Diała Bolina - Niczyja
Proza » Inne » Diała Bolina
A A A
Od autora: Kategoria: Realizm magiczny

"Diała Bolina"

 

„Uwaga! Pociąg jadący w kierunku Młocin nie zabiera pasażerów!”. Komunikat wygłoszony na stacji metra wprawił ludzi w bezruch. Nikt nie wstawał z ławek, nikt nie zmierzał w kierunku nadjeżdżającego pociągu, a puste wagoniki powoli przesuwały się wzdłuż peronu. Nagle pociąg przystanął, otwierając jedne tylko drzwi, w pierwszym wagonie. Siedząca na ławce kobieta podniosła się i automatycznie ruszyła w ich kierunku. Zostawiła wszystko co miała ze sobą, czyli nic. Drzwi zamknęły się i ruszyli.

Kołysał ją miarowy stukot kół, a za oknem przepływały kolejne pejzaże. Jechała na narty do swojej wymarzonej krainy – Diałej Boliny. Tam zawsze czuła się szczęśliwa, tam odnajdywała utracony spokój i rozsądek, tam łagodziła emocje. Nie była tam od dawna, nie mogła, tak wiele złych rzeczy wydarzyło się w jej życiu. Miraże koiły  smutek i zranione serce. Chciała by trwały i nigdy się nie skończyły. Na siłę zaciskała powieki, bojąc się powrotu do rzeczywistości. A jednak miała świadomość, że musi wstać i wyjść. Pociąg zwalniał bieg.

Otworzyła oczy. Na podłodze obok niej leżały biegówki. Strój zmienił się na zimowy. Za oknem ujrzała biały świat, jej świat. Na wyświetlaczu widniała nazwa końcowej stacji i pociąg zatrzymał się. Założyła plecak, wzięła narty i zeszła na peron. Nad wejściem do budynku dworca widniał szyld: Diała Bolina. To jednak nie był sen!

Roksana głęboko odetchnęła czystym, mroźnym powietrzem i uśmiechnęła się całym ciałem. Każda jego cząstka tęskniła za tym miejscem, za tą oazą spokojnego szczęścia. Tutaj czas zatrzymał się w miejscu, wszystko było jak za dziecięcych lat, które wspominała z nostalgią.

Znaną na pamięć dróżką pomaszerowała w kierunku  pensjonatu. Zadzwoniła do drzwi. Natychmiast pojawił się właściciel, rozpoznał ją i bez cienia zdziwienia poinformował, że  pokój jest  przygotowany. Zostawiła narty w składziku i wdrapała się na piętro. Weszła do pokoju i usiadła na jednym z trzech łóżek. Nie mogła uwierzyć, że to działo się naprawdę. Jak się tutaj znalazła? Czy to była jakaś cudowna nagroda zesłana z Niebios, specjalnie dla niej, aby uleczyć jej małe i duże tęsknoty?

 

*****

Ciszy poranka nie zakłócał żaden hałas, szelest, ani szmer, a jednak nie mogła dłużej spać. Czuła na sobie czyjś wzrok. Usiadła na łóżku i spojrzała w kierunku okna. Siedział tam kot o tygrysim ubarwieniu futra i spokojnie patrzył na nią żółto-zielonymi oczyma. Podeszła bliżej i  przyjrzała się pyszczkowi. Oczy zamknęły się i otworzyły  powoli,  jakby na przywitanie.

- Witaj… Arturze! – powitała go po chwili wahania.

Kot ponownie, bardzo powolnym ruchem  przymknął i otworzył oczy.

- Wiesz, kogoś mi przypominasz – zaczęła. – Czy aby na pewno jesteś zwyczajnym kotem?

Zwierzak zerknął do tyłu, jakby zaprzeczając. Siedział na zewnętrznym parapecie, obsypany płatkami śniegu, który osiadł mu nawet na wąsach. Śnieg przykrył  świat grubą  białą pierzynką, chyba zaczął  sypać już w nocy. Kot obserwował każdy jej ruch. Wodził za nią wzrokiem, gdy w łóżku piła kawę, czytając zajmującą lekturę i gdy przebierała się. Potem  zamknęły się za nią drzwi i pokój opustoszał.

Roksana weszła do sali jadalnej, gdy śniadanie już trwało. Niektórzy panowie,  wraz z pojawieniem się nowej osobniczki,  z zainteresowaniem podnieśli głowy znad talerzy. Była wciąż atrakcyjna, choć zbliżała się do czterdziestki. Szczupła, wysportowana i całkiem ładna. Po posiłku przygotowała się do wycieczki i wyruszyła na stację kolejową. Stamtąd  pojechała koleją na trasy narciarskie. Jak samotny biały żagiel wykonywała podbiegi i zjazdy, ciesząc się każdą magiczną chwilą. Zmęczenie, w porównaniu z odczuwaną przyjemnością, było pestką. Drzewa w zimowych sukniach, dziewicze trasy nie przejechane jeszcze przez żadnego narciarza, szemrzące górskie strumienie i wszechogarniająca cisza - to był jej świat. Za tym tęskniła.

Spragniona dotarła do zatłoczonego schroniska, w którym spotkała Wróżkę Dobruszkę. Poznały się kilka lat wcześniej, zapałały do siebie sympatią, ale nie wymieniły kontaktów. Los chciał, że  miały się jednak spotkać, tu i teraz. Siedząc przy stoliku i pijąc ciemne piwo opowiadały sobie o latach niewidzenia. Dobruszka była szczęśliwą mężatką, matką ośmioletniej dziewczynki, oddaną całkowicie pracy – swojej pasji. Roksana wciąż była panną, wciąż poszukiwała swojego miejsca na ziemi, swojej drugiej połowy, swojej pasji. Czas mijał na przyjaznej wymianie myśli i wspomnień. Tym razem przezornie podały sobie  nazwiska  i wspólnie wróciły do Diałej Boliny. Na peronie na Dobruszkę czekała rodzinka, a Roksana poszła do dworcowej kawiarenki. Tam było Wifi, które umożliwiało kontakt ze światem. Zamówiła kawę i kolejne piwo, i przy dźwiękach spokojnej chillout-owej muzyki surfowała po Internecie. Nie śpieszyło jej się do pustego pokoju, a barman nie krępował swoją obecnością. Byli we dwoje, ale każde pogrążone we własnym świecie. Po jakimś czasie na stronie facebooka pojawiło się zaproszenie do grona znajomych od Wróżki Dobruszki, radośnie je zaakceptowała, spokojna, że ich drogi już nigdy się nie rozdzielą.

Utrudzona, ale szczęśliwa  wróciła do pensjonatu i szybko udała się na spoczynek. Nazajutrz musiała wcześniej wstać, bo zaplanowała długą wyprawę do Bohemii - dalekiego czarownego kraju. Parapet był pusty, Artura nie było, pewnie hasał gdzieś po okolicy w sobie tylko wiadomym celu.

 

*****

Na pierwszy dźwięk budzika Roksana zerwała się z łóżka, szybko przebrała i zeszła na śniadanie. Jej stolik, zastawiony wieloma talerzykami pełnymi różnych potraw, czekał na nią. Poszła zrobić kawę, której nie zdążyła wypić w pokoju.

- No! Wreszcie pani jest! – powitał ją głos kelnerki. – Myśleliśmy, że pani się rozmyśliła!

- Nie, dlaczego? Przecież jestem… - odparła zdziwiona takim  powitaniem.

Nie słuchała odpowiedzi,  śpieszyła się. Musiała zdążyć na pierwszy pociąg do krainy śniegu, skąd  miała wyruszyć do  Bohemii. Jadła szybko, co chwila zerkając na zegarek, którego wskazówki niemiłosiernie parły do przodu. Nagle pojawiła się ubrana odświętnie dziewczynka i podbiegła do kelnerki.

- Mamusiu, już za dziesięć minut dziewiąta – powiedziała z ożywieniem. – Zaraz zjawią się goście!

- Jaka dziewiąta? – zdziwiła się Roksana. – Chyba ósma?

- W nocy była zmiana czasu! – zwróciła jej uwagę, z przyganą w głosie, kelnerka. – Dochodzi dziewiąta!

- Ooo… Nie wiedziałam…  - zasmuciła  się narciarka. – Uciekł mi pociąg!  Następny dopiero za dwie godziny.

Nie śpieszyła się już i gdy pojawili się goście poczłapała do  pokoju. Kot siedział  na parapecie.

- Arturze! Ale ze mnie gapa… – pożaliła się. – Nie wiedziałam, że była zmiana czasu i uciekł mi pociąg. Czy dam radę zrealizować mój plan?

Kot przymknął powieki i powoli je otworzył. Patrzył tak mądrze, jakby wszystko rozumiał. A ona czerpała przyjemność z jego milczącego towarzystwa. W krótkim czasie stał się powiernikiem i przyjacielem.

Kolejny pociąg zawiózł ją na polanę, a stamtąd popędziła w wyznaczonym kierunku. Most graniczny, nad rwącą górską rzeką, pokryty był grubą warstwą śniegu. Nie zdejmując nart przejechała po nim, a nawet po schodach, które przypominały mini stok narciarski.  Bohemia – kraina narciarzy, kraina tras biegowych, kraina ludzi takich jak ona, powitała ją czarem, który nie poddawał się upływowi lat.

Cały dzień śmigała wśród sobie podobnych zapaleńców. Pogoda była wymarzona, jakby ktoś na górze zaplanował ją na ten dzień,  specjalnie dla Roksany. Może tak było istotnie? Bezchmurne niebo, lekki wiaterek zapowiadający nadejście wiosny, rażące w oczy słońce odbijające się od pokrytych śniegiem dzikich przestrzeni i malownicze widoki, które mijała. Jej celem było stare, drewniane schronisko. Tam miała odpocząć, pokrzepić się i pobyć wśród swoich.

Szybkim zjazdem dotarła do górskiego hotelu. Mrowie nart lśniło w słońcu. Roksana odpięła swoje i ustawiła obok innych, po czym weszła do środka. Zamówiła pyzy z jagodami i przepysznym serowo-maślanym sosem, magiczny napój – Kofolę oraz grog - na wzmocnienie. Z tacą pełną smakołyków dosiadła się do stolika, przy którym siedział starszy pan. Pogodny, uśmiechnięty zjadał własny prowiant i popijał tutejszą kawą. Zgromadzonych ludzi, choć sobie obcych, łączyła niezwykła więź. Nie wymagała słów. Tego potrzebowała Roksana  - spokojnej radości. Właśnie  po to odwiedziła miejsce ze wspomnień, które kiedyś dzieliła z tatą, potem ze swoja miłością, teraz już minioną.

Nasycona przypięła narty i zaczęła się wspinać. Nie spieszyła się. Chłonęła piękno okolicy. Uśmiechała do obcych ludzi. W pewnym momencie zdała sobie sprawę, że czas nagli i trzeba przyśpieszyć. Nie zatrzymywała się już przy drzewach, na których ptaki prezentowały przedwiosenne koncerty. Nie śledziła wzrokiem pierwszego motyla, który niepewnie latał nad śniegiem. Gdyby miała więcej czasu, zdecydowanie dłużej podziwiałaby jego piękno.

Pędziła! Mocno wbijała kijki w śnieg i odpychała się z całej siły. Na nic jednak zdały się te wysiłki. Gdy dotarła na polanę, pociąg właśnie ją mijał. Spóźniła się o  pięć minut! Zobaczyła tylko znikający w oddali niebiesko-biały tył ostatniego wagonika. Zadzwoniła do pensjonatu, że nie zjawi się na kolacji i już bez presji czasu biegła dalej. Narty powiozły ją do gospody granicznej. Tam zamówiła kwaśnicę, piwo i szarlotkę z bitą śmietaną. Nie odmawiała sobie niczego. Ta podróż była rajem dla duszy i dla ciała. Przyglądała się zgromadzonym osobnikom, jakże innym, niż ci z Bohemii. Skrępowani ubraniami i konwenansami, z niesmakiem przyglądali się jej przepoconej koszulce i sportowym butom. Liczna rodzina skupiła całą uwagę na rozkapryszonym, dwuletnim brzdącu, który dyrygował każdym w imię własnego widzimisię. Korpulentna panna, ubrana jak manekin z witryny sklepowej, sztucznym uśmiechem  słodziła starszego pana, pewnie sponsora jej  doczesnych i materialnych uciech. Jedynie młody mężczyzna  przy oknie przypasował Roksanie. Był podobny do jej przyjaciela - Artura. Nie kota! Wysoki, przystojny, z podobnym zarostem na twarzy i w podobnym wieku, zerkał na nią czasem. Nie jak na intruza, jak pozostali, tylko jak na ciekawą kobietę, którą czuła, że jest. Była wolna i robiła to, co chciała. Czuła się szczęśliwa.

Nie mogła spóźnić się na ostatni pociąg, więc odpowiednio wcześniej  opuściła gospodę i spacerowym tempem dotarła na stację. W wagonie oprócz niej zebrało się tylko kilka osób. Uśmiechała się do siebie na wspomnienie porannej gafy, a w efekcie dwukrotnego spóźnienia  na pociąg. Wszystko jednak dobrze się skończyło i jechała teraz zmęczona, ale zadowolona z miło spędzonego dnia.

Na dworcu obowiązkowo wstąpiła do kawiarenki i odpłynęła w wirtualny świat opowiadań i poezji nieznanych sobie autorów. Kawa powoli znikała z kubka. Wyszła  w porze zamknięcia, ani minuty wcześniej i pożegnała się z barmanem, jak ze starym dobrym znajomym.

Na kwaterze wzięła gorący prysznic i wkrótce  zasnęła kamiennym snem sprawiedliwego.

 

*****

Następnego dnia obudziło ją intensywne słońce zaglądające do okna. Drugim słońcem był Artur, którego żółto-zielone oczy wpatrywały się w nią z uwagą. Czekał aż wstanie i zacznie  normalną krzątaninę. Sam nieśpiesznie lizał jedną z łapek. Roksana uchyliła okno, aby wpuścić świeże powietrze poranka.

- Witaj Arturze! – powitała go radośnie. – Piękny dzień, prawda?

Kot otworzył pyszczek i dało się słyszeć ciche miauknięcie.

-  Chcesz mi przypomnieć, że powinnam się śpieszyć, żeby i dziś nie uciekł mi pociąg. To masz na myśli?

Kot spojrzał do tyłu, w kierunku ogromnej sosny – pomnika przyrody. Czyżby zaprzeczył?

- Tak, masz rację. Dziś mam dużo czasu.  Zjem śniadanie o normalnej porze, pojadę drugim pociągiem, a wrócę tym, co wczoraj - ostatnim. Znów przez cały dzień się nie zobaczymy. Będziesz tu na mnie czekać?

Kot powolutku przymknął powieki, a po chwili je podniósł. Roksana ucieszyła się.

Prosto z pociągu wdrapała się wysoko i grzbietem gór jechała ku zaplanowanemu na ten dzień celowi - Chatce na Wygwizdowiu. Dawna poniemiecka szkoła była  jedynym ludzkim siedliskiem na wielkiej hali. Spotykało się tam kilka szlaków i wielu przemarzniętych turystów szukało schronienia przed wiatrem, deszczem i śniegiem. Samotny wędrowiec skazany był na pastwę żywiołów, ale gościnna chatka, czynna całą dobę, zawsze witała ciepłą strawą i napojem. Przytulne wnętrze ogrzewane było kominkiem, przy którym zawsze suszyły się przemoczone rękawice lub buty.

Roksana rozejrzała się po zatłoczonej sali. Podeszła do stolika, przy którym były wolne miejsca. Siedział tam około trzydziestoletni mężczyzna. Zostawiła kurtkę na krześle i poszła do baru zamówić jedzenie.  Gdy wróciła z zupą i herbatą, obok niego siedziało znacznie młodsze dziewczę. Nie wyglądała na więcej niż osiemnaście lat, choć mogła mieć ponad dwadzieścia. Już żałowała, że ze wszystkich możliwych stolików wybrała właśnie ten. Para migdaliła się, mówiła do siebie słodziutkie tutti-frutti, nie bacząc, że znajdują się w miejscu publicznym. Dziewczyna była pyzata, w okularach, nie gruba, ale i do szczupłości było jej daleko, szczególnie w niskopiennym tyłku. On jadł jej z ręki i wpatrywał się,  jakby była bożyszczem. Siódmym cudem świata! A przecież była zwyczajna, przeciętna, niczym się nie wyróżniała. Jedyną jej zaletą była młodość! Jednak ta zaleta jest asem przy wszystkich innych, nic z nią nie wygra. Jest najwyższą kartą przetargową we wszelakich rozgrywkach. Mężczyzna, mając wybór, zawsze zdecyduje się na młodszą. Starsza pójdzie w odstawkę!

Roksana usilnie starała się nie patrzeć na parę zakochanych. Przyglądała się grzbietom książek zasłaniających całą ścianę naprzeciwko i  fotografiom tego regionu sprzed stu lat. Patrzyła na ludzi przy innych stolikach, na psa i dwa koty. Jednak wzrok samoistnie wracał do mężczyzny i dziewczynki. To przypadkowe spotkanie dobiło ją straszliwie. Przepłynęła myślami przez wspomnienia z ostatnich miesięcy i wszystko zrozumiała. Dotarło do niej dlaczego tak się stało. Dlaczego siedziała tutaj sama, a on był gdzieś daleko. Przegrała z młodszą! Czarne myśli, jak kruki, otoczyły jej głowę. Usilnie starała się, żeby łzy czające się w kącikach oczu nie spłynęły po policzkach. Na szczęście tamci dwoje nie zwracali na nią uwagi, nie istniała dla nich. Dla nikogo!

Szybko dopiła herbatę, ubrała się i wyszła. Zaczął padać deszcz. Jakby niebo zbratało się z jej smutkiem i zapłakało nad brutalnymi prawami rządzącymi światem. Nie zważała na zacinający deszcz, grad, wiatr i jechała przed siebie. Samotnie! Teraz mogła już płakać, nikt jej nie widział i nie słyszał. Otaczały ją tylko dzikie, białe przestrzenie, nieliczne drzewa i szum rwącej rzeki w oddali.

Z każdym krokiem w jej serce wkradał się coraz większy smutek. Jechała coraz wolniej, miała mniej siły i ochoty, aby przeć do przodu, wbrew  wszystkiemu. Zdołowana i fizycznie zmęczona dotarła do kolejnego schroniska. Tego, w którym kilka dni wcześniej spotkała Wróżkę Dobruszkę. Teraz, bez niej, było to tylko  zawilgotniałe, posępne, zatłoczone miejsce, w którym spotykali się obcy sobie ludzie. Przepoceni, dziwnie z czegoś zadowoleni i troskliwie zajmujący się swoimi czworonogami. Poświęcali im więcej uwagi niż ludziom wokół. Niż komuś, kto samym swoim wyglądem i spojrzeniem żebrał o zainteresowanie i ciepło drugiego człowieka.

Roksana zamówiła ciemne piwo i dosiadła się do stolika przy oknie. Tym razem starannie wybrała taki, przy którym nie było żadnej pary. Na dziś było za dużo cierpień. Popijając piwo czekała na pierogi i rozglądała się po ciemnej izbie oświetlonej tylko niewielką ilością światła wpadającego przez zaparowane okna. W pewnym momencie usłyszała, że ktoś  do niej mówi.

- Lubię ładne kobiety, które piją alkohol – powtórzył starszy pan.

- Pan zamówił to samo! – odparła zadziornie. – Dobry wybór!

Z błyskiem w oku staruszek, grubo po sześćdziesiątce, rozpoczął  podryw. Dobiło ją to jeszcze bardziej. Teraz podobała się już tylko starszym panom albo wręcz dziadkom. Albo pijakom! Spotkała takiego niedawno na dworcu kolejowym. Miał tupecik. Pił piwo przed południem i zagadywał ją, czy w pokrowcu ma wędkę. Mówił, że on też lubi wędkować. Szorstko go zbyła tłumacząc, że to narty biegowe, nie wędka i odeszła w inną stronę. Teraz skazana była na takie tylko znajomości.

Po chwili obok Roksany usiadła starsza pani, jak się okazało, żona staruszka z naprzeciwka. Stanowili przesympatyczną parę. Dogryzali sobie z czułością, wychwalali  zalety partnera, choć nie wprost i skarżyli się na swoich synów. Szczególnie na  starszego. Artystę. Czterdziestolatka. Im dłużej trwała rozmowa, tym bardziej interesowali się Roksaną. Wypytywali o jej życie. Co ona, taka ładna, robiła tu sama. Zaczęli nawet swatać ją z ich nieobecnym synem, jak za dawnych czasów, gdy to rodzice wybierali dzieciom małżonków. Poprawiło jej to trochę humor, że może nie wszystko jeszcze stracone. Że może jeszcze i dla niej kiedyś zaświeci słońce. Na zakończenie miłej i długiej rozmowy uścisnęli sobie z szacunkiem dłonie i pożegnali się. Pewnie nigdy więcej nie spotka tej przemiłej pary staruszków – geodetów, ani ich syna. Ale  spotkanie sprawiło, że poweselała. Roksana znów musiała się śpieszyć, żeby zdążyć na ostatni pociąg do Diałej Boliny.

Mknęła jak na skrzydłach wiatru. To był ostatni wieczór w ukochanym miejscu. Jadąc pociągiem machała ręką do  drzew wokół polany, do białych dróg i drogowskazów. Jakby nigdy miała już tu nie wrócić…

Tradycyjnie zawitała do dworcowej kawiarenki. Zamówiła dużą kawę i usiadła na wygodnej sofie, w kącie. Wyjątkowo pojawili się inni goście, pasażerowie czekający na pociągi powrotne do domów, gdzie ktoś na nich czekał. Dziewczyna z chłopakiem zajęli miejsca na wysokich stołkach i konsumowali zamówione potrawy. Dwie pannice zajęły drugą, większą sofę. Nic nie kupiły, tylko surfowały w Internecie na swoich tabletach. Na końcu zjawiła się pewna pani, ubrana jak dama. Zamówiła piwo, i z braku innych miejsc, usiadła na wysokim stołku przy barze. Była bardzo gadatliwa i każdego zaczepiała. Zarówno para, jak i dziewczyny spojrzeli na nią jak na dziwoląga, i szybko wrócili do swoich czynności. Zaczepiała także Roksanę, lecz ona także nie zwracała na nią uwagi. Czasem lepiej jest milczeć i wtopić się w tło, niż na siłę zwracać na siebie uwagę. 

Z dworcowego głośnika słychać było zapowiedzi o odjazdach kolejnych pociągów. Najpierw znikły dwie dziewczyny, potem kobieta - gaduła, a na końcu para mieszana. Roksana została tylko z barmanem. Wszystko wróciło do normy, nikt już nie zakłócał ich wzajemnej samotności w ciszy.

Do pokoju dotarła bardzo zmęczona wrażeniami mijającego dnia. Resztami sił spakowała rzeczy do plecaka, a narty do pokrowca, świadoma, że rano nie będzie miała na to czasu. Położyła się do łóżka, lecz nie mogła zasnąć. Gdy jej się to wreszcie udało budziły ją koszmary, a mroczne myśli nie pozwalały ponownie odpłynąć do krainy Morfeusza. Noc była straszna.

 

*****

Śniadanie jadła w towarzystwie dwóch, zaawansowanych stażem par małżeńskich. Siedzieli przy sąsiednim stoliku skąd doskonale mogła słyszeć o czym rozmawiali.

- A moja, to mi psikusa zrobiła  - zaczął jeden żonkoś. – Wyjęła zawór i zęby wpadły mi do zlewu. Musiałem je później wyciągać haczykiem.

Wszyscy się roześmieli, jakby to był przedni żart. Roksany jednak nie rozbawił.

- A moja – zaczął drugi, starszy – zawsze jak jestem w łazience, to mnie nachodzi. Nie daje spokoju. Nawet wtedy, gdy stękam i robię kupkę.

Roksana nie mogła dłużej słuchać tych prostackich i obmierzłych wypowiedzi. Szybko skończyła posiłek i grzecznie dziękując wyszła ze stołówki. Małżeństwa z biegiem lat wyzbywają się granic przyzwoitości i wszelakiej intymności. To straszne!

Zarzuciła plecak na plecy, wzięła narty do ręki i wyszła, zamykając pokój na klucz. Kot siedział na parapecie okna. Zawołała głośno „kici-kici” i przywołała go gestem dłoni. Zwinnie zeskoczył i po chwili już łasił się do jej stóp. Kot Artur okazał się być… kotką! Przy nadziei! Spodziewała się  kociąt, i to już wkrótce. Roksana schyliła się, mimo ciężaru plecaka i pogłaskała ją. Była taka drobna, tylko brzuch miała ogromny i prawie wlókł się po ziemi. Może była pierwiastką. Może bała się zbliżającego się rozwiązania i przez te wszystkie dni  szukała kojącego towarzystwa. A Roksana myślała, że… Czasem złudzenia są tak silne, że wydają się być wiarygodniejsze, niż otaczająca brutalna rzeczywistość. Otrzeźwienie  potrafi być bardzo bolesne.

Roksana długo głaskała kotkę po grzbiecie, a ta wyginała się w łuk i głośno mruczała z zadowolenia. Jednak czas naglił. Musiała iść! Kilkakrotnie oglądała się za siebie, machała ręką do kocicy, która siedziała nieruchomo na ścieżce pod sosną. Potem obie znikły jej z oczu, najpierw kotka, potem sosna. Zaczął padać deszcz, a dalekie, ośnieżone szczyty gór tonęły w ciężkich chmurach.

Gdy dotarła na stację kolejową pociąg już czekał. Wsiadła, zajęła  miejsce przy oknie i patrzyła na mijane krajobrazy. Ocknęła się w pustym wagoniku metra. Pociąg zwalniał bieg i zatrzymał się na jej stacji. Otworzyły się tylko jedne drzwi, w pierwszym wagonie i wysiadła. Nie miała ze sobą nic. Znikły narty i plecak, a zimowy strój zamienił się na letni. Ci sami ludzie trwali w tym samym bezruchu patrząc na pusty pociąg, który nie zabierał pasażerów…

 

 

 

 

 (kwiecień 2016)

 

 

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Niczyja · dnia 19.04.2016 03:53 · Czytań: 655 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 13
Komentarze
purpur dnia 19.04.2016 13:48
Niezwykle fajne jest to, że czytając Twoje prace, doskonale wiem, że bez przeszkód będę mógł przejść przez tekst. Że nie zaskoczy mnie żaden błąd, żadna literówka itp. Tak, jakość Twoich tekstów jest bardzo wysoka i z zazdrością spoglądam na tak pięknie przygotowany tekst.
Tym razem nie było wyjątku. Pięknie poprowadzone słowa, pięknie zamknięte w opisach krajobrazy, emocje, spotkania. nawet jeśli są tu jakieś błędy, to ja ich nie odnajduję i nie zamierzam ich szukać :)

Za to mogę zrobić to, co lubię... czyli zaglądnąć w opowieść, w treść którą nam tutaj upichciłaś. Drobiazgi, zaznaczę iż BARDZO subiektywne, takie jakie znalazłem JA i MI one przeszkodziły. Tylko do rozważenia, może Tobie coś podpowiedzą...

Cytat:
Roksana wciąż była singielką,
- singielka, tak wiem, jest takie słowo i oznacza dokładnie to co chciałaś powiedzieć. Nie wiem, może ja jestem "starej daty", ale tego słowa nie cierpię... jest tyle pięknych POLSKICH słów, które znaczą to samo i to one cudowni by pasowały do tego nostalgicznego nastroju całości.

Cytat:
Nagle pojawiła się ubrana odświętnie dziewczynka (była niedziela) i
- nie wiem czy najlepszym rozwiązaniem jest ten nawias i wtrącenie o niedzieli. Może jakoś inaczej podpowiedzieć że to niedziela, albo... nic nie mówić o tym.

Cytat:
Szybki zjazd dowiózł ją pod samo domiszcze.
- domiszcze... No nie pasuje mi to do reszty.

Cytat:
Czy to wydarzyło się naprawdę? Czy było tylko snem Roksany?
- NAJWAŻNIEJSZE - zupełnie niepotrzebne! A wręcz przeszkadza, to przecież jest "clu" opowiadania, zostaw czytelnika w domysłach, wierz mi, on się zastanawia nad tym - pytania są niepotrzebne. Tak uważam.

Cytat:
Jakby niebo zbratało się z jej smutkiem i zapłakało nad brutalnymi prawami rządzącymi światem.
- jedno z wielu ślicznych zdań.

No jest to "Twoje" opowiadanie. I tematyką i opisem okolicy :) Nie będę się tutaj zagłębiał w rozważania Twojej bohaterki ( z częścią się nie zgadzam - "Jest najwyższą kartą przetargową we wszelakich rozgrywkach." - bzdura! Jestem facetem i jest wiele innych, wielokroć ważniejszych. I nie, jedną z nich nie jest gigantyczny biust :p ), po prostu przyjmuję to spojrzenie na świat, jakże inne od mojego, ale... no wydaje się spójne, autentyczne.

Bardzo nostalgiczne, tęskniące. Bardzo dużo poświęciłąś czasu i słow na opisanie rzeczywistości, bez jakiegoś szalenia z treścią. Chyba się przyzwyczaiłem, bo tym razem nie krzyczę że tak jest :) Tak, to Twój sposób patrzenia. Myslę, że do przecyztania potrzeba spokoju, potrzeba ciszy, wtedy też można docenić całość. W pędzie dnia, można nie dostrzec subtelnie opisanych elementów i zakwalifikować to do "nic-się -nie-dzieje". A przecież tak nie jest...

Dobre opowiadanie!
Gorgiasz dnia 19.04.2016 15:18
Przyjemne, klimatyczne i relaksujące opowiadanie, nieźle napisane, dobrze się czyta. Mam tylko zastrzeżenie do nazbyt dosłownego przedstawienia „elementu magicznego”, o czym poniżej. Ciekawa relacja z kotem/kotką, ale odnoszę wrażenie, że nie do końca wykorzystana. Dobra kompozycja całości i prowadzenie akcji poprzez poszczególne obrazy.

Bardzo dobry pierwszy akapit, wprowadza w nastrój, tylko tutaj:
Cytat:
a puste wagoniki powoli przesuwały się wzdłuż peronu. Nagle pociąg zatrzymał się i otworzyły się tylko jedne drzwi, w pierwszym wagonie. Siedząca na ławce kobieta podniosła się i automatycznie ruszyła w ich kierunku.

- za dużo „się”. Może: a puste wagoniki powoli przesuwały się wzdłuż peronu. Nagle pociąg przystanął, otwierając jedne tylko drzwi, w pierwszym wagonie.

Cytat:
Ukołysana stukotem kół zasnęła. Nawiedził ją  piękny sen.

W ten sposób przenosisz akcję w świat snu, pozbawiając ją magii. Nie pisałbym, że zasnęła, a tym bardziej, że śniła. Użył formy niedokonanej, pozostawiając niedomówienia, w jakiej rzeczywistości się odnalazła. Na przykład takie ujęcie (jako schemat, można by rozwinąć): Kołysał ją miarowy stukot kół, za oknem przepływały kolejne pejzaże. Jechała na narty....

Cytat:
Tam zawsze była szczęśliwa, tam odnajdywała utracony spokój i rozsądek, tam łagodziła emocje. Nie była tam od dawna, nie mogła,

Powtórzone „była”.

Cytat:
Na siłę zaciskała powieki bojąc się powrotu do rzeczywistości.

Na siłę zaciskała powieki, bojąc się powrotu do rzeczywistości.

Cytat:
Założyła plecak, wzięła narty i zeszła na peron. Na budynku dworca kolejowego widniał szyld: Diała Bolina.

Powtórzone „na”. Może: Nad wejściem do budynku dworca (wiadomo, że kolejowego) widniał...

Cytat:
Każda jego cząstka tęskniła za tym miejscem, za tą oazą spokojnego szczęścia. Tutaj czas zatrzymał się w miejscu,

Powtórzone „miejsce”.

Cytat:
- Wiesz, kogoś mi przypominasz – zaczęła – Czy, aby na pewno jesteś zwyczajnym kotem?

- Wiesz, kogoś mi przypominasz – zaczęła. – Czy, aby na pewno jesteś zwyczajnym kotem?

Cytat:
Zwierzak obejrzał się do tyłu,

Brzmi trochę niezręcznie. Trudno obejrzeć się do przodu. Może: Zwierzak spojrzał (zerknął) za siebie (do tyłu),

Cytat:
Niektórzy panowie,  wraz z pojawieniem się nowej osobniczki,  z zainteresowaniem podnieśli głowy znad talerzy.

Rozumiem intencję, ale „osobniczki” brzmi jednak - no, tak sobie; napisałbym „osoby”.

Cytat:
Jak samotny biały żagiel wykonywała podbiegi i zjazdy, ciesząc się każdą magiczną chwilą.

[guote]Spragniona dotarła do zatłoczonego schroniska,[/quote]
Schronisko było zatłoczone, a na trasach narciarskich absolutna pustka?

Cytat:
Na peronie na Dobruszkę czekała rodzinka, a Roksana poszła na dworcowej kawiarenki.

„do dworcowej kawiarenki”

Cytat:
Poszła zrobić kawę, której nie zdążyła wypić w pokoju.

W stołówce czy kawiarni, goście (pensjonariusze) kawy sami raczej nie robią.

Cytat:
- No! Wreszcie pani jest! – powitał ją głos kelnerki – Myśleliśmy, że pani się rozmyśliła!

- No! Wreszcie pani jest! – powitał ją głos kelnerki. – Myśleliśmy, że pani się rozmyśliła!

Cytat:
- Mamusiu, już za 10 minut dziewiąta – powiedziała z ożywieniem – Zaraz zjawią się goście!

- Mamusiu, już za 10 minut dziewiąta – powiedziała z ożywieniem. – Zaraz zjawią się goście!
"Dziesięć" - słownie.

Cytat:
- Jaka dziewiąta? – zdziwiła się Roksana – Chyba ósma?

- Jaka dziewiąta? – zdziwiła się Roksana. – Chyba ósma?

Cytat:
- W nocy była zmiana czasu! – zwróciła jej uwagę, z przyganą w głosie, kelnerka – Dochodzi dziewiąta!

- W nocy była zmiana czasu! – zwróciła jej uwagę, z przyganą w głosie, kelnerka. – Dochodzi dziewiąta!

Cytat:
- Ooo…Nie wiedziałam…  - zasmuciła  się narciarka – Uciekł mi pociąg!  Następny dopiero za dwie godziny.

- Ooo…Nie wiedziałam…  - zasmuciła  się narciarka. – Uciekł mi pociąg!  Następny dopiero za dwie godziny.

Cytat:
- Arturze! Ale ze mnie gapa… – pożaliła się – Nie wiedziałam, że była zmiana czasu i uciekł mi pociąg.

- Arturze! Ale ze mnie gapa… – pożaliła się. – Nie wiedziałam, że była zmiana czasu i uciekł mi pociąg.

Cytat:
Nie mogła spóźnić się na ostatni pociąg, więc odpowiednio wcześniej  opuściła gospodę i spacerowym tempem dotarła na stację. W pociągu oprócz niej zebrało się tylko kilka osób.

Powtórzony „pociąg”. Może: W wagonie oprócz niej...

Cytat:
- Witaj Arturze! – powitała go radośnie – Piękny dzień, prawda?

- Witaj Arturze! – powitała go radośnie. – Piękny dzień, prawda?

Cytat:
Roksana usilnie starała się nie patrzeć na parę zakochanych. Przyglądała się grzbietom książek zasłaniających całą ścianę naprzeciwko i  fotografiom tego regionu sprzed stu lat.

Dwa „się” blisko siebie (nie tylko tutaj). Lepiej tego unikać.

Cytat:
Przepłynęła myślami przez wspomnienia z ostatnich miesięcy i wszystko rozumiała.

Lepiej „zrozumiała” - forma dokonana, łączy się z „przepłynęła”.

Cytat:
Usilnie starała się, żeby łzy czające się w kącikach oczu nie spłynęły po policzkach.

„się”

Cytat:
- Pan zamówił to samo! – odparła zadziornie – Dobry wybór!

- Pan zamówił to samo! – odparła zadziornie. – Dobry wybór!

Cytat:
pasażerowie czekający na pociągi powrotne do domów, gdzie ktoś na nich czekał.

Za dużo ostatnio tych pociągów.

Cytat:
Zamówiła dużą kawę i usiadła na wygodnej sofie, w kącie. Wyjątkowo pojawili się inni goście, pasażerowie czekający na pociągi powrotne do domów, gdzie ktoś na nich czekał. Dziewczyna z chłopakiem usiedli na wysokich stołkach i konsumowali zamówione potrawy.

„usiadła” - „usiedli”: powtórzenie. Można: ...zajęli miejsca na wysokich stołkach...

Cytat:
Nic nie zamówiły, tylko surfowały w Internecie na swoich tabletach. Na końcu zjawiła się pewna pani, ubrana jak dama. Zamówiła piwo,

„zamówiły - „zamówiła”. Może: Wzięła piwo,...

Cytat:
- A moja, to mi psikusa zrobiła  - zaczął jeden żonkoś – Wyjęła zawór i zęby wpadły mi do zlewu.

- A moja, to mi psikusa zrobiła  - zaczął jeden żonkoś. – Wyjęła zawór i zęby wpadły mi do zlewu.

Cytat:
Wszyscy się roześmieli, jakby to był żart przedni.

Wszyscy się roześmieli, jakby to był przedni żart.

No i tę końcówkę potraktowałbym bardziej niejednoznacznie, wplatając więcej niedopowiedzeń i tajemniczości, dostosowując do zaproponowanego początku.

Cytat:
Czy to wydarzyło się naprawdę? Czy było tylko snem Roksany?

- a to, już zupełnie niepotrzebne. Takie pytania winny narodzić się w głowie czytelnika, właściwie towarzysząc mu przez całą lekturę.
Dobra Cobra dnia 19.04.2016 16:36
Czyżby wszystkie Twoje bohaterki to panny z zasadami? Lubiące ciszę i samotność? Samotne?


Droga Niczyja,


Nie mam nic przeciwko realizmowi magicznemu.

Lubisz szybko skakać z wątka do wątka - to też jest fajne. Podoba się slow akcjowa opowieśc, bdzie akcja płynie wolno i zawsze jest czas na piwo i kawę (lub odwrotnie).

Fajnie podajesz tekst, widać piękny wzrost z kolejnym kawałkiem Twojej prozy, co cieszy. A przy okazji ile trafnych obserwacji.


Miło było wpaść. Zapowiadam się na przyszłość. Z kawą pod pachą.


Do nastepnego,

DoCo
skroplami dnia 19.04.2016 20:14 Ocena: Świetne!
Magiczno-realistyczne opowiadanie, tak. Magiczna akcja, realistyczne spostrzeżenia i zachowania. "Poniemieckie" :), czyli to gdzieś w Polsce lub okolicy, zresztą po nazwie też można. Muszę szukać :).
Zgadzam się w jednym momencie z poprzednikiem (wszystkich momentów nie przejrzałem :( ), unikaj nawiasów w tekście, pasują do dokumentów, nie literatury.
Ogólnie, w opowiadaniu można się zatopić jak w niektórych oczach,
nie kocich :).
Ciepłe i piękne, chociaż smugi smutku jak pręgi tygrysa, tzn. Artura/Arturki ;).
Niczyja dnia 19.04.2016 20:32
Gorgiaszu,

Dziękuję za merytorycznie dobry komentarz i wskazanie błędów, których ja nie zauważyłam. Dziękuję za rady, z których na pewno skorzystam. Czytelnik widzi to, co autor przeoczył. Lub widzi inaczej... a to znaczy wiele. Szczegółowo przekazałeś co zrobiłam źle, co wymaga poprawy. Wiedz, że szczerze to doceniam:)

Cieszę się, że przyjemnie spędziłeś czas z moją "Diałą Boliną". Tytuł też jest magiczny, nie uważasz? Przynajmniej dla mnie...

Cytat:
W stołówce czy kawiarni, goście (pensjonariusze) kawy sami raczej nie robią.

A właśnie, że robią! Sama należę do tych wyjątków. Zawsze mam ze sobą grzałkę elektryczną lub korzystam z czajnika elektrycznego dostępnego dla gości, który zawsze stoi na korytarzu lub w kąciku kuchennym, i kawę piję rano przed śniadaniem.

Jeszcze raz dziękuję za taki konkretny komentarz!


purpurze,

Dziękuję za wstęp, rozwinięcie i zakończenie komentarza. Jest taki poukładany. Podoba mi się:)
Błędy się jednak znalazły, wyłapał je Gorgiasz, za co jestem mu wdzięczna. Ale wracam szybciutko do Ciebie. Staram się przeczytać tekst wiele razy przed jego publikacją, liczy się dokładność, prawda?
Bardzo podoba mi się Twoje zdanie:
Cytat:
Pięknie poprowadzone słowa, pięknie zamknięte w opisach krajobrazy, emocje, spotkania.

Z Twoich rad skorzytam, jak zawsze:)

Bardzo się cieszę, że znalazłeś kilka ślicznych zdań.
Do Twojego komentarza pod moim tekstem mogłaby zaistnieć gorąca dyskusja między nami. Co jest motorem działania u faceta. Ja obstawiam za jej młodością, Ty za czymś innym... Cóż, różnimy się. Inne mamy doświadczenia, ale to nie jest miejsce na taką polemiką...;)

Nostalgiczne miało być i jest, więc udało mi się spełnić mój zamysł.
Raduje mnie fakt, że uznałeś opowiadanie za dobre:)


DoCo,

Otóż wcale nie! Nie muszą być pannami z zasadami. Brakuje tylko... impulsu, bodźca.
I wtedy, może, pojawi się jakaś niegrzeczna dziewczynka;)

To opowiadanie jest nastawione na refleksję, odczuwanie, a nie na akcję. Taki był mój zamysł. Cieszę się, że Ci się to podoba. W życiu nie zawsze trzeba pędzić, dla odmiany można po prostu żyć, spokojnie i zwyczajnie.

DoCo, dziękuję za przemycony w komentarzu komplement (o tym pięknym wzroście). To buduje i motywuje!

Zapraszam, serdecznie zapraszam! Z kawą lub melisą (może w przyszłości;))


skroplami,

Wybacz, że nie mogę Ciebie wytłuścić jak Twoich poprzedników, ale edycja komentarza uniemożliwia ten grzeczny manewr. Pamiętaj, że chciałam, a chęci są najważniejsze, nieprawdaż?:)

Dziękuję za komentarz i ocenę! Za słodkie porównanie czytania do zatopienia się w czyichś (mniemam pięknych i kochanych oczach). Za odnalezienie piękna i smutku złączonych nierozłacznie, raz na zawsze...

O tych nawiasach postaram się pamiętać i nie przenosić pracy do pasji;)

Szukaj, szukajcie a znajdziecie...



Dobrej nocy panowie, i dużo przyjemności z czytania,
Niczyja
Gorgiasz dnia 19.04.2016 21:15
Ad. Niczyja
Cytat:
Tytuł też jest magiczny, nie uważasz?

Oczywiście. Znakomicie pasuje do całości i wnosi swoją formą odpowiednie zaciekawienie, niepokój nawet, znajdujący dalej wyjaśnienie w treści opowiadania.
Niczyja dnia 19.04.2016 21:28
Gorgiasz,
Cieszę się, że jesteśmy zgodni apropos tytułu:)
Wiesz, u mnie wszystko zaczyna się od tytułu. Jest dla mnie bardzo ważny! Najpierw pojawia się on, potem cała reszta.
Podobnie było tutaj.
Dobra Cobra dnia 20.04.2016 00:01
Witaj,

Ty to wiesz, że brakuje im (pannom) impulsu czy bodźca. Jako czytelnik do tego nie doszedłem. Nie traktuj tego, jako naganę czy wyrzut czytelniczy! Ot, po prostu nie tak sobie wyobrażam Twoje bohaterki. Ale to nic w porównaniu z wiecznością - jak mawiają.

Nieśpieszny rytm Twoich opowiadań to piękna sprawa. Można odetchnąć w pędzie.


Ukłony,

DoCo
Niczyja dnia 20.04.2016 08:18
DoCo,

A mogę spytać, jak sobie wyobrażasz moje bohaterki? Bardzo mnie to zaciekawiło...

Pozdrawiam,
Niczyja
esere dnia 26.04.2016 13:41
Niczyja,

Cytat:
Mi­ra­że koiły  smu­tek i zra­nio­ne serce


Niepotrzebna spacja.

Cytat:
kie­run­ku  pen­sjo­na­tu


Jak wyżej. Jest tutaj w tekście mnóstwo takich miejsc. Czepiam się tylko dlatego, że brzydko to wygląda, wizualnie.

Cytat:
Czy, aby


Zbędny przecinek.

Cytat:
kawę czy­ta­jąc zaj­mu­ją­cą


Przecinek.

Cytat:
za­czę­ła się wspi­nacz­kę


Chyba swą? Tak?


Poza tym, resztę uchybień posprawdzali już inni. Gorgiasz ma tendencję do wytykania powtórzeń, mnie one w tym tekście nie raziły jakoś szczególnie.

Malowniczo przedstawiasz rzeczywistość, jednak ja nie należę do czytelników zachwycających się pejzażami i nostalgiczną pogodą. Lubię wartką akcję i tu mi jej zabrakło. Ale oczywiście rozumiem zamysł samego opowiadania. Podoba mi się początek i koniec, jakoby było to senne marzenie. Bardzo duży plus w opowiadaniu.

Pozwolę sobie tutaj podziękować za Twoją ocenę mojej pracy i życzę dużo pomysłów na kolejne opowiadania! :)

Pozdrawiam.
Niczyja dnia 26.04.2016 19:34
Witaj esere,
Z tymi spacjami to wiem, czasem robię je specjalnie, żeby bardziej oddzielić dwa sąsiadujące ze sobą wyrazy, w których litery nachodzą na siebie. Na myśl mi nie przyszło, że to może razić. Zatem muszę zerknąć raz jeszcze na tekst, pod tym właśnie kątem.

Cieszy mnie, że podobał Ci się początek i koniec, tak właśnie miało być... Bardzo lubię opisy, i pisać, i czytać:) Jeśli szukasz wartkiej akcji, to u mnie raczej takowej nie znajdziesz. Wszystkie moje opowiadania są raczej takie spokojne. No chyba, że w "Ciotce..." natkniesz się na więcej akcji, ale niekoniecznie... Ja tak po prostu piszę. Chcę w sposób spokojny zaciekawić tekstem, słowem, fabułą. Nigdy nie napiszę kryminału, to nie moja bajka, ani nie mój cel.

Dziękuję za dobry, merytoryczny komentarz:)

Pomysły są, tylko czasu brak...a może i troszkę talentu. Czytam teraz genialną biografię genialnego Jack'a Londona - "Żeglarz na koniu". On to miał dopiero talent! Czytam ją zachłannie, w każdej wolnej chwili i robię się taka malutka, coraz mniejsza. Mam nadzieję, że jak doczytam do końca, to nie zniknę;) To taki Niczyjowy żart jest;)

Pozdrawiam, Niczyja
maak dnia 04.01.2018 00:59
Gdy byłem mały, bardzo mały, zdarzyło mi się być w krainie, którą zapamiętałem na całe życie. Stare Sudety, bukowe lasy, potok pełen pstrągów i polne ścieżki pachnące przeróżnym przydrożnym zielskiem. Tam była moja bolina, która wraca teraz w snach. Bardzo mi się spodobał tytuł opowiadania. Troszkę przewrotny, ale i magiczny. Czy jadłaś kiedyś poziomki ze śmietaną w Bolinie Diałego? Pyszne :)

Maak
Niczyja dnia 06.01.2018 15:26
Piękne masz wspomnienia, Maaczku, które wracają do Ciebie w snach:)
Dla niektórych takie powroty są niemożliwe, bo np. nie mają czego wspominać. Biedni tacy oni, biedacy, prawda?
Wspomnienia są tym dla czego warto żyć, gdy już wszystko przeminie, się skończy... Warto więc, by były jak najpiękniejsze.
Cieszę się, że cosik Ci się tutaj u mnie spodobało:)
W Dolinie Białego? Nie wiem, czy tam kiedyś byłam. To Tatry?
Poziomki najbardziej smakują prosto z krzaczka, takie najbardziej lubię. Podobnie jeżyny i maliny, nie tracą wtedy nic ze swojej świeżości i dzikości;)

Niczyja
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty