„Szparagi w sosie beszamelowym”
Mąż uwielbia szparagi! Jak tylko pojawią się na rynku, przechodzi na dietę szparagową i zajada się nimi codziennie. Smażone, duszone, pieczone, gotowane, ale najbardziej lubi je polane dużą ilością sosu beszamelowego, w którego przygotowaniu jestem mistrzynią. Nawet jego mamusia, od której dostałam przepis, nie potrafi go przyrządzać tak pysznie, jak ja.
Nasza codzienność to mijanie się, przebywanie w osobnych pokojach, choć dla osób postronnych jesteśmy przecież razem, w tym samym domu. Każde zajmuje się swoimi pasjami, może nie wszystkie są krystalicznie czyste i uczciwe względem drugiej strony, ale posiadanie sumienia, to kwestia indywidualna. Kłamstwo nie udowodnione, nie jest nim. Podobnie jest ze zdradą.
Już od jakiegoś czasu domyślałam się, że mąż spotyka się z inną kobietą. Może nawet nie jedną, a ma kilka przygodnych i przypadkowych znajomości seksualnych. Często bywa w delegacji, ja również nierzadko wracam z pracy po godzinach. Jest dużo przeróżnych okazji do złamania przysięgi małżeńskiej.
W środę, dzień moich urodzin, nie jako data, ale jako dzień tygodnia, wyszłam wcześniej z pracy. Miałam w planie wizytę u kardiologa. Po badaniu echa serca, które wykazało nieznaczne odchylenie od normy w budowie zastawek, lekarz zalecił mi założenie holtera. Urządzenie to miałam nosić przez całą dobę i starać się wykonywać jak najwięcej ćwiczeń, by sprawdzić, czy nie ma żadnych zaburzeń w pracy serca. Zajechałam pod blok o nietypowo wczesnej, jak na mnie porze, otworzyłam drzwi wpisując numeryczne hasło na domofonie i zdecydowałam się wejść schodami na dziesiąte piętro, na którym mieszkamy. Z początku szłam żwawo, ale z każdym kolejnym piętrem spowalniałam. Aż w końcu zaczęłam dyszeć jak dmuchawa, choć wcale nie byłam gruba. Daleko było mi do wyglądu maciory, którą maż regularnie zwykł mnie nazywać. Nawet w obecności dzieci.
Idąc schodami usłyszałam jakieś głosy krzyczące w panice, huk zatrzaskiwanych drzwi, a potem zbliżające się czyjeś kroki. Kroki te schodziły w dół. Dostrzegłam kobietę, która mijając mnie zapinała suwak od spodni. Wszystkie guziki jej bluzki były jeszcze rozpięte. Spojrzała na mnie nieuważnie, przelotnie, jak to się robi, myśląc o czymś innym. Obejrzałam się za nią. Była bardzo atrakcyjna! Wysoka, szczupła, ruda, umalowana wyzywająco. Stojąc na klatce, przechyliłam się przez barierkę i widziałam jak wyjęła lusterko, by poprawić potarganą fryzurę. A potem zapaliła papierosa i zeszła na sam dół.
Gdy weszłam do mieszkania, moje podejrzenia wzmogły się. Zauważyłam męża biorącego prysznic. Nigdy nie kąpał się w ciągu dnia, taką miał od lat niepisaną zasadę. Robił to tylko wieczorem, przed snem. Wzburzona, z walącym sercem poszłam do sypialni. Łóżko było rozmemłane. W kuchni zajrzałam do śmieci. Zawiązany w supełek dowód rzeczowy, pełen życiodajnych plemników, tkwił na samym wierzchu!
- Nawet nie raczył go, zbok jeden, zawinąć w papier! – powiedziałam do siebie z wściekłością.
Gdy mąż wyszedł z łazienki, na moich ustach był już przyklejony gotowy uśmiech urzędniczki służby cywilnej. Nic nie znaczył, nic z niego nie można było wyczytać. A ten dureń kolejny raz dał się nabrać, że jestem ślepa i nic nie zauważyłam.
- Kochanie! – zaczął z fałszywym entuzjazmem. – Jak to dobrze, że wcześniej wróciłaś!
Milczałam, czekając co więcej zełże.
- Czekałem na ciebie z zakupionymi dziś szparagami. A raczej na twój sos beszamelowy!
- Dobrze, zaraz się tym zajmę – odpowiedziałam spokojnie, choć serce waliło mi jak młotem. Pewnie holter wykaże takie anomalia, że skierują mnie na natychmiastową operację serca.
Przy kolacji mąż był dla mnie niezwykle miły. Nadzwyczaj gadatliwie opowiadał o pracy, o zbliżających się okrągłych urodzinach – czterdziestych! - na które mamusia obiecała upiec jego ulubiony tort tiramisu. Miał dostać go w prezencie, oprócz flanelowej piżamy, jak co roku, tym razem jednak miała być wyjątkowa. Przypomniał mi się od razu film „Bridget Jones” i wielce usztywniony adorator głównej bohaterki, który chcąc nie chcąc musiał nosić dziwne, wydziergane na drutach przez jego mamę swetry. Na jednym z ważnych spotkań rodzinnych miał kiedyś zielony, z wielką głową łosia z przodu. Bohaterka dyskretnie się roześmiała, a on niczego nie zauważył. Jak to facet! Rozbawiło mnie to wspomnienie.
Wróćmy jednak do naszej środowej kolacji. Gdy mąż już się wygadał, ustaliliśmy szczegóły menu na niedzielne przyjęcie. Zupa-krem z dyni. Na drugie pieczone części kurczaka, z oczywistym dodatkiem w postaci szparagów w sosie beszamelowym. Na deser teściowa miała przywieźć tort. Mąż, na samą myśl, ślinił się jak mały Kazio!
Wieczorem robił dziwne podchody w sypialni. Ale po czymś takim nie mogłam, po prostu nie mogłam. Wymówiłam się kobiecymi dniami, co zawsze było i jest skutecznym wytłumaczeniem. Pomyślałam o niedzieli i… zasnęłam słodkim snem.
*****
Na przyjęciu zjawiła się cała, liczna rodzina. Teściowie, szwagier z żoną i dziećmi, moi rodzice, brat z konkubentką oraz nasze nastoletnie dzieci – dziewczynka i chłopiec. Na ten dzień specjalnie rozstawiliśmy stół w dużym pokoju. Mąż siedział na jednym końcu, ja na przeciwległym. Dzieliła nas cała długość stołu. Po prawej stronie miał mamę, po lewej tatę. Ja podobnie, swoich rodziców.
W przygotowaniu obiadu oczywiście nikt mi nie pomógł. Bo po co? Podobnie było z noszeniem dań. Sama usługiwałam gościom, a potem jadłam w pośpiechu. Mąż był duszą towarzystwa. Sypał żartami, jak z rękawa. Opowiadał historyjki z pracy, jaki to on jest niezastąpiony i szanowany przez wszystkich. Mamusia głaskała swojego chłopczyka po głowie, a on się uśmiechał jak dziecko. Potakiwałam milcząc. Czekałam!
Drugie danie wyglądało nieziemsko kolorowo. Każdy dostał porcję na talerzu. Składała się na nią pierś kurczaka plus zielone szparagi polane żółtym sosem beszamelowym. Na wierzchu, z czerwonej słodkiej papryki usypałam pierwszą literę imienia obdarowanego. Każdy talerz wyglądał jak małe dzieło sztuki. Goście byli zachwyceni moją pomysłowością.
- A kiedy ja dostanę swoje szparagi? – niecierpliwił się małżonek.
- Już przynoszę! – uspokoiłam go. – Jako solenizant dostaniesz ostatni.
Po chwili wróciłam z kuchni i postawiłam przed nim parujące jeszcze danie. Mąż spojrzał na mnie zszokowany. Ja uśmiechnęłam się urzędowo.
- Co to… – nie dokończył pytania.
Pospiesznie zjadł wyraz „ZBOK” wykaligrafowany czerwoną papryką. Nie docenił kunsztu, jaki włożyłam w ozdobne zawijasy liter „Z” i „K”. Zgarnął łyżką całą wierzchnią warstwę sosu. Pozostały tylko zielone szparagi, troszkę beszamelu i mięso.
Mąż zaczerwieniony nieco na twarzy wrócił do rozmowy z rodzicami, którzy niczego na szczęście nie zauważyli. Goście jedli, sztućce brzęczały, rozmowy nie milkły. W pewnym momencie małżonek, krojąc szparag zauważył schowany przeze mnie prezent urodzinowy. Zużyty kondom, ze zzieleniałą zawartością czekał na niego pod pyszną porcją szparagów. Dodatkowo, aby niespodzianka nie czuła się samotna, dołączyłam do niej małą karteczkę z czarnym napisem „ZDRAJCA”. Mąż zbielał jak ściana! Spojrzał na mnie wzrokiem bazyliszka, który mógłby z miejsca zabić. Ja tylko uśmiechnęłam się niewinnie, acz wyjątkowo słodko.
- Kochanie! – zaczęłam z czułością. – Zostały ci tylko szparagi! Zjadaj szybko, bo nie będzie deseru!
Ku mojemu zdziwieniu i zadowoleniu poparła mnie teściowa.
- Syneczku! - głaskała go po uszku. – No już! Jeszcze kilka kęsów i skończysz. Przecież zawsze szparagi były twoim ulubionym daniem.
Mąż z odrazą spoglądał na trzy szparagi i to, co tylko my dwoje wiedzieliśmy, że znajdowało się pod nimi.
- A może jesteś chory? – martwiła się teściowa. – Tak blado wyglądasz…
- Nic mi nie jest! - odrzekł dzielnie solenizant.
Umiejętnie ukrył moje prezenty na widelcu, zawijając je w szparagi i sos. Podziwiałam jego zmysłowe ruchy, gdy maskował treść posiłku przed oczami gości. Maestria gestów! Gdy w końcu pokarm trafił mu do ust, zauważyłam lekki odruch wymiotny.
- Co ci jest kochanie? – spytałam z troską. – Może przyniosę piwo z lodówki? Na śmierć zapomniałam...
Czym prędzej pobiegłam do kuchni i wróciłam, stawiając przed nim szklankę chmielowego napoju. W tym czasie on uwinął się z resztą posiłku. Talerz był pusty! Patrząc na mnie, z mieszanką morderczej nienawiści i wielkiego podziwu, wypił duszkiem całą zawartość.
Byłam z siebie taka dumna! Taka zadowolona! Zemsta słodka jest! Wymówiłam się nawet od zjedzenia kawałka tortu. Mąż również. Czym bardzo uraził swoją rodzicielkę.
Na szczęście moje wyniki badań okazały się w porządku. Operacja serca nie była konieczna. Doświadczony lekarz spytał tylko, czy tamtego dnia wydarzyło się coś ważnego w moim życiu. Przyznałam, że wtedy było nadzwyczaj dużo emocji!
(28 maj 2016)
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt