Wyobraźcie sobie, że mieszkacie w bloku. To nie musi być jakiś wyjątkowy blok, raczej zwykły kilkupiętrowy budynek, z podwórkiem i placem zabaw… I wyobraźcie sobie, że to było wczoraj. Słońce wstało i zajrzało w Wasze okna. Ładny dzień, pomyśleliście i wybiegliście na dwór zapominając o śniadaniu. Jednak zaraz za progiem zatrzymaliście się zdumieni, bo podwórko wyglądało inaczej. Nie, nie, nic nie zniknęło, natomiast przybył duży samochód od przeprowadzek i mały żółty trabant. Ten trabant najbardziej was zaciekawił, więc jak poszukiwacze przygód podeszliście się przyjrzeć. A w samochodzie kolejna niespodzianka: zupełnie obcy ludzie! Małżeństwo z dzieckiem. Szyby w aucie były uchylone, powiedzieliście grzecznie „Dzień dobry” ale odpowiedziała wam cisza – cóż, to nie było miłe…. Ta pani była naburmuszona i miała przykrą minę – popatrzyła na was i zaraz odwróciła wzrok. A ten pan to w ogóle nie miał żadnej miny… I wtedy Ania, drobna blondyneczka pokazała na coś palcem. Zza tych państwa, no dobrze, zza szyby, wystawały uszy. Puchate, różowe, królicze uszy. Czyli dziecko to dziewczynka. Fajnie. Teraz będzie po równo.
Kiedy skończono wnosić sprzęty do bloku, Ci z trabanta postanowili również opuścić samochód. Drzwi się otworzyły i zamknęły. Dorośli jak to dorośli, widzieliście już wielu dorosłych… Ciekawi byliście różowych uszu i ich właścicielki. Ciężarówka odjechała i oto co ujrzeliście. W dziewczynce tylko te uszy były kolorowe, wszystko inne zdecydowanie szare… Miała szary płaszczyk i szare buciki na nóżkach, i szare getry, miś w jej rękach był bury, nawet buzia blada i niewyraźna. Nie patrzyła na was. Tak dziwnie nie patrzyła, nie odpowiedziała żadnym gestem na gwałtowny teatr waszych dłoni, kiedy jej pomachaliście nieśmiałym „cześć”. A potem zrobiło się jeszcze dziwniej, bo ten pan bez miny posadził, ją na dużym fotelu z kółkami jak rower i nie oglądając się na boki zaprowadził pojazd do bloku.
Kiedy zrobiło się pusto, pan Janek – sprzątacz, pokręcił głową, mruknął pod nosem : „Kaleka” i zabrał się do pielenia chwastów z chodnika… Rozległ się cichy jęk zawodu… Jak to – kaleka? To pewnie nie chodzi, nie biega jak wy? I jak tu się bawić w berka i podchody na takim fotelu z kołami? I nie przywitała się z wami, może nawet nie widzi… Jesteście mądre dzieci, słyszeliście o kalekach. No i jak tu się bawić, za piłką ganiać?
Ale klops…
Rozmowom przez cały dzień nie było końca, ale nie zobaczyliście już nowych sąsiadów. Wieczorem mamy zagoniły was do łóżek i przeminęła noc. Dziewczynki śniły o puchatych króliczkach, chłopcy o wyścigach samochodowych.
Małej „kalece” nie śniło się nic…
Na dworze zrobiło się zimno ale was ciągnie na plac zabaw. Już wiecie, że Nowa Rodzina, bo tak ją nazywacie, mieszka na pierwszym piętrze, że okna „kaleki” wychodzą w sam raz na podwórko. Widujecie ją czasem za szybą, jak tego pierwszego dnia. Nie wiecie jak ma na imię – nikt wam jej nie przedstawił, chyba nawet wasi rodzice nie wiedzą, udają też, że ich to wcale nie interesuje… Mówicie więc o niej Kaleka, jakby to było jej imię.
I tak mija rok szkolny i wreszcie nadchodzą wakacje. Pierwszego dnia lipca upał nie daje wam spokoju. Po obiedzie, już na podwórku, nie wierzycie własnym oczom. Nowa Rodzina jest na dworze. Państwo siedzą na ogrodowej ławeczce z nosami w książkach, a tuż, tuż przy piaskownicy stoi fotel na którym siedzi Kaleka. I patrzy na was, patrzy tak, jakby patrzyła przez was, jakby poza wami było coś czego jeszcze nie widziała. Powoli mija wam nieśmiałość i jak to dzieci zaczynacie zabawę.
To Karolek, wesoły grubasek, pierwszy zauważa jej reakcję. Tam gdzie ktoś krzyknie, mała z wózka zwraca spojrzenie. Kręci głową więc słyszy. Podrapał się Karolek po uszku, zmarszczył śmiesznie nosek i zanim komuś z was przyszłoby na myśl żeby go powstrzymać, podbiegł do wózka i dotknął dłoni Kaleki.
- Słyszysz mnie?
Przerywacie zabawę i zastygacie w zabawnych pozycjach. Robi się cicho. Wszystkie oczy kierują się w ich stronę, nawet Ten Pan podniósł wzrok. I po kilku sekundach które wydawały się minutami, dziewczynka – króliczek kiwnęła główką na potwierdzenie. Słyszy – to dobry początek. I wtedy Karolek z rozpędu, szczęśliwy że mu się udało, zadaje następne pytanie…
- Czy ty jesteś kaleka?
Matka dziewczynki podrywa się tak szybko, jakby ją osa ukłuła i zapanowuje chaos. Kobieta krzyczy coś o chamstwie i rozpuszczonych bachorach i wiele innych słów. Jesteście przerażeni, Karolek stoi w miejscu jak wmurowany, okna w bloku otwierają się i kobiety zaniepokojone wrzawą szukają źródła zamieszania. I nagle przez hałas i krzyki przebija się nowy dźwięk. Dziewczynka z wózka się śmieje. Śmieje się tak, jakby to był pierwszy śmiech w jej życiu, nierówno, chropawo. I ten śmiech zagłusza wszystko – krzyki Tej Kobiety, szmer nieśmiało dukanych przeprosin Karolka i zadziwia wszystkich wokół.
- Mam na imię Hania.
Kiedy się wszystko uspokoiło i możecie się już na spokojnie zapoznać, zadajecie dużo pytań. Jesteście ciekawi. A mała Hania jakoś wybacza wam niewiedzę i chętnie rozmawia.
A z tą Hanią to było tak… Jak się urodziła, to badania wykazały że nie będzie widzieć, bo ma niewykształcony nerw wzrokowy (czy jakoś tak , nie umiecie jeszcze tego słowa tak z kopyta powtórzyć). A kiedy doszła do wieku, w którym inne dzieci zaczynają raczkować i chodzić - ona nie mogła. Rodzice wozili ją do doktorów i na badania i właściwie dotąd nie powiedzieli jej dlaczego tak jest. Hania ma dziesięć lat i nie wie, czy kiedyś się tego nauczy. Ale umie już inne rzeczy. Ciekawi ją świat, chociaż widzi go zupełnie inaczej niż wy. Na przykład… Na przykład któregoś czwartkowego popołudnia, kiedy Hania zaprosiła was do domu na podwieczorek, Patrycja pochwaliła jej kocyk dla lalek. Hania wie, że tych kocyków jest kilka więc sprawdza dłonią i pyta, czy o ten czerwony chodzi. Jesteście zdumieni – jak to? – zna kolor a nie widzi… Czy ktoś jej podpowiada do uszka? A może wróżka? Bo w tym momencie, jesteście w stanie uwierzyć nawet we wróżki… Nawet chłopcy. Hania się śmieje – żadna wróżka!
- Rozejrzyjcie się – zachęca – w tym pokoju jest czerwony i zielony, niebieski i żółty i inne kolory. Na przykład ja nie zobaczę czerwonego jak wy, ale mogę go poczuć. Czerwony jest… - tu milknie na chwilę – jest ciepły jak wiatr w lato, miękki jak brzuszek kota i pachnie słodko.
Sprawdzacie, nawet oczy zamknęliście i co? Prawda. I tak się zaczyna zabawa w kolory i Hania rzadko się myli. Ale są rzeczy których Hania nie rozumie. Nie może ich dotknąć, są za daleko, zwierza się wam z tego. Przemyśleliście sprawę i chcecie jej opowiedzieć… Chcecie jej wszystko pokazać, już was wciąga jej świat w którym nawet beznadziejnie pospolity kamyk czy badylek to coś niesamowitego. Bo ma kolor. I tylko wy wiecie, że Hania ma to coś czego wam brak. Ona ma jeszcze kształt i smak i zapach i, tu znowu nowe słowo, ma fakturę… Jakoś nagle wszystko nabiera nowych barw, jest weselej niż było i wszyscy jesteście z siebie tacy dumni, jak te pawie z rysunków których Hania nie zobaczy, bo wy, tacy mali w świecie dorosłych, macie własny świat. Czasem mówicie, że gry komputerowe się nudzą, i komiksy też, bo są płaskie… A taka trawa na przykład, patrz Hania, to jest trawa, jeden kawałek trawy, to się nazywa źdźbło, i to jest gładkie, bez grudek, tu masz kawałek ziemi żebyś wiedziała co to grudka, jest gładkie i mokre rano a w południe suche i ciepłe, a wieczorem znowu zimne i mokre jak te lody, które jedliśmy wczoraj i jest zielone, wiesz Hania, jak twoje oczy – zielone.
I tylko czasem Hania smutnieje. Bo są rzeczy, których nie może dotknąć i chociaż powtarza sobie często: wyobraźmy sobie… wyobraźmy sobie… to nic jej się nie wyobraża i jej oczy robią się mokre jak trawa rano. Kiedy ją tak trzymasz za rękę i chcesz pocieszyć, że to nic, ty jej pokażesz, prosi lękliwie:
- Opowiedz mi niebo…
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt