kulminacyjne nie muszą się sprowadzać do obcinania kończyn. Wystarczy mocno uszczegółowić jakieś zdarzenie tak by czytelnik zastanawiał się co też będzie dalej i dodać zgrabne rozwiązanie sytuacji. W tekście są tego zaczątki, ale tylko zaczątki. Co do ciemnej strony - przyszło mi do głowy, to co przyszło, bo test nie sugeruje niczego innego. Sama wybrałaś żeby tak się kojarzyło. Absolutnie nie sugeruję abyś nagle w połowie testu opisywała mroczność w śmiertelnie poważnym tonie ;). To, że traktujesz temat z humorem to największy plus tekstu, tylko podczas czytania czułam, że nadal masz około 17 lat ;). To tyle mojego czepiania - widać, przejęłam się tekstem skoro tak się tu produkuję :) czyli plus dla autorki.
KenG dnia 13.11.2008 20:35
Może taka lekko niedojrzała jestem po prostu ;) Ale jak plus to plus, heh.
KenG dnia 14.11.2008 11:12
Styl, rzekłabym, bardzo blogowy :) Widzisz, a Allelui con znowuż podoba się bardziej moja proza niż poezja. Ilu ludzi tyle gustów ;) Ja też wolę siebie w poezji, bo pisanie prozą traktuję bardzo lekko. Choć wcale nie mówię, że jest łatwe. Po prostu piszę i tyle, a przy poezji trzeba się czasem nagłowić :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty