Rzeki, rzeki Portugalii... Chciałoby się powiedzieć – temat rzeka, zważywszy na obfitość doświadczeń podróżniczych autora i to, że jest to w końcu uniwersalny symbol, który może oferować niezliczone możliwości. Jednak uległem wrażeniu, że Autorowi udało się go znacząco spłycić. Rzeki mnożą się niepowstrzymanie wprost proporcjonalnie do ilości słów. Słowa zasypały płynącą wodę i uniemożliwiają ruch z pądem, który ma przecież metaforycznie prowokować refleksje na temat ludzkiego życia.
Rzeki, rzeki Portugalii: Tag w Lizbonie,
zwany Słomianym Morzem, Tag wpadający
do Atlantyku, niepostrzeżenie i od niechcenia,
u stóp pomnika Chrystusa Króla w Almadzie,
między Costa da Caparica a Cascais; Sado
w Setubalu, rzeka słona jak ocean, Mondego
w Coimbrze(...)
Nie trudno się domyślić wartości podróży autora dla niego samego, co zaś pozostaje dla czytelnika? Czy aby autor nie zapomniał zwrócić uwagę na potencjalnie bogate zakamarki artystycznej Portugalii, właściwej temu, czym ona jest w swojej istocie? Czym różnią się rzeki Portugalii od rzek w Polsce, poza nazwą? Tego nie można być pewnym, wszakże na pewno nie nazwy własne są ich prawdziwym obliczem, a czytanie Rzek Portugalii nie ułatwia czytelnikowi zrozumienia problemu.
Wiersz ten, który uznałem za logiczny punkt wyjścia moich spostrzeżeń, stanowi drugą twarz całego tomiku. Potok słów, rozbudowane formy i dbałość o szczegół treści jest drugą odsłoną artystycznego stylu poety, który jest zaprezentowany w tym zbiorze. Oprócz wyżej wymienionych wyznaczników formy, zaskakująco drażniące okazują się być przypadkowe przerzutnie i zatrzęsienie nazw własnych, które po kolejnej stronie wiersza zaczyna się zwyczajnie pomijać. Zjawisko to można zauważyć na przykład w wierszu Wyprawa przez Warmię i Mazury:
Korciło mnie, aby skręcić
Na Olsztynek, a potem na Nowe Miasto
Lubawskie i Grudziądz, ale nie, nic z tych
Rzeczy, minąłem Ostródę, pozwoliłem się
Pożegnać Warmii(...)
Tym razem niezaskakująco, ale również drażniące są braki w treści. Przecież tym, co chwyca czytelnika za gardło okazuje się najczęściej przemyślana, starannie przemyślana pointa, na której w tym przypadku można się nie lada zawieść. Po przebrnięciu przez dwie strony tego samego poematu, kończy się on albo przejaskrawioną, nieodkrywczą i przewidywalną pointą, lub jej zupełnym brakiem. Teksty te przywodzą mi na myśl raczej niepokojąco długie i nieciekawe zapiski z podróży, niż przemyślane dzieło artystyczne. Rzeczywiście, mniej wybredny czytelnik znalazłby w tym zapisie prostotę, adorację świata natury i życia w podróży, jednak minimalizm zdecydowanie ustępuje miejsca przesyceniu.
Druga, mimowolnie wyczuwalna twarz tomiku Rzeki Portugalii składa się z krótkich, ascetycznych wręcz form, w których można zauwazyć tendencję do pewnego rodzaju wodzenia czytelnika za nos. Rozpoczeta refleksja sprawia wrażenie, jakby zmierzała do ściśle zaplanowanego celu, a jednak pozostaje jedynie rozczarowanie. Wiersze zamykają się w sobie i gasną, zanim dadzą się przeczytać drugi raz.
Nowoczesne i staroświeckie
To, co współczesne,
nie musi zaraz być
nowoczesne; to, co
współczesne równie
dobrze może być
staroświeckie i już,
Trochę dekadencki, ale ostrożny i stonowany. Trochę ascetyczny, ale pusty. Widocznie zatrzymał się gdzieś na rozdrożu między stylami i znaczeniami, zastanawiając się, w którą stronę zmierzać. A przynajmniej sprawia wrażenie, jakby stał nad nim znak zapytania: po przeczytaniu tekstu na usta ciśnie się wymowne no i co? Wiersz-ninja, kryje się przed jakąkolwiek głębszą interpretacją. Na dodatek, jeśliby się trochę przyjżeć (lub, jak w moim wypadku, przeczytać tekst drugi raz), również w tym tekście przerzutnie nie mają jasnego uzasadnienia.
Nie mam nic
Nie mam nic przeciwko temu,
aby Polska przestała być
ojczyzną, a stała się matczyzną.
Polska jest rodzaju żeńskiego,
ojczyzna zresztą też.
Ten z kolei wiersz na pierwszy rzut oka dokądś prowadzi. Pomijając trochę polityczny kontekst, (znów – trochę stylu, trochę zaledwie znaczenia) pointa jest w moim odczuciu nielogiczna i zostawia czytelnika w ślepym zaułku, a ten zaś wpatruje się z otwartymi oczami w nieposłuszną ścianę kartki... Waliłem głową w ten wiersz, jednakże przyprawiło mnie to jedynie o ból głowy.
Należy jednak wskazać na prześwity dobrej liryki z tego tomiku. Weźmy na przykład Dwa wiersze o deszczu, a konkretnie ten drugi:
Od rana na przemian pada i leje,
Zimno, wilgotno, z domu psa
by nie wygonił, a cóż dopiero
samego siebie. Nie wyganiam
siebie samego z domu, siedzę
i udaję, że mnie nie ma.
Styl tego wiersza nadal pozostawia sobie wiele do życzenia, jednakże w tym przypadku prezentuje on pewien określony tok myślowy i raduje brakiem rażących niedociągnięć formy, w efekcie czego, w kontraście do poprzednich tekstów, ten zyskał w moich oczach większą wartość, niż na to zasługuje. Zastanawiam się, czy było to celowym zabiegiem Autora, by na tle ogromnego zbioru czterdziestu dwóch wierszy chociaż kilka zrobiło pozytywne wrażenie. Jak na tomik poetycki, mnóstwo słów – bardzo mało poezji.
Jakkolwiek by się nie starać wyciągnąc więcej pozytywnego z tego zbioru, Autor za chwilę udaremni czytelnikowi te zamiary, serwując kolejną porcję chwytania się za głowę. Jedną z nich w przypadku moich subiektywnych odczuć okazał się wiersz Nadzieja jest większa.
Moja nadzieja
jest większa
od mojej wiary.
Lektura tego dzieła przyprawiła mnie o nie lada załamanie estetyczno-artystyczne, tym bardziej, że usiłowałem spojrzeć na tomik przychylnym okiem. Dwugłowa bestia okazała się być podwójnie przeraźliwa – z jednej strony przegadana i męcząca, z drugiej strony bezwzględnie oszałamiająca brakiem treści i frustrująco prowadząca donikąd.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt