Zachód słońca - JoannaP
Proza » Inne » Zachód słońca
A A A

Siedziałam na ziemi. Przesuwałam dłoń po gładkiej, chłodnej trawie, bawiłam się małymi, twardymi kamykami. Na skórze czułam rozgrzane ogniskiem powietrze, wsłuchiwałam się w trzask płonącego drewna. Ciemność była łagodna i nieprzenikniona, ciszy nie zakłócało nic oprócz świerszczy.
Wdychałam zapach dymu oraz polnych kwiatów. Objęłam nogi ramionami, oparłam czoło na kolanach. Byłam zmęczona, ale nie chciałam zasypiać. Nie lubiłam poranków, zawsze zbyt wczesnych pobudek, chłodu o świcie, niecierpliwości dorosłych, widoku zgasłego ogniska. Nie lubiłam długich wędrówek, od których bolały nogi.
Obróciłam głowę i spojrzałam na ciebie. Spałeś skulony tuż obok, drobny i kruchy jak figurka zrobiona z wierzbowych gałązek. Zasłoniłeś oczy ręką, by nie raził cię blask ognia. Od czasu do czasu pojękiwałeś cicho, więc delikatnie pogłaskałam twoją rękę. To cię uspokoiło. Uśmiechnąłeś się przez sen takim delikatnym, nieśmiałym uśmiechem. Ja uśmiechnęłam się do ciebie, choć nie mogłeś tego widzieć.
Tyle lat minęło! Ciebie już nie ma, zniknąłeś jak słońce, gdy chowa się za horyzontem. Pozostały po tobie wspomnienia, podobne do tęczy, którą się widzi, ale do której nie można dojść, choćby szło się wiele dni. I jeden but. Lewy dziecięcy bucik. Noszę go w swym tobołku, nikomu nie pokazuję. Jest moją tajemnicą. Lubię na niego patrzeć. Przypominać sobie różne rzeczy. Na przykład ten dzień, kiedy cię znaleźliśmy.
Polowaliśmy na wiewiórki. Ja i banda dzieciaków. Wiewiórki skakały z gałęzi na gałąź, kryły się w załomach murów, przemykały po dziurawych dachach opuszczonych budynków: małe kusicielki, obietnica kolacji. Byliśmy w mieście. Nie wolno nam było wchodzić do budynków, ale ciągle łamaliśmy ten zakaz, przeskakiwaliśmy nad szczelinami, skradaliśmy się opuszczonymi korytarzami, szepcząc i tłumiąc oddech; czuliśmy się trochę jak duchy. Często natykaliśmy się na ludzkie szkielety, białe czaszki z pustymi oczodołami wśród zmieszanych kości; staraliśmy się nie zwracać na nie uwagi. Całe miasto było wielkim cmentarzem. Ludzie umarli. Podobno kiedy byłam jeszcze całkiem mała, przyszła zaraza. Oczywiście chciałam wiedzieć, co to takiego ta zaraza.
- To choroba.
- Taka gorączka? Jak wtedy, kiedy wpadnie się zimą do wody i przemarznie?
- Gorsza. Dużo gorsza. To trwało tylko rok. Po roku prawie nikogo nie było.
- A dlaczego my nie umarliśmy?
- Nie wiem.
Nikt nie wiedział. Nie potrafiliśmy zrozumieć, dlaczego zostaliśmy sami. Niektórych ta niewiedza doprowadziła do szaleństwa, jak starą Małgośkę, która wrzeszczała: ,,dlaczego” i ,,dlaczego” dzień i noc, a my nie mogliśmy spać. Inni chyba nauczyli się z nią żyć.
Biegliśmy więc tamtego słonecznego wiosennego dnia opustoszałą ulicą, nie spodziewając się znaleźć nic niezwykłego. Nagle pojawiłeś się ty. Stałeś nieruchomo, podobny do posągu, patrzyłeś na nas nie mrugając, nie uśmiechając się, ani nie płacząc. Pierwsza podeszłam do ciebie. Powiedziałam: cześć! Milczałeś. Nie zareagowałeś, kiedy wykrzywiłam się do ciebie, ani kiedy pokazałam ci język (co ja miałam wtedy w głowie!). Byłeś niemal nagi, chudy, drżałeś z zimna, choć zaczęła się wiosna i zrobiło się ciepło. Przypominałeś nieopierzone pisklę, które wypadło z gniazda, taki byłeś żałosny, zagubiony i przerażony. Miałeś tylko jeden but: zniszczony i brudny, szedłeś więc śmiesznie, lekko utykając. Krążyliśmy wokół ciebie jak sfora zdziczałych psów.
Przyprowadziliśmy cię do obozu. Ludzie przerwali swoje zajęcia, szeptali, małe dzieci wyglądały ostrożnie zza matek.
Wtedy przyszła Anna. Kucnęła przed tobą. Skuliłeś się bojaźliwie, kiedy spróbowała cię dotknąć. Po chwili wstała i oznajmiła:
- Trzeba go wykąpać, ubrać i nakarmić. Na co czekacie? Ruszcie się!
Umyto cię, nakarmiono, nawet jakieś ubrania się dla ciebie znalazły. Tylko butów nie było.
Anna. Lubiłeś ją. Wszyscy ją lubiliśmy. Chwytaliśmy ją za jej gruby, siwy warkocz, a ona śmiała się, próbując nas złapać. Podczas pracy śpiewała, a jej głos niósł się po okolicy. Wieczorami przy ognisku nuciła ciche, dziwne pieśni, pochodzące z dawno minionych czasów, kiedy Ziemia była pełna ludzi.
Czasami, gdy słońce zachodziło, Anna wyjmowała starą, podniszczoną książkę. ,,Dostałam ją od mamy” mówiła. Gromadziliśmy się wokół niej, a ona czytała. Dorośli słuchali w zadumie, niektórzy płakali. Dzieciaki tuliły się do siebie, przestraszone i zachwycone jednocześnie. Dziwne to były historie: o Królowej Śniegu, brzydkim kaczątku, dziewczynce z zapałkami. My też mamy swoje opowieści: pełne opuszczonych domów oraz żalu po utraconych bliskich, ale tamte historie pochodziły z innego świata, z innego życia.
Potem Anna rozdzielała jedzenie. Zebrane w lesie jagody, dzikie jabłka i inne owoce. Czasem mięso zajęcy czy dzikich ptaków. Niekiedy myśliwym udawało się upolować sarnę: nieśli jej skrwawione ciało śpiewając głośno, wszyscy witaliśmy ich radośnie: będzie uczta.
Jedliśmy łapczywie, szybko, jakby to miał być ostatni raz. Ty przeżuwałeś każdy kęs powoli, twoje myśli zdawały się błądzić daleko od naszej gromady, gdzieś tam wśród lasów, potoków, a może jeszcze dalej, pośród gwiazd?
Trzymałeś się na uboczu. Przyglądałeś nam się ostrożnie z mieszaniną lęku i ciekawości w oczach. My przyglądaliśmy się tobie. Mierzyliśmy się wzrokiem. Badaliśmy się oczami. Czekaliśmy, co będzie.
Anna siadała przy tobie i cichutko śpiewała. Ja przysuwałam się do Anny, opierałam głowę na jej ramieniu. Wsłuchiwałam się w tę cichą pieśń, w trzaskanie ognia, cykanie świerszczy. Stefan, jeden z myśliwych, przystawał nieopodal, ostrzył nóż. On też słuchał.
To Stefan zrobił ci drugi but. Nie pasował do pierwszego, ale był chyba dość wygodny. Bez niego byłeś bezradny jak niemowlę. Miałeś tak delikatną skórę, że boso mogłeś chodzić tylko po trawie, patrzyłeś cały czas w dół, omijałeś kamienie, niepewnie wyciągałeś przed siebie ręce. Złośliwi chłopcy podrzucali ci specjalnie małe ostre kamyki lub chwytali za rękę i przeciągali przez kałuże. Anna ostro ich wtedy karciła. Było w tej twojej bezbronności coś takiego, co i mnie kazało stawać w twojej obronie. Raz mocno ugryzłam jednego chłopaka w ucho, aż krew poleciała. Pamiętasz? W końcu przestali cię zaczepiać.
Buty pozwoliły ci chodzić na wycieczki po lesie, bawić się w berka i w chowanego, wędrować ulicami wymarłych miast. Zaglądaliśmy razem przez okna: wszystko pokryły kurz oraz odłamki szkła, gdzieniegdzie połamanych mebli strzegły szkielety. Patrzyłeś na nie z mieszaniną lęku i ciekawości, jakbyś widział je po raz pierwszy. Milczałeś. Od przybycia do nas nie powiedziałeś ani słowa. Czasem uśmiechałeś się tylko. Niekiedy płakałeś przez sen. Nawet nie znaliśmy twojego imienia. Anna nazwała cię Jankiem.
- Ty jesteś Janek. Ja jestem Ewa – tłumaczyłam cierpliwie. Czułam się za ciebie odpowiedzialna. Pilnowałam cię, mówiłam do ciebie i za ciebie. Stałeś się częścią mojego życia.
Wędrowaliśmy razem po lesie, tu tam. Pewnego dnia poszliśmy razem do miasta. Tylko we dwoje. Wchodziliśmy do pustych mieszkań. Oglądaliśmy wyblakłe fotografie (Anna mi kiedyś takie pokazywała). Otwieraliśmy skrzypiące szuflady. Omijaliśmy ostre odłamki. Wszystko pokrywała kilkucentymetrowa warstwa kurzu. Kurz wirował w smugach światła, był naprawdę wszędzie.
Rozdzieliliśmy się na krótko w jednym z mieszkań. Oglądałam leżące na podłodze, porzucone lalki (ja miałam tylko jedną lalkę zrobioną przez Annę, nie tak ładną jak tamte), kiedy usłyszałam cichy śpiew. Przestraszyłam się. Na palcach zakradłam się do drugiego pokoju. Na środku leżały zmieszane ze sobą kości. Wyglądały, jakby ktoś zgarną je wszystkie na środek podłogi, a czaszki, trzy czaszki ułożył równo obok. Klęczałeś przy tych zapomnianych szczątkach i nuciłeś cichutko. Po raz pierwszy i ostatni usłyszałam twój głos. Gdy wzięłam cię za rękę, zamilkłeś.
Wróciliśmy do obozu. Zmierzchało.
Pamiętam tamtą ostatnią noc. Spałeś, a ja delikatnie głaskałam twoją rękę. Płonęło ognisko. Zaczęło się lato, zrobiło się gorąco. Pachniało. Zasnęłam.
Nadszedł dzień. Ranek szybko minął. Około południa bawiliśmy się pod drzewami z innymi dziećmi. Słońce powoli wędrowało po niebie, wszystko ucichło.
To się stało tak nagle, że zupełnie nas zaskoczyło. Z lasu wybiegł dziki pies i rzucił się wprost na ciebie. Pamiętam wrzask straszny, huk strzału i tę śmiertelną ciszę, która nastąpiła potem. Pamiętam twoje delikatne ciałko i wychudzone zwłoki psa leżące na trawie. Pamiętam waszą krew mieszającą się, spływającą jedną, czerwoną strugą. Nie pamiętam dni, które przyszły potem. Jakby potem nie było już nic.
A jednak życie toczyło się dalej. Bo życie jest uparte, nie daje ani chwili wytchnienia tylko dlatego, że istnienie stało się nieznośne. Nie można powiedzieć sobie: chcę przestać istnieć, by zniknąć, najlepiej bezboleśnie. Tak naprawdę niewiele od nas zależy. Kiedy szok minął, zrozumiałam, że muszę żyć dalej, a kiedy nadejdzie mój czas, umrę: nagle, za wcześnie i bez ostrzeżenia.
Siedzę teraz na plaży. Przed sobą mam morze, fale rozbijają się z hukiem na brzegu. Nie jestem już małą dziewczynką. Czy poznałbyś mnie, przyjaciółkę z dzieciństwa? Czy w ogóle byliśmy przyjaciółmi?
Śniłeś mi się wczoraj. Unosiłeś się w powietrzu, tam, gdzie morze łączy się z niebem. Wyciągnąłeś do mnie rękę. Powiedziałeś: chodź. Ale ja nie mogłam z tobą pójść. Kto zaopiekowałby się Anną? Jej włosy są już całkiem siwe, oczy prawie nie widzą. Potrzebuje mnie. Pokręciłam głową. A ty odszedłeś.
Dołączę do ciebie. Pewnego dnia. Jeszcze nie teraz.
Właśnie zachodzi słońce. Powoli zanurza się w wodzie. Trzymam w dłoni dziecięcy bucik.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
JoannaP · dnia 05.07.2016 12:37 · Czytań: 832 · Średnia ocena: 4,67 · Komentarzy: 8
Komentarze
skroplami dnia 05.07.2016 17:12 Ocena: Świetne!
Straszny tekst :(.
Muszę się "pozbierać" :(.
.....
Hm, takie nic, takie wiadome, w takim czasie. A jednak serce kobiety, tęsknota, może pierwsza miłość (niedopowiedziane) czyli uczucia w świecie gdzie śmierć się spasła jak świnia, pozostają niezmienne. To dobrze, chociaż tyle, niezmienne do końca :).
W sumie atmosfera wielokrotnie spotykana, sytuacja także, jednak jest lekkość i wrażliwość w tym świecie szkieletów i resztek ludzi.
Bardzo dobrze się czyta :).
Niczyja dnia 05.07.2016 21:39 Ocena: Świetne!
JoannoP,

Przepiękne opowiadanie...
Takie jak lubię. Takie, które odczuwam całą sobą. Takie, które wzrusza do łez...
Smutek i piękno zawsze chodzą w parze, nie wiem jak w życiu, ale w literaturze na pewno.

Swoim opowiadaniem przypomniałaś mi film, który ogladałam kilka lat temu. Film był włoski "Io non ho paura". W polskim tłumaczeniu "Nie boję się". O małym chłopcu, którego porwano bogatym rodzicom, dla okupu. Biedacy z Sycylii zrobili to dla pieniędzy.
Chłopiec był tak bezbronny, tak niewinny, jak Anioł wrzucony do czeluści piekieł.
Jest tam piękna przyjaźń dwóch chłopców, czułość i troska, jest okrucieństwo dorosłych.
Jest przeszywająca swym pięknem muzyka. Malownicze krajobrazy.
Na szczęście los tamtego chłopca jest inny niż Twojego.

Dziękuję Ci za bardzo dobry tekst, piękne opisy i dogłębnie przedstawione emocje.
I za przypomnienie mi tego filmu.

Pozdrawiam serdecznie,
Niczyja
JOLA S. dnia 05.07.2016 23:48
Pysznie pyszna konwencja narratorska.. gdzieś dawno zasłyszana, ale tak rzadko i tak dawno, że czuję się znakomicie orzeźwiona :)
Pozdrawiam cieplutko
Jolka
purpur dnia 06.07.2016 13:56
Fakt, bardzo miło napisana miniaturka. Zdania wysmakowane, takie tylko smagające uwagę czytelnika, bo właściwie to płyną, właściwie to po prostu są.
Bardzo odpowiadał mi klimat, trochę tajemniczości, trochę grozy, niedopowiedzenia.

Sama postać chłopca bardzo ciekawa...

No ale... Od razu mówię, że ja często mam "ale" :) No włąśnie. Powiem Tobie szczerze, że okropnie rozczarowało mnie zakończenie, chociaż "problem" nie jest w ostatanich zdaniach. Bardzo podobało mi się "narastanie" nieoczekiwanego - ten obóz, ksiązka, Anna, wyprawa do miasta, śpiew chłopca ... No naprawdę nie mogłem się oderwać od Twoich słów...
No ale... to co zaoferowałaś nam na końcu mnie nie usatysfakcjonowało. Moim zdaniem miałaś bardzo fajny pomysł pomieszanie trillera-obyczajowości-postapo w przemiłym nastroju, a zakończenie było ... za proste. Za łatwe.

Ok, ok. Ja rozumiem, ta wersja ma inne przesłanie. Na pewno ma bardzo "fajny" ( tak cudzysłów jest tu wymagany ) ładunek emocji. No ale... tak miło poprowadziłaś, tak fajnie wplotłaś mnie w swój świat, że oczekiwałem WIĘCEJ. Oczekiwałem INACZEJ.

Ot, to takie moje wtrącenie, marudnego użytkownika :D

Fajnie się czytało...

Pozdrawiam,
Pur
Margharet dnia 06.07.2016 16:51 Ocena: Bardzo dobre
Przeniosłaś mnie w miejsce w które wcale dobrowolnie bym się nie wybrała. Nie wiem czy to świat po jakimś katakliżmie, wojnie czy katastrofie ekologicznej. Pięknie opisana historia, bardzo przemawiająca do wyobrażni. Oczy mi się zaszkliły.
JoannaP dnia 06.07.2016 21:09
Dziękuję wszystkim za komentarze, cieszę się, że tekst się podobał.
Skroplami: mam nadzieję, że się pozbierałaś ;)
Niczyja: dzięki, chętnie kiedyś obejrzę film.
Jolu: dzięki, miło Cię widzieć.
Purpurze: dziękuję; szkoda, że zakończenie Cię rozczarowało, ale takie miało być, bez fajerwerków. Fajnie, że wciągnęło.
Dziękuję Margharet :)
Gorgiasz dnia 07.07.2016 15:14
Cytat:
Siedziałam na ziemi. Przesuwałam dłoń po gładkiej, chłodnej trawie, bawiłam się małymi, twardymi kamykami. Na skórze czułam rozgrzane ogniskiem powietrze, wsłuchiwałam się w trzask płonącego drewna. Ciemność była łagodna i nieprzenikniona, ciszy nie zakłócało nic oprócz świerszczy.
Wdychałam zapach dymu oraz polnych kwiatów. Objęłam nogi ramionami, oparłam czoło na kolanach. Byłam zmęczona, ale nie chciałam zasypiać. Nie lubiłam poranków, zawsze zbyt wczesnych pobudek, chłodu o świcie, niecierpliwości dorosłych, widoku zgasłego ogniska. Nie lubiłam długich wędrówek, od których bolały nogi.
Obróciłam głowę i spojrzałam na ciebie.

Wybacz Joanno, ale miałem dość. Jeszcze nie spotkałem tak fatalnie napisanego wstępu. Czternaście (o ile nie ma pomyłki) powtórzonych końcówek w tak krótkim fragmencie. Nie można tak pisać! Skutecznie zniechęciłaś mnie do wszelkiej lektury.
scribus01 dnia 16.07.2016 13:34
Zastanawiałem się po przeczataniu tekstu czy pochylić się nad nim ze skalpelem czy laurką? Ponieważ laurek już trochę było i mogę się jakoś do nich przyłączyć (dorzucając nawet jakiś bukiecik), więc niech komentarzem będzie analiza.

Jak już uporządkowałem sobie w głowie tę historię, ważne są w niej właciwie dwie rzeczy - wspomnienia, które trochę prowokują do ogólnych przemyśleń o życiu oraz opis miejsca akcji, czyli świata po zarazie. Łącząc je ze sobą, nie trudno jest odgadnąć, że najważniejsze będzie tu zbudowanie odpowiedniego klimatu. Cel został osiągnięty. Klimat jest, jest melodia tekstu. Pobrzmiewa jakaś nostalgia. To mi się podoba.

Jedna sprawa, być może, wymaga jakiegoś przemyślenia, i tu powiem taką sugestię. Jeśli zdecydujesz się pominąć trochę słów czy zdań, według mnie tekst na tym zyska a czytelnik spokojnie sobie poradzi. Nie rób za czytelnika całej roboty - sprzedaj mu impresje. Niech bardziej popracuje wyobraźnia, wypełni przestrzeń między zdaniami. Zbuduj klimat na niedopowiedzeniach - odwrotnie do konwencji kryminału, gdzie ważne są szczegóły.

pozdrawiam miło

Sc.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:53
Najnowszy:wrodinam