- Nareszcie znalazłem dla ciebie męża! - Mężczyzna z zadowoleniem pogładził przetykaną srebrnymi nitkami brodę.
Jadwinia zamarła z przestrachu. Wczoraj rzeczywiście na kasztel przybyła gromada jeźdźców, ale jedyny rycerz, jakiego dane jej było zobaczyć przez wąskie okno komnaty sypialnej, miał chyba pięćdziesiąt lat i cetnar wagi.
- Kaprysisz, grymasisz, wymyślasz – kasztelan szarpnął niecierpliwie nieco przydługi wąs – a ja nie mam sił. Niedługo wszyscy zaczną się zastanawiać, dlaczego schniesz w staropanieństwie. Twoja młodsza siostra już nawet postarała się o wnuka dla mnie, a ty…
- Tatuśku najdroższy – dziewczyna przypadła ojcu do kolan – przecież mi obiecałeś, że będę mogła sama wybrać!
- A teraz żałuję obietnicy. Co to za głupoty, żeby kobieta sama decydowała za kogo ma wyjść. Za dwa tygodnie kończysz szesnaście lat i nie chcę, by ktokolwiek zarzucił mi, że pozwalam ci trwać w staropanieństwie. Zawsze masz alternatywę…
Zawieszony głos ojca sprawił, że pannie łzy napłynęły do oczu.
- Nie – wyszeptała. - Nie chcę do klasztoru.
- No właśnie! - Ojciec podniósł głos, choć serce mu się krajało. Jadwinia była jego ulubienicą. I tak bardzo przypominała zmarłą matkę. - Koniec dyskusji i marsz teraz do...
Dziewczyna nie czekała na dalsze słowa - wypadła z komnaty i puściła się biegiem do stajni. Nieliczni o tej porze służący i giermkowie schodzili jej z drogi. Już na dziedzińcu nieco zwolniła. Na całe szczęście, bowiem wpadając przez otwarte wierzeje, runęła wprost na jakiegoś mężczyznę. Impet powalił oboje, ale Jadwisię od obrażeń uratowało to, że upadła na chłopaka. Był bez koszuli, zimny i mokry; widocznie przed chwilą odświeżał się w cebrzyku. Młodzieniec stęknął tylko, ale nawet nie próbował zrzucić z ciężaru.
- Czego, łamago! - ryknęła kasztelanówna. - Nie właź mi w drogę!
- Wybacz! - Młodzieniec bezczelnie wpatrywał się w oświetloną blaskiem pochodni twarz i z widocznym upodobaniem wdychał zapach kasztanowych włosów.
- Czego się gapisz, kmiocie?! Pomóż mi się podnieść! - warczała, ale sama nie czyniła żadnych prób.
Po raz pierwszy w życiu dotykała nagiego torsu mężczyzny. Uczucie było zaskakująco miłe. Tak miłe, że Jadwiga poczuła zażenowanie. Okropnie ją to zezłościło, więc niewiele myśląc wbiła paznokcie w gładką skórę. Mężczyzna jęknął, ale nie wyglądało to na objaw bólu, wręcz przeciwnie. Mimo grubej sukni dziewczyna wyczuła twardość pod sobą i wiedziała, co to znaczy. Niania zadbała o jej edukację.
Na dziedzińcu rozległy się głosy podpitych żołnierzy. Jadwiga zerwała się błyskawicznie. Jeszcze tylko brakuje, żeby ktoś zobaczył ją przewalającą się z półnagim mężczyzną po stajni. Schowała się z drzwiami i poczekała, aż żołdacy znikną. Nie oglądając się na chłopaka, uciekła do swojej komnaty. W ubraniu rzuciła się na łoże i przymknęła oczy. Wspomnienie sprawiło, że fala gorąca zalała jej policzki i dekolt. Potarła opuszki palców, jakby chciała przywołać dotyk młodzieńca, a gorąco rozlewało się coraz niżej i niżej, aż dotarło w partie, które były – jak mówił ojciec Sebastian – terra prohibitea. Może i były zakazane, ale podciągnęła suknię, by sprawdzić, co to za niespodziewana wilgoć pojawiła się między udami, lecz widmo surowej twarzy spowiednika skutecznie usunęło pulsujący niepokój. Cóż miałaby mu powiedzieć? Ojcze, zgrzeszyłam, bo rozpalił mnie dotyk młodzieńca? Nie skończyłoby się na zdrowaśkach. Jadwinia doskonale pamiętała widok pleców panny służącej, której spowiednik postanowił pomóc wygonić diabła. Już więcej Marta nie zgrzeszyła albo po prostu nigdy nie powiedziała o tym gorliwemu duchownemu.
***
Wieczerza upływała w miłej atmosferze. Widoczny na stołach dostatek, bogata piwniczka oraz zdolny minstrel sprawili, że nastrój był naprawdę dobry. Jadwiga siedziała po lewej stronie ojca, dlatego nie słyszała rozmowy rodziciela z opasłym szlachcicem. Ale z rzucanych spojrzeń domyślała się, że rozmowa dotyczy właśnie jej. Żołądek zaciskał się dziewczynie z obrzydzenia, gdy patrzyła na tłustego starucha, który taksował ją wzrokiem niczym jałowicę na targu. Za to w pewnym oddaleniu od głównego stołu spostrzegła znajomego młodzieńca. Gdy tylko wychwycił jej spojrzenie, z zuchwałym uśmieszkiem ukłonił się. Jadwiga przygryzła wargi. Bezczelny, pomyślała wściekła, ale bardziej na siebie, bo jego widok przywołał wszystkie zbereźne uczucia, jakich doznała poprzedniego wieczora.
Ojciec i grubas uścisnęli sobie dłonie, a Jadwidze zrobiło się słabo, gdy szlachcic skinął głową z obleśnym uśmiechem. Odczekała kilka minut, a potem wstała i poprosiła ojca o pozwolenie oddalenia się od stołu.
Nie poszła do komnaty. Bała się, że udusi się w sypialni. Potrzebowała przestrzeni, by zaczerpnąć powietrza i przemyśleć wszystko. Usiadła na blankach przy wieży, gestem oddaliła strażnika, który odszedł na drugą stronę, by nie przeszkadzać pani. Nie znalazła ukojenia ani w widoku wijącej się u stóp kasztelu srebrzystej rzeczce, ani w granatowych chmurach. Księżyc oświetlał mdłym blaskiem kamienne mury, ale pozostał obojętny na łzy, które zalśniły na policzkach dziewczyny.
- Uciekłaś?
Głos wyrwał Jadwigę z zadumy. Choć się przestraszyła, była wdzięczna, że przerwał rozmyślania o nocy poślubnej z wybranym przez ojca kandydatem. Niemal czuła na sobie szorstki dotyk ogromnych łap, które w zapamiętaniu cisną jej piersi; niemal dusiła się pod zwałami tłuszczu, gdy pan młody przywalił ją ciężarem, ledwie mieszcząc się z tłustym zadem między jej udami; niemal czuła ból, który jej sprawi, egzekwując prawa małżeńskie.
- Nie da się uciec – powiedziała, odwracając twarz, by ukryć łzy i strach.
- Dlaczego tak mówisz? - spytał młodzieniec.
- A ty cieszyłbyś się - krzyknęła w desperacji – że oddają cię komuś, kogo nawet nie znasz? Że traktują cię jak kobyłę? Że masz urodzić rasowe źrebaki? Że nie masz prawa wyboru?
Chłopak odsunął się przestraszony wybuchem. Nigdy się nad tym nie zastanawiał. Prawo jest prawem. Ojcowie aranżują małżeństwa, łączą dzieci, by pomnożyć swoje majętności, wpływy.
- Aż tak niemiłe jest to dla ciebie?
Nie odpowiedziała, ale nie musiała. Po zgarbionych ramionach i pochylonej głowie widać było rozpacz i niechęć. Chłopak przysunął się bliżej i pogładził ją po włosach. Podniosła twarz i spojrzała mu w oczy. O ile bardziej wolałaby, żeby to ten mężczyzna był jej przeznaczony. O ile przyjemniej byłoby poddać się jego dotykowi. Może nie byłby brutalny. Na pewno nie! W ciemnych oczach dojrzała współczucie.
Dotknęła jego policzka, a potem przesunęła dłoń na włosy. Przeczesywała je, napawając się ich miękkością. A potem chwyciła młodzieńca za kark i przyciągnęła do siebie.
Chłopak wiedział, czego od niego oczekuje, ale wahał się. Czy mam prawo? Przecież niedługo odbędzie się ślub. Ale miała takie wilgotne wargi…
Musnął delikatnie jej usta, a ona rozchyliła je, jakby zapraszając. Nabrał odwagi i przycisnął mocniej, najpierw skubiąc leciutko, a potem zagłębiając się językiem. Dziewczyna drgnęła zaskoczona, ale wkrótce z ochotą oddała pocałunek. Dłoń oplątała jego włosami tak mocno, że aż sprawiała ból, ale wcale nie chciał, by przestawała.
Jadwiga zsunęła się z kamienia i stanęła naprzeciw mężczyzny. Była znacznie niższa, ale dawała sobie znakomicie radę – pociągnięciem za szyję zmusiła go, by pochylił się i nadal ją całował. Drugą ręką objęła go w pasie i przycisnęła się mocno. Czuła, że ma nad tym mężczyzną władzę i to dodało jej odwagi. Wsunęła dłoń pod koszulę i gładziła plecy, od czasu do czasu orząc paznokciami gładką skórę. Każdy dreszcz wywoływany tą pieszczotą, wzbudzał w niej większe pożądanie. Dlatego nie oponowała, gdy rozluźnił troki sukni, by dłonią sięgnąć piersi. Jęknęła tylko, gdy ścisnął sutek i podszczypując, sprawiał, że niemal omdlewała.
Chciała protestować, gdy chwycił ją w pół i posadził na kamieniach, sądziła bowiem, że pragnie przerwać te intymne chwile. Ale on nie zamierzał. Patrząc jej w oczy, sięgnął dłonią pod suknię i przesuwał dłoń od kostek począwszy. Jadwiga nie mogła sobie wyobrazić, do czego zmierza, ale każdy centymetr wyżej sprawiał, że zalewała ją kolejna fala gorąca. Od kolana przesunął rękę na wewnętrzną stronę uda i ciągle podążał w górę. Gdy musnął palcem jedwabiste włosy, niemal wrzasnęła. Dlatego zamknął jej usta pocałunkiem, a rękę przesunął na pośladek.
- Nie krzycz – poprosił, odrywając się od niej. - Jeszcze kogoś przywołasz.
Pokiwała głową, bo przed oczami stanął jej ojciec Sebastian. Jak ja się wyspowiadam, zdążyła tylko pomyśleć, ale wkrótce wyrzuciła ten obraz, bowiem mężczyzna wrócił do przerwanych pieszczot. Czuła jego zręczne palce w miejscu, do którego nikt do tej pory nie miał dostępu. Ale teraz zastanawiała się, dlaczego sama nie domyśliła się, że może być tak wspaniale. Młodzieniec gładził i drażnił, uciskał i dręczył, docierał w zakazane regiony, sprawiając, że przestała myśleć o czymkolwiek, poza jego dotykiem. Czuła, że coś się zbliża, bo jej ciało zaczęło samoczynnie wykonywać ruchy; dłonią zatkała usta. Ale wtedy chłopak przerwał pieszczoty. Jęknęła rozczarowana, ale on pocałował ją mocno, a potem popchnął, by ułożyła się na kamieniach. Przestraszyła się.
- Nie możesz… Nie możemy… - chciała mu wytłumaczyć, że ojciec ją zabije, jeśli w łożnicy małżonek odkryje, iż nie jest dziewicą. Strach sprawił, że podniecenie prawie ją opuściło.
- Wiem – powiedział mężczyzna. - Nie bój się.
A potem uniósł jej spódnicę i zanurkował głową pod ciężki materiał. Czuła jego usta i dłonie, wścibskie palce imitowały najbardziej intymne ruchy, a język pieścił, lizał, drażnił, doprowadzał do szału, do krzyku…
Przygryzła rękę do krwi, by nie wydać z siebie dźwięku. Mężczyzna jeszcze przez chwilę gładził jej rozpalone ciało, wyciszając i łagodząc.
Usiadła i obciągnęła spódnicę, a potem rozpłakała się.
- Jak mam teraz wyjść za mąż? - spytała z rozpaczą.
Mężczyzna spojrzał zaskoczony. Nie wiedział, czy żałuje tego, co się przed chwilą stało, czy boi się, że będzie musiała wyznać grzech. Zanim zdążył sprecyzować pytanie, usłyszeli kroki. Nastąpiła zmiana warty; nowy strażnik pozdrowił młodą panią i uważnym, nieco nieufnym spojrzeniem obrzucił nieznajomego. Jadwiga opuściła głowę i nie odpowiadając na pozdrowienie wartownika, opuściła blanki.
***
Do zaręczyn został niecały tydzień, a Jadwiga nie uczestniczyła w żadnej uroczystości, w której miał brać udział jej przyszły mąż. Wybrała niezawodną wymówkę, której nie odważyłby się ani omawiać, ani kwestionować żaden mężczyzna – dolegliwości kobiece. Zresztą nie wyglądała zbyt dobrze. Blada, z podkrążonymi oczami i ze śladami łez wzbudzała współczucie. Nawet ojciec Sebastian zdobył się na próbę pocieszenia, mówiąc, iż nie powinna obawiać się swego losu. Wszak Bóg stworzył mężczyznę i kobietę dla siebie i dla prokreacji, a on, duchowny, pobłogosławi ich związek w imieniu kościoła, więc wszystko będzie dobrze. Jadwiga spojrzała na niego przerażona, oczami wyobraźni ujrzała tłustego małżonka między swoimi udami i ojca Sebastiana z kropidłem obok łoża i uciekła, szlochając.
Swojego uwodziciela zobaczyła z okien komnaty tylko raz, gdy dosiadał pięknego, karego rumaka i udawał się wraz z innymi rycerzami na polowanie. Zapłakała znowu, a potem wspomniała upojny wieczór na blankach kasztelu. Runęła na łóżko, a dłoń powędrowała między rozpalone uda. Zamknęła oczy i wyobrażała sobie, że to palce i usta kochanka. Szybko doznała spełnienia, ale nie było tak powalające, jak ten pierwszy raz.
- Zawsze będę go mogła tak wspominać – pocieszyła się, choć wiedziała, że trudno będzie zatrzeć widok tłustego, mężowskiego ciała.
Na zaręczyny ubrano ją w białą suknię, niemal tak wystawną jak na ślub, a głowę ozdobiono jej wiankiem z białych kwiatów. Jadwiga odprawiła służące, by choć przez chwilę pobyć samej. Usiadła na łóżku i ukryła twarz w dłoniach. Ostatnie spokojne popołudnie. Od niani wiedziała, że wieczorem w czasie uczty narzeczony będzie ją mógł pocałować. A niektórzy, co bardziej niecierpliwi – mówiła piastunka – wsadzają ręce pod suknię, już zawczasu szukając skarbów. Otrząsnęła się z obrzydzeniem.
Drzwi cichutko skrzypnęły. Spojrzała i zaskoczona zobaczyła swego kochanka.
- Przyszedłem dodać ci otuchy – powiedział i przysiadł koło niej na łóżku. - Jeśli ślub tak ci niemiły... – zaczął, ale nie zdążył wyjaśnić, co miał na myśli. A Jadwina wolała nie robić sobie żadnych nadziei. Nie mogła przecież sprzeciwić się ojcu.
Mężczyzna chwycił jej dłonie i przycisnął do piersi, ale Jadwiga wyrwała mu się, bo już ją wzywano.
W nieco ciemnawej kaplicy ojciec Sebastian stał przed ołtarzem, obok niego czekał tłusty szlachcic i kilku młodzieńców. Jadwiga opuściła głowę i zrezygnowana podała rękę ojcu. Przy cichych dźwiękach muzyki doprowadził ją do przyszłego narzeczonego, a ona nawet nie zerknęła na niego, uparcie wpatrując się w duchownego. Zupełnie nic nie rozumiała, co mówią. Dopiero, gdy ojciec Sebastian pokropił ich wodą święconą, ogłaszając, że są sobie przyrzeczeni, oprzytomniała. Mężczyzna chwycił jej dłonie i dopiero wtedy spojrzała na przyszłego męża.
Poznała te oczy, poznała te ręce. Niemal zemdlała, gdy zobaczyła tłustego szlachcica poklepującego młodzieńca po ramieniu i gratulującego przyszłej małżonki.
- Jeszcze przez chwilkę musimy się ukrywać – wyszeptał jej do ucha, a ona zaczerwieniła się. Sama nie wiedziała, czy na wspomnienie wieczoru na blankach, czy dlatego, że nawet nie znała imienia narzeczonego.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt