Tego co wydarzyło się tamtej nocy do dziś nie potrafię wyjaśnić i nawet już nie próbuję. Nikomu też o tym nie mówiłem bo i tak nikt by mi nie uwierzył.
Dochodziła północ, niebo było czyste i rozgwieżdżone. Niczym niezmąconą ciszę zakłócało jedynie skrzypienie śniegu ubijającego się pod ciężarem moich stóp. Byłem głodny i zmęczony, a przemoczone buty potęgowały uczucie bezlitosnego chłodu ogarniającego moje ciało. Maszerując przed siebie starałem się nie myśleć o otaczającej mnie rzeczywistości, od której zresztą zdawałem się być oderwany. Z jednej strony wiedziałem, że jestem czterdziestoletnim mężczyzną idącym w stronę domu, wiedziałem też, że mam na imię Adam, ale z drugiej czułem, że coś jest nie tak. Ogarniało mnie coraz większe uczucie niepokoju. Było coraz zimniej, a lodowaty wiatr nie miał dla mnie litości. Po jakimś czasie doszedłem do furtki mojego domu. Ze ścian osypywał się tynk, z okien wyciekał mrok, a wszystko zlane było bladym światłem księżyca. Skostniałymi rękami udało mi się przekręcić klucz i nacisnąć klamkę.
W progu przywitała mnie cisza i zapach stęchlizny. Było chłodno, ale nie na tyle bym nie mógł zdjąć płaszcza. W szafie w przedpokoju znalazłem ciepłe swetry i skarpety, a w kuchennym kredensie herbatę i cukier. Po chwili woda w czajniku zaczęła przyjemnie szumieć i zrobiło się cieplej. Gorący i słodki napar postawił mnie na nogi. Siedziałem na starym krześle i rozglądając się szukałem jakiegokolwiek śladu matki. Byłem bardzo głodny i właśnie to uczucie przywołało wspomnienie o niej. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że jeszcze wczoraj widziałem ją smażącą naleśniki. W całej kuchni pachniało cukrem waniliowym i konfiturą morelową. Mieliśmy sad, a w nim jabłka, wiśnie, morele i gruszki. Piwnica zawsze wypełniona była słoikami, a w nich zaklęte były smaki lata.
Pamiętam, że na wspomnienie o gruszkach gotowanych w syropie poczułem jeszcze większy głód. Odstawiłem herbatę i zszedłem do piwnicy. W rogu na najwyższej półce stał ostatni słoik oprószony kurzem i opleciony pajęczyną. Sięgnąłem po niego i wróciłem do góry. Z kuchni zabrałem jeszcze kubek i poszedłem do swojego pokoju. Usiadłem na brzegu łóżka, otworzyłem szklany pojemnik i zatopiłem w nim palec. Po chwili cudowny smak rozszedł się po moim języku. Poczułem słodycz od głowy, aż po koniuszki palców u stóp. Zamknąłem słoik i przytuliłem go do piersi tak, jak tuli się największy skarb.
Wstałem i poszedłem do pokoju rodziców. Pomieszczenie było smutne. W rogu stała maszyna do szycia przy której mama wieczorami pracowała. Ciągle była zajęta, a ja nigdy nie chciałem jej pomagać. Często przeze mnie płakała. Nie mogłem wybaczyć sobie tego, że tak bardzo na nią nakrzyczałem. Wrzeszczałem, że znowu te naleśniki, że jest mi już niedobrze od nich. Tamtej nocy umarła na serce. Ile bym dał, żeby mnie teraz przytuliła i żeby po domu tak jak kiedyś rozszedł się zapach jabłkowej marmolady. Położyłem się na łóżku rodziców i zalałem się łzami. Po chwili znowu zatopiłem palec w owocach i oblizałem go. To było wszystko co mi po niej zostało. Ogarniało mnie coraz większe poczucie pustki, beznadziejności i niewytłumaczalnego strachu.
Przyłożyłem głowę do wilgotnej poduszki, pomyślałem, że to będzie najlepsze miejsce na śmierć. Po raz kolejny morelowa rozkosz spłynęła po moim gardle. Chciałem zapamiętać jej smak. Po chłodzie przyszły dreszcze, ostatni raz otworzyłem słoik, a potem poczułem już tylko senność.
- Adaś! - Ktoś mi jednak nie pozwalał zasnąć.
- Mama?
- Synku, dlaczego tu jest tak zimno? Po co otwierałeś okno w nocy? I dlaczego twoja piżamka jest mokra?
Siedziałem na łóżku zupełnie wychłodzony, spodnie od piżamy miałem przemoczone, a dłonie wysmarowane dżemem.
- Jadłeś w nocy? Byłeś głodny?
- Tak mamo byłem bardzo głodny i było mi bardzo zimno.
Mama zamknęła okno i mocniej mnie nakryła. W pokoju było jasno i ciepło. Usiadła na łóżku, a ja wtuliłem się w nią z całych sił. Za oknem sypał śnieg i hulał wiatr, a ja znów miałem dwanaście lat.
- Zjesz coś? – Spytała.
- Naleśniki z konfiturą morelową. – Odpowiedziałem bez wahania.
- Z tą którą trzymasz w rączkach?
- Tak.
Mama wzięła ode mnie do połowy wyjedzony słoik i zeszła do kuchni. Siedziałem jeszcze przez chwilę zastanawiając się co tak naprawdę wydarzyło się tamtej nocy, po chwili jednak po domu rozszedł się zapach cukru waniliowego, moreli i naleśników i było mi już wszystko jedno.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt